Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Matt

Gdyby nie brat, z pewnością zrobiłbym coś głupiego. O wiele głupszego, niż rozwalenie
na kawałki stolika w salonie. Na przykład coś tak bezmyślnego, jak podejście do Isabel
w klubie, zabranie jej z powrotem do mieszkania i próbowaniu przemówienia do rozsądku.

Oniemiałem, widząc ją w tym samym miejscu, do którego i ja trafiłem. Siedziała nad kieliszkiem wina, zamyślona i... smutna? Nie wypiłem jeszcze aż tak dużo, żeby tego nie dostrzec. Z jednej strony byłem na nią wściekły, ale z drugiej każda komórka mojego ciała okropnie za nią tęskniła.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, mało nie upuściłem szklanki z whiskey. Naprawdę pragnąłem do niej podejść. Jeszcze godzinę wcześniej zarzekałem się, że nie chcę o niej słyszeć, a wystarczyła chwila w barze i spoglądałem za nią niczym stęskniony szczeniak. Byłem totalnym idiotą. Zakochanym idiotą, pomyślałem niechętnie.

I wtedy Isabel zrobiła coś, o czym wiedziałem, że nigdy nie zapomnę. Wyszła z mężczyzną, który siedział obok niej, a który spoglądał na nią jak na kawał mięsa do skonsumowania. W jednej chwili powróciła złość. Isabel nie poświęciła mi już ani jednego spojrzenia. Odeszła tak łatwo, jak z mojego mieszkania.

- Poproszę Gentlemana Jacka – zwróciłem się bezpośrednio do barmanki, która stała nieopodal.

Dziewczyna – na oko kilka lat młodsza ode mnie – uśmiechnęła się, po czym skinęła głową. Wtedy też wrócił Jake z toalety.

- Proszę bardzo. – Dostałem szklankę wypełnioną bursztynowym płynem.

Spojrzałem na nią, unosząc brew.

- Bardziej myślałem o całej butelce. – Zamierzałem nie wyjść stąd o własnych siłach.

Chciałem zapomnieć o tej popieprzonej sytuacji, w której się znalazłem. Chociaż na chwilę, bo niemożliwym było puścić w niepamięć Isabel już na zawsze.

- Się robi, szefie! – Dziewczyna zabawnie zasalutowała, a następnie wzięła z półki pełną butelkę z zawartością obecnie mojego najlepszego przyjaciela, Jacka Daniel'sa.

- Złotko, daj od razu drugą, Nie będziemy cię co chwilę kłopotać – odezwał się Jake.
– I jeszcze szklaneczkę dla wujka Jake'a.

- Serio? – spytała barmanka, ale widząc moją minę, bez dłuższego wahania wyciągnęła drugą sztukę.

- Dzięki, maleńka. – Jake posłał jej uśmiech. – Jak się trzymasz, Matt? – zagadnął, kiedy nalałem mu solidną porcję alkoholu.

- Ona tu była. – Postanowiłem się przyznać. – Siedziała kilka miejsc dalej. Wyszła z jakimś facetem.

- Co za suka! – Na twarzy brata dostrzegłem gniew, wręcz niemal furię. – Pójdę do niej i ją zajebię! – Z Jakem nie było żartów, kiedy się wściekał.

Powinienem o tym pamiętać i nie zaczynać tematu Isabel. Chwyciłem go za ramię, gdy próbował wstać.

- Nie warto. – Chociaż cierpiałem, nie pozwoliłbym Jake'owi jej odwiedzić.

- Potrzebujesz nowej panny. Najlepiej od razu – zawyrokował.

- Jake, może zajmij się naszym uroczym kumplem – odparowałem, aby dał mi spokój.

- Co ty chrzanisz? Już się upiłeś? Kilkoma łykami? – Braciszek uniósł szklaneczkę, lustrując przejrzystość whiskey. – Złotko, nie dorzuciłaś mu przypadkiem niczego ekstra? – zapytał barmanki, która parsknęła śmiechem i pokręciła przecząco głową.

- Jackiem, Jake! Jackiem! On jest bardzo absorbujący, więc po prostu siedź i pij.

- Cholera – odezwał się. – Tobie naprawdę przydałaby się inna laska.

- Zamknij się! – warknąłem, ale równie dobrze mógłbym zatrzymać nurt rzeki.

O dziwo, Jake mnie posłuchał. Sączyłem drinka, rozmyślając nad swoją ponurą egzystencją.

- Matt! – krzyknął Jake, znów zwracając na siebie uwagę.

- Czego chcesz? – Spojrzałem na niego.

Uwielbiałem tego gościa. Wiedziałem, że stoi po mojej stronie i jest tu, aby wesprzeć mnie swoją obecnością.

- Mam pomysł. – Wyraz jego twarzy nie pozostawiał złudzeń co do genialności najnowszej koncepcji.

- Niech zgadnę – rzuciłem sarkastycznie. – Pewnie kolejny z serii tych najbardziej fenomenalnych.

- Skąd wiedziałeś? – Uśmiechnął się dumnie.

Westchnąłem. Nawet nie mogłem się nad sobą użalać. Brat skutecznie mi to uniemożliwiał.

- Strzelałem – bąknąłem.

- Od strzelania w naszym duecie to ja jestem specjalistą. Nie wpieprzaj się w paradę.
Ale powinienem powiedzieć o moim pomyśle.

- Nie odpuścisz, prawda? – spytałem, przyglądając się mu.

- Miałbym zrezygnować? Nawet nie ma takiej opcji, Matt. Wykombinowałem,
że potrzebujemy na ten wieczór dwóch panien. Bliźniaczek.

- Serio? – Wzniosłem oczy do góry.

Nie miałem zielonego pojęcia, skąd czerpał inspiracje, jednak jego pomysły czasami przyprawiały mnie o ból głowy.

- Jesteśmy bliźniakami. Nie mieliśmy nigdy bliźniaczek. Byłoby fajnie. – Jake dalej się wydurniał.

- Poczekaj. – Wziąłem do ręki butelkę Jacka i dolałem nam alkoholu.

Upiłem nieco, a trunek znów rozgrzał moje gardło. Ciepło zaczęło kierować się w dół,
aż dotarło do żołądka.

- Namyślasz się? Powiedz, że się namyślasz, Matt. – Jake spoglądał na mnie błagalnie.

Nieprzewidzianie parsknąłem śmiechem. Musiałem wyglądać komicznie, bo raz wybuchałem złością, za chwilę się śmiałem albo miałem minę małego kotka, który zabłądził w drodze do domu.

- Załatwiaj – odpowiedziałem bezmyślnie.

Jeśli Isabel mogła się zabawiać, dlaczego ja miałbym odmówić sobie przyjemności?
Ona naprawdę mnie nie chciała. Dowiodła tego dziś wieczorem kilka razy. Skutecznie mnie przekonała, żebym ją sobie odpuścił. Właśnie to zamierzałem.

- I za to cię lubię, braciszku. – Jake poklepał mnie po plecach. – Pozwól, że się rozejrzę. – Uśmiechnął się promiennie.

Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że Jake jest nieczułym bratem, który nawet w takiej chwili potrafił błaznować i nie było go stać na powagę. Ale dobrze wiedziałem, że to był właśnie jego sposób na rozładowanie napięcia i teraz starał się pomóc mi za wszelką cenę.

- Powodzenia – rzuciłem.

Kiedy Jake sobie coś postanowił...

- Nie lekceważ mnie, bracie. Przepraszam bardzo. – Gdy zatrzymał przechodzącą obok nas dziewczynę, aż na niego spojrzałem. – Cześć, ślicznotko – przywitał się z nią,
a kobieta uśmiechnęła się promiennie.

- Cześć – odpowiedziała, zerkając to na mnie, to na Jake'a.

Wyglądała tak, jakby miała dostać zeza rozbieżnego.

- Czy masz siostrę bliźniaczkę? – Jake nie owijał w bawełnę.

- Słucham? – spytała zdezorientowana.

- Bliźniak. Taki człowiek, który wygląda identycznie jak ty. Patrz, to jest mój brat bliźniak. – Jake wskazał na mnie.

Mina nieznajomej była nie do opisania.

- Więc masz siostrę bliźniaczkę czy nie? – dopytywał.

- Chyba za dużo wypiłeś, koleś. – Kobieta machnęła ręką, po czym odeszła.

- Spokojnie, Matt. To było dopiero pierwsze podejście. Wypijmy za powodzenie naszej misji. – Jake uniósł szklaneczkę do góry.

Stuknęliśmy się w geście toastu.

- Twojej, Jake. To twoja misja – wyjaśniłem, kiedy spojrzał na mnie pytająco.

- Nasza. Szukam bliźniaczek dla nas, nie tylko dla siebie. Chociaż jeśli nie zechcesz... Żartuję! Z kim się podzielę, jak nie z tobą? – odparł, szczerząc się łobuzersko.

- Czasami wątpię w ludzkość, gdy cię słucham – rzuciłem.

Oczywiście nie mówiłem poważnie.

- Raczej dziękujesz Bogu, że obdarzył cię takim bratem, jak ja – zaśmiał się Jake. – Idzie kolejna kandydatka.

- Przestań nagabywać ludzi... – zdążyłem powiedzieć, ale nie skończyłem całego zdania, bowiem ten kretyn zatrzymał kolejną ofiarę.

Żałowałem, że zgodziłem się na ten cyrk. Musiałem się znieczulić, więc dopiłem whiskey do końca i nalałem następną porcję. Jeśli tak dalej pójdzie, ululam się w ciągu godziny, najdalej dwóch. I dobrze. Właśnie na tym mi zależało. Już powoli czułem zbawienny wpływ rozprzestrzeniającego się we krwi Gentlemana Jacka.

- Czy masz siostrę bliźniaczkę? – usłyszałem to samo pytanie, co kilka minut wcześniej.

- Niestety nie. Ale skoro jesteś zainteresowany...

- Skarbie, byłbym, niemniej potrzebujemy bliźniaczek. Warunek konieczny, przykro mi – odpowiedział Jake z nietajonym żalem w głosie.

- Szkoda. Gdybyś się jednak namyślił, to siedzę przy tamtym stoliku razem
z koleżankami – mruknęła dziewczyna.

- Postaram się nie zapomnieć. – Jake mrugnął do niej okiem i spojrzał na mnie. – Niezła, co nie?

- Jeśli chcesz, możesz iść się zabawić. Nie będę miał nic przeciwko.

- Zwariowałeś? Mam misję , a misje należy wypełnić do końca. Inaczej dupa z ciebie,
a nie żołnierz. Znajdę bliźniaczki, choćbym musiał je wyprodukować.

- Ja naprawdę nic mu nie dodawałam – odezwała się barmanka, która usłyszała słowa Jake'a.

Uśmiechała się, rozbawiona przedstawieniem, które odgrywaliśmy na jej oczach. Chciałem odpowiedzieć uśmiechem, ale nawet to mi teraz nie wychodziło.

- Proszę się nie przejmować. On tak ma od urodzenia – napomknąłem.

- Nie oczerniaj mnie, Matt. Jak ci na imię? – Jake zwrócił się do niej.

- Maze. Jeśli pragniesz wiedzieć, to nie posiadam siostry bliźniaczki. Musisz kontynuować swoje poszukiwania – odparła, chichocząc.

- A możesz mi coś powiedzieć? Czy w ogóle mamy szansę, żeby je dzisiaj poznać?
Jak często pojawiają się w tym klubie bliźniaczki?

Przypatrywałem się rozbawionej zachowaniem Jake'a barmance. Znów wróciłem myślami
do Isabel. Dlaczego zamiast niej nie mogłem poznać takiej sympatycznej panny, jak
ta ślicznotka? Może byłbym teraz w szczęśliwym związku, od którego normalna kobieta nie uciekałaby niczym od ognia? Warknąłem pod nosem. Kilka kolejnych łyków whiskey pozwoliło mi nieco stępić ból.

- Matt? – Usłyszałem w pewnym momencie.

Chyba musiałem nieźle odlecieć myślami, bo Jake spoglądał na mnie zaniepokojony.

- Już się zrobiłeś? – Brat szturchnął mnie w ramię.

- Nie – odparłem krótko. – Za to ty się obijasz. – Skinąłem głową w kierunku jego szklanki.

- Któryś z nas musi być trzeźwiejszy. Może chcesz usiąść przy stoliku? – zapytał.

Jake najwidoczniej się obawiał, że za chwilę przybiję gwoździa przy barze i spadnę ze stołka, uszkadzając sobie coś przy okazji. Uśmiechnąłem się kpiąco.

- Prowadź. Co z poszukiwaniem bliźniaczek? – zapytałem, przypominając sobie wątek, który nagle zaczął mnie interesować.

- Cały czas trwają. Nic się nie martw, kiedy je znajdę, pierwszy się o tym dowiesz. – Zasiedliśmy nieopodal przy jednym z wolnych stolików.

Jake postawił pełną butelkę whiskey na blacie. Poprosiłem, by czynił powinność. Dawałem sobie jeszcze trzy, maksymalnie cztery takie kolejki i towarzysz będzie musiał zwinąć mnie
na mieszkanie.

- Ale ja chcę tę lepszą z nich – mruknąłem.

- Skąd będziesz wiedział, która jest lepsza? – dociekał Jake.

- Ta starsza. Ja jestem starszy i lepszy. Ty masz nierówno pod sufitem. – Zakręciłem palcem nad głową, chcąc pokazać, jak bardzo braciszek jest zwariowany.

Odniosłem taki skutek, że Jake zaczął się śmiać. W odpowiedzi pokazałem mu obraźliwy gest. Czyli już byłem wstawiony i to dość dobrze.

- Oczywiście, Matt. Więc zasłużyłeś na lepszą z bliźniaczek. Jeszcze jakieś życzenia? Mercedesa? Konto na Kajmanach? Posiadłość w Hiszpanii? – Zaczął wyliczać.

- Dlaczego w Hiszpanii? – zapytałem skołowany.

Naprawdę miałem dobrze w czubie. Tym chętniej sięgnąłem po szklaneczkę z bursztynowym Jackiem, aby za wszelką cenę utrzymać ten stan. Robiło się przyjemnie.

- Bo tam są gorące kobiety. Spodobałaby ci się Hiszpania, Matt.

- Jedźmy do Hiszpanii. Mam oszczędności. Kupimy sobie domek i będziemy uprawiać poletko.

- Co będziemy robić? – Jake miał minę, jakby w ogóle mnie nie rozumiał.

Jak można było mnie nie rozumieć, pomyślałem.

- Uprawiać poletko ... Znaczy się raz słyszałem o tym w telewizji. To chyba nie jest nic nielegalnego? – zagadnąłem, mrużąc oczy.

- Stary, czy wyglądam na specjalistę od jakichś poletek? Nie wiem. Ty chcesz
to uprawiać. I może mów ciszej, bo jeszcze ktoś nas usłyszy i pójdziemy do więzienia.

- W klubie mają nas usłyszeć? – Odzyskałem na chwilę zdolność myślenia, ponieważ dostrzegłem absurd w jego słowach.

Szkoda, że we własnych już nie.

- A jeśli są tu jacyś szpiedzy? – zapytał konspiracyjnym tonem, rozglądając się dookoła.

Chyba wojsko za bardzo mu weszło w tej chwili.

- Z pewnością, Jake. Myślę, że ta barmanka, która nas obsługiwała, jest wysokiej klasy szpiegiem obcego kraju.

- Chce zdobyć informacje na temat bliźniaków – wymruczał mój kompan.

- Po co jej to? Chryste, ale ty chrzanisz, Jake! – Ocknąłem się z głupoty, która zalewała mój nietrzeźwy umysł.

- Byłem ciekaw, kiedy się zorientujesz, że znowu pieprzę głupoty. – Mężczyzna roześmiał się i uniósł szklaneczkę do góry.

- W porę mi się udało. – Dopiłem Jacka, aż zobaczyłem dno. – Lej!

- Nie chcesz sobie zrobić przerwy, Matt? Za chwilę...

- Kiedy mówię lej, to masz nalać. Jeśli zechcę przerwy, z pewnością ją sobie zrobię.
Nie przyszedłem tutaj tańczyć kankana, tylko przybić gwoździa! – warknąłem.

Miałem wahania nastroju niczym panienka przy miesiączkowaniu, ale znów przypomniałem sobie o Isabel i tym, że nie chciała dać nam szansy. A przecież ja ją...

- Matt! Zaraz zdusisz szklankę dłonią! – krzyknął Jake, odciągając moje zaciśnięte palce od szkła.

Spojrzałem na niego półprzytomnie. Czyżby Jack przyśpieszył swe działanie?

- Znalazłeś bliźniaczki? – Rozglądnąłem się dookoła, jednak nie zauważyłem ich obok. – Jake, ja chcę bliźniaczkę. Oooo, nasza urocza pani barmanka. – Uśmiechnąłem się najpiękniej, jak umiałem.

- Nadal kontynuujecie poszukiwania? – Dziewczyna zgarnęła pustą butelkę.

Kiedy opustoszała? Przecież jeszcze pięć minut temu była pełna. Rozejrzałem się po klubie, który był już nieco wyludniony. Dokąd poszli ci wszyscy ludzie? Jak długo tu siedziałem? Pytania mnożyły się w głowie, a ja na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Do tego, kiedy chciałem coś powiedzieć, język zaczął mi się plątać.

- Niestety spełzły na niczym – odparł Jake. – Usiądziesz z nami chwilę? – Zaproponował.

Przenosiłem wzrok z jednego na drugie. Dlaczego miałem wrażenie, że wszystko zaczynało się dziać poza moją świadomością? I kiedy ja się tak upiłem? Gdzieś tam w głębi umysłu pojawiła się myśl, że za wiele czasu mi nie zostało. Nie byłem nawet pewien, co z tego wszystkiego będę pamiętał kolejnego dnia.

- Nie chciałabym wam przeszkadzać. Twój brat miał chyba ciężki dzień.

- Pewna laska puściła go kantem. Jak masz na imię? Przepraszam, ale zapomniałem.
Nie gniewaj się na mnie. – Jake uśmiechnął się uroczo.

Czaruś pieprzony. Obserwowałem ich jakby zza kurtyny, do której dochodziły jedynie przytłumione słowa.

- Matt? – Jake nagle szarpnął mym ramieniem. – Jesteś z nami?

- Gdzie druga bliźniaczka, braciszku? – wybełkotałem, spoglądając na siedzącą naprzeciw mnie dziewczynę.

- Pojawi się, kiedy tylko nieco wytrzeźwiejesz, kolego – barmanka odpowiedziała
w imieniu Jake'a. – Jesteś pewien, że nie będziesz potrzebował przy nim pomocy? – zwróciła się do mojego towarzysza.

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś na tyle silna, by razem ze mną utrzymać takiego wielkiego faceta? – Jake czarował kobietę.

Powoli czułem ogarniającą mnie senność.

- Nie. Jednak jestem pewna, że gdy poproszę Phila, on już sobie świetnie poradzi z twoim klonem. – Ciemnowłosa spojrzała prosto na mnie.

Chryste, ale musiałem być pijany, gdyż w jej oczach dostrzegłem współczucie. Trochę mnie
to zirytowało, ponieważ nie chciałem, by ktokolwiek tak na mnie patrzył.

- Wygląda na to, że jednak będę potrzebował tej pomocy – mruknął Jake, spoglądając
na mnie. – Tylko w pierwszej kolejności zadzwonię po kumpla, żeby nas zgarnął. – Wyciągnął komórkę z kieszeni. – Patrick? Przyjedź po mnie. Nawaliłem się z Mattem
i potrzebujemy transportu. Gdzie jesteśmy? No jak to gdzie? Tutaj! A skąd mam wiedzieć, w którym miejscu jest TUTAJ? Po prostu przyjechaliśmy do pierwszego lepszego klubu, bo szukaliśmy bliźniaczek. Jakich bliźniaczek? Stary, no takich normalnych. Przecież nie syjamskich. Jak byśmy się nimi podzielili?

Maze parsknęła śmiechem, przysłuchując się rozmowie Jake'a. Znów na mnie spojrzała, ale tym razem dla odmiany dostrzegłem w jej oczach troskę. Ja pieprzę, nieźle mi dzisiaj odwalało po tym Jacku.

- Jakeeeee – zawołałem, przeciągając jego imię. – Moja szklankaaaaa jest puuuustaaa – zawyłem.

- W mieszkaniu naleję ci do pełna. To nie do ciebie, Patrick. Po prostu po nas przyjedź. Przecież ci mówiłem, że tu. Maze! – Jake najwyraźniej nie wiedział, z którym z nas powinien rozmawiać. – Gdzie jesteśmy?

- Klub „Legends" – odpowiedziała.

- Słyszałeś, Patrick? Jesteśmy w klubie „Lego" – mruknął Jake do słuchawki.

- Może ja wytłumaczę twojemu koledze, dokąd ma po was przyjechać? – zagadnęła Maze, starając się nie roześmiać.

- Tylko dodaj, że bez bliźniaczek ma się nie pokazywać! – zażądał mój brat, po czym oddał telefon. – Matt, żyjesz jeszcze?

- Nie fieem. – Z trudem panowałem nad aparatem mowy.

Chciałem dostać się do łóżka.

- Wasz znajomy zaraz tu będzie – przekazała Maze, oddając Jake'owi jego własność. – Pójdę po Phila.

- Ślicznotko. – Jake zatrzymał ją, kiedy wstała od stolika. – Jak ci się odwdzięczę?

- Po prostu zaopiekuj się bratem. Najwyraźniej tego potrzebuje.

Obserwowałem ich mętnym wzrokiem. Wolałem się nie odzywać, nie będąc pewnym, czy wydobędę z ust chociaż jedno słowo.

- A może ty chciałabyś się nim zająć? – Jake w stanie nietrzeźwym był jeszcze bardziej bezpośredni niż zwykle. – Nie, nie teraz. To moja powinność. Może w późniejszym czasie?

- Zastanowię się nad tym. – Maze uśmiechnęła się delikatnie, po czym oddaliła pospiesznie.

Przymknąłem oczy, czując napływającą błogość. Postanowiłem, że położę się na chwilę
i zdrzemnę. A kiedy odzyskam siły, będę mógł pić dalej. Tak, miałem naprawdę dobry plan.

- Ej, ej, ej! Nie śpij, to jeszcze nie pora! – Jake znów szarpnął mnie za ramię, więc się ocknąłem.

- Chodź, kolego. Odprowadzę cię do auta. – Obcy głos zabrzmiał donośnie z boku.

- Matt, podnoś tyłek. – Brat wstał.

Trzymał się o wiele lepiej ode mnie. Pomyślałem, że jestem zbyt zmęczony, aby gdziekolwiek iść. Postanowiłem ich zignorować. Niestety nie było mi dane spełnić tych zamiarów. Zostałem niemal siłą wyciągnięty z loży i postawiony na nogi. W końcu znalazłem się w samochodzie. Już myślałem, że będę miał spokój, ale Jake pilnował, abym nie zasnął. Bełkotałem coś o tym, żeby się odczepił, jednak nie odniosło to żadnego skutku. Nie byłem też pewien, czy Jake zrozumiał cokolwiek z tego, co usiłowałem mówić. W końcu trafiliśmy do mieszkania brata.

- Śpij, Matt. Jutro będzie ciężki dzień. – Usłyszałem, leżąc już w łóżku. Wreszcie odpłynąłem.

--------------------------------------------------------------------------

Jak Wam się podobały poszukiwania bliźniaczek? A jak Wam się podoba Jake? Przypominam, że o nim będzie kolejna historia ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro