2. Gdzie Huncwoci tam kłopoty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poranek w dormitorium dziewcząt był bardzo... głośny. Marlena McKinnon dobijała się do łazienki, w której od dwudziestu minut siedziała Dorcas Meadowes. Lily patrzyła na to z rozbawieniem. W przeciwieństwie do tych dwóch dziewczyn była już ubrana i ogarnięta, ponieważ wstała wcześniej. Rudowłosa spojrzała na zegarek i poinformowała, że zostało im trzydzieści minut do śniadania.

– Dorcas wychodź, stamtąd! Głupio by było, gdybyśmy się spóźniły pierwszego dnia szkoły! – Marlena pukała jak najęta. Po dwóch minutach czekania Meadowes wyszła z łazienki.

– Co ty tam tak długo robiłaś? – zapytała Evans opierając się ścianę.

– Nie ważne.

🦌🦌🦌

– Piękności Hogwartu nas zaszczyciły! Panowie to wielkie wyróżnienie! – powiedział Black, gdy Lily, Dorcas i Marlena weszły do Wielkiej Sali. Evans oblały zapachy przeróżnych dań. Teraz jej cała uwaga była skierowana w kierunku jedzenia. Usiadła na swoim miejscu. Nie zauważyła nawet, że pewnien okularnik się do niej przesunął. Był co raz bliżej.

– Witaj, Księżniczko. Jak Ci mija dzień? – powiedział jej prosto do ucha, za co dostał łokciem w nos.

– Auć – skomentował to Remus – Lily nie musisz, być taka brutalna!

– To przez przypadek – szepnęła Evans tak by Potter nie słyszał. Dorcas parsknęła śmiechem, a Marlena wywróciła oczami. James nie poddał się po tej nie udanej próbie i co jakiś czas mówił zdrobniale do Lily. Rudowłosa miała tego po kokardę i wmówiła wszystkim, że musi iść, żeby pomóc pierwszoroczniakom dotrzeć do sali. Wyszła z Wielkiej Sali i zastanawiała się gdzie mogła by pójść. Do pierwszej lekcji została godzina. Normalnie poszła by do dormitorium Slytherinu i przywitała się ze swoim dawnym przyjacielem, jednak dwa lata temu Severus Snape obraził ją i skończyła się ich przyjaźń. Lily Evans stwierdziła, że pójdzie do biblioteki i przygotuje plany patroli.

🦌🦌🦌

– OWUTEMY. Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne. Cały rok będziemy się do nich przygotowywać. Szykujcie się na trudniejsze i bardziej wyczerpujące zajęcia. Będziemy przypominać sobie to co robiliśmy w poprzednich latach i będziemy się uczyć nowych rzeczy – profesor Cox chodziła po klasie – Otwórzcie podręczniki na stronie dziesiątej i przeczytajcie ten temat. Na drugiej połowie lekcji poćwiczymy zaklęcia robrajające i obronne.

James Potter otworzył podręcznik na stronie dziesiątej i śledził wzrokiem tekst, ale nie rozumiał tego co czyta. Myślami był gdzie indziej. Wyobrażał sobie uśmiechającą się na jego widok rudowłosą piękność. Zastanawiał się jakby to było być chłopakiem Lily Evans. Poczuł na sobie spojrzenie profesor Cox. Odwrócił kartkę udając, że czyta z zafascynowaniem. Koło niego Syriusz bawił się grając ze sobą w mugolską grę kółko i krzyżyk, na brzegu strony. Jego nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią traktowała ulgowo, ze względu na jego umiejętności w pojedynkach, więc nie zwracała uwagi na to, że Black bazgrze po podręczniku. Spojrzał przed siebie na Lily Evans. Jej ogniste włosy spoczywały spokojnie na plecach. James odepchną od siebie pokusę, żeby ich dotknąć, bo wiedział, że rudowłosej, by się to nie spodobało. Wrócił do udawania, że czyta tekst. Po kilku minutach – które dłużyły się Jamesowi niemiłosiernie – Cox wstała i kazała zamknąć podręczniki i wyjąć różdżki.

– Niech wszyscy wstaną. Teraz będziemy się pojedynkować – mówiąc to machnęła różdżką i wszystkie ławki i krzesła przysunęły się pod ściany. Gryfoni w tym roku mieli OPCM z Krukonami. Cała klasa podeszła do profesorki, która rozdzielała w pary.

– Ciekawe z kim będę – szepną James w stronę Syriusza.

– Nie wiem, Rogaś, ale ja na pewno będę z...

– Black z Cooper – powiedziała profesor Cox.

– Na pewno będę z Julie Cooper. Do zobaczenia, James – zaśmiał się długowłosy i odszedł do Krukonki z brązowymi włosami i niebieskimi oczami. Julie i Syriusz znali się z widzenia od dawna. Bliżej poznali się w święta dwa lata temu, gdy Black przyjechał do Jamesa. Młoda Cooper mieszka niedaleko Pottera. Od tego czasu profesor Cox zawsze ich dobiera w parę, ponieważ świetnie się pojedynkują. Jak jedno atakuje, drugie odbija atak. I tak na zmianę.

– Potter z Evans – nauczycielka wymieniła dwa nazwiska.

– Ale, że ja i ten Potter? – dopewniała się rudowłosa wskazując na Jamesa

– Z tego co wiem, mamy w klasie tylko jednego Pottera, Panno Evans.

James patrzył jak Lily do niego podchodzi. Uśmiechnął się miło.

– Lily, ja wiem, że się nie cieszysz, ale ja naprawdę chcę się zmienić – zaczął okularnik – I przez wakacje wydoroślałem. No, przynajmniej zdaniem mojej mamy – zaśmiał się, a rudowłosa uśmiechnęła się lekko pod nosem.

– Jakoś na śniadaniu nie wyglądało, żebyś się zmienił – prychnęła – I tu kończymy rozmowę, bo profesor Cox nas zabije – powiedziała i odeszła kawałek. Ukłonili się i zaczęli pojedynek.

🦌🦌🦌

Lily szła na spotkanie prefektów. Nikt nie przyszedł po to, żeby go odprowadzić, więc dziewczyna słyszała tylko równomierny stukot jej butów. Weszła do kantorka kilka minut przed czasem, żeby wszystko przygotować. Minutę przed czasem byli już wszyscy. Prawie wszyscy... nie było Remusa Lupina. Czekali chwilę. Evans spojrzała nerwowo na zegarek. Pięć po dziewiętnastej.

– No dobrze. Musimy zacząć. Remusa nie ma, ale sobie poradzimy – westchnęła Lily – Jak już zauważyłam wzieliście sobie plany. Mam nadzieję, że wszystko jest dobrze i że żadne wasze lekcje nie są w czasie waszych patroli. Gdyby komuś zmienił się plan lekcji to powiedzcie o tym mi albo Remusowi, który nie przyszedł. Patrole zaczynacie od jutra. Ja dzisiaj przejdę się po dwóch korytarzach i sprawdzę czy wszystko w porządku. Jeszcze jedna sprawa. Profesor Dumbeldore prosił mnie, żeby Prefekci Naczelni patrolowali również błonia. Jeżeli jednak, ja albo Remus nie będziemy mogli przyjść weźmiemy kogoś z was, dobrze? – zapytała, a za odpowiedź dostała to, że kilka osób pokiwała głowami – No to, to jest już koniec spotkania. Pamiętajcie, że prefektami jesteście cały czas. Na bieżąco możecie dodawać i odejmować punkty i upominać innych. O następnym spotkaniu dowiecie się albo od profesor McGonagall albo odemnie.

Po pożegnianiu się ze wszystkimi Lily opadła na fotel. Zdała sobie sprawę, że Remus ją wystawił choć zapewniał, że będzie. Postanowiła go poszukać dlatego zabrała swoją torbę i poszła przed siebie. Przy okazji odrobi swój patrol. Szła wysłuchując jakiś odgłosów. Gdy po kilkunastu minutach zrezygnowała i miała wracać do dormitorium usłyszała szepty. Zainteresowana poszła w ich kierunku. Szepty stawały się coraz głośniejsze. Skręciła w poboczny korytarz i ujrzała Syriusza, Remusa i Petera.

– Co wy tu... – zaczęła, ale ktoś jej zakrył usta i nie pozwolił dalej mówić. W końcu puścił, a dziewczyna się odwróciła.

– Potter? Nie, no błagam. Wydoroślałeś, tak? Wydoroślenie to chodzenie po korytarzach w nocy? – zapytała zirytowana.

– A Ty co tu robisz? – zapytał okularnik.

– Tak się składa, że jestem prefektem, Potter. Tak samo jak on – Lily wskazała na Remusa po czym się do niego zwróciła – Czemu nie przyszedłeś? Musiałam wszystko wytłumaczyć sama. W ogóle co tu robicie? – wybuchnęła rudowłosa, a jej policzki zarumieniły się ze złości. Huncwoci milczeli – Jak mi zaraz nie powiecie to odejmę wam punkty – skrzyżowała ręce na piersi. Evans spojrzała nad chłopaków i ujrzała wiadro pełne kleju. Zorientowała się, że stoją przed gabinetem profesor McGonagall i wtedy zrozumiała o co chodzi. Huncwoci chyba też zrozumieli, że Lily się dowiedziała, bo zaczęli się tłumaczyć.

– To nie tak...

– To tylko niewinny żart...

– Evans, nic tu nie ma ciekawego...

– Czyście poszaleli?! – oburzła się Lily. Mówiła już ciszej, żeby nie obudzić nauczycielki – Żart na McGonagall?!

Lily wykłócała się z Huncwotami i żadne z nich nie zauważyło, że drzwi gabinetu otworzyły się, a w nich stanęła nauczycielka transmutacji. Kobieta odchrząkneła i scisnęła sobie mocniej szlafrok. Piątka uczniów spojrzała na nią przestraszona. McGonagall niebezpiecznie zbliżała się do sznurka, który był przywiązany do wiadra. Nauczycielka tego nie widziała, bo po chwili wiadro spadło i jego zawartość wylała się na profesorkę. Lily zamknęła oczy. Była tu z Huncwotami, którzy zrobili żart zastępczyni dyrektora. Jeżeli teraz dostanie szlaban nawrzeszczy na żartownisiów jak nigdy.

– Szlaban. Po lekcjach cała piątka stawia się u mnie – powiedziała wściekła McGonagall.

– Ale Pani Profesor nie miałam z tym nic wspólnego! – tłumaczyła rudowłosa – Patrolowałam korytarz i ich znalazłam jak robili żart!

McGonagall spojrzała na nią ostrzegającym wzrokiem. Profesorka bez słowa weszła do swojego gabinetu i zatrzasnęła drzwi.

– Wielkie dzięki – powiedziała z sarkazmem Lily. Była mocno zdenerwowana. Potter chciał ją przeprosić czy tam zrobić coś innego, ale rudowłosa odeszła szybkim krokiem.

🦌🦌🦌

– Ruda Furia się obudziła – stwierdziła Dorcas kiedy zdenerwowana Lily  weszła do pokoju i trzasnęła drzwiami.

– Co się stało? – zapytała Marlena patrząc jak zrezygnowana Evans padła na łóżko. Złość się w niej gotowała i najchętniej zaczęła by krzyczeć jak najglośniej potrafiła.

– Huncwoci się stali. Robili żart na McGonagll, a ja znalazłam się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. I dostałam szlaban. Jutro po lekcjach – wytłumaczyła. Dorcas szeptała ze złością obraźliwe słowa pod adresem Huncwotów. Marlena odrzuciła gdzieś książkę. Potem się uspokoiła.

– Mogłam się spodziewać, że Huncwoci się stali. Przecież gdzie Huncwoci... – zaczęła blondynka.

– ... tam kłopoty – pozostałe dziewczyny dokończyły swoje motto.

___________________________________

1405 słów

Piękny ten rozdział. Naprawdę. Szczególnie podoba mi się to motto "Gdzie Huncwoci tam kłopoty". Pięknie to wymyśliłam. Tak teraz jest ten czas, w którym piszecie "zgadzam się" albo "masz rację, Gryfka" 🤣. Dobra nie zajmuję wam czasu moją paplaniną, bo jeszcze się jej nasłuchacie. Paaaaaaa!

Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro