3. Praca w pałacu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaraz po lunchu wróciłam do gabinetu, który kiedyś należał do matki. Nie chciałam pracować nigdzie indziej, zwłaszcza, że w pomieszczeniu znajdowało się wszystko czego potrzebowałam. W związku z tym nie było potrzeby przenosić się gdzieś indziej, skoro było to idealne miejsce.

Cieszyłam się też, że gdy na te parę lat przejęła pracę obecna królowa, nie przyszła tu ani razu. Zamiast tego wybrała sobie inny pokój, który się do tego nie nadawał. Ostatecznie wszystko jej nie szło. Nie potrafiła niczym się dobrze zająć i odkładała prace na później. Przez to wszystkie obowiązki przejął ojciec, nim poczułam się na siłach, by mu coś zaproponować. Powiedziałam, żeby dał mi szansę. Bym mogła przez parę dni wykonywać te obowiązku królowej. Jeśli mi pójdzie źle – nigdy więcej nie miałam o to pytać. Ale, gdyby poszło mi dobrze, miał dać mi całą władzę. Co prawda królowa miała swoją, jednak te dokumenty dawały coś innego.

Ostatecznie poradziłam sobie, więc ojciec przekazał mi pracę. Wszystko. W tym czasami przychodził i pytał mnie czy bym mu w czymś nie pomogła. Przynajmniej tak robił do czasu aż Jacob skończył piętnaście lat. Wtedy to jego zaczął wplątywać w jakieś swoje testy. Bo przecież ja nie miałam odziedziczyć tronu. Miałam za to wyjść za mąż, a wtedy wiedza, którą zdobyłam będzie mi wystarczać. Nie potrzebowałam wiedzieć więcej niż to żeby sobie poradzić z obowiązkami żony.

Kiedy to zrozumiałam, początkowo byłam zła. Szczególnie, że ojciec zaczął uczyć także Alberta, który wciąż się tym chwalił. Że zyskał aprobatę swojego ojca. Zaś ja mogłam jedynie o tym pomarzyć, ponieważ byłam kobietą.

Jedynie dziadek się ze mnie śmiał. Powiedział wtedy (miałam szesnaście lat!):

- Pozwolisz im się tak panoszyć? Ty? Stać cię na więcej.

Wtedy też przestałam się denerwować, złościć i kłócić z ojcem. Zamiast tego skupiłam się na swojej pracy oraz zyskiwaniu sojuszników. Tak by pomóc sobie i bratu. W ten sposób pokazywałam, jak bardzo nie wolno było mnie lekceważyć. Że miałam władzę i możliwości nawet większe niż oni.

Chociaż dziadek dalej się ze mnie naśmiewał. Nie wiedziałam i nigdy nie dowiem się dlaczego. Mimo to najlepsze co mogłam i mogę zrobić to, to zaakceptować. Bo mógł prowadzić jakiś test lub chcieć mnie czegoś nauczyć w ten unikalny sposób. Przynajmniej na to liczyłam.

A ja nigdy nie lekceważyłam nowej metody nauki czegoś, czego nie wiedziałam.

Zaśmiałam się, czytając list. Był on skierowany do Jacoba, jednak dotyczył narzeczeństwa. Wobec czego służba przekazała mi go, tak jak zawsze. Nawet propozycje dla Alberta były mi dostarczone, ponieważ przejęłam obowiązki królowej. Wobec czego – teoretycznie – to ja mogłam o tym decydować. A skoro zaręczyny Alberta zostały zerwane, od razu zaczęło się przesyłanie listów. Przy tym królowa nigdy nie miała się o tym dowiedzieć, bo też zamierzałam udawać, że nic nie otrzymałam. Zawsze tak robiłam, od kiedy przejęłam jej pracę. Zaś służba, asystenci i wszyscy w pałacu podążali za mną. Ponieważ ona była kimś, kogo nikt nie lubił.

Zresztą, skoro cesarz jej nie poważał to dlaczego oni mieli? Ich pan decydował o tym, za kim mieli podążać. To też robili.

W dodatku królowa mogła się postarać zdobyć ich przychylność, czego nie zrobiła. Wystarczyło naprawdę niewiele zrobić zrobić, by zaczęli za mną podążać. Wiernie i lojalnie, niczym za prawdziwą panią.

- Spalcie to – rzuciłam zaraz potem dając kamerdynerowi kolejne listy. Te dla Alberta. – To również. Następnym razem od razu wrzucajcie to do kominka. Nie ma sensu, żebyście to przynosili i męczyli się przy tym. Jacob chce samodzielnie wybrać sobie partnerkę, więc to on się oświadczy. Natomiast Albert... - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. – Cóż, on dopiero co utracił narzeczoną. Wobec czego musimy dać mu czas, żeby przeszedł przez ten szok, prawda?

- Och, oczywiście księżniczko. To było naprawdę bezmyślne z mojej strony – powiedział młody, kasztanowo włosy kamerdyner.

Zachichotałam, zerkając jeszcze jak młodzieniec wrzuca listy do kominka. Paliły się niezwykle dobrze i akurat w odpowiedniej chwili znikły, gdyż zaraz potem ktoś wszedł do gabinetu bez pukania. I ku zgorszeniu strażników. Oczywiście nie mogli oni jej zatrzymać, jednak mieli prawo interweniować, gdy zamierzała tak wejść. Jakby była u siebie.

Mój wzrok opadł na dokument, który zdążyłam chwycić, nim weszła. Była to petycja od ministra finansów. Królowa znów wydawała za dużo, przekraczając swój budżet i mówiąc, że mają mi odciąć pieniądze. Mi. Za jej wydatki. Tylko królowa mogłaby wpaść na ten absurdalny pomysł.

No cóż.

Chwyciłam kartkę i pióro. Ignorując przy tym pozdrowienia królowej oraz to, jak czekała z irytacją. Chciałam, żeby czekała. Musiała kiedyś poznać swoje miejsce. Co do tego nie miałam wątpliwości.

Drogi Ministrze Finansów,

Tym razem przymknę na to oko. Jednak kolejnym razem, proszę, wystawić rachunek ojcu królowej. Jeśli będzie miał co do tego wątpliwości, podam Panu rozwiązanie. Chyba tak będzie najlepiej.

Cesarz chętnie o tym posłucha. Więc proszę mu to przekazać, a królowa nigdy więcej nie postanowi przekroczyć swojego budżetu.

W zasadzie to już teraz może Pan wystawić rachunek markizowi. Nie chcę cierpieć z nie swojej winy.

Ach, dziadek również może od razu się dowiedzieć...

Z wyczekiwaniem na dobre wieści,

Księżniczka Kira Alma Daves"

Zapieczętowałam list i podałam go swojemu asystentowi.

- Zanieś to do ministra finansów. Już teraz – szepnęłam mściwie.

Następnie chwyciłam kolejny dokument, ten od ministra podając służącej. Tak, aby wsadziła go do odpowiedniej teczki. Potrzebowałam dowodów, jeśli później markiz zechce się burzyć.

- Och – wymamrotałam, gdy spojrzałam na następny plik kartek.

Ten dokument był odnośnie balu, który dziadek chciał urządzić, by publicznie przedstawić mnie jako kandydatkę do tronu. Tu jedynie musiałam zaaprobować wprowadzone zmiany i budżet. Wobec czego przejrzałam kartki, zapominając o królowej. Już miałam podpisać dokument, gdy kobieta się zezłościła. Uderzyła w biurko z czerwonymi policzkami.

Musiała dostrzec moje zaskoczone spojrzenie, kiedy podniosłam wzrok. I minę, jakbym pytała, czy dalej tu była.

- Jak śmiesz mnie ignorować!

- Ha... Ja nie mam tyle wolnego czasu, ile ty... królowo – parsknęłam, krzywiąc się. Tym razem spięła ciemnobrązowe włosy masą ozdób. Podejrzewałam, że to przez nie miałam stracić pieniądze. – Pamiętasz? Przejęłam twoją pracę, ponieważ nie potrafiłaś zrobić nic dobrze.

- Jesteś bezczelna.

- Mam do tego prawo. W moich żyłach płynie cesarska krew. Jedynie – rzuciłam z uprzejmym uśmiechem. Następnie podpisałam dokumenty i przekazałam je kamerdynerowi. – To do cesarza. Powiedź tylko, że ma nie zapraszać wiadomo kogo.

Tym „wiadomo kim" był markiz oraz jego rodzina – sprzymierzeńcy królowej. Wolałam nie musieć się z nimi kłócić na swoim przyjęciu. A królowa i tak się nie dowie do ostatniej chwili. Miała być w tym bosko nieświadoma, by nie zacząć się buntować oraz nie przyprawić nas o ból głowy.

- Więc po co przyszłaś? – spytałam popijając herbatę.

Mój wzrok przesunął się po ładnej kobiecie w średnim wieku. Miała na sobie wspaniałą sukienkę z czerwonego jedwabiu. Taką, która mogła kosztować fortunę. Królowa zawsze kupowała najdroższe rzeczy, jak gdyby sądziła, ze wtedy dostanie najlepsze rzeczy. Było to irytujące, ponieważ przez to budżet często musiał być zmieniamy. Ojciec musiał przeznaczyć mniej środków na inne rzeczy, by ratować reputację królowej, a przy tym także swoją.

Ja nie zamierzałam tak robić. Skoro minister zwrócił się do mnie, sytuacja musiała być paskudna. Wobec czego ojciec musiał przestać ją chronić. Należało skupić się na ważniejszych sprawach, niż pozwalać królowej na to, co chciała.

Zwłaszcza, ze nic nie robiła.

To ja byłam zajęta.

- Przyszły jakieś propozycje małżeńskie dla mojego Alberta? – spytała królowa zakładając ręce na piersi. – Słyszałam, ze ty je dostałaś.

- Ja nic nie dostałam – zmarszczyłam brwi. – Nie wiem skąd ta pogłoska się wzięła, jednak u mnie pojawiły się jedynie listy skierowane do Jacoba, jak zwykle. Więc dlaczego miałabym otrzymać również te skierowane dla księcia?

- Bzdura!

- Królowo – odchyliłam się na fotelu. – Nie wiem kto wprowadził cię w błąd, ale tak jak widzisz nie ma tu żadnych listów. Mam jedynie dokumenty.

- Więc gdzie je znajdę?

- A skąd mam to wiedzieć? Tak jak mówiłam jestem zajęta. Więc byłabym niezwykle wdzięczna, gdybyś sama się tym zajęła. W końcu to twoja sprawa, a nie moja, ponieważ książę Albert i jego życie uczuciowe jest ostatnim na co zwracałabym uwagę. Jednak ty masz dużo czasu.

- Ale Albert musi mieć nową narzeczoną!

- To się tym zajmij! – prychnęłam, spoglądając na dokumenty. – Wybacz, ale nikt cię nie odprowadzi. Jednak mniemam, że znasz drogę do wyjścia. Podpowiem, że znajduje się dokładnie tam, gdzie byłaś chwilę temu.

- Ha! Albert będzie mieć lepszą żonę, niż ten smarkacz.

- Cóż jaka matka takie dziecko – rzuciłam, skupiając się na kartkach.

- Nikt ciebie nie zechce, jeśli będziesz miała takie nastawienie.

- To również ciebie nie dotyczy.

Królowa wyszła trzaskając drzwiami. Ale co dziwne nie zachowywała się tak, jak na co dzień. Nie kłóciła się, nie robiła niczego, ani też nie zepsuła mojej pracy. Jedynie wyszła praktycznie bez słowa.

- Księżniczko?

- Ach tak.

Wróciłam do pracy. Na razie nie miałam czasu zastanawiać się nad zachowaniem macochy. Zresztą to też nie tak, że mogła mi coś zrobić. Byłam za dobra w rozbijaniu jej planów, by dać się bezmyślnie w coś wkręcić. Czy też pozwolić jej wygrać. To było ostatnie na co bym jej pozwoliła.

Królowa miała upaść.

Sama chciałam do tego doprowadzić, ponieważ zamierzałam rozgłosić sprawę śmierci matki. I osobiście skazać ją na śmierć. Oczywiście to nic nie zrobi Albertowi. Jednak wiele arystokratów odwróci się od niego, gdy wyjdzie na jaw prawda morderstwa królowej. Oraz to, że była w to zamieszana obecna królowa wraz z jej rodziną. Tyle będzie wystarczyć arystokratom.

Wtedy jedynie jedna osoba będzie mogła dostać tron – mój brat. Nawet jeśli mogłabym walczyć, zamierzałam posadzić na tronie Jacoba. Dla mnie pozycja cesarza nie była tyle warta, ile pozbycie się królowej. Zresztą wiedziałam, że Jacob dobrze sobie poradzi zostając cesarzem.

Wtedy też będę mogła wreszcie odpocząć.

Może.

Bo była jeszcze sprawa tej księgi magicznej, przepowiedni i dzieci.

Ha...

Potarłam czoło, wracając do pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro