Nie, Jac... to znaczy... złamałeś nasze ideały i zasady, Ultramagnusie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA, TEN ONE SHOT NIE JEST PRZEZNACZONY DLA LUDZI O SŁABYCH NERWACH I LEPIEJ MIE CZYTAĆ GO PRZY JEDZENIU. Zapraszam do czytania i komentowania.


- Raf, podaj do mnie! - krzyknęła Miko. Dzieciaki w bazie Autobotów pokazywały im, bardzo skrótowo, na czym polega gra w siatkówkę. Chłopak rzucił do niej piłkę, a ona odbiła ją górą do Jacka, układając ręce w tak zwany koszyczek. Nastolatek podbił piłkę ze dwa metry nad siebie a kiedy ta opadła, pchnął ją jak serwem wprost pod nogi dziewczyny. Miko odskoczyła.

- Ejj, ale weź nie tak mocno!

- Przecież tak się gra w siatkówkę.

- Ale nie tak mocno! No weź, grasz z dziewczyną! - zaargumentowała, choć sama jakby mogła, z pewnością walnęłaby w piłkę z taką siłą, by ta wyleciała w przestrzeń kosmiczną z prędkością porównywalną do szybkości Knock Outa po środkach pobudzających jadącego po ostatnią na świecie, działającą polerkę. I to w zestawie z dziesięciorocznym zapasem lakieru.

- Zachowujcie się ciszej. Próbuję pracować w tym rumorze - wszedł im w słowo nudziarski i stanowczy jak zawsze Ultramagnus.

- Hej, my się tu kłóciny, teraz to ty przeszkadzasz! - krzyknęła do niego Miko, na co Bullhead omal nie przyłożył sobie facepalma. Ratchet posunął się jeszcze dalej, bo omal nie zaliczył facewalla; stał bowiem przy ścianie i obserwował (z braku lepszych zajęć) rozgrywkę trójki ludzi.

- Miko... Na serio? - zapytał się Jack, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszał. Nastolatka na to wzruszyła tulko ramionami i nie kontynuując dyskusji, zaserwowała w miarę delikatnie do Rafa. Jemu jednak mimo iż umiał w miarę grać w siatkówkę, nie udało się odbić piłki, która poleciała zwyczajnie za wysoko, więc mały nerd nie miał jak do niej doskoczyć. Młody Esquivel próbował to jednak zrobić z taką skutecznością, że gdy wylądował po wybiciu się w powietrze, przewrócił się i upadł na plecy.

- Nic ci nie jest? - spytała Miko, podchodząc do niego.

- Nie, chyba nie - chłopiec usiadł i lekko przetarł głowę. Cieszył się, że Bumblebee jest (razem z Arcee) na zwiadzie i tego nie widział. Nie, że dzieciak bał się wyśmiania za niezdarność czy komentarza, jak to on źle gra, nic w tym rodzaju. Rafael podejrzewał, że jego strażnik po prostu by się niepotrzebnie o niego zmartwił. Był pewien, że gdyby ujrzał, jak tak upada, z kilka razy pytałby się czy na pewno wszystko jest w porządku.

- To dobrze. Daj rękę, pomogę ci wstać - nastolatka wyciągnęła swoją. Raf skorzystał z pomocy i ze dwie sekundy później już stał, pociągnięty energicznie do góry.

Jack natomiast poszedł po piłkę, która poturlała się aż do stanowiska Ultramagnusa.

- SIEMA WSZYSTKIM! - w tym momencie do bazy wjechał Smokescreen, który właśnie wrócił z patrolu. Zahamował on driftem w głównym pomieszczeniu i transformował się energicznie.

- Czy w tym oddziale nikt nie potrafi zachować dyscypliny? - odwrócił się do niego zdegustowany komandor Optimusa. W tym momencie piłka głośnio strzeliła pod naporem jego nogi.

- Moja piłka! - Miko popatrzyła z wyrzutem na nogę Ultramagnusa. - Jak mogłeś?! - wrzasnęła do niego. - WISISZ MI PIŁKĘ!!!

Wielki mech nie wiedział, że taka mała istota potrafi być taka głośna.

- Zawiało grozą - Smoke szepnął Bulkheadowi do audioreceptora, na co tan cichutko zachichotał.

Ultramagnus już miał go za to skarcić, ale pierwszy głos zabrał Rafael.

- A gdzie jest Jack? - zapytał. Wszyscy rozejrzeli się po bazie, ale chłopak jakby zniknął.

- Jack? - pokręciła głową dziewczyna - JACK!!!! - zawołała kolegę. Ale nikt jej nie odpowiedział.

- Gdzie on poszedł? - zastanawiał się głośno Bulkhead.

Ultramagnusa w gruncie rzeczy niewiele to obchodziło. Im mniej ludzi, tym lepiej. Wrócił więc do pracy. Usłyszał jednak cichy jęk Bulkheada, więc tam popatrzył. Brudnozielony grubasek wyglądał, jakby zobaczył ducha czy inną tego typu zjawę. Następnie przewrócił się na plecy i zemdlał. Ratchet już był przy nim. Nie wiedział, co wywołało taki stan u nie chorego na nic, choć przygrubego mecha. Jednak jego metalowa tusza nie spodowałaby utraty przytomności.

Odpowiedzi na tę zagadkę udzieliła Miko, wydając z siebie niemal ponaddźwiękowy pisk intonowany w takim stylu, jakby łaziło po niej stado australijskich pająków i oplatało ją tymi swoimi obrzydliwymi pajęczynami. Podążając za jej wzrokiem, Autobocki medyk ujrzał coś przypominającego w pewnym sensie lansage - w czerwonym ''sosie'' znajdował się placek ludzkiego, sprasowanego (nie mielonego) mięsa, mając niczym ser pomiędzy sobą białe kawałki wnętrzności i flaków. Raf, gdy tylko to zobaczył, najpierw zwymiotował, a potem zemdlał.

- JACK!!! - krzyknęła Miko rozpaczliwym głosem, po czym zaczęła się trzęść niczym galareta. Blada na twarzy galaerta, której z oczu ciurkiem zaczęły wypływać łzy. Choć w sumie galaretę bardziej przypominał teraz rozpaćkany przez stopę Ultramagnusa Jack. Gigant przypadkiem stanął na niego, gdy odwrócił się, by skarcić Smokesrceena. Dźwięk łamanych kości zagłuszył wtedy wybuch piłki.

- Smokescreen, zabierz stąd dzieci - zarządził zszokowany Optimus. Młodzik, choć sam wstrząśnięty, wykonał jego polecenie. Złapał oboje dzieciaków w ręce, transformował się i (prawie zahaczając o wyjście) wyjechał z bazy.

Komandor popatrzył na swoją podeszwę. Była umazana we krwi, która z niej ściekała po wytryśnięciu ze zmiażdżonych tętnic.

Ratchet, jako najbardziej obeznany z obcowaniem ze zwłokami, dostał nakaz posprzątania, co zrobił niechętnie. Optimusa w tym czasie nie było w pomieszczeniu. Wrócił teraz z Gwiezdnym Ostrzem.

- Złamałeś nasze ideały i zasady, Ultramagnusie. Za taki czyn jak twój przysługuje tylko jeden wymiar kary.

Komandor wiedział, co jego przywódca ma na myśli. Ba, sam kiedyś domagał się tego, by to prawo panowało w szeregach Prime'a. Teraz więc nie mógł wymigać się od kary. Jednak mimo wszystko, spróbował.

- Optimusie...

Jednak ten mu przerwał.

- Uklęknij - rozkazał stanowczo, choć ze skrywanym, aczkolwiek wielkim smutkiem.

Jego najwyższy oficer usłuchał. Skłonił mu się, klękając na jednym kolanie.

Prime podniósł miecz w górę, nakierowując ostrze, po czym z całym impetem opuścił je w dół. Głowa Ultramagnusa odpadła odcięta od reszty jego ciała z którego wypłynął energon, mieszając się z nie dokońca domytą krwią zamordowanego przez nieuwagę chłopaka.

- Doznaj spokoju we Wszechiskrze - życzył mu Optimus, skłaniając głowę w hołdzie wielu spędoznych z nim ramię w ramię walk. Zamknął optyki w chwili zadumy, po czym popatrzył na Ratcheta - sprzątnij tu proszę przyjacielu, nim Smokescreen wróci. Nie chcę, by i on musiał to wszystko widzieć - zarządził po czym oddalił się od miejsca egzekucji powolnym, melancholijnym krokiem.

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••

No, 1014 słów na zlecenie... niczyje. Oglądałam znowu TFP, to znaczy zaczęłam. Dokładniej dziś poleciał drugi odcinek, ale dostałam głupawki i mnie natchnęło w momencie, gdy RT do OP powiedział, że jakby dzieciaki dostały się pod but, zrobiłaby się z nich paćka. No, i wyszło mi coś takiego XD Mam nadzieję, że miło się czytało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro