∞Rozdział 4|| Tom I∞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzyłam w jego uśmiechniętą twarz, wirowaliśmy na parkiecie w rytm przepięknej muzyki, którą grała orkiestra. Wokół nas tańczyły inne pary, każda była w swoim malutkim, uroczym światku. Statek kołysał się razem z nami, a za oknami było widać mijane lodowce. John był taki szczęśliwy, że udało mu się zdobyć bilety na rejs „Titanikiem". Obrócił mną i suknia zafalowała wokół mnie. W tym momencie przeszłam w objęcia innego partnera, jednak po kilku minutach znów trafiłam w ramiona mojego ukochanego. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, rozejrzałam się naokoło i zauważyłam, że jako jedyni zostaliśmy na parkiecie, ludzie stali na schodach i wokół tworząc krąg, nie spuszczając z nas oczu. Muzyka cały czas grała, a my tańczyliśmy. Nagle przez okręt przeszedł wstrząs. Wszyscy upadli na podłogę, muzyka ucichła, a ja uderzyłam głową o drewniane deski i zemdlałam.

***

Powietrze w sali głównej poruszyło się i po chwili na środku okrągłego pomieszczenia pojawił się Pierwszy Dowódca z nieprzytomną dziewczyną. Czarnowłosy przeszedł przez korytarze, wchodząc do Izby, gdzie czekał na niego mentor. Kiedy spostrzegł nieprzytomną blondwłosą z trudem pohamował gniew.

— Wyjaśnij mi, proszę, co rozumiesz przez słowa: przyprowadzę ją nietkniętą?

— Przecież jest w jednym kawałku! — odpowiedział urażony chłopak, kładąc anielicę na szpitalnym łóżku, a nauczyciel zgromił bruneta wzrokiem.

— Wyjaśnisz mi, o co tu chodzi? — spytał chłopak.

Zanim mężczyzna odpowiedział, dziewczyna poruszyła się i zatrzepotała powiekami z długimi, zakręconymi ku górze rzęsami. Jej blond włosy były rozsypane na poduszce, tworząc jasną aureolę wokół głowy. Zaspanym spojrzeniem rozejrzała się i zatrzymała je na Theo, a jej oczy błysnęły nienawiścią. Mirage widząc jej reakcję, szybko stanął pomiędzy nimi.

— Witaj! Cieszę się, że odzyskałaś przytomność. Na początek chciałem przeprosić cię za to, że mój podopieczny potraktował cię w taki barbarzyński sposób. — Przerwał i spojrzał na chłopaka. — Chciałbyś coś dodać?

— Chyba żartujesz! Mirage, ona...

— Theodorze! Pytałem, czy chciałbyś coś powiedzieć naszemu uroczemu gościowi.

Chłopak spojrzał na swojego nauczyciela ze wzburzeniem, po czym spuścił głowę i mruknął coś, pod nosem.

— Słucham? Nie dosłyszałem? — Starszy mężczyzna przyłożył dłoń do ucha.

Theo podniósł głowę, a czarne włosy opadły mu na oczy.

— Przepraszam, za moje zachowanie i mój wybuch, mam mały problem z panowaniem nad gniewem — wymamrotał.

— Mały? To MAŁO powiedziane — odezwała się po raz pierwszy dziewczyna. Miała delikatny głos, przypominający dźwięk małych dzwoneczków. — Gdzie ja jestem?

— Na planecie o nazwie Ender — odparł Mirage.

— Gdzie? — Anielica patrzyła na nauczyciela pustym wzrokiem.

— Na gazowej planecie, Ender. Wszystko unosi się w powietrzu, za pomocą specjalnych paneli. Słyniemy z neutralności, dzięki czemu każdy może znaleźć tu schronienie.

Theo stał za nauczycielem, czujnie obserwując dziewczynę, dla której wyjaśnienia starszego mężczyzny wcale nie były pomocne. Chłopakowi drgnęły kąciki ust na widok zdezorientowanej miny blondwłosej, a Mirage westchnął.

— No dobrze, wszystko ci wyjaśnię później. Może zaczniemy od czegoś prostszego. Jak masz na imię?

— Nie wiem.

Theo tym razem nie wytrzymał i rozbawiony parsknął śmiechem. Blondynka odwróciła się szybko w jego stronę, rzucając mu wściekłe spojrzenie.

— Uważasz, że to jest śmieszne? Ciekawi mnie, czy tobie byłoby do śmiechu, gdybyś tak jak ja żył przez dwa tysiące lat bez imienia i rodziny. — Mówiąc to, jej oczy zaczęły jarzyć się na niebiesko. 

— Spokojnie, jak nie pamiętasz, czy nawet nie wiesz, to nic nie szkodzi. Wkrótce się tego dowiemy, teraz powiedz, jak się czujesz? 

— Dobrze, nic mi nie jest.

Nauczyciel wstał z krańca łóżka, na którym usiadł w trakcie rozmowy i posłał dziewczynie pocieszający uśmiech.

— Na razie poleż i odpocznij. Później przyślę kogoś, aby cię poinformował co dalej. Nie musisz się niczego obawiać, jesteś tu bezpieczna.

Uśmiechnął się pokrzepiająco i wstał, kierując się do wyjścia. Blondwłosa odprowadziła go spojrzeniem i uniosła brew, gdy z figlarnym uśmiechem zatrzymał się przy swoim dawnym uczniu.

— Pożegnaj się, Theodorze — polecił. 

Chłopak nie dowierzając, spojrzał na starszego mężczyznę, który wyśmienicie się bawił, a następnie skierował wzrok na dziewczynę. Jej oczy były zimne jak lód.

— Życzę miłego wypoczynku.

Odwrócił się na pięcie, opuszczając Izbę Chorych razem z Mirage'm.

***

Po wyjściu niejakiego Mirge'a i chłopaka, którego szczerze nienawidziłam, przewróciłam się na łóżku, tak że byłam odwrócona tyłem do drzwi. Spróbowałam zasnąć. Bez skutku. Położyłam się na plecach i obserwowałam łuki na kamiennym suficie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Światło wpadało, przez okna, a na ścianach wisiały potężne, starodawne, misterne pochodnie, na których płonął niebieski ogień. Po obu stronach sali stały rzędy łóżek, dzięki czemu doszłam do wniosku, że znajdowałam się w jakiejś Izbie Chorych czy Szpitalu. Nie miałam ochoty dłużej leżeć, więc zniecierpliwiona odrzuciłam kołdrę. Ostrożnie wstałam i skierowałam się po cichu w stronę wielkich dwuskrzydłowych, brązowych drzwi. Przyłożyłam do nich ucho i nasłuchiwałam, ale niestety były za grube. Zaklęłam i pchnęłam je, aby wyjść w nieznane. Moim oczom ukazał się widok obściskującego się Theo z jakąś dziewczyną. Chłopak podniósł głowę i skrzywił się na mój widok. 

— Cholera ani chwili prywatności.

Po jego słowach białowłosa odwróciła się przodem i zmierzyła mnie groźnym spojrzeniem szarych tęczówek.

— Kto to? — spytała, mrużąc oczy. Sięgała chłopakowi do klatki piersiowej i była raczej drobnej postury. Białe włosy spięła w dwa kucyki, a na czubku głowy przewiązała je jeszcze czarną przepaską. W jej ubiorze generalnie przeważał czarny kolor.

—  Yyy... w sumie to nie wiemy, kim jest — wyjaśnił zakłopotany czarnowłosy, drapiąc się po szyi. - A skoro już jesteśmy przy jej temacie, możesz jej pożyczyć trochę ciuchów?

Rozbawiona oparłam się o framugę, obserwując, jak dziewczyna morduje chłopaka wzrokiem. 

— Tylko na jakiś czas. — Chłopak szybko uniósł ręce w obronnym geście. — Mirage, mówi, że załatwi tę sprawę później. Jednak teraz poprosił... no rozumiesz?

Zaczął żywo gestykulować, a ja się wyśmienicie bawiłam, obserwując, jak drobna dziewczyna spowodowała, że nadęty bufon nie wiedział, jak się zachować.

— Ehhh...Theodorze same z tobą problemy — prychnęła dziewczyna, a ja parsknęłam śmiechem, przez co obydwoje zgromili mnie wzrokiem.

— No to chodź, tylko wątpię, że cokolwiek z mojej szafy będzie na ciebie pasować, a tak na marginesie jestem Charlotte. — Dziewczyna podała mi rękę, którą uścisnęłam.

— Miło mi.

Białowłosa czekała chwilę, aż się przedstawię, a gdy się nie doczekała, z dziwnym grymasem ruszyła, rzucając Theo obrażone spojrzenie. Szłyśmy korytarzem, który w całości zbudowany był z kamienia. Doszłam do wniosku, że budynek przypomina średniowieczny zamek. Szłyśmy w milczeniu, więc postanowiłam rozpocząć rozmowę.

— Opowiesz mi o tej planecie?

Moja towarzyszka spojrzała się na mnie ze zdziwieniem. 

— Żartujesz? Naprawdę nie znasz Endera? — Gdy pokiwałam przecząco głową, zaczęła opowiadać. — No dobrze, więc jest to planeta, gazowa...

— ... a wszystko unosi się na specjalnych panelach, tak to już wiem, a coś oprócz tego i tego, że jest neutralna?

— To jednak coś wiesz – odparła rozbawiona Charlotte, unosząc wyprofilowaną brew. - Pewnie Mirage już trochę cię wtajemniczył. Tak jak mówisz, panele zapewniają nam podłoże, a dzięki kopule możemy oddychać, zatrzymuje ona powietrze, które jest wpompowywane przez specjalne maszyny. Dokładnie tobie nie powiem, o co chodzi, bo nie znam się na tym. Żywność transportowana jest z różnych planet, ale sami uprawiamy niektóre rośliny. Driady pielęgnują ogród, w którym rosną pojedyncze drzewa z owocami. Swoją drogą musisz odwiedzić to miejsce, jest piękne.

— Drzewa rosną na panelach?

— Ha, ha. Nie to sprawka driad, tak jak wspomniałam, to one zajmują się roślinnością, dzięki czemu ma szanse tu cokolwiek wyrosnąć.

Zatrzymałyśmy się przed czarnymi, mahoniowymi drzwiami.

— No jesteśmy na miejscu, a i jeszcze jedno — dziewczyna zbliżyła się do mnie i zmarszczyła groźnie brwi. — ON jest mój.

— Hę? Wiem, że ten pokój jest twój, o co tobie chodzi?

— Mówię o Theo, jest mój i nie waż się do niego przystawiać, zrozumiano? — warknęła Charlotte.

Zlustrowałam dziewczynę wzrokiem i rozbawiona parsknęłam śmiechem, a białowłosa przyglądała mi się dziwnym wzrokiem. Kiedy się już trochę uspokoiłam, uśmiechnęłam się do mojej towarzyszki.

— Spokojnie, nie odbijam zajętych facetów, a poza tym pasujecie do siebie.

— Tak? Czemu tak sądzisz? 

— Obydwoje wkurzacie, jesteście aroganccy... — zaczęłam wyliczać na palcach.

— Dobra skończ, bo jeszcze pożałuję, że zaczęłam dobrze o tobie myśleć. 

Ze śmiechem weszłyśmy do jej pokoju i stanęłam oszołomiona. Pomieszczenie, w którym się znalazłyśmy, było ogromne i prędzej porównałabym je do salonu, w którym dominował czerwony. Wszystkie meble były obite materiałem w tym kolorze, a ściany pomalowane na karmazynowy zdawały się wydzielać ciepło. Zamrugałam parę razy, aby przekonać się, że nie śnię i podążyłam za dziewczyną, która przyglądała mi się z tajemniczym uśmiechem. 

— Wyglądasz, jak wiewiórka, która upiła się kofeiną.

Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową, nadal nie dowierzając. 

— Zazwyczaj przebywałam w pokojach, które można porównać z klitką, a nie z komnatami pałacowymi. Mieszkasz tu sama? 

Teraz to Charlotte rzuciła mi zdziwione spojrzenie i otworzyła, wielką, czerwoną szafę. 

— Oczywiście, że sama. Nikogo bym nie tolerowała w swoim raju — wychyliła się z łakomym uśmiechem — oprócz jednego delikwenta.

Wróciła do przeglądania rzeczy, a ja zrobiłam minę obrzydzenia i zatrzęsłam się, jakby przeszły po mnie drgawki. 

— Jesteś obrzydliwa. 

Odpowiedział mi tylko śmiech, a ja pokręciłam głową z uśmiechem. Nagle zrobiło się ciemno, kiedy na mojej głowie wylądowało parę ubrań. 

— Myślę, że do czasu, aż Mirage nie załatwi ci ubrań, możesz nosić to. Tylko one będą na ciebie pasować, pomijając spodnie — przejechała po mnie krytycznym wzrokiem — masz za długie nogi. 

— Oczywiście — parsknęłam. 

— A teraz sio! Chcę odpocząć — Dziewczyna mrugnęła do mnie i uśmiechając się, machnęła rękoma w stronę drzwi.

— Dziękuję, Charlotte.

— Proszę bardzo.

Myślę, że polubię tę dziewczynę, w przeciwieństwie do jej chłopaka.

Wychodząc z pokoju Charlotte z masą ubrań, zderzyłam się z kimś i gdyby nie silne ramiona to upadłabym na podłogę. Ze skruszoną miną spojrzałam na Mirage'a.

— Przepraszam, nie zauważyłam pana.

— Nic się nie stało, pomogę — powiedział i zaczął zbierać rozrzucone rzeczy. — Pomyślałem, że pokaże ci twój nowy pokój i sprawdzę, czy wszystko w porządku.

— Dziękuję. Pokój?

— Chyba że chcesz spać w Izbie Chorych.

— Nie za bardzo.

— Więc chodź.

Daleko nie musieliśmy iść, praktycznie pokój sąsiadował z mieszkaniem Charlotte. Zauważyłam, że drzwi również były wykonane z mahoniu i miały czarny kolor. Pierwsze pomieszczenie było salonem pomalowanym na beżowo. W jednej ze ścian było palenisko, przed którym stał stolik otoczony dwoma fotelami i sofą. Ściany były zastawione przez regały z książkami, a przed jedynym oknem znajdowało się biurko. Weszłam do drugiego pokoju, który okazał się sypialnią pomalowaną na czekoladowy kolor. Podwójne łóżko wykonane z ciemnego drewna, które można było zasłonić beżowymi kotarami, królowało w pomieszczeniu. Obok posłania stały dwie duże szafy. Zerknęłam na mężczyznę, unosząc brwi ze zdziwieniem. 

— Zakładam, że jedna jest na ubrania, a ta druga to po co? 

— Jak to po co? Oczywiście, że na broń — odparł starszy mężczyzna, jakby to było normalną rzeczą.

— Broń? — wydukałam zdziwiona.

— Wiesz takie narzędzia, dzięki którym...

— Wiem, do czego służy, ale trzymać ją w sypialni?

— Gdy jutro wybierzesz sobie coś, nie będziesz się chciała z nią rozstawać, a poza tym to jest bezpieczne rozwiązanie.

— Myślałam, że jesteście neutralni.

— Owszem, ale w razie ataku demonów, trzeba się bronić.

Oszołomiona pokiwałam głową i wróciłam do oglądania pomieszczenia. Przez wielkie okno wpadało trochę światła i oświetlało toaletkę.

— Pokój specjalnie dla dziewczyny, co? — Uśmiechnęłam się pod nosem.

— No raczej — odwzajemnił gest — a tu pomyślałem, że przyda się tobie.

Zza pleców wyciągnął wielką księgę.

— Książka? Jak miło! — Ucieszyłam się. Bardzo lubię czytać książki, wręcz pochłaniam je, a że żyję wystarczająco długo, więc przeczytałam już wszystkie na Ziemi. 

— Jaki tytuł?

— To mój dziennik dotyczący ras. Pomyślałem, że może będziesz chciała zapoznać się z... no wiesz.

Machnął ręką, w której trzymał podarunek. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

— Chętnie nadrobię zaległości. Dziękuję.

— Nie ma za co. Nie będę już przeszkadzał, jakbyś coś potrzebowała, to wystarczy, nacisnąć ten guzik, a po chwili pojawi się służący.

— Jeszcze raz dziękuję, za wszystko.

Po wyjściu mężczyzny przejrzałam wszystkie szafy, szuflady, które okazały się puste. Podeszłam do regałów i zaczęłam czytać tytuły książek, ani jednego nie znałam. Nareszcie coś nowego będę mogła przeczytać. Uśmiechnęłam się do siebie. Później nie mając nic więcej do roboty, otworzyłam dziennik i zaczęłam czytać.

Muzyka z Wiedźmina tak mi pasowała do tego fragmentu, że postanowiłam go dać ;p 

Na grafice, mniej więcej moje wyobrażenie Charlotte. 

Nasza główna bohaterka trafiła na Ender. Co to za planeta? Czy odnajdzie się w nowym otoczeniu? I czemu nie pamięta, jak ma na imię i kim jest? 

Ciekawi? 

To zapraszam dalej :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro