[4] - Krew na szybie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krew jest potem bohaterów (nie pasuje do rozdziału, ale chuj xd)

Morro

-Żegnam was, już wiem: nie załatwię wszystkich pilnych spraw. Idę sam, właśnie tak, gdzie czekają mnie.-śpiewaliśmy chórem z Sarą-Tam przyjaciół kilku mam, od lat. Dla nich zawsze śpiewam, dla nich gram. Jeszcze raz: żegnam was. Nie spotkamy się.-skakaliśmy po ulicy wsuchując się w radio. Byłem szczęśliwy. Już od dawna się tak nie czułem.
-Morro...-odezwała się Sara skacząca na skakance-tęsnkisz za Lloyd'em?
-Bardzo, ale staram się o tym nie myśleć.-mówię skacząc. W podskokach zauważyłem dwa duże drzewa. Jedno stało na chodniku, drugie po drugiej stronie. To dobry pomysł, by poćwiczyć.

-To zły pomysł.-powiedziała Sara, kiedy zakładałem buty.
-Cicho.-Mówię i wchodzę na drzewo-jeśli spadnę, to mnie łap.
-Nie ma mowy.-powiedziała zła. Zrobiłem krok na linie.
-Kij.-powiedziałem, a Sara, jak na komendę, podała mi kij równoważny. Trzymałem go i powoli szłem. Ludzie na osiedlu nie byli zachwyceni. Dopiero w połowie drogi osłupieli.

Spojrzałem w dół. Nie mam lęku wysokości, więc pewnie przeszłem.

Wszyscy bili brawo, a Sara rzuciła mi się na szyje.
-Udało ci się!-wybuchła radością. Coś mi się zdaje, że chodzenie po linie, będzie moim hobby. Ćwiczyłem jeszcze pare godzin.

Gdy wróciłem, Sara coś przeglądała w internecie.
-Co tam masz?-pytam.
-Słuchaj, w Warszawie jest specjalna sala treningowa dla tych, którzy chodzą po linie. Może byśmy tam pojechali. Jest nawet tani hotel. Na dwa trzy dni? czemu nie?-pyta.
-No nie wiem...-mówię-cienko z kasą.
-Morro, mój gejku-wstała-to miała być mała gra, a stała się twoją pasją, czemu by ją ograniczać?-pyta.

-No...ech...jak chcesz.-mówię.
-Nie, to ty musisz chcieć.

Sara

Ziewnęłam znudzona podróżą. Jechaliśmy wieczorem lasem.
-Przypominam, to był twój pomysł.-uśmiechnął się chamsko Morro.
Westchnęłam i zaczęłam myśleć nad zagadką. Nie mam pojęcia nawet, jak się do niej zabrać. Zacznę od strony dupy, i wyjdzie, że odpowiedzią jest gówno, a tego nie chcę.
-Wszystko ok?-spytał patrząc na mnie.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Wyciągnij mapę, bo nie wiem jak dojechać.-mówi. Zaczęłam szperać w schowku-chyba jest gdzieś pod...-nie dokończył bo coś nas pchnęło w tył. Słyszałam tylko chuk, a na szybie ukazała się krew. Zaczęłam krzyczeć.
-Zabiłeś kogoś!-Morro wpatrywał się w krew na szybie z wielkimi oczami. Odpiął pasy i wyszedł z auta. Spojrzał na maskę, a potem przed nią i  zamarł. Wyszłam, a na piasku leżała sarna, co najgorsze, jeszcze żywa.
-Zabiłeś ją?-pytam.
-nie...trzeba ją dobić.-powiedział Morro.
-Co?! nie! ona może jeszcze żyć!-wrzeszczę.
-Ona już nie ma szans! męczy się.-mówi i wyciąga scyzoryk.
-Ale...-zaczęłam płakać.
-Odwróć się.-powiedział i ukucnął przy niej. Zrobiłam to.
-Przepraszam.-usłyszałam tylko szczery głos Morro i dźwięk wbitego ostrza.

Jechaliśmy dalej do Warszawy, ale w milczeniu. Dłonie Morro wpatrzonego w drogę drżały na kierownicy całe w zaschniętej krwi. 

Trochę makabrycznie, ale co tam. Ala Lubi makabre 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro