17. Wieści o jakie nie łatwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily właśnie śmiała się z żartu Jamesa kierując swoje kroki do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Minęło dopiero dziesięć minut od kiedy Evans powiedziała o swoich uczuciach, a już żartowali. Rudowłosa nie żałowała tego, że zmusiła się do rozmowy z okularnikiem. Emanowała wielkim szczęściem, z którym ostatnio nie miała styczności. Każda komórka w jej ciele czuła ulgę, a Lily miała wrażenie, że jest tak lekka, że przy najmniejszym podmuchu wiatru, odleciałaby daleko stąd.

Rozbawieni stanęli przed portretem Grubej Damy, która spojrzała na nich przenikliwie. Jej ton podczas pytania o hasło, wykazywał zdziwienie, z którym Gryfonka i Gryfon mieli się zetknąć ponownie gdy tylko przekroczą próg Pokoju Wspólnego.

– Panie przodem – odezwał się James odsuwając się na bok i wskazując ręką na przejście.

Lily prychnęła, przechodząc koło niego.

– Daruj sobie, Potter.

– Myślałem, że teraz gdy się kumplujemy nie będziemy używać nazwisk.

– Wątpię, żebyś wytrzymał – powiedziała rudowłosa, stawiając jedną nogę w Pokoju Wspólnym. Odwróciła się do Jamesa, by spojrzeć na niego przekonującym wzrokiem.

– Masz rację, Evans – okularnik się poddał i przeszedł za nią do salonu, w którym przebywali przyjaciele Huncwota i rudowłosej.

Gwar, który panował wśród Gryfonów ucichł momentalnie, gdy uczniowie ujrzeli roześmianych i wesołych Lily i Jamesa. Evansówna czuła na sobie wzrok innych znajdujących się w Pokoju Wspólnym. Zrozumiała nagle skąd ta cisza i zdziwienie. Widok dwóch wrogów, rozmawiających ze sobą swobodnie to bardzo rzadki widok. Szczególnie wtedy, gdy tymi wrogami są James Potter i Lily Evans. Nikt z zebranych tam uczniów nie wiedział, że prześmiewcze porównania, które wymślali uczniowie Gryffinforu ("Kipisz ze złości jak Evansówna po zobaczeniu Pottera") nie będą już przydatne. Ciszę przerwał niepochamowany i nagły rechot Jamesa. Gryfon zwijał się ze śmiechu na dywanie, próbując wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowa. Jego okulary zsunęły mu się z nosa i upadły na podłogę, jednak Potter nie podjął się ich szukania. Od patrzenia na niego, Lily sama zaczęła się powstrzymywać od śmiechu, by nie skończyć jak James, który co jakiś czas zamiast śmiechu chrumkał. Rudowłosa wywróciła oczami, czekając aż jej przyjaciel uspokoi się i będą mogli wszystko wyjaśnić. Kiedy James Potter doprowadził swój śmiech to porządku, znalazł okulary i roztrzepał włosy – które już wyglądały jakby przeszło przez nie wielkie tornado – jeszcze bardziej, cisza zaczęła ustępować.

Dorcas Meadowes razem z Marleną McKinnon podbiegły do Lily z pytającymi spojrzeniami pragnącymi szczegółowych wyjaśnień. Rudowłosa chciała im powiedzieć, że opowie wszystko w dormitorium kiedy już tłum ochłonie z tylu emocji, ale nie zdążyła, bo przez krzyki, pytania i piski szczęścia przebił się donośny głos Jamesa, który stanął na stole i patrzył na wszystkich z góry. Względnie się uciszyło, jednak można było usłyszeć pojedyncze szepty. Potter zaczął przemawiać.

– Dobry wieczór, szanowni Gryfoni! Co za emocje, prawda? Musiało minąć sporo czasu bym ja sam zrozumiał co się dziś stało. A jak wiecie jestem bardzo kumaty.

W tłumie rozległo się głośne prychnięcie.

– No jasne, jeleniu. Nas nie okłamiesz, więc daruj sobie te bajeczki – zaśmiał się Syriusz, szczerząc się do Jamesa, który jednak mu nie odpowiedział inaczej niż wystawionym w jego stronę językiem i kontynuował.

– Pomijając uwagi zapchlonych psów, które kwestionują mój oszałamiający geniusz, chciałbym przejść do sedna sprawy. Wielu z was pewnie zastanawia się co tu na stringi Dumbeldora się zadziało? – zebrani się roześmiali, a Potter spojrzał szybko na Lily. Rudowłosa się uśmiechnęła czując się gotowa, na okrzyki radości Gryfonów – Myślę, że mogę oficjalnie ogłosić, że wojna pomiędzy mną, a Lily się skończyła! Od teraz jesteśmy przyjaciółmi – ostatnie słowo wypowiedział z taką radością, że nikt nie mógł pomyśleć, że to jakiś żart.

Lily obserwowała cieszących się uczniów Gryffindoru, którzy co chwila przytulali rudowłosą lub okularnika, klaskali albo gwizdali. Evansówna z uśmiechem na twarzy obserwowała jak jej przyjaciółki powstrzymywały płacz szczęścia, a ich piski były tak głośne, że były one słyszalne pomimo zachwytu Gryfonów, który nie należał do najcichszych. Marlena i Dorcas spojrzały na Lily i wyściskały ją porządnie. Obie zasypywały rudowłosą lawiną pytań, na które Evans nie potrafiła tak szybko odpowiadać. Ją też dalej rozpierało wielkie szczęście i lekkość. Była pewna, że nie udało jej się tego dobrze zamaskować i – gdyby nie Huncwoci, którzy do nich podeszli – chętnie zaczęłaby skakać jak małe dziecko. Potter odchrząknął chcąc zwrócić na siebie uwagę. Trójka Gryfonek odwróciła się szybko. Rudowłosa spojrzała na niego pytająco, ale jej uwaga za chwilę była skierowana na kogoś innego. Poczuła, że ktoś mocno ją przytula. Jedyne co ujrzała do burza długich czarnych włosów. 

– Syriusz... dusisz – wykrztusiła, biorąc oddech. Black trochę odpuścił. 

– Dzięki, Lily. Za to, że dałaś mu szansę – szepnął tak by usłyszała go tylko Evansówna. Syriusz zakończył przyjacielski uścisk, a Lily na chwilę zamurowało. Potrząsnęła głową i znów skupiła się na słowach Jamesa. Okularnik chciał, by dziewczyny poszły z Huncwotami do ich dormitorium, by Evans i Potter mogli szczegółowo opowiedzieć co dokładnie się zdarzyło. Ruszyli siedmioosobową grupą w stronę pokoju zamieszkanego przez czwórkę żartownisiów. Remus przepraszał w drodze za to, że kiedy tylko przekroczą próg dormitorium dziewczyny zobaczą to gorsze oblicze pewnych osób. Dorcas i Marlena spojrzała po Huncwotach pytającym wzrokiem, a Lily lekko się uśmiechnęła, wiedząc, że w pokoju żartownisiów nie jest najczyściej, ponieważ Syriusz, Peter i James nie dbają o porządek wokół siebie.

🦌🦌🦌

Siedząc już wygodnie w dormitorium Huncwotów wszyscy nalegali by od razu zacząć opowieść. James dopuścił do głosu swoją nową przyjaciółkę by samemu zająć się swoimi myślami. Cieszył się. I to jak. Nie podlegało to wątpliwości, ale czuł się też lekko zawiedziony. Może trochę za szybko o tym myślał i niepotrzebnie się nastawiał, ale sądził, że gdy Lily wypowiadała słowa chcące zakończyć spór, który trwał między nimi od trzeciej klasy, James myślał, że mogą być dla siebie kimś więcej. Był to wielki krok i temu nie zaprzeczał, ale jakaś mała jego cząstka nie chciała zacząć tego tak. Potter odrzucał od siebie myśl, że nie jest zadowolony z rozwoju sytuacji, ale nie wiedział, że niedługo ta myśl okaże się słuszna. 

– Ja... nie sądziłam, że James się zgodzi. W końcu przez całą naszą znajomość olewałam go, traktowałam jak powietrze i ostatnio o wszystko go osądzałam – usłyszał głos Lily, która na niego patrzyła – Dalej jestem zdziwiona tym, że chciałeś być moim przyjacielem. Tak łatwo się zgodziłeś. Szczerze, na początku myślałam, że żartujesz. I wiedz, że byłby to bardzo nieśmieszny żart – zaśmiała się krótko, a James uśmiechnął się szczerząc zęby. 

– Wypraszam sobie. Moje żarty zawsze są śmieszne – okularnik powiedział z pewnością i dostał za to poduszką w twarzy. 

– Masz! Udław swoje ego tą poduszką. Dobrze Ci zrobi, a my będziemy mogli odpocząć – Syriusz rzucił następną poduszką, która tym razem poleciała w inną stronę niż chciał. Biała poduszka trafiła w blond włosy Marleny. Dziewczyna mu oddała, a James nie mógł się powstrzymać od złośliwego komentarza.

– I co Syriuszu? Damy się atakuje? Gdzie twoja wrodzona klasa i szacunek?

Black właśnie chciał się odgryźć, kiedy rozległo się pukanie. Lily, która siedziała najbliżej drzwi otworzyła je ukazując dwójkę dziewczyn. Jedna w szacie z herbem Slytherinu, a druga z herbem Ravenclaw. Obie miały szerokie uśmiechy i wyglądały jakby spotkała je najlepsza rzecz na świecie. 

– Lucinda? Julie? Co tu robicie? – zapytała Evans, wyrażając tym samym zaciekawienie całej grupy. Przytuliła obie uczennice i wróciła na swoje miejsce.

– Słyszałyśmy co się stało! Mega wam gratuluje, że postanowiliście dać sobie szansę – odezwała się uszczęśliwiona Krukonka, zamykając za sobą drzwi, a uczennica Slytherinu potwierdziła jej słowa, siadając na jednej z wyczarowanych puf, by dwie dziewczyny nie musiały rozmawiać na stojąco.

– Wiadomość rozeszła się już po całej szkole, więc nie zdziwcie się jak jutro w Wielkiej Sali będzie transparent "Gratulacje dla Evans i Pottera".

James przestał myśleć o swoim małym zawiedzeniu i całkowicie oddał się rozmowie z przyjaciółmi. Nie wiadomo jak to się stało, ale po dobrej godzinie rozmowy wszyscy trzymali w dłoni po butelce Ognistej Whiskey lub Kremowego Piwa. Grali w różne gry, plotkowali o wszystkim i o niczym, Balck i Potter starali się też namówić Lucindę by powiedziała technikę Ślizgonów w tym roku, ale pałkarka nie pouściła pary z ust. Nikt nie liczył tego jak długo rozmawiali, ani tego po jakim czasie od słów Syriusza "Ale jestem zmęczony" wszyscy padli śpiąc w najlepsze. Jedynymi osobami, które spały w swoich dormitoriach były Lucinda i Julie, które wróciły do siebie kwadrans przed tym jak siódemka Gryfonów pousypiała. Od tego momentu, aż do siódmej rano dormitorium Huncwotów wypełniło ciche pochrapywanie szczęśliwych uczniów, którzy znaleźli dobre chwile w cieniu nadchodzącej wojny. Wojny, która miała zmienić wszystko na zawsze.

🦌🦌🦌

Następnego ranka, gdy Lily się zbudziła, poczuła ostry ból w plecach. Zastanawiało ją czemu leży w takiej niewygodnej pozycji. Wszystko wyjaśniło się gdy przypomniała sobie sytuację sprzed kilku godzin. Mimowolnie się uśmiechnęła i wstała powoli, by nikogo nie zbudzić. Wyszła na palcach z dormitorium Huncwotów, słysząc jak Dorcas coś mamrocze przez sen i ostrożnie zamknęła drzwi. Równym krokiem szła do pokoju zamieszkanego przez nią i jej dwie przyjaciółki. Pokój Wspólny Gryffindoru był dziwnie pusty. Evansówna spojrzała na kalendarz. Dwudziesty listopada. Lily zrozumiała, że w Wieży gryffinlodru było tak pusto, ponieważ była sobota. Zaśmiała się ze swojej głupoty i zaczęła wspinać się po schodach do dormitoriów dziewczyn. Kiedy zamierzała już naciskać klamkę, ktoś pociągnął ją za rękaw. Odwróciła się i ujrzała dziewczynkę o blond włosach i niebiesko-szarych oczach. W ręku trzymała przytulankę hipogryfa. Rudowłosa uśmiechnęła się przyjaźnie. Rozpoznała dziewczynkę. To ta uczennica kiedyś mówiła jej o swoich rodzicach.

– Sarah, tak? Jak się czujesz? – zapytała przyjaźnie, jednak wyczuła, że coś jest nie tak. Pierwszoroczna wyglądała na wystraszoną i rozglądała się czujnie.

– Pamiętasz jak mówiłaś, że mogę z tobą porozmawiać? – zapytała dalej wpatrując się swoimi wielkimi oczami w szmaragdowe oczy Lily. Rudowłosa pokiwała głową i pogłaskała pierwszoroczną po głowie – Nie powiedziałam Ci wszystkiego wtedy, gdy pierwszy raz mnie spotkałaś – ciekawość i strach Evansówny stały się jeszcze większe niż na początku rozmowy – Moi rodzice... oni... zniknęli. Tak powiedział mi profesor Dumbledore. Mówił, że nie wrócili do domu pewnego wieczoru. Że wybiegli na ulicę, by powstrzymać jakąś bójkę i zniknęli. Że będą ich cały czas szukali. Profesor Dumbledore nie chciał mi powiedzieć nic więcej. Ale ja wiem, że on coś ukrywa! 

W oczach Sarah pojawiła się determinacja. Lily nie zrozumiała przekazu pierwszorocznej.

– Sarah, posłuchaj mnie. Bardzo chciałabym Ci pomóc, ale jeżeli chcesz, żebym pomogła Ci wyciągnąć informacje z Dumbledora to niestety nie mogę tego zrobić. To byłoby nie w porządku...

– Ale ja jeszcze nie skończyłam mówić! – syknęła młoda Stanley, jakby z lekka urażona tym, że Lily jej przerwała – Chciałam Ci powiedzieć, że wczoraj dostałam list. Nie wiem od kogo. Ktoś mi napisał, że znaleźli moich rodziców i że będę mogła ich spotkać, jak tylko ukradnę fiolkę z gabinetu profesora Dumbledora z napisem "Tam gdzie ruiny w zamek się zmieniają". Napisali też, że jeżeli nie przyniosę fiolki do jutrzejszego wieczoru... oni ich zabiją! Ja się boję, Lily! Bardzo – oczy pierwszorocznej zaszkliły się, a determinacja się ulotniła. – Nie chcę kraść, ale jak tego nie zrobię już ich nigdy nie zobaczę! 

Lily otworzyła oczy z przerażenia. Nie mogła uwierzyć własnym uszom. Kto był tak podły, że porywał rodziców małej dziewczynki i kazał jej kraść napewno coś ważnego grożąc, że zabije jej rodzinę. Rudowłosa była wściekła. Zapomniała o tym, że miała się przebrać w świeże ubrania i zejść do Wielkiej Sali i zjeść śniadanie. Porzuciła chęć zagłębienia się w ciekawą lekturę lub spędzeniu czasu z przyjaciółmi. Teraz liczyło się tylko bezpieczeństwo rodziny pierwszorocznej Gryfonki, która już nie dawała sobie rady z tak wieloma ważnymi rzeczami. Evans złapała za zimną rękę blondynki i pociągnęła ją w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego. Kierowały się w stronę gabinetu dyrektora Hogwartu. Sarah wyglądała na zdziwioną i Lily musiała jej tłumaczyć, że nie idą one tam kraść, tylko porozmawiać o liście z Dumbledorem, ponieważ jest to bardzo potężny czarodziej, który napewno im pomoże. Evans szła szybkim krokiem, wciąż trzymając za rękę małą Gryfonkę. Po krótkim czasie stanęły przed kamiennym gargulcem, który – ku zdziwieniu obydwu uczennic – był otwarty. Weszły szybko po schodach do ciemnych drewnianych drzwi. Szmaragdowooka zapukała pewnie, a zza drzwi odezwał się miły głos zapraszający do wejścia.

–––––––––––––––––––––

Witajcie, czarodzieje!

Przychodzę do was z długo wyczekiwanym, nowym rozdziałem, który czeka na waszą opinię oraz komentarze! 

Co tam u Was? Jak wam życie mija? 

W rozdziale specjalnie zaszczepiłam wam kilka nowych tematów i zagadek. Jestem ciekawa czy wszystkie je wyłapiecie. Wyczekujcie następnych rozdziałów, bo to będzie jazda bez trzymanki...

Pa!

Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro