Epilog - Sztuka równowagi
Wszyscy już byli. Stali na dole i obserwowali moją śmierć, lub wygraną. Blisko wieży latał helikopter, a ja brałem ostatnie nieopanowane oddechy.
-Możesz się jeszcze wycofać.-mówi Sara. Pokiwałem głową na nie i wziąłem kij.
-Zaufaj mi.-uśmiechłem sie-zobaczymy się na drugim wieżowcu.-powiedziałem. Sara uroniła parę łez i rzuciła mi się na szyję. Otuliłem ją. Po chwili odeszła zostawiając mnie sam na sam z moją misją.
Sara już stała na drugim dachu wieżowca, a ja nadal próbowałem opanować myśli.
Mam przyjść po linie bez zabezpieczania. To nie brzmi dobrze.
Zegar wybił 7:00 rano.
(włącz wideo, Doda efektu. Najlepiej słuchaj w słuchawkach)
To moja godzina. Jedyne co słyszałem to bicie mojego serca i szum wiatru. Ludzie na dole ucichli. Pogoda była szara. A ja już wiedziałem, że jestem gotowy.
Postawiłem nogę na skrzypiącej linie. Lekko ją osunąłem, i postawiłem drugą.
Sara
Był już na linie, a moje serce w gardle. To wyglądało nieziemsko, ale wiedziałam, że za chwilę może spaść.
Każdy krok przemyślał 30 razy, zanim postawił. W ciągu godziny znalazł się na środku liny. Minęła godzina a napięcie nadal było. Zaczął wiać wiatr. Nie był ostry, ale dla niego był jak huragan. Nie mógł stracić równowagi
Morro
Zaczęło wiać, ale moja równowaga była nienaruszona. Czasem Wpatrywałem się w Sarę, która patrzyła na mnie z nadzieją, a czasem spogladałem w dół.
W połowie drogi między wieżowcami, poczułem mocne szarpnięcie, przez co moja równowaga znikła.
Sara
Usłyszałam głośny brzdęk. Lina na drugim wieżowcu się obluzowała! W każdej chwili może puścić!
Ludzie na dole zamarli. Morro wymachiwał kijem próbując złapać równowagę.
-Morro!-wrzasnęłam-musisz tu dotrzeć jak najszybciej! Lina się obluzowała!-kiedy ludzie to usłyszeli zaczęli panikować.
Morro
To było ponad moje siły. Nie mogłem złapać równowagi. W dodatku ta cholerna lina!
Szedłem dalej, mimo braku równowagi. Chwiałem się jak galaretka.
-Morro, nic na siłę!-wrzasnęła Sara.
Właśnie. Nic na siłę, tylko młotkiem.
Tyle, że młotek by pogorszył sprawę.
Czułem jak lina mi się uginała pod nogami.
W końcu Złapałem równowagę i poszłem dalej. Wiatr się uspokoił. Tylko ta lina...
Jednocześnie czułem się jak w niebie, i jednocześnie igrałem z śmiercią.
Nagle lina znów sie obluzowała, a mi całe życie minęło przed oczami.
Moje narodziny, spotkanie Wu, nauka na zielonego ninja, załamanie, śmierć w poszukiwaniu kryształu, zemsta i...Sara...
Niech się dzieje co chce!
Pewnym krokiem ruszyłem w stronę wieżowca. Wziąłem ostatni wdech i...
I nic.
Brawa, gwizdy, blaski fleszy, i Sara uwieszona na mojej szyji szepcząca: udało ci się. Wygrałeś grę.
Nagle usłyszałem głośny brzdęk. To lina puściła i opadła na ziemię. Gdybym tam był... już bym nie żył.
*
-Morro...-Sara stanęła w drzwiach-...idziesz spać?-pyta opierając sie o rame drzwi.
-Nie, jeszcze poćwiczę.-mówie opuszczając liście na piasek.
Od mojego wyczynu minęły dwa dni, a chuczy o mnie cały świat. Zostaliśmy w Warszawie, ja nadal chodzę po linach, ale też doskonale swoją moc. Do teraz nie wierzę, że mi sie udało.
-No dobrze, ale żebym cię o północy widziała w łóżku.-mówi.
-Dobrze, Mamo.-zaśmiałem się. Ona przewróciła oczami i zaczęła iść do domu.
To będzie długa i piękna przyjaźń.
-A właśnie.-wróciła i podała mi karteczkę, po czym poszła do domu (ćwiczyłem na balkonie)-dobranoc.-poszła.
Na kartce było:
Każdy ją posiada, lecz nie każdy wie, co ona skrywa. Niektórzy się jej boją, inni, nie mogą sie jej doczekać. To ona zadecyduje jak umrzesz i jak się odrodzisz. A czy w ogóle dożyjesz jutra, to zadecyduje ona. Już wiesz, kto?
Odp: Przyszłość
-aha...-wstchnąłem.
Nie wiem, jak ona go odgadła, ale wiem jedno:
Ja i Sara zaczęliśmy od nowa.
A co będzie dalej, to już wie przeznaczenie, w które zacząłem wierzyć.
Kontynuowałem ćwiczenia, kiedy usłyszałem:
-Morro! U nas w sypialni jest mysz!-przerwróciłem oczami i poszłem do Sary.
To będzie długa przyjaźń...
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro