12. Jak pies pogryzł wroga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Syriusz przychodząc do dormitorium nie odezwał się do Remusa, który właśnie wyszedł z łazienki ani słowem. Likantrop spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, lecz nie zapytał o nic za co Black był mu wdzięczny. Siadł na łóżku i dokładnie zasunął czerwone kotary. Oparł się o ścianę i wpatrywał w sufit. W jego głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Nie mógł się skupić na jednej, więc wsłuchiwał się w otoczenie. Remus budził właśnie Petera używając słowa lekcje.

Nie idę dziś na żadne durnowate lekcje. Nie pójdę aż do czasu, gdy James wydobrzeje, a ja zemszczę się na Wycierusie.

– Syriusz... – Lupin odsunął kotary, a na twarz Blacka ukazało się niezadowolenie. Jęknął cicho – Wiem, że martwisz się o Jamesa, ale nie pozwól by to przeszkodziło Ci w normalnym funkcjonowaniu. Na Merlina to nie jest potrzebne. Też się boję o Rogacza, uwierz mi.

Łapa prychnął z ironią.

– No jakoś tego po Tobie nie widać.

– Bo staram się, żeby to mną nie zawładnęło!

– Jasne.

Na tym Syriusz skończył rozmowę. Nie chciał by ktoś mu mówił co miał robić, a czego nie. W normalnej sytuacji przeprosiłby Remusa za swoje zachowanie. Jednak to nie była normalna sytuacja. Black usłyszał ciche westchnięcie likantropa, lecz nic nie powiedział. Nawet się nie poruszył. Leżał na boku, tyłem do czerwonych kotar i wpatrywał się w ścianę. Jeden czarny pajączek po niej chodził i Syriusz nie mając gdzie podziać wzrok obserwował jego każdy ruch.

Taki pająk pewnie nie ma takich problemów jak my teraz.

Black słyszał jak Peter i Remus wychodzą z dormitorium. Potem cisza. Został sam nielicząc pająka, który zaczął wikłać pajęczynę w rogu jego łóżka. Stalowookiemu nie chciało się nawet wstać, żeby ją zdjąć i tylko postanowił w głowie, że jak będzie po wszystkim weźmie się za sprzątnięcie pająka z jego łóżka. Nagle do jego głowy wkradł się ludzik, który nakazał mu się zemścić najokrutnieszym sposobem jaki znał na Severusie. Syriusz go posłuchał. Wstał gwałtownie, w związku z czym zakręciło mi się w głowie i wpadł w czerwone kotary. Wyplątując się z nich przeklnął parę razy pod nosem. Gdy w końcu się z nich wydostał, sięgnął po różdżkę i dalej mając na sobie dresy wyszedł z dormitorium pewnym i szybkim krokiem. Przechodząc przez Pokój Wspólny zaczepiła go jedna z Gryfonek. Warknął na nią, żeby się odczepiła i poszedł dalej nie zwracając uwagi na niezadowoloną minę dziewczyny. Przelazł przez dziurę za portretem i ruszył w kierunku lochów. Nie obchodziło go to, że nie zna hasła i że Snape jest prawdopodobnie na lekcjach. Miał plan i zamierzał go zrealizować.

Z każdym krokiem powietrze stawało się bardziej wilgotne i zimne. Z każdym krokiem Syriusz zdawał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi Severusa Snape'a. Z każdym krokiem wydawało mu się, że jego plan jednak jest bez sensu. Z każdym krokiem jednak upewniał się, że James leży w Skrzydle Szpitalnym. Że to wina Ślizgona. Że gdyby nie on razem z Jamesem gadaliby teraz na lekcjach i nie musieli się niczym przejmować.

Przyśpieszył kroku z nową energią do działania. Wyszedł zza rogu i natkną się na...

– Irytek?! Nie, no błagam.

Poltergiest odwrócił się do Blacka z gumą do żucia z palcach. Widocznie zakleiał nimi dziurki od kluczy, żeby dokuczyć Filchowi.

– Syriusz Black... no, no, no. – zacmokał i wyrzucił za siebie gumę – Co to za pałętanie się po tej części zamku? Z tego co wiem, lochy nie są w modzie Gryfonów.

Syriusz zastanawiał się przez chwilę nad odpowiedzią, gdy uświadomił sobie, że stoi przed damską łazienką. Już wiedział jak wygrać ten słowny pojedynek.

– A podglądanie Ślizgonek w toalecie jest w modzie Irytków?

Zdezorientowany poltergiest zauważył tabliczkę na drzwiach i Syriusz był pewien, że gdyby nie był poltergiestem i miałby kolory spalił by buraka. Zaczął jąkać coś o tym, że on nie wiedział i wcale nie to robił, a Syriusz wymusił z siebie śmiech. Irytek w końcu pokazał mu język i odleciał tłukąc przy okazji kilka wazonów. 

Ach... on się nigdy nie zmieni. Tyle rzeczy przez niego ucierpiało. Wazy szczególnie...

Black ruszył dalej pewnym krokiem, aż w końcu znalazł się przed Pokojem Wspólnym Slytherinu.

I co teraz, pchlarzu? Nie znasz hasła idioto... na Godryka zaczynam mówić jak James.

– Może zapukać? – mruknął do siebie Syriusz po czym wykonał czynność. Cisza. Zapukał drugi raz. Znów cisza. W końcu stracił cierpliwość i walną w zieloną ścianę nogą. Usłyszał z drugiej strony przekleństwo i głośne kroki. – Ale słabe ściany mają. Wszystko słychać. Nie to co u nas. U nas to robota pierwsza klasa. Nic nie słychać ani nie wid... Lucinda? Dzięki Merlinowi, że to Ty. Nie wiem co bym zrobił, gdyby to był kto inny. Pewnie nawet nie powiedziałbym zdania, a już by mnie wywalili na zbity pysk.

Talkalot popatrzyła na niego z politowaniem. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Miała podkrążone oczy i rozczochrane włosy. W oczach było widać niepokój i smutek. Syriuszowi wydawało się, że na jego widok w oczach pojawiło się również szczęście i ulga, ale szybko minęły. Oblizała spierzchnięte usta i potarła zmęczone oczy. Black spojrzał na nią zdziwiony i zaskoczony.

– Co Cię sprowadza w nasze progi? – zapytała w końcu, wypuszczając Syriusza do środka. Pokój Wspólny Slytherinu był bardziej ponury i zielony niż Syriuszowi się wydawało. Ciemno-zielone kanapy i fotele otaczały srebrne stoliki. Nawet ogień w kominku sprawiał wrażenie jakby był zimny, a nie dawał ciepło. Black rozejrzał się uważne dookoła, lustrując każdy przedmiot jakby był przesiąknięty czarną magią. – Syriusz, jesteś tam? Co Cię tu sprowadza? – Stalowooki przejechał palcami po włosach, uciekając wzrokiem od Lucindy. Ślizgonka była jedyną osobą, która widziała piłki lecące na Pottera, więc pewnie ją też to dotknęło. – Syriusz! To Ty przyszedłeś do nas, więc zapytam jeszcze raz. Co Cię do nas sprowadza?

– James. – odpowiedział ze smutkiem na twarzy, a oczy Lucindy rozszerzyły się w przerażeniu.

– Czy on...

– Co? Nie, nie. Żyje, ale jeszcze się nie obudził. Ja jestem w innej sprawie. Mam pewną sprawę do niejakiego Severusa Snape'a. Znasz gościa?

Talkalot pokręciła głową z niedowierzeniem, ale w jej oczach Syriusz dostrzegł ciekawość. Opowiedział Ślizgonce o Pismo-Łamaczu i o tym, że dowiedział się od niego, że to Snape był autorem listu wysłanego do wszystkich osób – z wyjątkiem nauczycieli – w Hogwarcie.

– Czyli chcesz mi powiedzieć, że to Severus zrobił to Jamesowi. Co za wstrętny, puszczalski... nietoperz? Nigdy go nie lubiłam, ale teraz to przegiął! – krzyknęła i zrzuciła ze stolika podręczniki i szklankę wody.

– Mogę to uznać za słowa mówiące, że mi pomożesz się zemścić? – spytał wolno Syriusz. Ślizgonka pokiwała głową i podniosła podręczniki z podłogi oraz zaklęciem wysuszyła dywan, na który wylała się woda.

– To co robimy?

🦌🦌🦌

Ślizgonka i Gryfon kierowali się do dormitorium Snape'a. Mieli zamiar naskoczyć na niego przed dormitorium. Lucinda powiedziała, że ostatnio włóczył się sam i zostawał z tyłu za swoją bandą, więc nie było problemu, że ktoś ich zobaczy. Syriusz pierwszy dotarł na górę schodów i spojrzał na czarne drzwi z srebrnymi tabliczkami na każdych. Na tabliczkach były wypisane po cztery nazwiska – jak się domyślił Syriusz – lokatorów dormitorium.

Zaczął czytać każdą tabliczkę aż znalazł potrzebne nazwisko. Przyczaił się z Talkalot za szafą i obserwował otoczenie. Do końca lekcji Ślizgonów zostało trzydzieści minut, więc Syriusz przykucnął i zamknął oczy, chcąc chwilę przysnąć, lecz stwierdził, że to na próżno.

– No to jaki jest plan? – zapytała Ślizgonka po kilku minutach ciszy. Syriusz zastanowił się chwilę. – W ogóle masz jakiś plan?

– No... moim planem, było się po prostu zemścić.

– Czyli bez planu.

Syriusz przesunął ręką po włosach. Pomyślał, że może teraz by coś wymyślił. Miał przy sobie tylko różdżkę, co dawało olbrzymie możliwości, lecz jednak chciał wymyśleć coś większego. Zaczął rozmowę na temat tego z Lucindą i ona pierwsza zaczęła dawać pomysły.

– Napad z łajnobombami?

– Nie, za słabe. Rzucenie Cruciatusa i patrzenie jak się męczy?

– Chłopie, czy Ty chcesz, żeby nas wywalili z tej szkoły? I zamknęli w Azkabanie?

– Jak James nie wydobrzeje? Tak, to będzie wtedy mój idealny plan na życie – prychnął długowłosy. Znów zapadła cisza. Dopóty żadne z nich się nie odzywało, dopóki na dole w Pokoju Wspólnym Slytherinu nie było słychać podnieconych rozmów. – Idą. Przygotuj się.

– Nie mamy planu! – syknęła Ślizgonka spinając mięśnie.

– Improwizuj.

Schody prowadzące do dormitorium chłopców zatrzeszczały pod ciężarem nóg Ślizgonów. Uczniowie zaczęli się rozchodzić do swoich dormitoriów. Syriusz szukał wzrokiem czarnych tłustych włosów, lecz nigdzie nie było ich widać. Na przejściu ze schodów do dormitorium nie było już osób jednak na schodach dało się usłyszeć ciche kroki. Blackowi zaczęło bić mocniej serce. Po chwili na piętrze pojawiła się postać, na którą tak czekał Syriusz. Czarne do ramion włosy, chłodne spojrzenie i podręczniki od eliksirów w ręku. Severus Snape szedł powoli do swojego dormitorium. Gryfon napiął mięśnie, a obok poczuł jak Lucinda wstrzymuje oddech. Spojrzał na nią kątem oka. W jej oczach ujrzał złość. Wypełniała całe jej brązowe oczy. Skinął głową, gdy złapała kontakt wzrokowy i pokazał, żeby jeszcze chwilę poczekała. Sam wstał i wyszedł zza szafy. Ślizgon nie zauważył go na początku i szedł dalej wlepiając wzrok w podłogę. Dopiero po chwili – gdy podniósł wzrok – ujrzał Gryfona, w którym zebrała się niesamowita wściekłość. Obaj spojrzeli sobie w oczy. Syriusz dostrzegł w oczach Severusa opanowanie. Stalowooki posłał mu spojrzenie godne bazyliszka i po chwili zaczął mówić głosem przepełnionym jadem.

– Wiesz czemu tu jestem? Bo spacerujesz sobie spokojnie, kiedy ludzkie życie jest zagrożone!

Ślizgon spojrzał na niego zaskoczony.

– Kogo masz na myśli?

Syriusz roześmiał się złośliwie, bo tak naprawdę nie było mu do śmiechu.

– Nie udawaj, że nie wiesz Wycierusie! James leży teraz w Skrzydle Szpitalnym! I być może już przenieśli go do Munga. A ty idziesz spokojnie, wiedząc, że nikt Cię nie podejrzewa. Ale ja Cię przejrzałem – ostatnie słowa Syriusz wręcz wypluł. Dyszał ciężko jakby przebiegł przed chwilą maraton. Przed sobą dalej widział Snape'a nie przestraszonego, a wręcz zdziwionego i zainteresowanego. Otworzył szeroko oczy. Złość w Gryfonie wręcz się gotowała, lecz powoli zastępowało ją zdziwienie. Wyraz twarzy Ślizgona dawał wrażenie, jakby nie wiedział nic o zaistniałej sytuacji.

On nie wie o czym mówię czy tylko udaje?

– Posłuchaj mnie, Black. Nie wiem co się stało, Potterowi, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. Jakbyś chciał wiedzieć to ostatnio już przez pięć dni siedzę u McGonagall i odrabiam szlaban, bo ktoś mnie wrobił. Nie widziałem nawet ostatnio Pottera, więc jakbyś zrobił mi drogę do mojego dormitorium i opuścił lochy było by mi bardzo miło – powiedział Severus ze stoickim spokojem. Patrzył Syriuszowi prosto w oczy, a jego spojrzenie wydawało się szczere.

Syriusz pokazał Lucindzie, żeby się ujawniła i po chwili obok niego stanęła brązowooka Ślizgonka. Zlustrowała Snape'a spojrzeniem, po czym wyjęła z kieszeni szaty małą fiolkę z przezroczystym płynem w środku. Black kątem oka dostrzegł na niej zamazany napis Veritaserum. Uśmiechnął się do Ślizgonki po kryjomu, a ona zwróciła się do Severusa.

– To jest Veritaserum. Dobrze wiesz jak działa, prawda? Jeżeli nie kłamiesz i na prawdę nie wiesz kto skrzywdził Jamesa powstrzymam Syriusza przed rzuceniem sie na Ciebie. Jeżeli jednak będzie inaczej... daję Syriuszowi wolną rękę. To znaczy, że może zrobić z Tobą to co chce.

Stanowczy głos Lucindy nie przyjmował sprzeciwu, więc Severus lekko pokiwał głową. Talkalot kazała mu otworzyć usta i wlała mu kilka kropel do buzi. Ślizgon pokręcił głową z obrzydzeniem, po czym spojrzał na Syriusza. Gryfon zastanawiał się chwilę jak ułożyć pytanie, by uzyskać jak najwięcej odpowiedzi, ale nie miał do tego w tej chwili głowy.

– Czy to przez Ciebie James Potter trafił do Skrzydła Szpitalnego, ponieważ zaczarowana mugolska piłka uderzyła go prosto w klatkę piersiową?

– Nie – odpowiedział krótko Severus, a Lucinda i Syriusz wymienili spojrzenia.

– Czy to Ty napisałeś list do wszystkich uczniów w Hogwarcie pisząc jaki to James jest słaby i oczerniając Lucindę?

– Zrobiłem to pod przymusem.

Lucinda wstrzymała oddech, a serce Syriusza zaczęło bić tak głośno, że słyszą to bicie zwierzęta w Zakazanym Lesie. Pytanie, które miał zadać stanęło mu w gardle. Talkalot, która to zobaczyła i była pewna, że Black nie auto będzie z siebie żadnego słowa wyręczyła go.

– Pod przymusem? Kogo?

– Nie mam pojęcia. Ta postać przyszła anonimowo z zamaskowaną twarzą. Jeżeli wam to pomoże to był to mężczyzna z obrzydliwym uśmiechem, żółtymi zębami i złośliwym głosem. Był też łysy.

___________

1979 słów

Hej! Jak tam wrażenia po rozdziale?

Przepraszam Was bardzo, że tak długo nie było rozdziału, ale najpierw wena stwierdziła, że jej też należą się wakacje, potem nie bardzo miałam czas, bo ja byłam na wakacjach i tak wyszło... mam nadzieję, że rozumiecie.

Także nie mogę się doczekać, aż wyrazicie swoją opinię na temat rozdziału i ja już nie zajmuję więcej czasu.

Paaa!
Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro