Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miał być dopiero jutro, wskakuje jeszcze dzisiaj :) Enjoy!!!


Matt

Obudziłem się, gdy słońce wschodziło na niebie. Zerknąłem w bok, Isabel spała w najlepsze. Leżała na brzuchu, z jedną ręką podłożoną pod głową i leniwym uśmiechem na ustach. Zaraziła mnie nim, bo sam uśmiechnąłem się szeroko. Pogładziłem ją po włosach, ale zaraz zabrałem dłoń. Nie chciałem obudzić śpiącej kobiety.

Wstałem i wyszedłem z sypialni, zamykając cicho drzwi. W kuchni nastawiłem ekspres
do kawy i zaczekałem cierpliwie, aż napój będzie gotowy. Zamyśliłem się nad wczorajszym wieczorem. Był taki inny od wszystkich, które spędziłem w towarzystwie Isabel. Otworzyła się na mnie wczoraj. I dała mi nadzieję.

Westchnąłem zamyślony. Isabel, kiedy ją poznałem, jawiła mi się jako twarda kobieta, która gdy coś sobie postanowi, to nie ma zmiłuj. Nieco oschła, czasami również zimna, jeśli chodziło o okazywanie uczuć. Była niedostępna, ale coraz bardziej się przekonywałem, że to jej poza. Bariera ochronna, która miała pomóc w przetrwaniu.

Teraz uważałem, że gdzieś w głębi siebie wcale nie była taką suką, za jaką pragnęła uchodzić. Ja zaś się przekonałem, jak bardzo chciałbym odkryć, co kryło się w jej wnętrzu. Pragnąłem poznać ją całą, nie wyłącznie jej ciało. Przestałem udawać, że mi na niej nie zależy. Zależało, zresztą coraz mocniej.

Jeszcze całkiem niedawno zamierzałem odpuścić sobie znajomość z panną Mayer. Sądziłem, że nie jest zdolna do wyższych uczuć. Zmieniłem jednak zdanie i chciałem o nią zawalczyć. Czułem, że warto. Zdawałem sobie sprawę, że to nie będzie łatwe. W końcu Isabel nie była prostym przeciwnikiem. Do tego posiadała przeszłość, o której nic nie wiedziałem, ale
na wszystko miał przyjść odpowiedni czas.

Kiedy usłyszałam otwierające się drzwi od sypialni, spojrzałem w tamtą stronę. Po chwili Isabel weszła do kuchni, otulona jedną z moich koszulek. Musiałem przyznać, że wyglądała w niej kusząco. Dziewczyna nie uśmiechała się, za to spoglądała na mnie w milczeniu. Rozpostarłem usta w niewinnym uśmiechu.

- Tak szybko jesteś na nogach? – zapytałem. – Myślałem, że dłużej pośpisz.

- Nie mam tego w zwyczaju – odpowiedziała. – Gdzie położyłeś moją sukienkę?

- Wrzuciłem do suszarki razem z bielizną. Usiądź, zaraz przygotuję śniadanie, a kawa właśnie się zaparzyła. – Wstałem, wskazując Isabel jedno z krzeseł przy stole.

- Nie będę jadła – odparła oschłym tonem.

Spojrzałem na nią zaskoczony. Moje zdumienie musiało być bardzo widoczne, bo oblicze Isabel nieco złagodniało. Co się z nią stało? Przecież wczoraj była taka... otwarta na mnie.

- Nie jestem głodna, Matt. Zwykle późno jadam śniadanie, czasami w ogóle. Poza tym muszę się zbierać, bo mam zaplanowanych na dzisiaj kilka rzeczy – mówiła, omijając mnie wzrokiem.

Wziąłem głęboki oddech. Nie lubiłem, gdy taka była. Jednak zaraz sobie przypomniałem,
że to skomplikowana kobieta. Byłem przekonany, że zdołam dotrzeć do jej wnętrza.
Nie mogłem się tak łatwo poddać.

- Jesteś pewna? – zapytałem beztrosko.

Musiałem być ostrożny, nie chciałem jej spłoszyć. Powinienem dobrze przemyśleć naszą relację i swoje postępowanie.

- Tak – mruknęła.

- Więc zaraz odzyskasz swoje rzeczy. Chyba – dodałem żartobliwym tonem.

Parsknąłem śmiechem, widząc minę kobiety. Złapała za leżącą na paterze pomarańczę i rzuciła nią w moją stronę. Nie miałem problemów z refleksem, złapałem owoc w locie. Uśmiechnąłem się do niej zwycięsko.

- Bałwan!

- Złość piękności szkodzi, Isabel – zakomunikowałem i zwiałem po jej ubrania.

Cud, że niczym więcej nie oberwałem. Taką postawą usiłowałem zakamuflować swoje rozczarowanie pospieszną ucieczką Isabel. Znów była zdystansowana, ale to nie powinno mnie dziwić. I chociaż odczuwałem frustrację, postanowiłem się nie poddawać. Nie, kiedy obudziła się we mnie nadzieja. Musiałem utrzymać ją za wszelką cenę.

- Proszę. – Podałem dziewczynie odzież, więc zabrała ją bez słowa.

Zostałem sam w kuchni. Przeszła mi ochota na jedzenie. Myślałem, że spędzimy razem – równie miły co wieczór – poranek, ale niestety szybko zostałem wyprowadzony z błędu.

- Weź się w garść, kretynie. Zachowujesz się jak pizda, a nie facet – warknąłem pod nosem.

- Mówiłeś coś do mnie? – Nie usłyszałem, kiedy Isa weszła z powrotem
do pomieszczenia.

Miałem ochotę walnąć się w twarz. Co ze mnie za debil!

- Nie, do siebie. Uderzyłem się w duży palec u stopy – skłamałem. – Nie zaczekasz
na mnie? Odwiozę cię – skomentowałem, widząc, że jest już gotowa do wyjścia.

- Wezmę taksówkę. Po drodze muszę gdzieś wstąpić. Nie będę ci zawracała głowy.
Na pewno masz mnóstwo zajęć.

- Prawdę mówiąc, nie mam. Daj mi dwie minutki, tylko coś na siebie włożę.

- Nie trzeba, Matt. Naprawdę się spieszę. Do zobaczenia. – Ruszyła do drzwi, lecz zatrzymała się po dwóch krokach.

Spojrzała na mnie, jakby chciała się wrócić. Po cichu bardzo na to liczyłem, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Chwilę później obróciła się na pięcie i opuściła mieszkanie.

Zostałem sam. Cisza, która zapanowała, zaczęła mnie wkurzać. Wiedziałem, że powinienem coś ze sobą zrobić, inaczej znów dojdę do niewłaściwych wniosków, a tego nie chciałem. Wskoczyłem więc w dresy i założyłem byle jaką koszulkę. Potrzebowałem oczyścić umysł, przemyśleć wszystko jeszcze raz. I zastanowić się nad dalszymi krokami.

Godzinę później wracałem z porannej przebieżki. Czułem się lepiej ­– a przede wszystkim –miałem już rozeznanie, jak dalej postępować. Nie zamierzałem się wycofywać, o nie! Isabel była warta każdego mojego wysiłku. Odczuwała lęk, dlatego schowała się za murem obojętności. Należało go tylko przebić.

Ogarnąwszy się, usiadłem w salonie. W głowie powoli krystalizował się plan. Początkowo miałem zamiar działać bez pospiechu, ale ostatecznie zrezygnowałem z tej opcji. Jeśli znów pozwoliłbym jej zamknąć się w sobie, mógłbym ją stracić. Musiałem kuć żelazo, póki gorące. Postanowiłem przyrządzić kolację i pod byle pretekstem sprowadzić Isabel do mieszkania. Żywiłem ogromną nadzieję, że znów obudzę w niej cieplejsze uczucia. Isa mnie potrzebowała, a ja jej.

Podekscytowany, ruszyłem do działania. Od razu poczułem krążącą w żyłach adrenalinę oraz endorfiny. Byłem pewien, że wszystko się ułoży. Isabel w końcu zrozumie, że nie powinna się mnie obawiać. Wolałbym skrzywdzić siebie niż ją.

Nadeszło późne popołudnie, a ja niemal wszystko miałem już gotowe. Teraz wystarczyło zwabić dziewczynę. W końcu postanowiłem nie kombinować. Wziąłem telefon i wybrałem numer. Kilka sygnałów i nic, zupełna cisza. Nie odebrała.

Dziesięć minut później komórka zawibrowała. Odetchnąłem z ulgą, gdy spostrzegłem
na wyświetlaczu dwa najważniejsze dla mnie słowa „Isabel Mayer".

- Cześć – przywitałem się, starając, aby w głosie nie było słychać nadmiernej ekscytacji.

- Dzwoniłeś. Coś się stało?

Już miałem wymyślić jakieś drobne kłamstwo, kiedy doszło do mnie, jak się zachowuję.
A przecież byłem dorosłym mężczyzną i potrafiłem rozmawiać o swoich uczuciach.

- W zasadzie tak. Musimy poważnie pomówić – odpowiedziałem, siląc się na spokój.

- Dziwnie brzmisz. Możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? – zapytała.

- Po prostu przyjedź. To dość... ważne – dodałem. – Nie prosiłbym cię o to, gdyby nie było.

- Dobrze, Matt. Postaram się dotrzeć do ciebie jak najszybciej. – Usłyszałem
i aż odetchnąłem.

- Dziękuję.

Teraz pozostało mi czekać. Czułem się jak przed wyjściem na pierwszą randkę – rozgorączkowany oraz zdenerwowany. Nie będzie łatwo, tego byłem pewien. Ale jeśli
mi zależało – a zależało – musiałem dać z siebie wszystko. Chciałem być z Isabel.
Nazywać ją swoją kobietą, a nie jedynie kochanką. Stworzyć z nią coś, czego nigdy wcześniej nie miałem. Zakochałem się niespodziewanie, nie planując tego. Tylko kto był w stanie zaplanować miłość? Nikt.

Nieco ponad godzinę później rozległo się pukanie do drzwi. Serce gwałtownie przyspieszyło, jakby ktoś wbił mi w nie adrenalinę. Powtarzałem sobie w myślach, że nie ma czym się denerwować. Przecież Isabel nie zje mnie żywcem.

- Wejdź. – Otworzyłem.

Isabel stała na progu z pytającym wzrokiem. Kiedy zrobiłem jej miejsce, wsunęła się do środka.

Nie posiadałem dużego mieszkania. Dlatego, gdy Isa zrobiła kilka kroków, mogła zobaczyć przygotowany stół na kolację. Na środku postawiłem dwie świece, wystarczyło je tylko zapalić. Nawet o kwiaty się postarałem. Przecież ta kobieta zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

- Co to jest? – wydukała, przystając przed nakrytym stołem.

- Usiądź. – Starałem się powstrzymać irracjonalne drżenie głosu.

Poczułem zdenerwowanie, jednak nie mogłem zachowywać się jak dzieciak. Byłem dorosłym, znającym swoje potrzeby i pragnienia facetem. A pragnąłem Isabel, nikogo innego. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim duchowo. Nie była ideałem, lecz kto nim był? Zresztą nie chciałem ideału. Potrzebowałem konkretnej osoby, Isabel Mayer.

- Matt, co się tutaj dzieje? – spytała, odwracając się w moją stronę.

Skrzyżowała ramiona na piersiach i patrzyła na mnie zaniepokojona. Wziąłem głęboki oddech, po czym przemówiłem:

- Zorganizowałem kolację. Musimy pomówić, ale najpierw coś zjemy. Sam gotowałem – mruknąłem zachęcająco.

Najwidoczniej na Isabel to nie podziałało. Stała nadal w tym samym miejscu i ani drgnęła.

- Chcę natychmiast wiedzieć, o co ci chodzi! – powiedziała stanowczo.

Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że będzie aż tak ciężko, lecz starałem się trzymać fason. Nie mogłem odpuścić, bo inaczej ją stracę. Isabel miała w sobie ciepłe uczucia. Potrzebowałem jedynie czasu i odrobiny współpracy z jej strony, aby zrozumiała, że jesteśmy dla siebie stworzeni.

- Pamiętasz, kiedy zaproponowałaś mi układ? Czy pamiętasz ten dzień? – zapytałem.

Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Ufałem, że nie podepcze moich uczuć.

- Dlaczego nagle o tym wspominasz? – Kobieta zrobiła krok do tyłu.

Wyglądała na przestraszoną, a może umysł płatał mi figla. Naprawdę musiałem wziąć się
w garść.

- Nie będę owijał w bawełnę – oboje tego nie lubimy. Na początku zgodziłem się
na tę propozycję, bo uważałem, że nie ma w niej nic złego.

- A teraz jest? – Isabel weszła mi w słowo.

Przyjęła bojowniczą minę. Podszedłem bliżej, a ona nie spuszczała ze mnie spojrzenia.
Kiedy położyłem dłonie na jej ramionach, drgnęła.

- Teraz zmieniło się wiele rzeczy. Ja się zmieniłem.

- Wycofujesz się? – spytała, mrużąc oczy.

- Nie nazwałbym tak mojej decyzji. Nie chcę rezygnować z naszych spotkań. Po prostu pragnę zmienić ich warunki.

- Matt, przed chwilą twierdziłeś, że nie będziesz owijał w bawełnę. Właśnie to robisz! – Zaczynała się denerwować.

- Uspokój się, skarbie – wymsknęło mi się.

Isabel znieruchomiała. Spoglądała na mnie pytająco, ale po chwili zauważyłem złość w jej pięknych oczach.

- Skarbie? – powtórzyła.

Chciała się odsunąć, lecz miała stół za sobą.

- Matt, co to wszystko ma znaczyć? – warknęła. – Czy mogę wiedzieć, o czym mówisz? Zawarliśmy prosty układ, oparty jedynie na seksie. Chyba nie zamierzasz
mi powiedzieć, że...

- Że mi na tobie zależy? – W końcu padły te słowa. – Owszem, właśnie to robię, Isabel. Stałaś mi się bliska, chociaż nie planowałem się...

- Nie mów tego! Nie psuj naszego układu, Matt! – Isa szarpnęła się gwałtownie. – Co ty najlepszego wyprawiasz? Wszystko niszczysz! – krzyknęła, wyprowadzona
z równowagi.

- Niszczę? Nie, to nieprawda. Wczorajszy dzień wiele mi uświadomił. Nie zamierzam dłużej ukrywać własnych uczuć, bo nie zasłużyłaś na kłamstwa. Zależy mi na tobie. Chciałbym, żebyśmy spróbowali czegoś więcej niż tylko samego seksu. Nie musimy się z niczym spieszyć. Nie będę cię popędzał.

- Czy ty siebie słyszysz?

Znów patrzyła na mnie ta sama wyrachowana kobieta, którą poznałem kilka tygodni temu. Zimna, bezduszna i z obojętnością w oczach. Nie znosiłem takiej Isabel. Na szczęście wiedziałem, że to nie jest jej jedyna twarz. Wczorajszego wieczoru pokazała mi tę prawdziwą, a ja musiałem ponownie ją przywołać.

- Jak najbardziej – odpowiedziałem spokojnie, choć tak naprawdę do spokoju było
mi daleko.

Nie tak miał wyglądać nasz wspólny wieczór, ale z drugiej strony nie powinienem być zaskoczony. Przecież podejrzewałem, że z Isabel nie będę miał łatwej przeprawy.
Tylko że zależało mi na niej, więc powinienem o nią walczyć.

- To nie ma najmniejszego sensu, Matt. Musimy wszystko zakończyć. – Obojętny ton uderzył we mnie mocniej, niż mogłem się tego spodziewać.

- Isabel, proszę cię. Nie podejmuj pochopnych decyzji. – Znów chciałem jej dotknąć, jednak tym razem mi na to nie pozwoliła.

- Zaczyna robić się niezręcznie, Matthew. A ty wyglądasz żałośnie – powiedziała, a mnie zatkało.

Nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego. Czułem, że będzie ciężko, ale nie aż tak!

- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, lecz nic z tego nie jest prawdą. Nasz układ miał być jedynie układem, niczym więcej. Wszystko zepsułeś.

- Dlaczego nie chcesz dać nam szansy? – Musiałem to wiedzieć.

Miałem świadomość, że niczego nie zyskam, ale uważałem, że należy mi się prawda. Usiłowałem pokazać, że nie zabolało mnie odrzucenie, chociaż czułem się tak podle, jak jeszcze nigdy w życiu.

- Bo nic do ciebie nie czuję. Łączyła nas tylko chemia, Matt. – Kiedy padły te słowa, moja nadzieja umarła. – Lepiej, żebym już poszła.

Milczałem. Nie potrafiłem wydusić z siebie słowa, zatrzymać Isabel. Niemal parsknąłem śmiechem. Zatrzymać? Kobietę bez serca?

Nie odwróciłem się, kiedy Isabel ruszyła do drzwi. Zatrzymała się na chwilę, ale minęło kilka sekund i znów usłyszałem kroki. Przymknąłem oczy, a wkrótce nastała głucha cisza. Zostałem sam. Zrezygnowany i pokonany, z nieodwzajemnioną miłością, której Isa nigdy nie chciała ani nie potrzebowała.

Zadziałałem machinalnie, jakby ktoś mną sterował. Złapałem za krzesło i rzuciłem nim
o ścianę. Spadło z hukiem na podłogę, ale mi wcale nie ulżyło. Spojrzałem w stronę wyjścia, jednak Isabel zniknęła. Wiedziałem, że tym razem na dobre.

Nie miałem pojęcia, co robić. W tym momencie przepełniało mnie tyle emocji, a ja nie potrafiłem sobie z nimi poradzić. Okazałem się naiwnym głupcem, który myślał, że jego uczucie naprawi kogoś, kto gardził miłością.

Skierowałem się do salonu na kanapę. Czułem ogarniającą mnie bezradność. Nie wiem, jak długo tak siedziałem. W końcu wstałem i odszukałem telefon. Wolałem nie być sam, nie ufając nawet sobie. Wiedziałem, że mogę zrobić wiele głupich rzeczy. Istniała tylko jedna osoba, która mogła mnie przed tym uchronić.

Jake.

- Przyjedź do mnie – odezwałem się do słuchawki, gdy tylko nawiązałem połączenie.

- Właśnie jestem w drodze. Telepatia, braciszku! – odpowiedział radosnym tonem. – Szykuj browarki.

- Czekam.

Odłożyłem komórkę na stolik. Starałem się skupić myśli na czymś innym niż Isabel, ale nie potrafiłem. W głowie niemal non stop odtwarzały mi się jej słowa. „Nic do ciebie nie czuję". Nagle chwyciłem szklany stolik, który stał przede mną. Nie myślałem, po prostu działałem. Przewróciłem go, a on rozsypał się na drobne kawałki. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Przecież byłem w kilku związkach, jednak do nikogo nie poczułem tego, co czułem do Isabel. A ona zdeptała moje uczucia i je odrzuciła.

Zacząłem krążyć po mieszkaniu jak dziki zwierz uwięziony w klatce. Nie wiem, jak długo
to trwało. Kiedy Jake wszedł do salonu, z wrażenia aż go zamurowało.

- Co tu się, kurwa, stało? – spytał, rozglądając się po wnętrzu.

Spojrzałem na niego ledwo przytomny z wściekłości. Potrzebowałem brata jak nigdy wcześniej.

- Widziałem na dole Isabel i ona...

- Nie waż się wymawiać jej imienia! – wrzasnąłem niczym opętany.

Jake spojrzał na mnie zszokowany. Chyba dotarło do niego, w jakim stanie się znajduję,
bo podszedł bliżej i skinął głową.

- Matt, co się dzieje? – zagadnął cicho.

Na jego twarzy dostrzegłem troskę. Zniżyłem ton i odpowiedziałem:

- Muszę zapomnieć, Jake. Inaczej zwariuję i zrobię coś, czego będę żałował. Pilnuj mnie dzisiaj – poprosiłem.

- Masz to jak w banku – odparł. – Jedziemy na miasto.

- Na miasto? – powtórzyłem głucho. – Wolę zostać w domu. Za chwilę ogarnę bałagan i...

- Jutro sam posprzątam. Zaraz po tym, jak do siebie dojdę. A teraz jedziemy i koniec!
Nie ma dyskusji, Matt. Chcesz, żebym cię pilnował, więc działamy po mojemu.

- Czyli pijemy aż do upadłego? – spytałem, choć dobrze wiedziałem, o co chodzi.

I – prawdę mówiąc – miałem na to coraz większą ochotę.

- Nie inaczej – rzekł Jake. – Chodźmy. Opowiesz mi wszystko po drodze.

Cisnęło mi się na usta, że nie mam nic do opowiadania, jednak z drugiej stronu rozumiałem,
że muszę to z siebie wyrzucić, a Jake był jedyną osobą, z którą chciałem podzielić się przeżyciami.

Ruszyliśmy do drzwi. Już wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby zapomnieć o Isabel. Zamierzałem zacząć od razu.



Teraz możecie wieszać psy na Isabel... Chociaż... Szkoda piesków:))))

J.W.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro