6. Prawda czy fałsz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– No więc? – spytała rudowłosa po raz kolejny. James poprosił, żeby poszli w bardziej ustronne miejsce. Chciał uniknąć sytuacji, że gdy będzie zmuszony powiedzieć prawdę, będzie słyszała to też Marlena i Dorcas. Okularnik nie bardzo wiedział co począć. Czy ma powiedzieć prawdę, Lily? W sumie mógłby jeszcze raz wymazać jej pamięć, ale uznał, że to za bardzo ryzykowne. Podrapał się nerwowo po karku. Zwykle wymówki przychodziły mu łatwo, ale teraz czuł zupełną pustkę w głowie – Odpowiedz w końcu, Potter – powiedziała stanowczym tonem Evans. Okularnik westchnął.

– Kiedy wracaliśmy z patrolu, bo Remus nie mógł i zabrałaś mnie... powiedziałaś, że strasznie źle się czujesz.

Lily spojrzała na Jamesa niedowierzającym wzrokiem.

– Serio, Potter? – zadała pytanie retoryczne.

– No serio, serio. I... i wtedy też powiedziałaś, że Ci się kręci w głowie. No i... eee... a no tak! I tak trochę mdlałaś. Więc podtrzymywałem Cię, aż nie doszliśmy do Pokoju Wspólnego. I tam już straciłaś przytomność, więc położyłem Cię na kanapie i przykryłem kocem – okularnik zakończył swoją nie za bardzo przekonującą mowę. Lily patrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Po chwili potrząsnęła głową.

– Słuchaj, Potter. Nawet jeżeli to fałsz i wcale nie mdlałam i odwaliłeś coś o wiele gorszego to co powinieneś zrobić w takiej sytuacji? Zanieść do Skrzydła Szpitalnego! A gdyby coś mi się działo gorszego? Położyłbyś mnie na kanapie w Pokoju Wspólnym?!

Tego nie przemyślałem...

No nie, ale ja wiedziałem, że nic Ci nie jest.

– A od kiedy to jesteś lekarzem, że stwierdzasz takie rzeczy? – Lily zapytała przesłodzonym głosem, jakiego używała gdy się kłóciła o swoją rację. James zastanawiał się chwilę po czym powiedział, że jeżeli ona nie pamięta co się działo to musi mu uwierzyć. I te słowa obudziły Rudą Furię, która sobie spokojnie spała w ciele Lily.

– Evans, to nie miało tak zabrzmieć... – tłumaczył się okularnik kiedy dotarł do niego sens słów, które wypowiedział.

– Nie wypominaj mi, że nie pamiętam! Może nie pamiętam, bo TY odwaliłeś coś głupiego i się boisz przyznać?! I to ja padłam ofiarą tej głupoty?!

Jamesa bolał widok wkurzonej na niego rudowłosej, ale coś nakazało mu krzyknąć.

– No jasne, bo jak coś się dzieje z Panią Jestem Idealna to moja wina! To Ci powiem! Tak, to akurat moja durna wina!

– O właśnie! Czyli miałam rację! Kto by się spodziewał?! – wrzasnęła Lily gestykulując ręką.

W okularniku zebrała się złość. Bardziej na samego siebie, niż na rudowłosą.

– No miałaś! I teraz co?! Będziesz się tym chwalić?! Czasami żałuję, że dałem nauczkę Smarkowi, gdy Cię obraził – i tu padły ostateczne słowa. W oczach Evansówny pojawił się ból i smutek. Jamesowi to nie umknęło na uwadze – Lily... ja...

– Odejdź – powiedziała cicho – Idź sobie, słyszysz? Nie chcę teraz Twoich pustych słów przeprosin Potter. Daruj sobie po prostu.

– Ale... – zaczął mówić okularnik, ale szybko zrezygnował i odszedł zostawiając rudowłosą.

🦌🦌🦌

James powolnym krokiem wracał do Pokoju Wspólnego Gryfonów. Nie śpieszyło mu się. Na pustym korytarzu było tak cicho, że słyszał swój oddech. Deszcz dalej padał i pomimo wczesnej godziny niebo było zasnute czarnymi chmurami.

Pogoda idealne opisująca mój nastrój... Och, James coś ty narobił imbecylu?! Powinieneś tam zostać i powiedzieć prawdę!

Gdzieś w oddali Potter usłyszał śmiech uczniów, którzy najprawdopodobniej szli do Wielkiej Sali na śniadanie. Z tego całego zamieszania okularnik zapomniał o głodzie i teraz właściwie go nie odczuwał. Dalej powłucząc nogami doszedł do portretu Grubej Damy. Podając hasło, wszedł do Pokoju słuchając jak kobieta na obrazie marudzi coś o złej pogodzie.

A co ją obchodzi ta pogoda? Nawet nie wychodzi na dwór.

W pokoju było tłoczno i głośno. Grupka szóstoklasistów grała w szachy czarodziejów, co chwila komentując. Jacyś inni uczniowie grali w karty, a jeszcze inni robili zupełnie co innego. Wszystkim tym czynnościom towarzyszyły wesołe rozmowy, mówiące trochę o niedzielnym wyjściu do Hogsmeade, trochę o kursie na teleportację, trochę o lekcjach ("Kto normalny zadaje pięć stóp wypracowania?") i o całej reszcie ważnych i nie ważnych spraw. W najdalszym kącie pokoju – tuż koło wejścia do dormitoriów chłopców – na fotelach siedziały przyjaciółki Lily. To ich Potter chciał szczególnie uniknąć, ale nie miał wyboru jeżeli chce udać się do swojego dormitorium. Ruszył szybkim krokiem licząc na to, że pochłonięte rozmową dziewczyny go nie zauważą. Niestety szczęście mu nie sprzyjało.

– A dokąd to się wybieramy? – usłyszał James – Chcesz nam uciec?

Okularnik odwrócił się i spojrzał na Marlenę i Dorcas. Nie miał ochoty na rozmowy.

– Słuchajcie. Jestem zmęczony i chętnie bym się udał teraz do łóżka, więc jeśli pozwolicie...

– Nie pozwalamy – przerwała mu Dorcas.

– Chcemy wiedzieć, gdzie jest Lily i co się stało podczas waszej rozmowy – powiedziała Marlena wstając i podchodząc do Pottera. Ten westchnął i powiedział, że Lily udała się do toalety, a rozmowa przebiegła spokojnie.

No, no Potter. Zaraz się utopisz w tych kłamstwach...

– Ja Ci nie wierzę – stwierdziła Dorcas, nerwowo zaciskając palce na różdżce.

– To nie wierz, ale ja chcę iść spać. Dobranoc – pożegnał się James, odchodząc. Domyślał się, że Marlena też nie uwierzyła w jego kłamstwo, ale nie okazywała tego.

– Jak znajdziemy Lily i ona powie nam co innego, walnę Cię takim Upiorogackiem, że będziesz błagał o litość! – krzyknęła na nim Dorcas, a Marlena dorzuciła swoje trzy grosze mówiąc, żeby uważał co będzie pić. Rogacz nie przejął się tym – w przeciwieństwie do innych osób w Pokoju Wspólnym, które będą uważać, żeby nie podpaść Marlenie i Dorcas – on teraz chciał się położyć i obmyśleć parę spraw.

🦌🦌🦌

Lily siedziała oparta o ścianę plecami i gorzko płacząc. Czuła tęsknotę, złość i bezradność. Głowa bolała ją bardziej niż przy obudzeniu. Nie wiedziała co zrobić, więc tylko zamknęła oczy i pozwoliła płynąć słonym łzom na policzki. Przypominały jej się różne chwile z jej życia. Najpierw to kiedy pierwszy raz poznała Severusa. Później kilka następnych. Kolejne wspomnienie było o tym jak została przydzielona do Gryffindoru i pierwszy raz poznała Huncwotów – którzy wtedy jeszcze Huncwotami nie byli – oraz Marlenę i Dorcas. A później przed oczami stanął jej obraz z przed dwóch lat.

Kiedy Lily zobaczyła jak James Potter znów dręczył jej przyjaciela poczuła wielką złość na Gryfona. Podbiegła do niego krzycząc już z daleka, żeby zostawili Severusa Snape'a.

– Masz szczęście, że Evans tu przyszła – burknął Potter ściągając Ślizgona z drzewa.

– Nie potrzebuję pomocy tej małej wrednej szlamy! – Severus wypowiedział na głos słowa, które tak bardzo uraziły rudowłosą. Poczuła nagły smutek uderzający z wielką siłą. James też od razu zareagował. Tylko w inny sposób.

– Coś ty powiedział?!

Dalej Lily już nic nie słyszała. Pobiegła ile sił w nogach do zamku, przełykając gulę w gardle. Nic to nie dało, bo po chwili Evans uległa swoim uczuciom i wypuściła łzy. Gorzkie łzy smutku.

🦌🦌🦌

Evans nie wiedziała ile przesiedziała pod tą ścianą na korytarzu, – którym nikt dziś nie przechodził – a deszcz, który cały czas padał nie podsuwał żadnych wskazówek. Lily nie chciała wracać do dormitorium, bo wiedziała, że nie uniknęła by pytań swoich przyjaciółek. Postanowiła wyjść na błonia. Nie robiło jej różnicy czy padało czy nie. Nie myślała o tym, że może zmoknąć do suchej nitki. Chciała wyjść na dwór, usiąść nad jeziorem i patrzeć jak ciężkie krople spadają w jego otchłań robiąc na wodzie okręgi.

🦌🦌🦌

Od chwili, gdy rudowłosa wyszła na dwór ogarnął ją orzeźwiający chłód. Czuła jak krople deszczu spadają jej na włosy i cerę. Nie przeszkadzało jej to. Uniosła ręce do góry i zakręciła się w miejscu zamykając oczy. Cały smutek, strach, niepewność i złość z niej wyparowały. Przypomniała sobie dawne czasy, gdy jeszcze nie miała pojęcia o świecie magii i padczas deszczowych dni – ku załamania jej matki – spędzała czas na dworze biegając, skacząc czy tańcząc w deszczu. Lily uśmiechnęła się do siebie mimowolnie. Ruszyła w stronę jeziora, ślizgając się co jakiś czas na mokrej trawie. Wyobraziła sobie cudny zapach, który nastąpi po tym jak deszcz przestanie padać. Drzewa dookoła niej szumiały, jakby chciały opowiedzieć najbardziej skrywane w sobie, historie, legendy i tajemnice. Każda kropla deszczu była cząstką wielkiej czarnej chmury i rudowłosej zdawało się, że gdy tak spadają na nią przytulają się do niej. Dziewczyna siadła nad brzegiem jeziora. Wpatrywała się w dal i wyczyściła mózg od wszelkich kłopotów i problemów. Zapomniała o Potterze i Severusie, jak i innych rzeczach. Teraz liczyła się tylko ona i natura.

🦌🦌🦌

James leżał na łóżku i udawał, że śpi. Czerwone kotary zasunął do końca i ignorował pytające spojrzenia pozostałych Huncwotów. Przez ponurą pogodę na dworze zdawało mu się, że była godzina osiemnasta, jednak Remus uświadomił go, że jest dopiero czternasta. Mimo to okularnik czuł zmęczenie. Syriusz przyniósł mu tosty ze śniadania, ale Potter nie czuł głodu. W głowie tkwiła mu rudowłosa, które teraz pewnie płakała gdzieś w pustej klasie – gdyby wiedział jak bardzo się myli. Chciał iść jej poszukać, ale narażał się wtedy na Dorcas i Marlenę, więc po prostu leżał na łóżku, myśląc nad swoją głupotą.

🦌🦌🦌

– Panno Evans! Co Panienka tu robi? – rudowłosą dobiegł znany głos. Wstała z ziemi i spojrzała na Profesora Slughorna.

– Myślę, Panie Profesorze. A mogę wiedzieć co Pan robi?

– Ach, zbierałem tamte paprocie. Najsilniejsze właściwości mają właśnie w deszczu, ale Panienka to wie – odpowiedział i spojrzał na przemokniętą Lily, która tego nie odczuwała – Czy nie łatwiej jest myśleć w suchym miejscu?

Rudowłosa wzruszyła ramionami.

– Niektórym tak, ale ja wolę myśleć na dworze. Nawet jak jest taka pogoda jak teraz.

Nauczyciel eliksirów uśmiechnął się miło i zaproponował, żeby już wracać do zamku na co szmaragdowooka przystała, bo chłód zaczął jej już trochę dokuczać.

🦌🦌🦌

Czerwone kotary zostały odsunięte.

– Rogacz! My tu stajemy na wysokości zadania, żeby w Ciebie wcisnąć coś do jedzenia, a Ty nic! Jak małe dziecko odmawiasz chlebka – powiedział Syriusz z miską w rękach – więc nakarmimy się owsianką. Zium leci samolocik! Otwórz garaż – Black sięgnął po łyżkę i skierował ją w kierunku buzi Pottera. Za nim Peter i Remus dusili się ze śmiechu.

– Łapa, ja nie jestem dzieckiem – powiedział okularnik uśmiechając się po raz pierwszy od kilku godzin.

– Ja bym dyskutował – odezwał się Remus.

– Uważaj na słowa – ostrzegł James rzucając w likantropa poduszką.

– A Ty na głowę! – krzyknął Peter, również rzucając poduszką.

Obserwujący to wszystko Syriusz zanosił się śmiechem, a po chwili sam dostał w głowę.

– O nie, tak się nie bawimy Panowie! Bitwa na poduszki! – Łapa wyskoczył na swoje łóżko. Śmiejący się James po raz kolejny uświadomił sobie, że z tą trójką u boku jego życie jest łatwiejsze i milsze.

______________

1693 słów

Hej, hej! Przychodzę do was z rozdziałem pełnym, smutku, uśmiechu i kilku innych rzeczy. Sytuacja nie jest do końca rozwiązana, ale o tym co się stanie dowiecie się już niedługo. Teraz lecę spędzić czas z mamą, bo dziś jest Dzień Mamy nie zapomnijcie!

Jeszcze mała informacja dla tych co czytają inne moje książki:
Nie mam do nich weny, więc nie wiem kiedy pojawią się do nich rozdziały.

Pa, pa!
Gryfka

PS. Helena Bonhnam Carter ma dziś urodziny, więc STO LAT!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro