15. Prezent dla Alberta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Około północy wróciłam do swojego pokoju. Pomimo słów ojca, dobrze się bawiłam, chociaż i tak paru kawalerów mi się narzucało. Jednak wiedziałam, że ojciec nie chciał źle. Jego intencje były całkiem czyste, mimo że wyszło trochę inaczej niż to, co zamierzał osiągnąć. Ale starał się. Chciał pokazać, że mogę na niego liczyć. Tyle mi wystarczyło, bo wiedziałam, że miał problemy z królową.

Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, zerkając na wielki stos prezentów ułożonych w moim salonie. Wiele ludzi przyszło szczerze życzyć mi wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. W tym sojusznicy Jacoba, bo wiedzieli jak bardzo się staram i jak bratu na mnie zależy.

Prezenty oświetlała pojedyncza świeca ustawiona na stoliku. Zapewne któraś z pokojówek zostawiła ją, gdy usłyszały, że wracam do pokoju. Robiły tak od śmierci matki, bym nie musiała bać się ciemności. Jednak nie byłam już dzieckiem. Od dawna przestałam obawiać się czegoś takiego, gdyż moi wrogowie znajdowali się gdzieś indziej, całkiem odsłonięci.

Odbiłam się od drzwi, ruszając w stronę stosu i powoli dotknęłam jednego z prezentów. Zaczęło mnie ciekawić co takiego otrzymałabym od matki, gdyby jeszcze żyła. Ale też szybko odepchnęłam tę myśl. Niepotrzebne było zastanawiać się nad tym, bo też gdyby matka nie zmarła, wszystko potoczyłoby się inaczej.

Ja byłabym inna.

Cofnęłam rękę, oglądając się za siebie, gdy usłyszałam czyjeś kroki. W następnej chwili cofnęłam się dostrzegając Alberta, który zatrzymał się kawałek ode mnie. Miał na sobie koszulę i spodnie garniturowe. Gdzieś jednak zapodział wszystkie akcesoria, jak i krawat oraz marynarkę. Lecz przez to też wyglądał bardziej na swój wiek. W końcu miał osiemnaście lat, a wszystkie jego ubrania miały go postarzać. Był to efekt zamierzony jego matki, jednak bardziej pasowało mu właśnie to.

Wyglądał lepiej w czymś, co naprawdę pokazywało jaki był. Jak dobrze pasują na niego luźne ubrania.

Albert odgarnął do tyłu ciemnobrązowe włosy, przyglądając mi się w skupieniu tymi swoimi miodowymi oczami. Nie było w tym ani kpiny, ani złośliwości. Jedynie patrzył, jakby się nad czymś zastanawiał. Zaś ja mu na to pozwoliłam, bo nie było potrzeby go pośpieszać. Zresztą, gdybym to zrobiła, to pewnie specjalnie zwlekałby tak bardzo jak się dało. Często tak robił.

Usiadłam na krześle, odrzucając szpilki oraz biżuterię na bok. Równie dobrze mogłam ściągnąć wszystko to, co wypadało. Dlatego zajęłam się tym pod czujnym spojrzeniem Alberta, który uważał, by nikt nie zobaczył go z okna. Byłam mu nawet za to wdzięczna, w końcu nie chciałam, by po pałacu rozeszły się plotki. Szczególnie, że z daleka mogli nie dostrzec, że był to mój przyrodni brat.

Ułożyłam biżuterię i akcesoria na stoliku, czochrając dłonią włosy. Bolała mnie skóra od własnej fryzury, na którą zmusiły mnie pokojówki.

- Księżniczko.

- Tak? – spytałam unosząc spojrzenie.

Wzdrygnęłam się, gdy dostrzegłam, że Albert przysunął się do mnie, nim to zauważyłam. Mimo to nie odsunęłam się. Nie mogłam jeśli chciałam zawsze mieć przewagę nad nim. Więc gdybym pokazała, że się go obawiałam – mógłby zaatakować.

- Wyglądałaś dziś wyjątkowo ślicznie – rzucił z leniwym uśmiechem. Oparł jedną dłoń o stolik, a drugą o oparcie krzesła. Wyglądało na to, że zamierzał pochylać się ku mnie przez całą naszą rozmowę. – Chociaż zdecydowanie bardziej preferuję tę wersję, jeśli mam być szczery, księżniczko.

- Więc zgadzamy się w ten kwestii.

- Prawdopodobnie.

Ugryzłam się w język, nim z moich ust wydobyło się, że mi również podoba się bardziej wersja w jakiej do mnie przyszedł. Wolałabym uniknąć sytuacji, gdy chwali się, że właśnie to mu powiedziałam. Lub, że wykorzystuje to w jakiś sposób.

- O tym chciałaś porozmawiać? – spytałam znów rozmasowując skórę głowy.

- Oczywiście, że nie.

- Tak myślałam.

Mężczyzna oblizał usta, na chwilę odwracając wzrok i spoglądając na prezenty. Wyglądał, jakby starał się przemóc. Tak, by wreszcie powiedzieć mi co takiego chodziło mu po głowie. Cokolwiek to było, wystawiało moją cierpliwość na próbę.

Przecież on nigdy nie potrzebował tyle czasu na wyrzucenie z siebie czegokolwiek. Albert zawsze mówił co chciał, nim sobie poszedł dalej.

- Albert, wykrztuś to z siebie.

- Nie otwieraj prezentu od matki – zaczął przymykając oczy. – Sam nie wierzę, że to mówię, ale tym razem zwyczajnie mnie posłuchaj. Najlepiej od razu go spal, gdy tylko zobaczysz, że to coś od niej.

- I tak nic bym nie przyjęła.

Królowa wiele razy chciała coś mi i Jacobowi zrobić za pomocą prezentów. Raz wysłała mi trujące kwiaty, których zapach mógł powodować otrucie lub alergię. Na szczęście nie otworzyłam prezentu, a od razu spaliłam. Dzięki temu odkryłam co takiego dla mnie przygotowała. Od tamtego momentu nigdy nie otworzyłam żadnego prezentu od niej. To samo przykazując bratu.

- Coś jeszcze? – spytałam pragnąc pozbyć się Alberta z pokoju.

Prawdę mówiąc nawet zapomniałam, że go do siebie zaprosiłam. Byłam zbyt zadowolona z udanego przyjęcia i żartów przyjaciółek, by pamiętać o naszej obietnicy. No i również nie chciałam myśleć o tym, że zaprosiłam go do swojego pokoju, czego nigdy wcześniej nie zrobiłam.

- Księżniczko, musisz mi coś obiecać.

- Bo?

- Po prostu – odwrócił wzrok, zaraz potem ponownie na mnie patrząc. – Obiecaj mi, że dalej będziesz uczyć się samoobrony i nie pominiesz żadnej lekcji. Po prostu o zrób dla swojego dobra.

- Wiesz, mówisz to tak jakbyś zamierzał gdzieś wyjechać bez pożegnania – parsknęłam wznosząc oczy ku sufitowi.

- Cóż... na pewno nie będę przez jakiś czas odwiedzać garnizonu.

- Wiem – prychnęłam przewracając oczami.

- Ale możesz to zrobić?

- Zamierzałam cały czas ćwiczyć – parsknęłam, zakładając ręce na piersi. Po czym zdmuchnęłam świeczkę. – Myślę, że nic więcej nie masz mi do powiedzenia. Dlatego pozwól, że ci coś pokażę.

Wstałam i poprowadziłam Alberta do swojej sypialni, skąd łatwo było zobaczyć jeden z pokoi w pałacu ojca. Ponieważ budynki w tym jednym miejscu stały blisko siebie. Tak, aby udało się szybko dostać z jednego pałacu do drugiego. Oprócz tego to pozwoliło zbudować korytarz między budynkami.

Też dzięki temu, ostatnio zauważyłam coś jeszcze. I to całkiem przez przypadek, bo na pewno nie zamierzałam naruszać czyjejś prywatności. Mimo to, chciałam – z jakichś powodów – pokazać to odkrycie Albertowi. Mogłabym użyć tego w inny sposób, jednak czułam, że dziś była na to najlepsza okazja. Zwłaszcza, że już do mnie przyszedł, więc nie musiałam nic więcej robić.

Ustawiłam Alberta w odpowiedniej pozycji, następnie przesunęłam spojrzeniem po oknach pałacu. Nie wiedziałam skąd ta kobieta ma taki łatwy dostęp do pałacu ojca, ale jedno było pewne. Że będzie tam i pozostawi głupio zapaloną świeczkę.

- Spójrz tam. Na okno, piętro poniżej tego – wskazałam okno, pokazując co działo się w tamtym pokoju. Następnie pochyliłam się. – Czy to przypadkiem nie twoja kochanka? Widać masz słaby gust do kobiet, bo ta zdradza cię już od jakiegoś czasu.

Szok przesunął się po twarzy Alberta, który wpatrywał się w okno, w które wskazywałam. Mógł z łatwością rozpoznać kobietę, właśnie przez to, że budynki nie były od siebie oddalone. Również łatwo było dostrzec co takiego wyczyniała z innym lub też z kolejnym mężczyzną. Czasami obsługiwała nawet kilku.

- Nie... - wyszeptał Albert dotykając szyby.

Trząsł się.

Musiał zdenerwować się na ten widok, albo też poczuć się zdradzony, bo przecież tak długo się z nią trzymał. Tyle dla niej poświęcił, ponieważ utracił swoje zaręczyny z jej powodu. Oprócz tego na pewno dawał jej prezenty, tylko po to, żeby dziś dowiedzieć się, że nie była mu wierna. Więc musiało go to zaboleć.

Nawet bardzo.

Dlatego nie zamierzałam dobijać Alberta przez mówienie mu ile wiem na temat jej zdrad. To byłoby zbyt okrutne jak na mnie. W zasadzie to lepiej byłoby pozostawić to zadanie dla Alberta. W końcu to była jego sprawa i kobieta. I jakby nie patrzeć miał więcej czasu na to niż ja.

- Powiedziałabym, że mi przykro, ale byłoby to kłamstwo – zacmokałam, klepiąc mężczyznę po umięśnionych plecach. – To mój prezent i podziękowanie za twoją pomoc w moich lekcjach samoobrony. W końcu nie musiałam o niczym ci mówić prawda? Mógłbyś być dalej zdradzany i nic nie wiedzieć.

- Księżniczko.

- Mogłam też wykorzystać to przy innej okazji, by ci dokopać. Jednak byłam dość miła, nie uważasz? – spytałam odwracając się od okna. – Możesz z tą wiedzą zrobić co zechcesz. Ja na pewno – już – nie mogę tego wykorzystać.

- Więc zachowaj to dla siebie.

- Jak chcesz.

Ja na pewno nic nie powiem, ale tego samego nie mogłam zagwarantować ze strony Jacoba. W końcu on również o tym wiedział, jednak jeśli Albert się nie dowie... Jakby nic się nie stanie.

Uśmiechnęłam się.

Nawet Albert mógł pocierpieć od czasu do czasu.

- Masz moje słowo – dodałam, kiwając głową. – Nic nikomu nie powiem.

- Dziękuję.

W następnej chwili Albert szybko wyszedł z moich pokoi. Najpewniej skierował się ku swojej kochance i zamierzał zrobić z nią porządek. Cokolwiek by to nie było, nie zamierzałam się tym interesować. To mnie już nie dotyczyło.

A mimo to wyszłam na balkon w salonie i wychyliłam się, spoglądając na korytarz. Znajdował się on między kwiatami, ale i tak zobaczyłam przebiegającą, ciemną sylwetkę. Nawet z trzeciego piętra widziałam jak bardzo się śpieszy.

Pokręciłam głową.

To nie była moja sprawa.

Następnie z powrotem weszłam do pokoju i zapaliłam świeczkę. Dopiero wtedy skierowałam się do łazienki. W ten sposób odcinając się od wszystkiego i przestając pragnąc zobaczyć co wydarzy się w tamtym pokoju.

Albo co stanie się z tą kochanką Alberta.

Jednak na pewno coś dzięki temu zyskam.

Przynajmniej ta kobieta nie będzie się tu tak panoszyć, jak to robiła do tej pory.

Tyle wystarczy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro