Arcee coraz bardziej cierpiała i coraz głośniej wyła z bólu.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwaga, rozdział zawiera dziwne połączenia wyrazów, przekleństwa i jest zj*bany! Czytasz na własną odpowiedzialność XD Zaleca się nie brać na serio niczego, co jest tu napisane!

TEN ONE SHOT NIE JEST PRZEZNACZONY DLA FANÓW ARCEE!!!

ΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔΔ

Był piękny, słoneczny dzień. Na lazurowym niebie nie znajdowała się ani jedna chmura, a słońce idealnie przypiekało każdą ludzką twarz oraz spiekło to, co zostało zamknięte w samochodach. Jeden człowiek nawet zyskał dużego murzynka. A ktoś inny garść czarnego chumoru, ale mniejsza z tym, to nieważne.

Ptaki śpiewały, kwiaty rozkwitały. Był to idealny dzień, by ktoś taki jak ona, umarł. Trawa w różnych odcieniach soczystej zieleni wznosiła się na łące, która okazać się miała tym, co ostatnie zobaczy zsuczała Autobotka. Drzewa bogate w liście zapewniały niezwykle przyjemny cień na skraju - znajdującego się obok łąki - lasu. Wszechobecne kwiaty w kolorach przecudnie karmiących złaknione piękna optyki zajmowały praktycznie całą połać pachnącej rozkosznie łąki. To właśnie tam uformował się niewielki pluton egzekucyjny, mający zakończyć nędzny żywot tej bezużytecznej w wielu sytuacjach postaci.

Wszak była ona tak niesamowicie skurwiałą osobą, że ino zginąć jej pozostało. Nawet dzieci mieć nie mogła, bo jej jajniki postanowiły wziąć przykład z właścicielki i strzeliły na świat takiego focha, że nie chciały produkować żadnych komórek rozrodczych. Ale to w sumie dobrze dla wszelkiej żywej materii w kosmosie, że wszystkie jej części były równie popierdolone. A to, że nie zrobiła małych, wkurwiających Arsiątek, tylko ratowało najróżniejsze cywilizacje przed dodatkowym wkurwianiem się i umysłowym zjebaniem.

Aby ten shit się nie rozprzestrzeniał, zarówno Autoboty, jak i Decepticony, postanowiły skończyć z tą postacią raz na zawsze. Umówiły się więc na chwilowy rozejm mający na celu uchronić galaktykę przed generalnym zasuczeniem środowiska naturalnego. I nienaturalnego. W sumie to każdego.

- To już jest koniec Arcee. Przykro mi, ale tak będzie najlepiej dla ogółu - zaczął swoją przemowę przywódca Autobotów, Optimus Prime. - Służyłaś nam dzielnie, bez zawahania, oddałaś iskrę naszej wielkiej sprawie - mówił wzniosłym tonem.

- I chuj wam to dało - zaśmiał się Megatron, nieco wrednie, jak miał w zwyczaju.

- Megatronie. Proszę, abyś się wyrażał w sposób godny i przyzwoity - rzekł automobil nieco zniesmaczony wstawką lidera przeciwnej frakcji.

- A co taka nieskalana duszyczka z ciebie nagle? Co jak co, ale zajebanie tego cipozgona to była twoja inicjatywa.

- Zneutralizowanie - poprawił go Prime.

Ale dlaczego nikt im nie przerywał? Szczególnie zainteresowana? A to dlatego, że ta sucza kurwica miała w ustach knebel. Knebel z małymi kolcami raniącymi język przy próbie plotkowania czy zezdzirowania w miarę jeszcze normalnego otoczenia. Megatron na ostatnią wypowiedź Prime'a, przewrócił optykami.

- Kontunuując, nie bądź na nas zła Arcee. Zabijając ciebie, staramy się chronić przyszłe pokolenia oraz nas samych. Wybacz nam proszę, jeśli uważasz inaczej - adresat tej wypowiedzi wgapiał się w swego przywódcę wściekłymi optykami mającymi w sobie czysty, niepohamowany wkurw. No dobra, nie taki czysty. W połowie zasuczony i mający w sobie turkusową nutkę umysłowego spierdolenia.

I zapomniałam wspomnieć, ale aby nie skalać się zdzirostwem czwartego stopnia, skazana dziewoja była za łańcuch na szyi ciągnięta po ziemi. Ręce nie potrafiące nic pożytecznego dla innych zdziałać, związane miała z tyłu porządnym, przyspawanym do cała łańcuchem - to tak dla pewności. Nogi natomiast skuto jej w ten sam sposób gdzieś w okolicy kostek. Nikt jej nie dotykał, nie chcąc się narazić na niepotrzebne niebezpieczeństwo, na fatum bycia kolejną osobą pokroju tej, która w obecnej chwili ciągnięta była po ziemi. 

- Ale weźcie no, nie niszczcie łąki. Taka ładna jest - zauważył ze smutkiem Smokescreen, któremu żal się zrobiło biednych, zgniatanych kwiatuszków czy wyrywanej, pod wpływem ciężaru fembotki, trawy. - Niszczycie naturę!

- To logiczne, że martwisz się o ekosystem planety, na której obecnie egzystujesz, jednakowoż chciałbym zauważyć, że dla większego dobra warto poświęcić tę niewielką połać terenu naturalnego. Mimo, iż obfituje w tak bogatą gamę gatunków roślin czy drobnych zwierząt. Są one jednak dość popularne na tej planecie, więc ta mała strata nie zaważy na lokalnej przyrodzie - do rozmowy wtrącił się Shockwave. Był tu, gdyż po wszystkim miał zbadać swoim nowozbudowanym, specjalnym miernikiem, gęstość zasuczenia powietrza w odległości trzystu mil morskich. Dlaczego morskich? Chuj wie, pewnie coś mu się zjebało i tak uzasadniał, czemu miarka jest aż tak popierdolona i podaje dziwne, niezrozumiałe dla większości parametry. Ważne, że on potrafił odczytać czy teren jest bezpieczny.

- Możecie przestać gadać i wziąć się za to, po co tu wszyscy przyszliśmy? - spytał zniecierpliwiony Starscream.

Megatron zmierzył go groźnym spojrzeniem.

- Myślę, że to jest już odpowiedni czas - powiedział Optimus. Nie chciał przedłużać tej chwili, by Arcee zbytnio nie cierpiała przed śmiercią. W czasie śmierci mogła, ale nie przed nią. To byłoby niehumanitarne.

Decepticony położyły na ziemi (przy niewielkiej, wykopanej w niej dziurze) długi, średnio gruby pal. Drobna fembotka została do niego przyciągnięta (oczywiście za łańcuch na szyi) i odpowiednio obrócona. Leżała nogami stronę jego ostro zakończonego końca. Do jej kostek przywiązano łańcuch. Oczywiście nikt nie dotykał tych skalanych kurwstwem nóg.

Bumblebee transformował się po łagodniejszej stronie wzmocnionego metalem słupa. On - jako krewny Arcee - był najbardziej narażony na jej przewlekłą sukowatość, więc to właśnie on został wybrany, by zakończyć żywot tej nieznośnej w swej istocie pojebuski. Właśnie do tyłu jego alt-mode'u przymocowano drugi koniec łańcucha na tyle długiego, by spierdolenie tego niebieskiego cipozgona nie zdołało na niego przeleźć.

Bulkhead wziął z ziemi średniej długości patyk i tyknął nim port Arcee.

- Weź to otwórz, łatwiej się nabijesz - powiedział do niej. Wszyscy usłyszeli wkurwione warknięcie, które, o dziwo, nie pochodziło od Megsa, a od postaci, której cech osobowości tak bardzo się wszyscy obawiali. Nie chcieli wszak nimi przesiąknąć. Nie chcieli wniknąć w ich strukturę zjebania i niepoprawnej nienormalności popierdolonej do kwadratu. Albo sześcianu. Albo kurwa pierdolonego czworokąta! Choć w sumie to nie ważne. Ważne jest to, że za chwilę miało się skończyć ich bezpodstawne cierpienie. Wszyscy na to czekali, a frakcyjna przynależność była w tym przypadku nieważna.

- No otwórz to... to coś - Bulkhead jeszcze kilka razy tyknął patykiem jej port, ale skoro się nie otwierał, postanowił odpuścić. Nie chciał, by przeszły na niego zarazki spierdolenia umysłowego, fizycznego czy jakiegoś metafizycznego w dodatku - choć nie rozumiał, co to znaczy. Powtarzał w sobie tylko myśli czy uwagi innych, sam by nie wpadł na nic twórczego oraz związanego z ochroną środkwiska przed tym już prawie umarłym gatunkiem fembotkowych cipozgonów zjebania czwartego stopnia.

- Bumblebee, ruszaj - polecił Prime.

Na te wyczekiwane przez wszystkich słowa, żółty mech odpalił swój silnik wyposażony w 6 cylindrów, każdy mający 94 mm. Na tej dziewiczej łące, gdzie wszyscy się, znajdowali, dało się teraz słyszeć przyjemny dla audioreceptora każdego Autobota warkot spowodowany uruchomieniem pracy najważniejszejszego, umiejscowionego wprost pod maską układu napędowego zamontowanego w każdym ziemskim samochodzie. W każdym, i to w tym samym miejscu! No, może oprócz tych zjebów, które mają silnik w bagażniku.

Ale aby niepotrzebnie nie przedłużać opisu śmierci Arcee, napiszę już, że Bumblebee ruszył, gdyż naprawdę to zrobił. Jechał bardzo powoli, ciągnąc za sobą wiercące się (prawie) truchło. To, gdy natknęło się na zaostrzony koniec pala, syknęło z bólu, gdyż zaczął mu się on wbijać w pokrywę portu. (Ach, jakże mi niezmiernie przykro). Kiedy jednak została ona przebita, obiekt rozsiewania sukowatości krzyknął z bólu.

- Dajesz Bee, szybciej! Bo to na ciebie przejdzie! - dopingował go Smokescreen.

W związku z jego przemiłą poradą, samochód nieco przyspieszył. Powietrze wprost przeszywały jęki i krzyki niebieskiej Autobotki. Ta zjebana dziewoja wydawała je z siebie do tego czasu, aż pal nie doszedł jej do brzucha, gdyż potem (za pomocą kasteta polaryzacyjnego), został podniesiony do pionu i wbity w ziemię. Wtedy to dopiero był wrzask! Arcee coraz bardziej nabijała się na pal, a że grawitacja, z której powodu ta suka coraz bardziej się obniżała, od zawsze była naturalna, jej śmierć także zaliczała się do zgonu z przyczyn naturalnych. Więc w żadej sposób zamordowana nie była, a ręce wszystkich pozostały nieskalane (chyba że wcześniej kogoś nimi rozdupili, ale mniejsza z tym).

Gdy wewnętrzne części Arcee coraz bardziej się uszkadzały, ta coraz bardziej cierpiała i coraz głośniej wyła z bólu, raniąc sobie przy okazji język na kneblu, który przecież specjalnie dla niej został wzbogacony o małe, ale za to zajebiście kłujące kolce. Kolce te miały kształt maleńkich ostrosłupów o podstawie sześciokątnej. Średnica tej podstawy wynosiła 2,47 milimetra, a to dlatego, że obliczono, iż wtedy ból jest największy. Szczególnie, jeśli kolce te oddalone są od siebie o 3 milimetry, a ich wysokość wynosi 1,96 milimetra. Obliczał to wszystko Knock Out, gdyż jemu najbardziej się nudziło, i to właśnie jemu zlecono ulepszenie standardowego knebla do tej bólu nie szczędzącej, ostatecznej postaci. I wyszło mu to, szczerze mówiąc, zajebiście.

Arcee kaszlnęła energonem, przy czym jej ciałem tak szarpnęło, że zamiast zsuwać się powoli, spadła szybko gdzieś o centymetr czy półtora. Załkała z bólu, choć starała się tłumić w sobie wszelkie jego oznaki, szczególnie fizyczne, gdyż przysparzało jej to więcej cierpienia oraz przyspieszało niezwykle mozolne zsuwanie się na ziemię. Wrzeszczała jak nawiedzona, błagając ich wzrokiem o zlitowanie się nad jej marnym, nędznym losem. Megatron, na którego obliczu także zapadł wzrok niebieskiej fembotki, postanowił jej pomóc.

Złapał więc Starscream za kark i rzucił nim w podstawę słupa, którą przez uderzenie przeszły drgania, co skolei spowodowało wzdrygnięcie się tej kurwniętej dziewoi.

- Tylko mi się po wszytskim umyj - rzucił niedbale lider do swojego podwładnego. - I niczego ani nikogo nie dotykaj!

- Tak jest, mój panie - Starscream wiedział, że lepiej zawsze zgadzać się ze słowami i czynami byłego gladiatora, bo w przeciwnym razie posłużyłby mu jako tester sprawności (mech sprawdzał na nim, jak bardzo nadal jest wyćwiczony i gotowy do kaonowych pojedynków).

- Soundwave, daj go pod prysznic - zwrócił się do stojącego obok asa wywiadu. Ten skinął i najpierw wrzucił mostem ziemnym Starscreama do oceanu, by go wstępnie opłukać, a dopiero potem dał mu most do kabiny prysznicowej wprost na kosmicznym statku flagowym charyzmatycznego przywódcy Decepticonów.

Ale kiedy Arcee zatrzęsło na tym słupie i się wzdrygnęła, jeszcze bardziej spadła na drąg, aż ten, mający już dość jej zjebanego ciężaru połączonego z pierdolniętą egzystencją, przebił najważniejszy z narządów tego kurwikleszcza, czyli iskrę. Tę zsuczałą iskrę napędzającą to wcale nie piękne, metalowe ciało. Na całej łące słychać było przeraźliwy wrzask cierpiętniczego bólu na wskroś przenikniętego znamienną nutką goryczy. Wrzask ten nie trwał jednak długo, gdyż postać dostała agonalnych spazmów, a jej optyki zamigotały niczym skrzydła motyli, które latają na narowistym wietrze, zaskakującym je nagłymi zwrotami kierunku wiania, wirami czy innymi przekszkodami w locie tych przepięknych, małych stworzeń.

Lecz nie tylko o motylach będzie tu mowa, bo gdy tylko powietrze przeszył krzyk Arcee, z lasu natychmiast ozwały się wystraszone ptaki, wzbijając się czym prędzej do lotu w celu ucieczki przed potencjalnym niebezpieczeństwem. Odgłosy ich były chaotyczne, przestraszone, zaniepokojone cierpiętniczym wrzaskiem - w tych głosach usłyszeć się dało to, co przeżywały w owym momencie spłoszone ptaki.

Arcee natomiast zgasnęła. Jej ciało opadło bezwładnie nieco w przód, blask w optykach ustał na wieki. Shockwave podszedł do niej z włączonym miernikiem. Współczynnik sukowatości nadal był tu spory, jednak z każdą chwilą malał. Dopiero po chwili milczenia naukowiec zabrał głos.

- Teren jest już bezpieczny. Sukowatość spadła poniżej poziomu zagrożenia. Nie ma już nic, co mogłoby nam z jej strony zagrozić. Jesteśmy wolni od jej zdzirowatości.

- Więc możemy iść - powiedział Megatron. - Soundwave, most ziemny - zarządził, po czym obok niego pojawił się niebiesko-seledynowy portal. Na ostre spojrzenie optyk ukrytych pod brwiami emanującymi czystą zajebistością oraz niezłomną charyzmą, Decepticony ruszyły wprost w wir, a gdy już do niego weszły, Soundwave, będąc też teraz na statku, zamknął go. Autoboty także wróciły do bazy, jednak zanim to zrobiły, wysadziły z odopowiedniej odległości ciało Arcee, by nie został po nim najmniejszy ślad - nie chcieli, by ludzie ją odkryli oraz poznali techniki perfekcyjnego zasuczania okolicy, bo w przeciągu najwyżej kilku dni, cały świat byłby skurwiały. Do bazy też jej wziąć nie mogli w ryzyku, że truchło by im nieco przyzwoitości podjebało, zastępując ubytki generalnym, globalnym zpizdzeniem osobowości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ten rozdział został napisany na zlecenie @Bejbe713

Powiedz, spodziewałaś się czegoś takiego? Bo ja zupełnie nie XD To miał być zwyczajny rozdział, bo zażyczyłaś sobie po prostu wbijanie na pal. Ale to w sumie za mało, by zrobić z tego shota. Choć jak widać, da się. Tyle że jest on totalnie popierdolony XDD

A Wam jak się podobał, reszto Wattpada, która tu zagląda? Nie przesadziłam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro