7. Zeszyt z myślami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lily weszła do Wieży Gryffindoru w zupełnie innym nastroju. Blady uśmiech zawitał na jej twarzy, a w oczach było widać spokój. Ubrania wysuszyła zaklęciem, lecz jej grube włosy nadal pozostawały wilgotne. Przechodząc przez dziurę za portretem Grubej Damy ostrożne rozejrzała się po Pokoju Wspólnym. Nie chciała spotkać jakiegoś na przykład: Pottera. Natknęła się za to na kogoś innego.

– Cześć, Lily.

– Na Merlina, Julie przestraszyłaś mnie! – Evans podskoczyła ze strachu. Julie Cooper, czyli Krukonka z siódmego roku siedziała właśnie na jednym z foteli szkicując coś w swoim notesie – Co tu robisz?

– W Pokoju Wspólnym Krukonów jest mały... spór, że tak powiem. Chciałam trochę porysować, a w takim hałasie nie da się skupić. Poszłam do biblioteki, ale tam coś powiedziałam za głośno i zostałam wyrzucona. I tak jakoś przywiało mnie tutaj – wytłumaczyła młoda Cooper. Krukonka zawsze była bardzo mile widziana przez Gryfonów w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Często bywało, że gdy Julie przechodziła przez dziurę za portretem – bo znała hasła – nikt tym się za bardzo nie przejmował. Była przyjmowana w gronie uczniów Gryffindoru bardzo przyjacielsko i zawsze była stałym gościem na imprezach w Pokoju Wspólnym. Bardzo często mówiła, że "wśród Gryfonów czuje się jak w domu".

– No to Ci nie... przeszkadzam – rudowłosa uśmiechnęła się miło.

– Nie przeszkadzasz, spokojnie – zaśmiała się młoda Cooper – Byłaś na dworze? – zapytała, gdy spojrzała na włosy Lily.

– Ach, tak, tak. Byłam. Musiałam pomyśleć nad jedną sprawą i jednocześnie o niej zapomnieć, a natura pomaga mi się w tym skupić.

Krukonka pokiwała głową i wróciła do szkicowania. Z tego co zauważyła Lily, rysowała kwiaty z wielką uwagą na szczegóły. Evans przyglądała się chwilę jej pracom leżącym na stoliku. Oprócz kwiatów ujrzała rysunki drzew i zwierząt. Na kilku kartkach byli narysowani ludzie pochłonięci w jakiejś książce z kubkiem kawy w ręku lub inne, zupełnie wymyślne rysunki.

– Ładne. Ja tak nie umiem rysować – zaśmiała się Lily.

– To jest tylko taki głos w głowie. Mówi, że nie umiesz rysować i żebyś się poddała. Albo to ludzie wyrażają taką opinię i ty nie chcesz przez to uwierzyć w swój talent. Lecz pamiętaj. Nie można się przejmować tym co mówią inni, bo innych jest dużo i każdy mówi co innego.

– To były mądre słowa, wiesz Julie? – przyznała rudowłosa. Krukonka się uśmiechnęła.

Wzrok Lily znów zawendrował podziwiać prace Cooper. Evansówna zobaczyła, że między wszystkimi pracami jest jedna wyróżniająca się. Był na niej młody chłopak – reszta rysunków z ludźmi przedstawiała płeć piękną – lecący na miotle. Było to namalowane tak jakby chłopak leciał na podziwiajacego dzieło. Rysy twarzy tego człowieka bardzo kogoś przypominały rudowłosej.

– Kto to? – zapytała z zaciekawieniem Lily wyciągając rękę po rysunek. Julie w panice zebrała rysunki.

– Mój brat – odpowiedziała szybko. Rudowłosa jej nie uwierzyła – O, jest już tak późno? Muszę lecieć, bo... eee... powiedziałam, że wrócę trochę wcześniej niż zwykle... Pa – pożegnała się Cooper wrzucając pergaminy do torby i ruszając w stronę wyjścia. Kiedy jedną nogą przechodziła już przez dziurę rudowłosa się odezwała.

– To nie jest twój brat, prawda?

Julie zatrzymała się i spojrzała na Gryfonkę.

– Masz rację – zaczęła mówić powoli – To nie jest mój brat, ale ktoś równie ważny. Odważyłabym się powiedzieć, że nawet bardziej. Tylko, że ta osoba o tym nie wie, więc jeśli wiesz już kto to... błagam nie mów mu. Chciałabym to zrobić sama.

Lily pokiwała głową na znak, że nie piśnie ani słówka. Też dlatego, że miała tylko przypuszczenia kto to może być i nie chciała wprowadzić zamieszania. Gryfonka lekkim krokiem ruszyła w stronę dormitorium, w którym – jak się spodziewała rudowłosa – siedziały jej przyjaciółki.

🦌🦌🦌

Bitwa na poduszki została zakończona po tym, jak Peter zrzucił dzbanek z wodą. Płyn rozlał się po podłodze i Lunatyk musiał sprzątnąć, bo jego współlokatorzy nagle zaczęli narzekać jak to ich ręce bolą. James zapomniał o problemie, który nęcił go cały dzień.

Rozmawiał teraz z Huncwotami o tym co będą robili w wiosce czarodziejów. Syriusz i James uważali, że wycieczka do Hogsmeade bez odwiedzenia sklepu Zonka to wycieczka stracona, więc postanowione było, że tam pójdą w pierwszej kolejności. Później Peter stawił warunek, że on pójdzie tylko wtedy jeżeli odwiedzą Miodowe Królestwo. Tak więc, sklep ze słodyczami znalazł się na liście do odwiedzenia. Pójście do Pubu pod Trzema Miotłami było obowiązkowe – tak stwierdzili Rogacz i Łapa. Reszta wycieczki miała być planowana na bierząco. Żaden z nich nie miał umówionej randki, więc Huncwoci chcieli to potraktować jako przyjacielski wypad.

– Ej, a jak myślicie Julie jeszcze jest w Pokoju Wspólnym? – zagadnął Łapa, gdy rozmowy nieco ucichły.

– A co? Czyżby Pan Syriusz Orion Black się zakochał? – James chciał mu dokuczyć i wypowiedział jego drugie imię.

– Odwal się, jeleniu – prychnął Syriusz. Obserwujący to Remus próbował powstrzymać się od parsknięcia śmiechem – A co kolegę tak śmieszy?

– Wy.

– Ach, co za zaszczyt! – krzyknął szczęśliwy Rogacz. Bardzo lubił się przekomarzać z Syriuszem i patrzeć jak to rozsmiesza wszystkich wokoło.

🦌🦌🦌

Wejście Lily do dormitorium zostało przywitane pytaniami gdzie była i co robiła. Rudowłosa się nie zdziwiła, ponieważ od rana nie pokazała się swoim przyjaciółkom, więc miały prawo się martwić. Uspokoiła Marlenę, która machała energicznie rękami krzycząc, że Lily nie może tak uciekać. Powiedziała, że zaraz wszystko opowie – omijając część z Jamesem – tylko musi coś zapisać. Podeszła do szafki nocnej i wyjęła z niej stary zeszyt. Pogładziła ręką okładkę, czując jak jej opuszki palców stykają się z grubą i chropowatą czerwoną skórą okładki. 

– Co to? – zapytała McKinnon patrząc na zeszyt, który Lily trzymała w rękach.

– To? To nic takiego. Kiedyś jak byłam mała to w tym zeszycie rysowałam. Mama mi go dała jak jechałam na pierwszy rok w Hogwarcie. Teraz jest to po prostu... zwykły zeszyt. Tak – rudowłosa mówiła tak jakby chciała przekonać samą siebie. Dorcas spojrzała na nią podejrzliwie.

– Nie mówisz nam wszystkiego, Lils.

Rudowłosa wciągnęła powietrze nosem i wypuściła ustami.

– Oczywiście, że mówię. Czemu miałabym kłamać? Nie ma żadnego powodu, żeby ktoś taki jak ja... kłamał komuś takiemu jak wy. Bo to przecież oczywiste, że nie kłamię w tak niesłusznej sprawie...

– Jak kłamiesz to jakoś dziwnie kombinujesz – przerwała Marlena – Przyjaźnimy się już za długo, żeby tego nie zauważyć.

Lily spojrzała na nią zdziwiona. Nie wiedziała nawet, że coś robi nosem gdy kłamie. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Mogłaby powiedzieć prawdę, ale wtedy pewnie dziewczyny chciałby zobaczyć co napisała w zeszycie. Na pergaminach tego zeszytu, połowa stron była zapełniona myślami Evansówny. Druga połowa czekała, aż pióro z atramentem dotknie chropowatych pergaminów i ręka Lily będzie zapisywać myśli.

– No dobra, już dobra! – westchnęła szmaragdowooka opadając na swoje łóżko – Tam nie ma moich rysunków z dzieciństwa.

– Wiedziałam! – podskoczyła Dorcas.

– Daj mi skończyć. Zapisuję tam swoje myśli, które mam w głowie. Swoje problemy, ale też te miłe chwile, żeby o nich nie zapomnieć. Jak tak przelewam to wszystko na papier jest mi lepiej. Ten zeszyt to taka moja myśloświednia. Ja mogę wyprzeć z głowy myśli, a one i tak zostają.

🦌🦌🦌

To uczucie, gdy pokłóciłaś się z kimś kto nie jest dla Ciebie ważny, chociaż nie jesteś tego pewna. Właśnie ono mi dziś towarzyszyło podczas rozmowy z Jamesem Potterem. Jego zdaniem zawsze, gdy coś się złego stanie to ja obwiniam jego, ale to nie tak! Po prostu... teraz tak było. Przez to co powiedziała mi jakaś dziewczyna to James wczoraj coś mi zrobił, ponieważ kładł mnie na kanapie, a ja tego nie pamiętam. Ale nawet jeżeli to prawda i obarczam, to za wszystko i wszystkich to nie miał prawa wypominać mi tego jak się skończyła kłótnia z Severusem. Co z tego, że chciał przepraszać i pewnie poniosła go złość. Zabolało mnie to. Podobnie jak dwa lata temu, gdy uciekałam od Severusa, który krzyczał słowa przeprosin, ale zagłuszały go krzyki Pottera. Nie chciałam słuchać tego jak ludzie przeprzepraszają i potem znów ranią. Dziś, gdy siedziałam na dworze przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl...

– Lily zgaś już tą różdżkę – wymamrotała Dorcas zasłaniając oczy – Wyspać się nie można.

– Już za chwilę – obiecała szeptem rudowłosa.

...A może ta dziewczyna chciała, żebyśmy się pokłócili. Będę musiała nad tym pomyśleć...

Lily schowała zeszyt spowrotem do szafki i słuchała cicho pochrapujące przyjaciółki.

Nox – szepnęła, a świetełko na końcu jej różdżki zgasło.

_______________

1325 słów

Hej, hej. Przychodzę do was z nowym rozdziałem. Nie rozpisuję się, bo muszę się zbierać do szkoły.

Miłego dnia,
Gryfka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro