15. Kac morderca nie ma serca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

James obudził się przez czyjeś głośne hałasowanie w łazience. Uchylił powieki lekko ślepnąc od światła w dormitorium. Zamrugał parokrotnie i jego wzrok się przyzwyczaił do lampy oświetlającej pokój Huncwotów. Spojrzał przez okno i stwierdził, że znów pada, a drzewa kołyszą się przez wiatr. Jęknął niezadowolony i znów zamknął oczy. Doskwierał mu straszliwy ból głowy i suchość w gardle. Złapał za szklankę wody stojącą na szafce nocnej i wypił do końca. Przyniosło mu to chwilową ulgę, lecz ta szybko minęła. Pomasował skronie i wstał z łóżka kierując się w stronę łazienki, chcąc uciszyć kogoś kto właśnie tam przebywał. Szykując słowa, którymi zamierzał skarcić któregoś z Huncwotów usłyszał czyjeś soczyste przekleństwo i narzekanie.

– Gdzie te cholerne tabletki?! – kolejne plastikowe butelki z szamponami wylądowały na posadzce stukając hałaśliwie.

– Syriusz? – spytał James ze zmęczeniem patrząc na swojego przyjaciela. Black wywrócił wszystkie szafki w łazience do góry nogami. – Szukasz czegoś?

– Nie. Tak sobie tylko rzeczy przerzucam – prychnął długowłosy szperając w jakiejś szufladzie. – Oczywiście, że czegoś szukam jeleniu!

– A czego takiego?

James po chwili dowiedział się, że Syriusz obudził się dziś pod stolikiem w Pokoju Wspólnym przez straszny ból głowy. Czuł się tak jakby w gardle miał pustynię. Zastanawiał się przez chwilę kim jest i co tu robi. Później udał się do dormitorium po tabletki na kaca, żeby jego życie stało się łatwiejsze i prostsze. Potter zaśmiał się.

– Chyba obaj przesadziliśmy wczoraj z ilością alkoholu. Wiesz co? Pomogę Ci szukać tych tabletek, ale masz się podzielić – stwierdził okularnik i wyszedł z łazienki kierując się do komody stojącej przy drzwiach.

– Niech Ci będzie – Syriusz prychnął i z wejścia do toalety obserwował poczynania swojego przyjaciela. James przeszukiwał dokładnie każdą szufladę znajdując pergaminy, listy od rodziców, zarysy kawałów na nauczycieli, pióra i puste słoiczki po atramencie. Doszukał się również kilku gadżetów ze sklepu Zonka, w tym leżące na samym dnie kubek do herbaty gryzący w nos. Chwilę później znalazł coś co mogło mu się przydać.

– Mam! – krzyknął i wyciągnął swoją zdobycz.

– Tabletki? – spytał lekko przysypiający Black nagle się rozbudzając.

– Nie, ale równie skutecznego. – Potter potrząsnął niewielką fiolką z niebieskim eliksirem w środku. – Eliksir. Zawsze ratował nam tyłki po imprezach.

Syriusz puknął się w czoło, karcąc się za to, że zapomniał o niebieskiej miksturze. Obaj Huncwoci wzięli po łyku płynu z kryształowej fiolki, skrzywili się i poczuli się zaraz potem o niebo lepiej. Łapa i Rogacz padli na swoje łóżka i dopiero teraz zdali sobie sprawę, że Remusa i Petera nie ma w dormitorium. Przekonali siebie nawzajem, że pewnie obaj wyszli rano, bo oni jako znaczna mniejszość Gryfonów na wczorajszej imprezie byli trzeźwi. James wdał się w rozmowę ze swoim przyjacielem o długich włosach. Syriusz po raz setny dziękował okularnikowi za znalezienie eliksiru.

– A pamiętasz jak go ukradliśmy ze składzika Slughorna? – spytał James śmiejąc się na końcu.

W Pokoju Wspólnym Gryffindoru na każdej kanapie i fotelu spał jakiś uczeń. Kilku zajęło miejsce na dywanie i pod stolikiem. Impreza organizowana przez Huncwotów na rozpoczęcie roku szkolnego udała się lepiej niż przypuszczali. Zegar właśnie wybijał godzinę siódmą rano, kiedy po schodach zeszli James i Syriusz. Obaj z nieułożoną fryzurą, zaspani i ze zmarszczonym czołem, który był skutkiem straszliwego bólu głowy. Okularnik podszedł do jeszcze nie usuniętego barku i nalał sobie dużą szklankę wody. Wypił ją do końca w ekspresowym tempie i odłożył na blat mini baru. Syriusz pomasował sobie skronie i zamoczył rękę w lodowatej wodzie, po czym przyłożył ją do czoła. Kropla wody zaczęła mu spływać po policzku i kapnęła na jego koszulę zostawiając mokrą plamę. W tym czasie James wypił kolejne dwie szklanki zimnej i orzeźwiającej wody. Po tym lekkim przebudzeniu, razem z Syriuszem odwrócił się i spojrzał na uczniów w  Pokoju Wspólnym. Black zagwizdał pod nosem z zaskoczenia i zdziwienia.

– Ale pobojowisko... – stalowooki przeszedł do najbliższej kanapy starając się rozpoznać osoby na niej leżące. – Ten tutaj wygląda na co najwyżej czwartoklasistę. Nie uważasz, że powinniśmy jakoś wprowadzić zasady co do wieku. Mi to nie przeszkadza, ale gdyby McGonagall się dowiedziała...

– Urwałaby nam głowy i kazałaby własną szczoteczką myć korytarze. – stwierdził James. Suchość w gardle znów zaczęła mu przeszkadzać. – Chyba powinniśmy coś z tym zrobić.

– No właśnie! Patrz na te buty. Jak ona w tym tań...

– Ja mówię o naszym kacu.

– A no tak. Coś w tym jest. – przytaknął Syriusz i spojrzał chytrze na swojego przyjaciela. – Masz jakiś plan, Rogaczu?

– Oczywiście, Łapo.

James zaprowadził Syriusza do dziury za portretem i po krótce wytłumaczył plan. Z każdym jego słowem uśmiech na twarzy Blacka się powiększał i powiększał i bez zastanowienia od razu się na to zgodził. Potter pobiegł po Pelerynę Niewidkę po czym nakrył ją na Syriusza i siebie samego. Wyszli z Pokoju Wspólnego kierując się w stronę lochów. Szli w ciszy, co jakiś czas spotykając pojedynczego ucznia, który zmierzał do Wielkiej Sali na śniadanie. Dwaj Huncwoci chcieli to załatwić szybko zanim wszystkie osoby z tego zamku będą kierowały swoje kroki na śniadaniową ucztę, bo wtedy z ich planu będą nici. Zatrzymali się dopiero przed gabinetem nauczyciela eliksirów. Przez dębowe drzwi było słychać potężne chrapanie, więc James był pewny, że profesor jeszcze smacznie śpi. Wyciągnął z kieszeni klucz, który otwiera wszystkie drzwi, żeby nikt nie odkrył śladu zaklęcia i wsunął do dziurki od klucza. Po chwili usłyszeli ciche chrząknięcie i wejście do gabinetu się otworzyło.

– Nigdy mi się nie znudzi ta sztuczka. – zaśmiał się pod nosem Syriusz zdejmując z siebie Pelerynę. James przytaknął mu głową i po cichu, na palcach wszedł do pomieszczenia. Rozejrzał się uważnie i dostrzegł na kanapie leżącego i chrapiącego Slughorna. Na stoliku obok stały dwie puste butelki wina. Było też coś co przykuło uwagę obu Huncwotów. Mała kryształowa fiolka pełna niebieskiego płynu. Okularnik ostrożnie podszedł do stołu i sięgnął po fiolkę. Z tyłu była przyklejony kawałek pergaminu z pochylonym napisem "Gdybyś nieźle się urządził – jeden łyk i po sprawie". James wywnioskował, że jeżeli stała koło dwóch butelek wina i wyglądało na to, że nauczyciel balował wieczorem, ten eliksir może dużo pomóc. Chował właśnie znalezisko do kieszeni kiedy usłyszał głośne tłuczenie szkła. Odwrócił się przerażony i spojrzał na Syriusza, który patrzył na rozbity wazon z porcelany.

– Co się dzieje?! – przyjaciele usłyszeli zaspany i zaskoczony głos swojego nauczyciela. – Co... co wy tu robicie?! – krzyknął Slughorn kiedy ujrzał dwójkę Huncwotów. – Proszę o wytłumaczenia! Już!

Okularnik spojrzał z wściekłością w oczach na Blacka, dając mu do zrozumienia, że to on ma się tłumaczyć. Syriusz lekko kiwnął głową i zaczął ściemniać profesorowi.

– Dzień dobry, Panie profesorze! Co za przypadkowe spotkanie! Nie uwierzy, profesor co się stało. Ten tutaj James Potter zaczął nad ranem lunatykować...

– A więc czemu, Pan Potter jest ubrany?

– Em... on się ubrał podczas snu. – odrzekł Syriusz, a nauczyciel spojrzał na niego podejrzliwie. – Więc, kończąc moją opowieść... było tak, że James wyszedł z Pokoju Wspólnego Gryffindoru i kierował się tu. Więc pobiegłem za nim próbując go obudzić, lecz on nie obudziłby się nawet gdyby stado trolli zaczęło niszczyć zamek. James włamał się tu, nie wiadomo jak i stłukł tą wazę. Zanim zdążyłem ją złapać ona już się rozbiła o podłogę. Chciałem też zaznaczyć, że ma Pan bardzo ładną  posadzkę. Świetny wybór. Ma Pan gust, Panie profesorze. Ale o czym ja...

– Już koniec! Dziękuję za wyjaśnienie, Panie Black. Bardzo dziwne ono było, ale... już po prostu idźcie i jak następnym razem was przyłapię to wam nie daruję!

James wraz z Syriuszem wyszli z gabinetu i zamknęli drzwi.

– Co to było, idioto?! Prawie nas zdemaskował! – nakrzyczał okularnik na Blacka.

– Ale nie zdemaskował. Więc cicho i pokaż co tam masz.

James i Syriusz przestali wspominać i wybuchnęli głośnym śmiechem.

– Byłem wtedy tak głupi tłukąc ten wazon. – zaśmiał się z siebie Black.

– Jakoś nie specjalnie to się zmieniło, chciałem Ci powiedzieć. – droczył się z nim James, próbując się uspokoić, ponieważ brzuch już go rozbolał od śmiechu. Za wypowiedziane słowa oberwał mu poduszką.

James musiał przyznać, że dobrze mu było pośmiać się beztrosko, patrzeć jak jego przyjaciel jest szczęśliwy, powspominać i nie przejmować się niczym istotnym. Chciał po prostu się śmiać, bez żadnych przeszkód.

Nie wiedział jednak, że te chwile szybko miną.

__________

Cześć, cześć!

Jak tam u Was?

Mi jakimś cudem udało się napisać rozdział, bo mam strasznie dużo kartkówek i sprawdzianów i ogólnie nauki. Też tak macie czy tylko ja? I jeszcze musiałam pomagać mojej przyjaciółce w tak zwanym "Ciemno-zielonym alercie" (nie wnikajcie), tak więc nie miałam czasu, bo ktoś NIE chciał słuchać moich rad (ta osoba wie o czym mówię).

Wracając do rozdziału... mam standardowe pytania. Podobał wam się? Co sądzicie o ostatnim zdaniu?

Mam nadzieję, że szybko uwinę się z nauką i będę Was mogła obdarować kolejnym rozdziałem.

Jak na razie...

Do zobaczenia!
Gryfka

(Jakby były błędy to piszcie)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro