Rozdział 23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozglądałem się niepewnie po kilkunastu psich pyskach i modliłem się  w duchu, żeby coś je przepłoszyło. Nie miałem siły na walkę. Nie miałem jak walczyć. Pozostała nadzieja na w miarę szybką śmierć. 

Zwierzęta zaczęły podchodzić, a ja wcisnąłem się w ścianę za mną. Nagle zobaczyłem jak jeden z psów warczy głośniej. Wydaje mi się, że była to jakaś mieszanka huskiego. Był duży, miał czarno-białą sierść i błękitno-zielone oczy. Podszedł do mnie, a ja pisnąłem cicho ze strachu i skuliłem się kładąc głowę na skrzyżowanych na kolanach ramionach. Nie ruszając się spojrzałem na psa, który podszedł do mnie. Zamknąłem oczy, przerażony i drżąc delikatnie, czekałem na śmierć. 

Poczułem coś zimnego na głowie i popatrzyłem na psa przeszklonymi oczami. Ten odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie spokojnie. Schylił głowę i spojrzał mi w oczy. Wydało mi się to dziwne. Nie powinien chcieć mnie zjeść? Albo zagryźć? Popatrzyłem na inne psy, już trochę spokojniejszy. Część z nich machała wesoło ogonami, a reszta po prostu siedziała lub leżała i przyglądała się mi. Czarno-biały pies nadal dziwnie patrzył na mnie, a ja niepewnie wyciągnąłem do niego głowę i pochyliłem się lekko. Pies zetknął się ze mną głowami i zamachał ogonem. Ostrożnie wyciągnąłem do niego rękę, a ten dał się pogłaskać i przymknął oczy, zadowolony. Uśmiechnąłem się lekko, a pies podniósł głowę do góry. Poczułem ściśnięcie w sercu. W szyję psa wrastała skórzana obroża. 

Chwilę patrzyłem oszołomiony, a potem ten sam pies spojrzał na mnie błagalnie.
- Wiesz, że to będzie bolało? - Zapytałem, a on pokiwał głową. - Nie zagryziecie mnie? - Zapytałem niepewnie, a psy pokiwały głowami przecząco. "Ha, mogę dogadać się ze zwierzętami. Wspaniale.", pomyślałem i lekko uśmiechnąłem się do siebie. - W takim razie chodź. - Wyciągnąłem ręce do psa, a on pokiwał przecząco głową i wskazał nią gdzieś za siebie. - Nie tutaj? - Zapytałem. Ten nic nie mówiąc wskazał pyskiem przedmieścia.

Spróbowałem się podnieść ale moje ciało odmówiło posłuszeństwa i runąłem jak długi na ziemię. To znaczy, runąłbym, gdyby ten pies nie podłożył się w ostatnim momencie. Finał był więc taki, że wylądowałem na jego miękkim grzbiecie, zamiast na twardej ziemi. Ku mojemu zdumieniu on bez trudu złapał mnie za koszulkę i zarzucił sobie na plecy. Mruknął, co chyba miało oznaczać "Trzymaj się." i zaczekał, aż mocno się do niego przytulę i złapię się za jego sierść. Potem szczeknął głośno i ruszył truchtem w stronę jakichś uliczek. Reszta, oczywiście, poszła za nami, a raczej za nim. Sierść tego psa była tak miękka, jak u Tygrysicy i nawet nie zauważyłem, gdy rozluźniłem się i położyłem na nim. Miał taki przyjemny, spokojny krok. Normalnie, jakby ktoś mnie kołysał. Wtuliłem się w czarne futro na karku i zasnąłem. 

Obudziło mnie ciche szczeknięcie i zaspany, rozejrzałem się. Zorientowałem się, że dalej siedzę na tamtym psie i zarumieniłem się lekko. On ugiął łapy, a ja stanąłem na ziemi i zachwiałem się lekko. Ten od razu ruszył mi na pomoc i stanął za mną, żebym się nie przewrócił. 
- Dzięki. - Powiedziałem cicho, a ten zamachał ogonem. - Dobra, daj tą szyję. - Wyciągnąłem do niego ręce, a on podszedł do mnie i podniósł głowę. Zauważyłem, że lekko drży, więc najpierw pogłaskałem go po pysku i podrapałem po brodzie. - Nie bój się. Wiem, że boli. Obiecuję, że będę delikatny, dobrze? - On pokiwał lekko głową. - Połóż się. - Wziąłem głęboki wdech i przystąpiłem do pracy czując na sobie uważny wzrok reszty sfory. 

Nie wierzę. Udało się... Właśnie trzymałem w dłoniach zakrwawioną, skórzaną obrożę, a przede mną leżał duży, czarno-biały pies, już bez obroży na szyi. Spojrzał zdziwiony na mnie, potem na obrożę, którą trzymałem w rękach, potem wstał i popatrzył się po reszcie swojego stada. Nagle zaszczekał głośno, podskoczył, a potem machając ogonem rzucił się na mnie i zaczął lizać. 

Błagałem go, żeby przestał ale on nie zamierzał się poddać. Walczył wytrwale. I w końcu dobrał się do mojej szyi, a ja zacząłem się śmiać. 
- P-przestań! T-to łaskocze! N-nie-e! - Próbowałem go odepchnąć ale nagle reszta psów dołączyła się do swojego przywódcy i już po chwili byłem cały mokry. - Wspaniale. - Powiedziałem podnosząc ręce, a parę kropel spadło na ziemię. Miałem czas, żeby dokładniej przyjrzeć się miejscu, w którym się znajdowaliśmy. A była to dość spora polana otoczona lasem. Zauważyłem dużo starych, potarganych ubrań i zgadłem, że robią im za legowiska. W sumie, ładne miejsce sobie wybrali. Było z dala od tych okropnych ludzi. Gdzieś w oddali słyszałem szum wody, więc zgadłem, że jest tam strumień lub jakaś rzeka. Nie mogłem się powstrzymać i uniosłem trochę głowę. Wciągnąłem powietrze czując w nim charakterystyczną nutkę brudnej sierści zwierzyny. 
- Ładne miejsce. - Powiedziałem cicho do psa. Swoją drogą, jestem ciekawy, jak się nazywają. Chyba muszą mieć jakieś imiona, prawda? Spojrzałem na obrożę ale nie zauważyłem żadnego znaczka. 
- Macie jakieś imiona? - Zapytałem zanim zdążyłem pomyśleć, a pies pokiwał głową twierdząco. 
- Jestem Shadow. - Szczeknął cicho, a mnie dosłownie wmurowało w ziemię. Jak... Jak to możliwe? Tygrysica mogła być wytworem mojej wyobraźni... Ale... Ale pies? Może jestem już tak chory, że całe moje życie jest zmyślone? Może siedzę teraz w kaftanie bezpieczeństwa na oddziale zamkniętym i gadam sam do siebie? Złapałem się za głowę i usiadłem na ziemi. 
- Jakim cudem cię rozumiem? - Zapytałem cicho i spojrzałem mu w oczy. Ten usiadł obok mnie i oparł się o mnie. 
- Niektórzy mają taki dar, przyjacielu. Rozumieją, co chcemy im powiedzieć. Mają, jakby to powiedzieć... Zwierzęcego ducha. Rozumieją nas, za to mają problemy z innymi ludźmi. Czują, że do nich nie pasują. Lepiej czują się wśród zwierząt niż wśród innych osób. Rozumiesz? - Pokiwałem głową. - Jak się nazywasz?
- Jestem Aron. 
- W takim razie, miło mi cię poznać, Aronie. Jestem twoim dłużnikiem. - Shadow wstał i cicho pisnął. 
- Dalej boli, prawda? - Pokiwał głową. - Tak mi przykro... 
- To nie twoja wina... To wszystko przez mojego byłego właściciela. - Warknął głośno. - Urodziło mu się dziecko, więc postanowił przywiązać mnie do drzewa i zostawić. 
- Tacy są najgorsi... - Powiedziałem cicho. 
- Dobrze mieć cię przy sobie, wiesz?
- D-dzięki... Miło mi to słyszeć. - Odparłem zdziwiony i rozejrzałem się po polanie. Widziałem jak jakaś suka karmi swoje młode i patrzy na mnie. Zamachała ogonem i położyła się wygodnie. Dalej para szczeniąt bawiła się ze sobą i goniła jakiegoś Bogu ducha winnego motyla. Zorientowałem się, że polana jest otoczona wysokimi i gęstymi cierniami, które utrudniały wejście na nią. Tylko z jednej strony zostawiona była dziura, przez którą właśnie wchodziły psy z królikiem i sarną w pyskach. Zdałem sobie sprawę, że z boku polany przepływa strumień. Nie był bardzo głęboki ale zapewniał świeżą wodę sforze Shadow'a. 
- Wow... - Powiedziałem zachwycony i nagle poczułem smutek. Dlaczego nie mogłem urodzić się psem? Żyłbym tu z nimi... Byłbym szczęśliwy... Naprawdę Bóg aż tak mnie nienawidzi? 
- Co się stało? - Shadow usiadł obok mnie i polizał mnie po ramieniu. - Coś nie tak?
- N-nie... Po prostu mi smutno... - Powiedziałem, a on spojrzał na mnie pytająco. - Żałuję, że nie urodziłem się jako pies. Żyłbym tu z wami i był szczęśliwy. Nie musiałbym uciekać przed moimi porywaczami, nie umierałbym z bólu po kolejnym pobiciu... - Łzy napłynęły mi do oczu. 
- Hej, nie płacz. - Shadow polizał mnie po głowie. - Bycie zwierzęciem wcale nie jest takie wspaniałe, jak ci się wydaje. Musisz stale kryć się przed ludźmi, walczyć o jedzenie i miejsce do spania...
- Więc życie psa niezbyt różni się od tego, które teraz wiodę... - Przerwałem mu, a Shadow spojrzał na mnie smutno. Chyba nie wiedział co ma mi odpowiedzieć, bo po prostu pozwolił, żebym się w niego wtulił. Zakaszlałem cicho i pociągnąłem nosem. 
- Dobrze się czujesz? - Delikatnie dotknął nosem mojego czoła i od razu się cofnął. - Masz gorączkę... 
- Ta, to nic takiego. - Powiedziałem cicho i zadrżałem. No tak, nadal mam na sobie samą koszulkę, a zaczyna się robić ciemno. I zimno... 
- W co ja cię wpakowałem... - Zaczął i wstał szybko. - Zaczekaj tutaj. - Powiedział i pobiegł gdzieś. 

Siedziałem tak chwilę i czekałem na czarno-białego towarzysza, gdy usłyszałem szelest roślin, który świadczył o tym, że ktoś zmierza w moją stronę. 
- Cześć! - Odwróciłem się słysząc wesołe szczeknięcie. Zobaczyłem kremową suczkę wraz z paroma szczeniętami obok niej. 
- Umm... Cześć? - Zacząłem cicho. Ona podeszła do mnie i machając ogonem usiadła obok. Zauważyłem, że jej nos jest różowy i ma błękitne oczy. Miała czwórkę szczeniąt. Jedno było całe białe, drugie całe czarne. Trzecie było białe z kremowymi łapkami i ogonem, a ostatnie było czarne z białym pyszczkiem. 
- Jestem Chmura. To moje szczenięta: Śnieg, Cień, Łata i Jagoda. Śnieg i Łata to samce, a Cień i Jagoda samice. 
- Miło mi, jestem Aron. Masz urocze szczeniaki. - Powiedziałem i uśmiechnąłem się. Szczenięta podeszły do mnie i zaczęły wpychać mi się na kolana.
- Przepraszam za nie... 
- Nie ma za co. Są słodkie. - Stwierdziłem i podrapałem Śnieg po łebku. Szczeniak zaszczekał wesoło i zaczął się wiercić.
- Ich ojciec był bratem Shadow'a. - Zaczęła nagle Chmura. - Poprosił go, żeby zajął się nimi gdy jego zabraknie. A Shadow stworzył Sforę. Dał nam dom. Jest dobrym i opiekuńczym przywódcą. A ty mu pomogłeś. Dziękuję ci. Naprawdę. 
- Umm... Nie ma za co... - Odparłem zawstydzony i podrapałem się po karku. Kaszlnąłem i pociągnąłem nosem. - Weź szczeniaki. Nie chcę ich zarazić. - Powiedziałem do niej.
- Biedactwo. - Zamachała smutno ogonem i polizała mnie po głowie. - Nie martw się, Shadow się tobą zajmie. A tak poza tym... Nie powinieneś być teraz ze swoją rodziną? - Poczułem dziwne ukłucie w sercu.
- Nie mam już rodziny... - Powiedziałem cicho.
- ...J-ja nie widziałam... Przepraszam... 
- Daj spokój. Naprawdę, to nic takiego. - Westchnąłem i poczułem, że coś liże mnie po ręce. 
- Śnieg! Zostaw chłopaka. - Powiedziała jego matka i delikatnie podniosła syna za kark. 
- Daj spokój. Uwielbiam zwierzęta. A twoje szczeniaki są urocze. Pewnie bardzo je kochasz, prawda? - Zapytałem nagle.
- Tak... Jagoda najbardziej przypomina swojego ojca. - Szczeknęła smutno Chmura. 

- Dlaczego Shadow... Dlaczego on uważa, że życie jako zwierze jest złe? - Zapytałem nagle.
- Nie znamy innego życia. Możemy tylko wyobrażać sobie, jak to jest być kochanym przez ludzi, przytulanym... Jak to jest mieć zawsze pełną miskę jedzenia i ciepły kąt do spania. Nikt z nas nie miał nigdy domu ani właścicieli.     
- Nienawidzę ludzi. Nienawidzę tego życia. - Owinąłem kolana ramionami.
- Mówisz tak, bo nigdy nie byłeś zwierzęciem. - Stwierdziła poważnie.
- Nad wami przynajmniej nikt się nie znęcał... - Powiedziałem cicho, zanim zdążyłem pomyśleć. 
- Za to ty miałeś dach nad głową. 
- Wolałbym go nie mieć w ogóle niż żyć tak, jak teraz! - Wybuchnąłem nagle. - A wszystko przez to, że mój ojciec ma brata... Nawet o tym nie wiedziałem...
- Jeśli mogę spytać... O co chodzi z twoim ojcem i jego bratem? - Oparłem się o nią i westchnąłem.

- ...i tak trafiłem tutaj. - Dokończyłem, a ona spojrzała na mnie ze łzami w jej błękitnych oczach. 
- J-ja... - Zaczęła cicho ale przerwało jej czyjeś wesołe szczekanie. 
- Wróciłem! - Szczeknął głośno Shadow i zauważyłem, że na jego grzbiecie leży coś dużego. - To należy do ciebie. Zgadza się? - Podszedł do mnie i podał mi kurtkę, którą dostałem od Tygrysicy. 
- T-tak. Dziękuję. - Od razu ją założyłem i zapiąłem pod samą szyję. - Od razu lepiej. Jeszcze raz dzięki. 
- Nie ma za co. - Zamachał wesoło ogonem i polizał mnie po włosach. 
- Czemu mnie liżesz? - Zaśmiałem się. 
- Bo cię lubię. - Uśmiechnął się i zaczął machać ogonem. Zupełnie nie przypominał tego poważnego psa, który mnie tu sprowadził. - Jak ci się u nas podoba? 
- Tu jest cudownie! - Zaczął z entuzjazmem. - Macie swoje terytorium, prawda? - Shadow pokiwał głową. - A są jakieś inne sfory? - Zapytałem ciekawy.
- Nie ma. Większość woli działać na własną łapę. Osobiście uważam, że to trochę kiepski pomysł ale cóż zrobisz. 
- Słyszałem, że jesteś bardzo dobrym przywódcą. - Na moje słowa pies wyraźnie zmieszał się i spojrzał na swoje łapy. 
- Mógłbym być lepszy. - Warknął cicho. Nagle spoważniał i rozejrzał się po polanie. - Ej, gdzie są Piorun i Dąb? - Wszyscy zaczęli się rozglądać. Gdybym tylko wiedział, jak wyglądają. 
- Piorun wyszedł na patrol. - Usłyszałem szczeknięcie. - A Dąb poszedł szukać ziół przy Złotej Rzece. 
- Zaczyna się ściemniać... Musimy ich znaleźć. - Zaczął Shadow. - Pomożesz nam? 
- Oczywiście, że pomogę. - Odezwałem się. 
- Doskonale... - Szczeknął, gdy usłyszeliśmy szelest roślinności, a potem trzy psy wyszły na polanę. Zaraz... Trzy psy? 
- Kto to jest? - Zawarczał Shadow. 

Jeden z nich już otwierał pysk, by coś powiedzieć ale nagle jego wzrok spoczął na mnie i zawarczał groźnie. 
- A to kto?! - Zawarczał i rzucił się na mnie szczerząc kły. Ku mojemu zdumieniu, Shadow i Chmura stanęli przede mną, zasłaniając mnie. 
- To jest człowiek, który ściągnął ze mnie obrożę. - Warknął samiec i podniósł głowę, ukazując zabliźniającą się ranę na szyi. - A teraz, odpowiadaj! 
- Patrolowałem granicę przy Złotej Rzece i spotkałem tam Dąb. Stwierdziliśmy, że wrócimy razem. Zaczęliśmy iść w stronę obozu, gdy nagle usłyszeliśmy piszczenie. Gdy dotarliśmy do źródła dźwięku okazało się, że ktoś zastawił pułapkę na zwierzęta, w którą ona się złapała. - Spojrzałem na dość młodą sukę. Miała ładne, brązowe futro w ciemniejsze plamy. Wyglądało na to, że ktoś porzucił ją niedawno. Albo sama uciekła. 
- Jak się nazywasz? - Shadow podszedł i powąchał przybysza. 
- J-jestem Olchowy Pysk. 
- Podwójne imię? - Usłyszałem ciche szczekanie gdzieś z tyłu tłumu. Najdziwniejsze było to, że większość psów była mojego wzrostu. Mimo to czułem, że tu pasuję. Byłem więc spokojny. Dodatkowo, Chmura nadal stała obok mnie dodając mi tym samym odwagi. 
- Pochodzisz z Wymarłych Watah? - Zapytał zszokowany Shadow, a psy zastrzygły uszami. Nie miałem bladego pojęcia, co się właśnie dzieje i o czym one rozmawiają ale wydawało mi się to bardzo ciekawe. 
- T-tak. - Szczeknęła cicho. 
- Co się dzieje? - Szepnąłem cicho do Chmury. - O czym oni rozmawiają? 
- Potem ci wszystko wyjaśnię, dobrze? 
- Dobrze... Chmuro? - Suka spojrzała na mnie uważnie. - Dziękuję ci. Za wszystko. - Ona tylko zamachała ogonem i wróciliśmy do słuchania rozmowy Shadow'a z Olchowym Pyskiem. 

***

Zapachniało "Wojownikami" Huntera, nie? Nie martwcie się, to nie jedyne powiązanie, jakie tu przeczytacie XD

Do przeczytania,
- HareHeart.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro