Część 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Derek

Wchodzę do domu i pierwsze co robię to idę do gabinetu, aby nalać sobie drinka. Rozmowa z Curtisem przebiegła całkiem dobrze, lecz nie wiem na ile go przekonałem o swojej racji. Mam nadzieję, że namówi swojego nowego kumpla, a raczej szefa, aby przystał na moją propozycję obrabowania innego domu. Pomogę im, zrobię wszystko, niech tylko zostawią Brooke w spokoju.

Brooke. Muszę z nią porozmawiać, zanim zadzwoni na policję. Biorę jednego łyka whisky po czym wychodzę z pomieszczenia.

– Brooke? Wróciłem!

W domu odpowiada mi cisza i nie podoba mi się to. Wchodzę do kuchni, następnie sprawdzam salon, a gdy nadal nie ma śladu po kobiecie, idę na górę.

W sypialni także jej nie zastaję, a to sprawia, że zaczynam się martwić. Zbiegam na parter, po czym ruszam w stronę holu. Już mam biec do drzwi wejściowych, gdy słyszę otwieranie się innych. Obracam się i widzę Brooke wychodzącą z piwnicy. Zamyka za sobą drzwi, a gdy mnie dostrzega, uśmiecha się delikatnie i ciężko wzdycha.

– Nie mogłem cię znaleźć, myślałem...

– Że uciekłam?

– Nie. Bałem się, że wyszłaś i cię złapali.

– Byłam w piwnicy.

– Po co? – pytam i podchodzę do niej bliżej. Z jej twarzy znika uśmiech, a zastępuje go smutek i trwoga. Moją uwagę przyciągają jej dłonie, które drżą. Kiedy widzi, że na nie patrzę, chowa je poprzez objecie się ramionami.

– Ciężko mi tam schodzić, tam zmarł Travis. A skoro nasz plan polega na tym, aby mnie tam związać, muszę się przełamać.

Przekonując ją do mistyfikacji po starciu z Blazem, nie pomyślałem o tym, jak jej ostatni etap może być dla niej traumatyczny. Podchodzę bliżej i biorę ją w swoje ramiona. Przytulam mocno do siebie, a gdy nie czuję odwzajemnienia, odsuwam się nieco, by móc na nią spojrzeć.

– Wszystko będzie dobrze, wszystko się uda. Obiecuję Brooke.

Kobieta przytakuje i stara się ponownie uśmiechnąć, ale widzę jak ciężko jej to przychodzi. Odsuwa się jeszcze bardziej, po czym patrzy na mnie i się odzywa:

– Znalazłeś coś? Jakieś ślady po czyjejś obecności?

– Nie.

– Nikogo nie widziałeś?

– Nie – kłamię ponownie i jest mi z tych cholernie źle.

Nie mogę jednak na razie jej powiedzieć, nie wiedząc jaka będzie decyzja Blaze'a. Poza tym, jeśli przyznam, że widziałem się z Curtisem, stracę całe jej zaufanie. Przekonywałem ją, że mój kumpel nie żyje za sprawą Blaze 'a, a teraz co? Powiem – Hej Brooke, okazało się jednak, że Curtis żyje i także planuje wkroczyć do twojego domu? Nie, nie mogę jej tego powiedzieć, jeszcze nie teraz. Jeśli przyjmą moją propozycję, nie będzie w ogóle musiała wiedzieć o Curtisie.

Kobieta kolejny raz przytakuje, po czym mija mnie i rusza w stronę kuchni. Podążam za nią. W pomieszczeniu, siadam na hokerze przy wyspie kuchennej i obserwują, jak wyciąga kilka produktów z lodówki.

– Wiem, że jesteś zestresowana...

– A jeśli coś pójdzie nie tak? – pyta nagle, jednocześnie przerywając moją wypowiedź. Odkłada wędlinę na blat, po czym obraca się w moja stronę. – Co, jeśli nie uda ci się uciec? Jeśli nadal tutaj będziesz, gdy policja się zjawi.

– Zawiadomię ich, gdy będę wychodzić. Wiem, że brzmi to irracjonalnie, ale...

– Ale jeśli coś nie pójdzie zgodnie z naszym planem i utkniesz tutaj? Jak to wytłumaczę? Patrick i Kate poznali cię. Widzieli cię w moim domu, myślą, że się spotykamy. Jak wytłumaczę, że byłeś podczas kolejnego rabunku? Sam powiedziałeś, że jesteś notowany, sprawdzą cię. Znajdą sposób, aby połączyć cię choćby z Curtisem. Co wtedy Derek?

– Powiesz, że nie wiedziałaś kim jestem.

– Czy to nie będzie wyglądać podejrzanie? Wpuszczam pod swój dach faceta, który obrabował mnie dwukrotnie? Który brał udział w zabójstwie mojego męża? Jak to będzie świadczyć o mnie?

– Brooke...

– Uznają mnie za winną. Suzanne, moja teściowa, pierwsza oskarży mnie o współudział. Już za pierwszym razem mnie obwiniała, a teraz będzie miała podstawy by mnie wtrącić do kicia.

– Nic takiego się nie wydarzy. Powiesz, że cię oszukałem, zmanipulowałem.

– I tak po prostu mi uwierzą?

– Potwierdzę to.

– Co takiego?

– Jeśli mnie złapią, jeśli pójdzie coś nie tak, zeznam, że okłamałem cię. Powiem, że nie miałaś bladego pojęcia o tym, kim jestem. Nie wydam cię Brooke, nie ma takiej opcji.

– I nie będziesz chciał się bronić? Opowiedzieć całej prawdy? O tym, jak chciałeś mi pomóc, a nie skrzywdzić? Dlaczego miałbyś przedkładać moje dobro nad swoim?

Wstaję z hokera i prędkim krokiem podchodzę do niej. Ujmuje w dłonie jej twarz, po czym składam pocałunek na jej ustach.

– Bo się w tobie zakochałem. Nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach. Nawet jeśli nadal byłabyś mężatką, to zrobiłbym wszystko, aby cię zdobyć. Nie skrzywdzę cię Brooke, nie ma takiej opcji.

Przez chwilę tylko patrzy na mnie bez okazywania jakichkolwiek emocji. Jakbym mówił o zakupach, o praniu, czy o innej przyziemnej czynności. Moje wyznanie zapewne jest dla niej zaskoczeniem. Co prawda mówiłem jej, że mi na niej zależy, ale nie opowiadałem farmazonów o miłości od pierwszego wejrzenia. Nie znamy się dobrze i sam nie wiem, co dokładnie czuję, ale cholera skłamałbym gdybym nie powiedział, że to właśnie słowa „kocham cię" nie cisnęły mi się na ustach. Już dawno nie darzyłem nikogo tak żarliwymi uczuciami, więc nie mam zamiaru udawać, że to co do niej czuję jest powierzchowne i krótkotrwałe.

Brooke w końcu uśmiecha się, ale nadal nie wypowiada żadnego słowa. Przytula się do mnie i mogę w końcu objąć ją ramionami i odetchnąć z ulgą.

***

Brooke

Nastaje wieczór, a wraz z nim burza. Światła błyskawic rozświetlają salon, w którym zgasiliśmy światła. Huk grzmotu rozbrzmiewa w całym domu, przynosząc ciarki na moim ciele. Derek także wygląda na zaniepokojonego.

Ulewa dodatkowo sprawia, że widok na posiadłość jest bardzo utrudniony. Gdyby teraz wkroczyli ludzie Blaze 'a, policja miałaby poważne utrudnienia w dotarciu na miejsce. Nawet nie mam pewności, czy byłabym w stanie dodzwonić się do nich podczas takiej wichury. Jedyna nadzieja w alarmie, który uruchomi się, gdy tylko ten koszmar się skończy.

Biorę łyk gorącej herbaty i odkładam kubek na stolik kawowy. Cały czas obserwuję Dereka, który kilka godzin temu wyznał mi miłość. Jak mam mu wierzyć, skoro nie powiedział mi o spotkaniu z Curtisem? Na ile jest ze mną szczery?

Derek raptownie prostuje się, po czym sięga po broń zza paska. Kiedy tylko widzę go w tak bojowym stanie, również adrenalina ogarnia moje ciało. Wstaję z kanapy i także chwytam za broń, która towarzyszy mi w ciągu całego dnia.

– Widziałem kogoś. Ktoś przebiegł wzdłuż podwórka.

– Jesteś pewny?

– Tak, chyba, sam już nie wiem. Deszcz i ciemność mogą zmylić, ale przysiągłbym, że ktoś się pojawił na ułamek sekundy.

– Co robimy?

– To co ustaliliśmy. Schowaj się w sypialni. Kiedy wkroczą, zacznę wybijać ich jeden po drugim.

– Nadal uważasz, że dasz sobie radę?

– Muszę dać sobie radę – mówi stanowczo, po czym zbliża się do mnie i dotyka mojego ramienia. ­ – Idź na górę, jeśli uda mi się ich zlikwidować, przyjdę po ciebie.

– Dobrze – odpowiadam, po czym wychodzę z salonu. Derek idzie tuż za mną, a gdy docieram do schodów, obracam się w jego stronę, co od razu przykuwa jego uwagę. – Uważaj na siebie.

Te słowa wypowiadam z prawdziwą szczerością. Nie mogę mu zaufać do końca, ale prawda jest taka, że nie dam sobie rady z bandą zbirów w pojedynkę. Mam nadzieję, że jego dobre intencje są autentyczne i obroni mnie, kiedy zajdzie taka potrzeba.

Wchodzę po schodach, czując na sobie jego spojrzenie.

W sypialni, siadam na podłodze za łóżkiem, trzymając w rękach broń. W duchu modle się, abym przeżyła spotkanie z Blazem i jego ludźmi.

Derek

Podchodzę do drzwi wejściowych i włączam na wyświetlaczu podgląd monitoringu. Deszcz nawet pod zadaszeniem wprowadza chaos, przez który ciężko coś zobaczyć. Porywczy wiatr przygonił gałązki z pobliskiego lasu, które kończą swoją podróż tuż przy progu.

Nagle słyszę hałas dobiegający z salonu. Już mam tam się udać, gdy w ostatniej chwili zauważam na czarnobiałym obrazie postać w ciemnym ubraniu. Ma na głowie kaptur, który zasłania mi widok na twarz. Kolejny trzask dobiegający z głębi domu, a ja zastanawiam się co powinienem zrobić.

Decyduję się sprawdzić hałas, który nie może być tylko wynikiem szalejącej na zewnątrz burzy. Niestety nie mam przy sobie telefonu Brooke, który także dałby mi możliwość obserwowania posiadłości z kamer. Oddałem go jej, aby mogła mieć wgląd na to, co się dzieje na dole.

W całym domu zgasiliśmy światła, aby napastnicy nie mogli nas tak szybko zlokalizować. Daje mi to także możliwość zaatakowania znienacka, jeśli uda im się dostać do środka. Zakładam, że Curtis pochwalił im się nowinkami technologicznymi, którymi wspomagaliśmy się przy wcześniejszych włamaniach. Ich wkroczenie może być tylko kwestią czasu.

Wchodzę do salonu i zatrzymuję się na środku pomieszczenia. Patrzę na ogromne okno, które jeszcze do niedawna było sposobem, aby podglądać Brooke. Tym razem mam silne wrażenie, jakby to mnie ktoś obserwował. Podchodzę bliżej i delikatnie odsłaniam firanę. Krople deszczu uderzają z wielką siłą w szkło, a po chwili niebo rozjaśnia się od potężnej błyskawicy. Wtedy go widzę.

Blaze stoi kilka metrów od okna i patrzy wprost na mnie. Rozbrzmiewa spóźniony grzmot, a potem nastaje kolejny rozbłysk. Tym razem ma wycelowaną broń i strzela. Odruchowo uchylam się, ale szyba nie pęka. Moje serce łomocze jak szalone, moje nerwy są zszargane, nawet jeśli wiem, że szyby są kuloodporne.

Postać znika, więc biegnę w stronę drzwi wejściowych. Tym razem dwójka mężczyzn stoi tuż przy wejściu. Jeden z nich unosi głowę, ale go nie rozpoznaję. Wyciąga z kieszeni ciemnej kurtki telefon komórkowy i macha nim do kamery. Następnie naciska coś i przykłada do ucha, a w mojej kieszeni rozbrzmiewa dzwonek.

Wyciągam swój telefon i odbieram.

Czy byłbyś tak dobry i mógłbyś otworzyć nam drzwi?

– Nie ma mowy. Odejdźcie.

Nie tak traktuje się wędrowców w tak paskudną pogodę.

– Spierdalajcie stąd, zanim policja się pojawi.

I po co kłamiesz? Przecież nie wezwałeś glin, nie po to bunkrujesz się z blondyną w domu od kilku dni.

– Nie pomyślałeś, że to zasadzka? Może już czekają za domem.

Po drugiej stronie rozbrzmiewa śmiech. Jest upiorny, jakby był wizytówką nieobliczalnego człowieka. Patrzę na faceta, który cały czas ma zasłoniętą twarz kapturem. Nie porusza się, nie robi absolutnie nic, tylko stoi ze spuszczoną na dół głową.

Derek? Otwórz te pierdolone drzwi, a obiecuję ci, że nie zabijemy cię.

– Chcę rozmawiać z Blazem.

Jak sobie życzysz.

Mój rozmówca odchodzi, a ja nadal patrzę na postać tuż przed drzwiami. Po chwili pojawia się Blaze z szerokim uśmiechem. Jak widać nawet ulewa nie wprawia go w zły nastrój. Pewnie już myśli na co wyda kasę Brooke.

Jak tam Derek? Kiedy masz zamiar skończyć tę szopkę?

– Curtis przekazał ci moją ofertę?

– Mówisz o włamaniu do innego domu? Ale ten mi się podoba, a właścicielka jaka fajna. Same plusy.

– Zrezygnuj z Brooke, a nie będę już ci przeszkadzać, wręcz przeciwnie, połączymy siły.

Czyli będziesz dla mnie pracować, jeśli zostawimy w spokoju panią Montgomery?

– Dokładnie tak.

Widzisz Derek, tylko że ja mam wielu chętnych do tego typu pracy, a pani Montgomery ma bardzo wiele do zaoferowania. A teraz otwieraj albo pożałujesz, że stanąłeś pomiędzy mną a moimi pieniędzmi.

– Zapytaj Curtisa, ile jestem wart, znam się na robocie, włamię się do każdego domu, tylko...

Mam zapytać Curtisa? Nie ma problemu. Curtis? – pyta, po czym patrzy na zamaskowaną postać.

Odchyla z jego głowy kaptur, a ja muszę aż przybliżyć się do wyświetlacza by dobrze ujrzeć jego twarz. Jest zmasakrowana. Pocięty na policzkach, a jego prawe oko jest niewidoczne przez opuchliznę.

– Po co to wszystko?

Po co? Bo nie lubię, jak ktoś próbuje mnie oszukać! Dowiedziałem się kilku rzeczy na temat waszego ostatniego włamania. A mianowicie na temat śmierci tego fagasa. Oj Derek, niepotrzebnie spiknąłeś się z tą laską. Przez nią zginiesz.

– Nie wiem o czym mówisz. Brooke nie zasługuje na to wszystko. Przecież możemy się dogadać.

Nie dogaduję się podstępnymi szujami, które wbijają nóż, gdy się tego nie spodziewasz.

Po tych słowach, rozłącza się, chowa telefon do kieszeni, a potem unosi drugą rękę, w której trzyma broń. Przykłada lufę do skroni Curtisa i naciska na spust.

– Nie! – krzyczę niekontrolowanie i kompletnie zszokowany tym co właśnie się stało.

Blaze odsuwa się od drzwi, a następnie całkowicie znika z mojego pola widzenia. Pojawia się jednak ktoś inny. Chwyta za ręce martwego Curtisa i odsuwa go od drzwi.

Postanawiam wrócić do salonu i wtedy zdaję sobie sprawę, że gdy pocisk uderzył w okno, nie włączył się alarm. To niemożliwe, aby tak szybko go dezaktywowali. Od Brooke wiem, jaki nowy program zabezpiecza dom i nie ma sposobu, aby w ciągu kilku minut go rozbroili. Można zrobić to tylko poprzez aplikację w jej telefonie.

– O Boże, Brooke...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro