8. "Przystanek Hogsmeade, panowie!"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– Już niedziela, już niedziela! – Huncwotów obudził rano krzyk Syriusza – Dziś idziemy do Hogsmeade! – James nakrył głowę kołdrą, jednak cały czas słyszał wesołe wołanie współlokatora.

– Zamknij się, Łapo! Spać próbuję! – krzyknął i znów naciągnął kołdrę na uszy.

– Już się wyspałeś, Łosiu...

– Jestem jeleniem! – powiedział zirytowany James. Jego głos był lekko stłumiony przez grubą kołdrę.

– Jedno i to samo.

– Wal się, pchlarzu.

– A może trochę kultury, co? Nie zaszkodziłaby – kłótnię przerwał zaspany głos Remusa. Likantrop siedział na łóżku i pocierał rękami oczy – Ale James ma rację, Syriuszu. Nie musiałeś nas budzić swoim dzikim krzykiem, który przypominał małpę.

James usłyszał jak Black mruczy pod nosem ,,wcale nie brzmię jak małpa". Powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem. Cały czas leżał w łóżku. Zamknął oczy chcąc choć na chwilę usunąć jednak nie było mu to dane. Ciepła kołdra wylądowała na podłodze. Potter otworzył gwałtownie oczy, czując natychmiastowe zimno. Nad nim szczerzył się Syriusz pokazując swoje białe zęby.

– Ty... pożałujesz tego! – krzyknął James wstając z łóżka. Sięgnął szybko po okulary, które leżały na szafce nocnej i wcisnął je niedbale na nos. Zaczął gonić swojego przyjaciela po dormitorium rzucając w niego różnymi rzeczami, które były pod ręką.

James doskonale wiedział, że Remus patrzy na nich z zażenowaniem, lecz za bardzo go to nie obchodziło. Teraz musiał zemścić się na Syriuszu Orionie Blacku za to, że okrutnie i stu procentowo specjalnie skazał okularnika na całe trzydzieści sekund cierpienia z zimna. Właśnie sięgał po buta, który leżał obok łóżka Petera, kiedy się potknął o coś innego co leżało na podłodze. Upadkowi Jamesa towarzyszył głuchy huk. Syriusz się zatrzymał i spojrzał rozbawiony na okularnika.

– Widzę, że forma już nie ta – zaśmiał się donośnie. James prychnął tylko i wstał patrząc czy obudził Petera, który jakimś cudem nie wstał, kiedy to Syriusz w piękny sposób obwieszczał, że dziś wyjście do Hogsmeade. Długowłosy też to zauważył – A tego to nic nie obudzi. Chyba jedynie całe stado górskich trolli grających w Quidditcha.

– Lub Twój śpiew – zauważył Remus. Potter parsknął śmiechem na widok miny Blacka i nagle przyszła mu do głowy świetna myśl. Nachylił się nad Peterem tak, że jego twarz była cztery centymetry nad uchem śpiącego. Wziął głęboki wdech i wrzasnął jak najgłośniej mógł.

– Wstawaj leniu! Szkoda takiego pięknego dnia! Patrz jakie piękne słońce za oknem! – Peter otworzył oczy i spojrzał wkurzony na Pottera, a później za okno. Zorientował się, że cały czas padało i raczył poinformować o tym okularnika – Ale gdzieś za tymi ponurymi chmurami, z których sączy się deszcz przypominający łzy, jest słońce. Słońce, które wyjdzie jak mrok ustanie i ono będzie zwiastowało nadzieję.

Pozostali Huncwoci spojrzeli na Jamesa zdziwieni. Wyglądali na zaskoczonych. Okularnik zapytał o co chodzi, lecz nikt mu nie odpowiedział. Syriusz podszedł do niego i przyłożył rękę do czoła. Wyglądał tak jakby mu sprawdzał temperaturę. James jeszcze raz spytał co tak zaskoczyło chłopaków.

– Jakby to powiedzieć... – zaczął Remus.

– Pozwól, że ja wytłumaczę – przerwał mu Syriusz – Gdybym Cię nie znał uznałbym, że jesteś mądrym człowiekiem, ale gdy Cię znam... zastanawiam się czy nie jesteś chory, mój przyjacielu.

Okularnik nadal patrzył na nich nic nie rozumiejąc. Słyszał westchnięcie Petera i Remusa.

– Syriuszowi chodzi o to, że to co powiedziałeś o tym słońcu było bardzo mądre – wytłumaczył likantrop. James przypomniał sobie nagle sytuację z Lily. Poczuł smutek i znów poczuł jak sklejona dziura w jego sercu przez zabawę z Huncwotami znów się pojawia.

– Szkoda, że to co powiedziałem i zrobiłem Lily nie było mądre... – mruknął Potter nie zdając sobie sprawy, że powiedział to na głos. Ujrzał pytający wzrok Remusa – Nic, nic – skłamał, ponieważ domyślał się pytania jakie by zaraz padło.

No brawo, James. Teraz okłamujesz swojego przyjaciela.

🦌🦌🦌

Lily stała właśnie z Marleną i Dorcas na dworze cisnąc się pod jednym parasolem. Czekały, aż Filch zbierze od trzecioklasistów pozwolenia na wyjście do Hogsmeade. Dorcas narzekała na to, że one też muszą czekać choć swoje pozwolenia dały już cztery lata temu. Evans też tego nie rozumiała, ale nie chciało jej się teraz nad tym zastanawiać. Myślała teraz raczej o tym jak uniknąć Jamesa. Domyślała się, że będzie chciał ją przepraszać, ale ona nie miała teraz do tego głowy. Oprócz tego, że Meadowes zastanawiała się na głos kiedy będą mogli już iść reszta była cicho. Do czasu, gdy nie przyszli Huncwoci i Filch nie obwieścił, że można wchodzić do powozów.

– Juhu! Następny przystanek to przystanek Hogsmeade, panowie! – krzyknął uradowany Syriusz wchodząc do powozu. Lily pokręciła z niedowierzeniem głową.

Jego entuzjazmu chyba nic nie powstrzyma.

Rudowłosa również chciała wejść do środka innego powozu, lecz Marlena trzymająca parasolkę zaprowadziła je do tego samego co Huncwoci. Lily nie zbyt spodobał się ten pomysł, ale stwierdziła udawać, że wszystko jest w porządku. Siadły na przeciwko Huncwotów i zaczęły rozmowę. Evans unikała patrzenia na Pottera, jednak czuła na sobie jego wzrok. W głowie układała sobie plan rozmowy, gdy ten będzie chciał rozmawiać.

– Lily? A Ty jak sądzisz? – głos Remusa wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na wszystkich. Wlepili w nią swoje spojrzenia.

– Hm? Przepraszam, ale wyłączyłam się na chwilę z rozmowy – przyznała rudowłosa stukając paznokciami w kolana.

Marlena westchnęła i opowiedziała o tym jak wszyscy się zastanawiali czy to jedno z ostatnich wyjść do Hogsmeade, ponieważ czarodzieje dowiadują się o coraz częstych porwaniach i zaginięciach. Lily zastanawiła się chwilę, a potem stwierdziła, że niedługo może być tak, że zakażą wycieczek do wioski.

– Jak tak będzie to skonam z nudów. Mówię wam – powiedział Black, a Potter mu przyznał rację – O, patrzcie. Już dojeżdżamy!

🦌🦌🦌

Pierwszym miejscem jakie odwiedzili Huncwoci, był Sklep Zonka. James i Syriusz czuli się tam jak w raju. Wszędzie wisiały reklamy i opisy produktów. Sklep był zapełniony uczniami Hogwartu, jak zawsze kiedy były wypady do Hogsmeade. Syriusz właśnie sprawdzał cenę cukierków wywołujących czkawkę, kiedy James znalazł świetne narzędzie do żartu na profesor Cox.

– Łapo, patrz! Widzisz to co ja?

Długowłosy spojrzał na okularnika i na jego twarzy pokazał się jeszcze większy uśmiech.

– Kubki do herbaty gryzące w nos! Idealny prezent dla profesor Cox! Ostatnio ich nie było – uradował się Syriusz prawie podskakując z radości – Dawno nasza kochana Cox nie padła ofiarą żartów. Pewnie za tym tęskni.

Po trzydziestu minutach poszukiwań najlepszych produktów dwaj Huncwoci postanowili kupić: kubki do herbaty gryzące w nos, paczkę proszku na bekanie i łajnobomby, ponieważ musieli uzupełnić swój zapas, chociaż Remus nie chciał ich kupować ("Przecież w szafie macie całe pięć pudełek!").

🦌🦌🦌

Lily, Marlena i Dorcas właśnie przechodziły się po Miodowym Królestwie wdychając zapach słodkości. Co chwila było słychać dzwonek nad drzwiami, który zwiastował, że ktoś wszedł lub wyszedł ze sklepu. Wybierały słodycze, żeby potem jak będą siedzieć i plotkować mieć co podgryzać. Evans właśnie patrzyła na jedną z wielu półek zapełnioną najróżniejszymi słodyczami. Setki różnych czekolad, beczka fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta, kawałek dalej kolejna beczka pełna musów-świstusów dzięki, którym można było się unieść kilka centymetrów nad ziemię. Pieprzne diabełki, lodowe myszy, miętowe ropuchy, eksplodujace cukierki...

– Dużo tego. Czy mi się wydaje czy jest tego wszystkiego więcej niż wcześniej? – rudowłosa usłyszała znajomy jej głos. Odwróciła się i ujrzała pewną Krukonkę.

– Hej, Julie. Co za spotkanie – zaśmiała się Lily.

– Cześć – odpowiedziała dalej patrząc na półkę ze słodyczami. Jej oczy śledził dokładnie każdy opis – O! Są nietopniejące się lody! Biorę je.

Lily spojrzała na nią zdziwiona.

– W taką pogodę?

– Najwyżej, będę przeziębiona – wzruszyła ramionami sięgając po lody.

– A nie wolisz czekoladowych kociołków? Lub pieprznych diabełków? – spytała rudowłosa, ale odpowiedział jej kto inny.

– Jeżeli mi stawisz to ja wezmę – obie dziewczyny usłyszały głos Syriusza Blacka. Julie uśmiechnęła się do niego ciepło. Chłopak odwzajemnił uśmiech, a na twarzy Krukonki pojawiły się blade rumieńce.

Lily postanowiła zostawić Krukonkę z Gryfonem i poszukać swoich przyjaciółek. Zabrała słodycze, które sobie przygotowała i podeszła do kasy. Sprzedawczyni była miła – jak zawsze – i gdy wydała więcej reszty, a rudowłosa jej o tym powiedziała to powiedziała, żeby zatrzymała. Oczywiście, Lily tego nie zrobiła, ale doceniła kobietę. Wyszła przed sklep, czemu towarzyszył dźwięk dzwonka. Jej przyjaciółki kawędziły, siedząc na ławce obok i na nią czekając. Evans podbiegła do nich by schronić się przed deszczem.

– Jesteś wreszcie! – zawołała Marlena wstając. Z parasola kapały krople wody stukając o rozmoczoną ziemię – Co tak długo?

Evansówna opowiedziała o tym, jak na początku szukała najlepszych słodyczy, później jak spotkała Juile i jak przyszedł Syriusz. Potem powiedziała, że zostawiła ich samych, bo i tak przestali zwracać na nią uwagę.

– Idziemy do Trzech Mioteł? – zaproponowała Dorcas.

Pozostałe dziewczyny przytaknęły i już miały się zbierać, kiedy rudowłosa sobie przypomniała, że zostawiła pieniądze w sklepie.

– Idźcie. Dogonię was.

🦌🦌🦌

James stanął koło kasy udając, że przegląda leżące tam słodycze. Czekał, aż do sklepu wróci Lily Evans, bo chciał z nią porozmawiać. Wiedział, że wróci, bo zostawiła pieniądze. Po chwili usłyszał dzwonek i odwrócił głowę w stronę drzwi. Zobaczył rudowłosą, która kierowała się w stronę sprzedawczyni. Okularnik wiedział, że Lily go zauważyła jednak nie pokazała tego po sobie. Chwilę później James usłyszał głos Evansówny tłumaczący, że zostawiła tu pieniądze. Sprzedawczyni powiedziała, żeby brała swoją własność. I tu wkroczył James.

– Lily, możemy pogadać?

Rudowłosa spojrzała na niego nie wiedząc co odpowiedzieć. Zastanawiała się chwilę, przygryzając dolną wargę.

– Byle szybko, Potter – zgodziła się wyprowadzając go ze sklepu. James chciał zapytać, gdzie idą, lecz Evansówna go wyprzedziła – Idziemy w jedyne miejsce w Hogsmeade, gdzie nikt nie zagląda – wytłumaczyła i zatrzymała się, patrząc w dal – Do Wrzeszczącej Chaty.

Do tej samej, gdzie ponoć straszy chociaż to nie prawda?

James zauważył, że Lily nie przeszkadza to, że deszcz pada na nią przemaczając jej ubrania całkowicie. Miał pytać czy nie jest jej zimno i czy może by chciała jego kurtkę jednak zrezygnował. Wiedział, że odrzuciłaby propozycję od razu, więc uznał, że nie ma sensu próbować. Chwilę później stali pod drzwiami do starej chaty.

🦌🦌🦌

Lily nie miała ochoty wchodzić do Wrzeszczącej Chaty, ale gdy coś by się nie udało mogłaby zrzucić wszystko na klątwę i duchy w tym domu. Położyła ręce na klamce i pchnęła drzwi. Zaskrzypiały przy otwieraniu i ukazały wnętrze chaty.

Ja się dziwię, że drzwi są tak po prostu otwarte.

W środku było zimno i ciemno. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i mokrego psa. Stara spruchniała podłoga skrzypiała, gdy się po niej stąpało i nadawała nieprzyjemne uczuie strachu. Wiatr, który wpadał przez okno wył i poruszał lekko firankami, a deszcz bębniły o dach tak mocno, że było to słychać na najniższym piętrze, gdzie się znajdowali James i Lily. Wszystko było pokryte grubą warstwą kurzu. Na niektórych meblach były jakieś skrawki materiału, a na suficie wisiał stary żyrandol, który wyglądał jakby miał zaraz spaść – Lily ominęła go szerokim łukiem – i roztrzaskać się na kawałki. W kącie pokoju stała kanapa z dziurami porobionymi przez myszy. W kominku po środku pomieszczenia było pełno popiołu, a sam kominek był ubrudzony sadzą.

– Fuj, śmierdzi Syriuszem – Lily usłyszała głos swojego towarzysza.

– Co?

– Nic, nic.

Evans pokręciła głową jeszcze raz rozglądając się po pomieszczeniu. Na pewno nie chciałaby tu zamieszkać. Oraz nie chciałaby tu spędzić ani chwili dłużej, więc szybko stwierdziła, żeby zacząć rozmowę.

– To o czym chciałeś porozmawiać?

Lily zauważyła, że James momentalnie się spiął i że jego serce przyśpieszyło, bo szybciej oddychał. Kilka razy otwierał usta, ale tylko po to, żeby potem je zamknąć.

– Chciałem porozmawiać o... o tym co powiedziałem, o tym co ty powiedziałaś, jak się z tym czuję i czy moglibyśmy się pogodzić – zaczął mówić – Źle się z tym czuję i myślę, że ty też, prawda? – zapytał, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Rudowłosa milczała – To co powiedziałem... nie powinienem tego mówić. Działałem pod wpływem emocji i tak jakoś wyszło. Tak już jest. Gdy mówisz jedną rzecz źle, zaraz mówisz następną, która wcale nie jest lepsza od tej pierwszej. I tak powodujesz katastrofę za katastrofą. Chcę, żebyś wiedziała, że nigdy nie żałowałem, że stanąłem w twojej obronie wtedy w piątej klasie. I chcę też, żebyś wiedziała, że źle się czułem gdy powiedziałem to co powiedziałem i że ty też nie powiedziałaś miłych słów. Możesz zapytać, Syriusza. Nie jadłem przez cały dzień, czym doprowadzałem go do szału – Lily lekko się uśmiechnęła – Czy możemy się pogodzić? I zostać przyjaciółmi?

Evans nie wiedziała co odpowiedzieć. Po tym monologu doszła do wniosku, że Potter faktycznie dorósł. Jednak ona nie miała w zwyczaju tak po prostu wybaczać i zapominać. Spuściła wzrok i spojrzała na podłogę, obserwując mrówki, które po niej szły.

– Ja... muszę się zastanowić, Potter. Daj mi czas.

________________

2025 słów

Witam was w ten wieczór! Postanowiłam wam go umilić rozdzialikiem.

No patrzcie co się narobiło. Z męskiego wypadu do Hogsmeade zrobiło się wielkie zakłopotanie. Co to będzie? Czy Lily i James zakopią topór wojenny? Jak myślicie, czy Syriusz coś czuje do naszej Krukonki Julie? Jeśli tak to czy z wzajemnością?

Zrobiłam taki mały Polsat, ale nie wielki!

Szykujcie się, bo będzie ciekawie...

Dobranoc,
Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro