5.1. Pełnia pełna strachu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W dormitorium Huncwotów od rana panowała nerwowa atmosfera. Nikt nie próbował żartować chociaż bardzo by się to teraz przydało. Nawet żeby wywołać mały uśmiech na przestraszonej i zdenerwowanej twarzy Lunatyka. Dziś w nocy księżyc miał być w pełni, co znaczy, że Remus znów będzie na tą noc zamieniony w wilkołaka. James twierdził, że podczas "małego futerkowego problemu, Luńka" powinni być razem z przyjacielem, dlatego opanowali animagię. I od piątej klasy, każdą pełnię spędzali z Remusem pod postacią zwierząt, za co ten był im bardzo wdzięczy. Potter doskonale o tym wiedział. Tak samo jak Black i Pettigrew. 

– Luniek, będzie dobrze – James pocieszał Lupina, chociaż sam miał co do tego wątpliwości.

– Prędzej piekło zamarznie – odpowiedział likantrop cichym głosem. Okularnik chciał coś odpowiedzieć, lecz nie wiedział co. Potter czuł się bezradny i choć wczoraj tryskał optymizmem, dziś nie czuł tego samego. Czwórka Huncwotów – z Syriuszem na przodzie – ruszyła do Wielkiej Sali. Na korytarzu przy tablicy ogłoszeń stał tłum uczniów. Huncwoci podeszli do tłumu uczniów i próbowali zobaczyć co wywołało podekscytowanie w uczniach Hogwartu. Okazało się, że podekscytowanie wywołały, aż dwie wiadomości. Jedna była taka, że w niedzielę odbędzie się wyjście do Hogsmeade, na co Potter bardzo się ucieszył. Stwierdził, że musi zaprosić Lily. Druga była taka, że niedługo będą przygotowania do testu na teleportację. Huncwoci zdawali już test w zeszłym roku. 

🦌🦌🦌

– Lils, powiedz mi jedno. Jak ty to napisałaś?! – zapytała z niedowierzeniem Dorcas patrząc na długie wypracowanie z zielarstwa rudowłosej. Lily tylko się zaśmiała. Obie dziewczyny czekały przy wyjściu ze szkoły na Marlenę. Blondwłosa zapomniała podręczników i musiała szybko wrócić do dormitorium. Evans tupała nogą z niecierpliwością. Nie chciała się spóźnić na zielarstwo. Tym bardziej kiedy zobaczyła, że Potter już czeka przy szklarni, ponieważ gdyby on był punktualnie, a ona by się spóźniła stała być się pośmiewiskiem – przynajmniej tak sądziła. Kiedy młoda McKinnon dołączyła do Meadowes i Evans, rudowłosa puściła się pędem do szklarni. Za sobą usłyszała śmiech Marleny, lecz na to nie zważała. Liczyło się teraz tylko to, że zdąży na lekcję. I tak rozpędzona jak najszybsza miotła świata nie wychamowała w właściwym czasie i wpadła na kogoś. Dokładniej na Jamesa Pottera.

– Evans! Od zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz – powiedział Potter z chytrym wzrokiem.

– Potter... ty wiesz, że w kłamstwa nie powinno się wierzyć? – odpowiedziała rudowłosa odsuwając się nieco od okularnika i otrzepując swoją szatę.

– Ale ja nie wierzyłem. Ja to wiedziałem.

– Tak, tak świetnie – Lily odpowiedziała trochę nieobecnym głosem, bo ujrzała Remusa, który dziś nie wyglądał najlepiej – Potter, czemu Remus wygląda tak źle? – wyraz twarzy Jamesa z wesołego i chytrego zmienił się w zakłopotany. Podrapał się nerwowo po karku co nie umknęło uwadze rudowłosej – Odpowiesz czy sama mam się dowiedzieć? – odpowiedziała jej cisza – No dobra... pa, Potter. 

Evans odeszła od okularnika i przeciskając się między Puchonami i Gryfonami dotarła do likantropa.

– Dzień dobry, Remusie. Chociaż dla Ciebie nie taki dobry, jak widzę. Coś się stało? – przywitała się miło.

– Lily! Tak wszystko w porządku, ale nie dam rady patrolować dziś bło...

– Spokojnie, wezmę kogoś innego na patrol błoni. Nie musisz się martwić. Pójdę tylko po lekcjach do McGonagall i jej o tym powiem.

🦌🦌🦌

– Jak to nikt nie może? Wszyscy są zajęci? – pytała z niedowierzeniem Evans patrząc na nauczycielkę transmutacji.

– Wszyscy uczniowie z siódmego roku, Panno Evans, a młodsze roczniki nie mogą patrolować błoni. Zasady dyrektora.

– W takim razie kogo mam ze sobą wziąć? Błonie muszą być patrolowane. Remus nie może...

– Wiem, że Pan Lupin nie może dziś wypełnić obowiązków – McGonagall przerwała rudowłosej, przeglądając jakieś papiery – Myślę, że Pan Potter napewno się zgodzi.

Lily wyglądała tak jakby właśnie dowiedziała się, że Dumbledore jest pomidorem przebranym za starca. 

– Pani Profesor on nawet nie jest prefektem! – powiedziała starając ukryć oburzenie jakie w niej się gotowało.

– Dumbledore rozważał nad mianowaniem Pana Pottera Prefektem Naczelnym, jednak Pan Lupin stwierdził nie opuszczać grona prefektów.

🦌🦌🦌

James Potter razem z innymi Huncwotami siedział w swoim dormitorium starając się nie myśleć o pełni, która miała nadejść za cztery godziny. Okularnik wiedział, że choć Lupin zmaga się ze swoim problemem od bardzo dawna, każda pełnia jest dla niego strasznym przeżyciem. Peter stwierdził, żeby dla zabicia czasu – i nerwów – powspominać sytuacje ze wcześniejszych lat szkolnych. Po przypomnieniu wojny na łajnobomby, szlabanu u Slughorna, na którym śmiali się jak opętani i nauczyciel ich wypuścił wcześniej, bo miał dość i kilku innych sytuacji, z których chciało się śmiać wszyscy zaczęli się rozluźniać i tematy rozmów przychodziły swobodnie. Jednak – jak to zawsze w życiu bywa – coś musiało im zepsuć tą piękną chwilę. Do Huncwotów doszedł odgłos pukania do drzwi.

– Ja otworzę – zaproponował James i wstał z podłogi, zastanawiając się kto może do nich pukać. Kiedy otworzył ujrzał miłość swojego życia. 

– Evans? Czym zawdzięczamy tą jakże cudną wizytę? – Potter zapytał i odsunął się, żeby rudowłosa mogła wejść do środka.

– Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale – zaczęła mówić rozglądając się po pokoju – Profesor McGonagall kazała mi zabrać ze sobą Pottera na patrol błoni – kiedy skończyła, każdy z Huncwotów wyglądał tak samo. Tak jakby właśnie spotkała ich najgorsza rzecz świata. Pierwszy otrząsnął się okularnik.

– Ale... jak to?

– Też nie jestem zadowolona, ale nic nie poradzę. Zbieraj się, za pół godziny wychodzimy – powiedziała i ruszyła w stronę wyjścia. Złapała za klamkę i już miała otwierać drzwi, kiedy jeszcze się odwróciła – Weź koce – poradziła – Na dworze jest zimno.

Potter kiwnął głową ze spokojem, chociaż w środku czuł mieszankę różnych emocji. Huncwoci zaczekali, aż rudowłosa wyjdzie z pokoju i zaczęli dyskutować.

– Nie ma szans, żebym poszedł! Nie poradzicie sobie jak mnie nie będzie! – James złapał się za głowę i zaczął krążyć po pokoju.

– Poradzimy. I nie chcesz iść na spacer w świetle księżyca, ze swoją Lily? – zapytał cwanie Black.

– No chcę... ale co z Remusem?!

– Ja tu jestem. I nakazuję Ci iść. Jako przyjaciel i Prefekt Naczelny. Poradzimy sobie – zapewnił likantrop.

Nie, James! Zostaniesz z nimi! Odmówisz Lily, mówiąc, że nie pójdziesz z nią na patrol! Tak świetny plan. Idę go wykonać.

– No, dobra chłopaki. To ja biorę koce i... ten... pójdę już do... yyy... Lily – powiedział okularnik, starając się ukryć zakłopotanie. Chwycił pierwsze lepsze koce i wybiegł z dormitorium. W Pokoju Wspólnym Gryfonów panował gwar. Szóste klasy były podniecone kursami na teleportację i siódme roczniki dawały im różne rady ("Najważniejsze jest się nie rozszczepić"). James minął  roześmianą grupkę siódmoklasistek, które westchnęły na jego widok. Potter uśmiechnął się do nich krótko i poszedł dalej szukając rudowłosej piękności. Znalazł ją koło wyjścia z pokoju. Tupała z niecierpliwością nogą i ręce miała założone na piersi. Kiedy zobaczyła okularnika westchnęła coś w stylu "w końcu" i chciała już wychodzić. 

– Evans, czekaj – chłopak powiedział i rudowłosa odwróciła się.

– Co? – powiedziała patrząc Jamesowi prosto w oczy – No co chcesz?

Jakie ona ma piękne oczy... Nie, Potter opanuj się! Musisz jej powiedzieć, że...

– Kto ostatni na dole ten jest tłustymi włosami Smarka! – zawołał okularnik i czym prędzej otworzył przejście.

Brawo, Rogacz. Ty to jednak nie umiesz się jej oprzeć.

Potter słyszał za sobą kroki Lily, która najwidoczniej próbowała go dogonić. Śmiała się przy tym i James zaczął podejrzewać, że dziewczyna robi to specjalnie, żeby go rozkojarzyć. Okularnik biegł i biegł, aż w końcu ujrzał drzwi prowadzące na błonia. Przyśpieszył i dotknął rękami drzwi.

– Wygrałem! 

– Tak, tak. Gratulacje, Potter – powiedziała zziajana Evans.

– Teraz powinienem Cię mianować na tłuste włosy Smarka – zaśmiał się James – Ale dla takiej pięknej damy ustąpię.

Rudowłosa lekko się zarumieniła, lecz potem się opanowała. Wypuściła powietrze i powiedziała, żeby już wychodzić. Otworzyła drzwi i zimny wrześniowy wiatr otulił ciało Pottera. Chłopak zadrżał i naciągnął na siebie bardziej koc.

– Mówiłam, że będzie zimno – powiedziała Evans, a z jej ust wydobyła się para. Na początku szli w ciszy. James wysłuchiwał wycia wilkołaka i był przygotowany na to, że Remus może się wymknąć spod kontroli Syriusza i Petera. Problem w tym, że Lily dowie, że James umie animagię i że Remus jest wilkołakiem. 

– Nad czym tak myślisz? – spytała rudowłosa, która zobaczyła, że Potter patrzy się w księżyc.

– Nad tym czy to się ułoży.

– Co?

Potter westchnął i spojrzał w szmaragdowe oczy Lily. 

– Czuję oddech wojny na karku. Do tego ministerstwo zataja fakty i nikt nie wie co się naprawdę dzieje – powiedział, znów przenosząc wzrok na księżyc i Bijacą Wierzbę. Czuł na sobie spojrzenie dziewczyny.

– Czegoś mi nie mówisz. Boisz się o rodziców, tak? – odezwała się w końcu rudowłosa. Potter spojrzał na nią zdziwiony.

– Skąd wiesz?

– Kobieca intuicja – odpowiedziała śmiejąc się. James miał jej odpowiedzieć, lecz rozległo się przerażające wycie. Lily i James szybko wyjeli różdżki, a okularnik zasłonił swoim ciałem rudowłosą – Co tu się dzieje?!

– Nie mam pojęcia – skłamał Potter – Kiedy będę Ci kazał uciekaj i biegnij po pomoc, jasne?

– Nie. Umiem walczyć, Po... – kiedy Lily urwała, James przełknął ślinę i się odwrócił. Ujrzał wilkołaka, a obok wielkiego czarnego psa próbującego powstrzymać wilkołaka. Pies posłał Jamesowi przepraszający wzrok. Potter wachał się, ale po chwili przemienił się w pięknego dostojengo jelenia.

– Co tu się dzieje?! – Lily ponownie krzyknęła trzymając różdżkę w pogotowiu.

____________________

1470 słów

Hej, tu ja. Polsat! Jak mogliście zauważyć w tytule – rozdział ten będzie podzielony na dwie części. Jak narazie możecie się tylko domyślać jak James wybrnie z tej sytuacji, hihi. Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

Pa!
Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro