18. Śpiew feniksa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily otworzyła drzwi, które zaskrzypiały ciężko. Rozejrzała się po gabinecie, który zachwycał ją za każdym razem, gdy tu wchodziła. Na ścianach wisiały obrazy byłych dyrektorów Hogwartu, którzy zawsze służyli radą obecnemu dyrektorowi. Ich oczy śledziły każdy ruch dwóch Gryfonek, co jakiś czas pomrukując coś między sobą. Na półkach przymocowanych do ścian, które zajmowały większość gabinetu Dumbledora, poustawiane były najróżniejsze książki. Nowe, poniszczone, grube, chude, z ilustracjami i te wypisane drobnym druczkiem, by wszystkie informacje się pomieściły. Uwagę Lily przykuła również Tiara Przydziału, która położona była na jednej z najwyższych półek. Po całym pomieszczeniu rozłożone były srebrne delikatne instrumenty, które szumiały i wypuszczały kłęby dymu. Zza biurka, na którym piętrzyły się stosy pergaminów siedział starszy czarodziej, który zza swoich okularów połówek patrzył przyjaźnie na dwie uczennice. Wskazał ręką na krzesła naprzeciwko biurka. Na jego ramieniu dumnie siedział ognisty ptak. Spoglądał swoimi czarnymi oczami na Gryfonki, które zajęły wskazane miejsca. Ptak włożył dziób pod skrzydło, jakby miał zamiar usnąć. Lily uśmiechnęła się na widok tak dumnego stworzenia i przeniosła wzrok na Dumbledora. Dyrektor sięgnął po talerzyk, na którym leżały cukierki. Wyciągnął go w stronę Gryfonek.

– Dropsa? Są bardzo dobre. Tylko nie bierzcie tych cytrynowych. To moje ulubione – położył talerzyk przed pierwszoroczną, która bardzo szybko włożyła sobie żółtego cukierka do ust, uważając, żeby dyrektor nie zauważył jak bierze jego ulubiony przysmak. Dumbledore przeniósł wzrok na Lily – Co was do mnie sprowadza, panno Evans?

– Panie profesorze ja nie wiem czy powinniśmy tak się teraz uśmiechać. Sarah opowiedziała mi o jej rodzicach i o pewnej sytuacji – Lily zaczęła mówić i zwróciła się do pierwszorocznej – Chcesz o tym opowiedzieć czy ja mam to zrobić?

Dziewczynka wypuściła powietrze, a jej oczy znów ukazały strach. Powoli wyjęła zmiętolony list i drżącą ręką podała go dyrektorowi. Czarodziej z zaciekawieniem rozłożył pergamin i zaczął czytać. Sarah zaczęła opowiadać kiedy go dostała i o tym jaka jest treść listu. Swoją historię zaczęła od tego jak brązowy puchacz przyniósł jej tą wiadomość, aż do momentu kiedy powiedziała o tym wszystkim Lily. Rudowłosa wsłuchiwała się w jej załamujący się głos, gdy dziewczynka wspomniała o swoich rodzicach. Evans pogłaskała ją uspokajająco po plecach, ale nic to nie pomogło. Dumbledore przeczytał list jeszcze kilka razy i zamyślił się poprawiając okulary. Podrapał się po brwiach i zaczął mówić.

– Cieszę się, że przyszłyście z tym do mnie. Sprawa jest poważna, ponieważ nie sądzę, żeby był to jakiś głupi żart, zważając na to, że tylko ja i wy znacie prawdę o rodzicach panny Stanley. Inni dalej żyją w przekonaniu, że Jack i Suzanne wyjechali na wakacje. Mam przypuszczenia kto wysłał ten list, jednak nie mogę wam powiedzieć któż to taki – Sarah lekko się oburzyła, ale po chwili przypomniała sobie, że mówi to do dyrektora i pozwoliła mu kontynuować – Zrozumcie, że byłybyście wtedy narażone na jeszcze większe niebezpieczeństwo. Mam pomysł jak załatwić tą sytuację, a panna Evans mi w tym pomoże. Co do panny Stanley... zaczęła panienka swoją naukę dopiero kilka miesięcy temu, dlatego twoje umiejętności nie są jeszcze aż na takim poziomie jak umiejętności panny Evans. Wiem, że chciałabyś pomóc. I pomożesz. Ale nie będziesz mogła uczestniczyć w naszej misji. I pod żadnym pozorem nie możesz nas śledzić. Zrozumiano, panno Stanley? – Sarah lekko kiwnęła głową, zawiedziona, że nie będzie mogła odbić swoich rodziców jak to planowała.

Dumbledore wytłumaczył pierwszorocznej na czym będzie polegało jej zadanie. Miała dać im jednen włos ze swojej głowy i zaopiekować się swoimi rodzicami, gdy już ich odnajdą. Dyrektor tłumaczył jej, żeby była silna, bo być może Jack i Suzanne Stalney nie będą w najlepszym stanie po prowrocie. Sarah wbiła lekko paznokcie w kolano, bojąc się co robią z jej rodziną, ale obiecała, że będzie robiła co w swojej mocy. Lily była pod wrażeniem siły i odwagi pierwszorocznej. Gdyby to ona w jej wieku dowiedziała się, że jej rodzice zniknęli najprawdopodobniej byłany sparaliżowana strachem. A tutaj przed sobą Evans widziała siedzącą jedenastoletnią dziewczynkę, która nie wiedziała jeszcze jak świat może dać w kość i być okrutny, ale nie krzyczała, nie płakała. Widziała dziewczynke, która zrobiłaby wszystko, byle tylko znów móc przytulić się do rodziców.

Dyrektor Hogwartu odezwał się do pierwszorocznej i poprosił ją o wyjście, tłumacząc, że musi porozmawiać z Lily na temat ich zadania. Powiedział też, że dziś na śniadanie będzie bardzo dużo naleśników, które czekają aż ktoś je zje. Dziewczynka wstała, a rudowłosa odprowadzała ją wzrokiem aż do dębowych drzwi. Kiedy blondynka miała już wychodzić coś nakazało Evansównie ją zatrzymać. Może poczucie, że ktoś musi zapewnić ją, że będzie dobrze, jeżeli jej rodzice nie mogli tego zrobić?

– Sarah – jedenastolatka odwróciła się i spojrzała na rudowłosą – Jesteś bardzo silną czarownicą, wiesz? Lepszą niż myślisz. Dasz radę.

Niebieskooka uśmiechnęła się lekko i wymamrotała cichutkie dziękuję, po czym szybko się ulotniła. Po jej wyjściu Lily zwróciła całą swoją uwagę na Dumbledora. Jego mina zmarkotniała, a okulary połówki zsunęły się z nosa. Poprawił je i spojrzał na rudowłosą. Czarodziej otworzył usta, ale od razu je zamknął. Szmaragdowooka domyśliła się, że szukał on jak najlepszych słów do opisania tej sytuacji. Po dłuższej ciszy odezwał się lekko poważniejszym tonem niż mówił w obecności Sarah.

– Domyślasz się kto mógł wysłać ten list, panno Evans?

Lily zamyśliła się na chwilę sięgając do najgłębszych zakątków swoich myśli. Przez głowę śmigały jej lekcje Obrony Przed Czarną Magią, teksty przeczytanych książek, urywki Proroka Codziennego i wszystko co mogło mieć związek z jakimikolwiek informacjami na temat niepokojących faktów. Zamknęła na chwilę oczy próbując przypomnieć sobie jeszcze więc i poprosiła dyrektora o kilka minut, by mogła się zastanowić. Pomasowała skronie i przypomniała sobie nagłówek artykułu z mugolskiej gazety.

"Kolejne zniknięcia ludzi w Londynie, wywołują chaos! Ile jeszcze minie czasu zanim rząd coś z tym zrobi?"

Później sięgnęła pamięcią do przeczytanych Proroków Codziennych.

"CZARODZIEJE I CZAROWNICE ŻYJĄ W STRACHU – co tuszuje Ministerstwo Magii?

Od jakiegoś czasu dochodzą do nas słuchy o porwaniach i zniknięciach wśród czarownic i czarodziejów. Czy stoją za tym głupcy, którzy zaczęli praktykować czarną magię czy może ktoś znacznie potężniejszy? Do tej pory Ministerstwo nie chciało podać żadnych informacji na temat zaginień, ale nie mogliśmy tak tego zostawić. Wasza nieustraszona redaktor naczelna zaczęła buszować wokół tego tematu, jednak Ministerstwo Magii doskonale ukryło fakty o porwaniach, nie myśląc o dobru społeczeństwa. Czy Minister Magii nie podjął się ryzyka poszukiwań? Czy najnormalniej stchórzył? Dowiecie się tego w następnym numerze.

Obiecujemy, że nie zostawimy Was w niewiedzy ~ młoda i nieustraszona Rita Skeeter."

Lily spojrzała na dyrektora z przerażeniem w oczach. Poruszała wargami, ale nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Otrząsnęła się w końcu i odezwała się lekko ochrypniętym głosem.

– Chce mi Pan powiedzieć, że za zniknięciem rodziców Sarah i za tym listem stoją Ci sami czarodzieje, którzy odpowiadają za zaginięcia i porwania? Przecież nic o nich nie wiadomo!

Dumbledore zaśmiał się cicho.

– Ministerstwo nic o nich nie wie. I lepiej żeby tak zostało. Ale czy to znaczy, że na świecie nie ma innych ludzi dbających o bezpieczeństwo czarodziejów?

Evans spojrzała na dyrektora, pytającym wzrokiem. Czarodziej wstał od biurka i pogłaskał ognistego ptaka, który zleciał mu z ramienia. Lily znów przyjrzała się pomarańczowym i czerwonym piórom.

– Widzę, że Faweks Cię zaintrygował. Feniksy słyną ze swojego wdzięku, leczniczych łez i pieśni, która dodaje odwagi tym o jasnym sercu i zasiewa starch w sercach nieczystych – powiedział dyrektor i spojrzał na Lily – Proszę mi powiedzieć, panno Evans. Czy słyszała pani kiedyś o Zakonie Feniksa?

🦌🦌🦌

W dormitorium Huncwotów panował gwar. Marlena i Dorcas od razu po przebudzeniu poszły do siebie ściągając się, ponieważ każda z nich chciała pierwsza wejść do łazienki. Black oczywiście proponował im, by skorzystały z łazienki w ich dormitorium, ale Gryfonki mu nie ufały, spodziewając się, że wszedłby do pomieszczenia, w środku porannego prysznica, którejś z nich. James zastanawiał się gdzie podziała się Lily, lecz stwierdził, że jest już na śniadaniu. Szybko się przebierając w normalne ubrania wybrał się wraz z Syriuszem, Remusem i Peterem do Wielkiej Sali, by zaspokoić głód.

Siadł na swoim miejscu i popatrzył na pogodę za oknem. Było ponuro i wietrznie, a ukazujący się w oddali Zakazany Las wyglądał jeszcze upiorniej niż zwykle. Ostatnio tylko taką pogodę widzieli uczniowie Hogwartu, ale nie zniechęcali się przez to. W całej Wielkiej Sali było słychać śmiechy i rozmowy. James spojrzał na stół nauczycielski. Wszystkie miejsca były zajęte. Wszystkie oprócz jednego. Na śniadaniu brakowało dyrektora. Potter zignorował to, ponieważ w weekend nawet Dumbledore może sobie odpocząć. Wrócił do swojej jajecznicy i zaczął rozmawiać z przyjaciółmi na temat planu na ten dzień. Jak wszyscy cieszył się z tego, że w końcu nadeszła sobota i można w końcu odpocząć od lekcji. Huncwoci – a dokładniej James, Syriusz i Peter, bo Remus patrzył na nich niechętnie i dłubał widelcem w talerzu – wymyślali właśnie jak wkręcić się do kuchni, by żaden z uczniów ich nie zauważył i poprosić skrzaty o gorącą czekoladę. Ta druga część brzmiała bardzo prosto, ponieważ taka była, ale uniknięcie zaciekawionych oczu była cięższa niż się wydawało. W weekendy przy takiej niepogodzie na korytarzach Hogwartu roiło się od uczniów ze wszystkich domów. Te rozmyślania przerwało wesołe powitanie. Jego właścicielka była Lucinda Talkalot, która razem z Julie Cooper, właśnie ze swoimi talerzami dosiadały się do stołu Gryfonów.

– No witam, witam – odpowiedział Syriusz – A co to? Jedzenie na waszych stołach się już skończyło, że przyszłyście tu do nas? Musimy uważać chłopaki, bo zaraz cały Hogwart się do nas dosiądzie – powiedział oglądając się czujnie i biorąc do ręki widelec by chronić swoje naleśniki z syropem klonowym. Lucinda, która siadła obok niego, spojrzała na niego z litością, wyjęła z jego ręki widelec i odłożyła go na stół.

– Jakie macie plany na dziś? – zapytała Julie i odrywawszy kawałek swojego tosta z serem włożyła go sobie do ust.

– Jeszcze nie mamy, ponieważ gdy chciałem poruszyć ten temat moi kochani przyjaciele zaczęli dyskutować o czymś zupełnie innym – odpowiedział Remus i spojrzał znacząco na Petera, który pierwszy zaproponował wycieczkę do kuchni.

– No przepraszam bardzo, ale jedzenie jest najważniejszą rzeczą w życiu czarodzieja! – oburzył się Pettigrew, po czym gdy zauważył, że wszyscy jego przyjaciele na niego patrzą lekko się zarumienił ze wstydu. James parsknął śmiechem po czym wszyscy zaczęli rozmawiać o wspólnych planach na weekend. Gdy tak beztrosko wymyślali rzeczy jakimi mogli by się zająć, James poczuł czyjąś kościstą rękę na swoim ramieniu. Odwrócił się i zobaczył swoją nauczycielkę transmutacji.

– Dzień dobry, Pani profesor – uśmiechnął się do starszej kobiety, w mocno ściśniętym koku.

– Dzień dobry, Panie Potter. Przepraszam, że przeszkadzam w jedzeniu i rozmowie z pańskimi przyjaciółmi, ale profesor Dumbledore chciał się z Panem widzieć. Natychmiast – po tych słowach McGonagall odeszła od stołu Gryfonów, lecz dała jasno do zrozumienia, że James ma się udać bezzwłocznie do gabinetu dyrektora.

Szybko wypił sok dyniowy i wstał ze swojego miejsca.

– Co tym razem przeskrobałeś, Rogasiu? – zapytał Black, który razem z pozostałymi Huncwotami, Ślizgonką i Krukonką słyszał wszystko.

James zastanawiał się krótką chwilę czemu mógł być wezwany do dyrektora, ale szybko stwierdził, że nie ma na to czasu.

– Wydaje mi się, że po prostu chce mnie zapytać jak to jest być tak wspaniałym – powiedział, roztrzepując swoje włosy – Muszę lecieć. Spotkamy się w Pokoju Wspólnym?

Odpowiedź była jasna, więc nie czekając dłużej ruszył w stronę wyjścia.

🦌🦌🦌

Lily dalej siedziała w gabinecie dyrektora i wertowała jakieś stare książki, by znaleźć coś co mogłoby się jej przydać, tak na wszelki wypadek. Choć Dumbledore zapewniał ją, że raczej nie będzie potrzebne zmieniać planu, Evansówna należała do osób ostrożnych. Czytała właśnie o jakiś podstawowych zajęciach leczniczych, kiedy usłyszała kroki dyrektora. Szybko zamknęła księgę, zapamiętując na szybko numer strony i spojrzała na siwego czarodzieja. Obserwowała go jak przeszedł do biurka i usiadł spokojnie. Na język cisnęło jej się wiele pytań, ponieważ usłyszała o czymś czego się nie spodziewała.

Zakon Feniksa.

Założony przez Dumbledora i walczący z siłami zła, które po cichu rosły w potęgę i moc. Jego członkowie chodzili na niebezpieczne misje i wiedzieli więcej o tajemniczych porywaczach niż całe Ministerstwo razem wzięte.

Lily usłyszała tylko tyle od dyrektora. Powiedział, że opowie więcej o misji, którą będą musieli niedługo wykonać, gdy tylko przyjdzie ktoś do pomocy. Evans spodziewała się jakiegoś nauczyciela, ale po chwili w dębowych drzwiach stanął Gryfon o wiecznie roztrzepanych czarnych włosach, krawatem związanym na szybko i przekrzywionych okularach.

– Evans? No nie mów, że jesteśmy w tarapatach razem. Znaczy to byłoby super, ale nie spodziewałem się tego po tobie – James odezwał się szczerze zdziwiony, a rudowłosa się uśmiechnęła. Dumbledore spojrzał na nich zdezorientowany, ale uśmiechnięty.

– Czyżby lata kłótni Lily Evans i Jamesa Pottera są już przeszłością? – zapytał i poprawił swoje okulary połówki.

– Naprawdę, Panie profesorze? Nie wierzę, że plotki o nas rozchodzące się po całym Hogwarcie jak ciepłe bułeczki nie dotarły do Pana – powiedział okularnik i siadł na wolnym miejscu, koło szmaragdowookiej. Evans spojrzała na Faweksa, który spał w swojej klatce, ale wciąż słuchała Dumbledora.

– Coś tam się obiło o uszy, lecz myślałem, że to tylko bajeczka – przyznał dyrektor i chyba chciał się wdać z Jamesem w dalszą rozmowę, ale zniecierpliwiona Lily odchrząknęła głośno – Ach, tak, przepraszam. Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia. Chciałbym jednak zapytać Pana o jedną rzecz, Panie Potter. Czy jest Pan w stanie poświęcić weekend na pomoc dwóm niewinnym ludziom i ich córce?

Lily zauważyła, że jej przyjaciel spojrzał na nią zdziwiony, ale pokiwał twierdziąco głową. Rudowłosa lekko się uśmiechnęła.

No to teraz siedzimy w tym razem, Potter.

Dumbledore najpierw powtórzył to samo co mówił Lily przed wyjawnieniem tajemnicy o Zakonie Feniksa. Że James nie może o tym nikomu powiedzieć, ani nalegać na dołączenie zanim nie ukończy szkoły. Dyrektor powiedział, że po wszystkim z tego pokoju wyjdą dźwigając ogromną tajemnicę na barkach i z masą zadań do wykonania. Okularnik mimo to zapewnił, że zrobi wszystko byleby pomóc. Dyrektor zaczął opowiadać, a James słuchał tak uważnie i w takim skupieniu, że takiego Lily go jeszcze nie widziała. Kiedy starzec dokończył mówić o Zakonie Feniksa i o rodzicach pierwszorocznej i liście, który dostała Sarah, spojrzał uważnie na dwójkę uczniów Gryffindoru. Lily nie patrzyła dyrektorowi prosto w oczy, ale czuła, że za okularami połówkami kryje się dumne spojrzenie.

– No dobrze – Dumbledore klasnął w dłonie. – Chyba czas wyjawić plan działania.

____________

Hej, hej

Wiem, że mnie za to zabijecie, ale jeszcze trochę potrzymam was w niepewności. I dolewając jeszcze oliwy do ognia powiem Wam nazwę następnego rozdziału. Uwaga, uwaga... rozdział będzie nazywał się... "Łzy Faweksa". No i teraz może niektórzy z Was będą żyli w strachu, ponieważ wszyscy wiemy, co oznaczają łzy feniksa.

Strach i bitwa o dwójkę ludzi, ale początek wojny o bezpieczeństwo całego świata. To jest właśnie zwiastun kolejnego rozdziału.

No, ale nie zadręczajcie się na zapas, bo to niezdrowe. Obiecuję, że postaram się napisać i wstawić rozdział najszybciej jak się da, ale zobaczymy jak to będzie.

No a teraz opowiadajcie – co tam u Was?

Trzymajcie się ciepło!

Gryfka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro