∞Rozdział 11|| Tom I∞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uderzyłam z impetem w ziemię, aż całe powietrze uszło mi z płuc. Jęknęłam cicho, przewracając się na plecy. Przy najmniejszym ruchu ramię przeszywał nieznośny ból, ale to nie był koniec kłopotów. Usłyszałam odgłos przypominający warczenie i spojrzałam szybko w tamtym kierunku, zamierając. Obrzydliwy stwór przypominający smoka skrzyżowanego z wilkiem zbliżał się w moją stronę. Sparaliżowana strachem przyglądałam się, jak gęsta ślina ścieka z jego ostrych kłów, tworząc kałużę pod jego łapami, zakończonymi długimi, ostrymi pazurami. Przełknęłam głośno i zerknęłam ukradkiem, szukając wcześniej upuszczonej przeze mnie broni. Moje oczy rozszerzyły się, kiedy zobaczyłam łuk na drugim końcu kamiennej półki. Nie zastanawiając się dłużej, zerwałam się do pozycji bojowej. Kątem oka obserwowałam cały czas stwora i zaczęłam pomału skradać się do broni. Demon widząc, co zamierzam, rzucił się na mnie. Odruchowo wykonałam unik i podbiegłam do łuku, jednak zanim zdążyłam złapać broń, przeciwnik złapał mnie za kostkę i rzucił na kamienną ścianę, po drugiej stronie. Kaszląc, zsunęłam się na ziemię, z trudem łapiąc oddech. Przez łzy obserwowałam, jak stwór przekrzywił swój obrzydliwy łeb i z ciekawością przypatrywał się mi. Przypomniałam sobie o rękojeści włożonej za pasek, więc powoli wstając, sięgnęłam po nią, zaciskając dłoń na zimnym metalu broni. Hybryda widząc to, zaatakowała. Kiedy był wystarczająco blisko, nacisnęłam jeden z wielu przycisków, modląc się, żeby był to ten, którym przypaliłam twarz Theo.

Pomyliłam się.

Kiedy demon skoczył, aby rozszarpać mi gardło, z końca rękojeści wystrzelił niebieski płomień. Patrzyłam oniemiała, jak stwór odskoczył ode mnie cały w błękitnym ogniu, wierzgając i skowycząc, a po chwili rozpadł się na moich oczach w popiół.

Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, gdy adrenalina opuściła moje ciało i ugięły się pode mną kolana. Narzekałam, że na Ziemi jest nudno, to teraz mam fajerwerki rozrywki. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się, masując bolące ramię i z cichym jękiem się podniosłam. Cicho stękając, pozbierałam moje porozrzucane rzeczy, rękojeść z powrotem wetknęłam za pas, a łuk trzymałam w pogotowiu. Stanęłam na krawędzi i rozejrzałam się po okolicy. Pięknie, po prostu świetnie. Wszędzie było widać szare szczyty, góry, wzniesienia i ani jednej żywej duszy. Łańcuch skał ciągnął się aż po horyzont i poprzecinany był kotlinkami i szczelinami. Westchnęłam i podeszłam do rozdroża i wybrałam na chybił trafił jedną ze ścieżek. Kiedy zeszłam z półki skalnej, weszłam do wąwozu, którym szłam przez pewien czas, aż usłyszałam odgłosy walki. Instynktownie przykucnęłam i cicho podkradłam się do jednej z kamiennych ścian. Ostrożnie wyjrzałam zza krawędzi i zobaczyłam demony atakujące jakąś postać. Naliczyłam z sześciu przeciwników. Schowałam się za głaz i napięłam cięciwę, a po chwili strzała się zmaterializowała. Wzięłam głęboki oddech i uniosłam łuk, wychylając się i wycelowałam w najbliższą rogatą bestię. Poczułam, jak czas zwalnia, gdy wypuściłam pocisk i ponownie się schowałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc po chwili ryk bólu hybrydy. Odczekałam chwilę i wypuściłam kolejną strzałę. Następny stwór padł martwy, a ja nie chowając się już, ruszyłam w stronę kolejnych przeciwników, wypuszczając śmiercionośne pociski. Pewny siebie uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy nagle jeden z demonów pojawił się przede mną, wypuściłam strzałę, trafiając go w szyję.

Kąciki ust opadły mi, kiedy hybryda zaryczała i wyrwała strzałę, odrzucając ją z warkotem. Jego świecące, wilgotne, żółte ślepia wpatrywały się we mnie, po czym z warknięciem rzucił się na mnie, tak że w ostatnim momencie zablokowałam atak łukiem. Białe drewno, po zderzeniu z wielką łapą demona, zakończoną pazurami, pękło na dwie części. Spojrzałam na pozostałości broni, a później na stwora, który szykował się do zadania ostatecznego ciosu. W tamtej chwili wiedziałam, że zginę. Jest źle, bardzo źle. Nagle od tyłu na stwora wskoczyło wielkie tygrysopodobne coś. Biało-czarne futro pokryte było kroplami krwi, a ostre kły i pazury błysnęły, odbijając światło zachodzącego słońca. Demon odwrócił się ode mnie, próbując zrzucić z siebie napastnika, lecz ogon mojego wybawcy, który zakończony był trzema szpikulcami, wbił się w gardło, przebijając je na wylot. Patrzyłam zafascynowana, jak stworzenie atakujące hybrydę wgryza się i odrywa głowę stworowi. Kiedy po demonie został tylko unoszący się w powietrzu proch, istota podeszła do mnie i usiadła naprzeciwko mnie, unosząc łapę i ją czyszcząc.

- Dziękuję za uratowanie życia. Mam na imię Tobias, jednak wszyscy wołają na mnie Tobi. Mam wobec ciebie dług wdzięczności.

Głos, który odezwał się w mojej głowie, należał do chłopca, a siedział przede mną tygrys. Nic z tego nie rozumiałam. Zdałam sobie sprawę, że wpatruję się w postać z otwartą buzią, więc szybko ją zamknęłam.

- Ty... mówisz? Znaczy się, nie ma za co - wyjąkałam zszokowana - jesteśmy kwita, gdyby nie ty, skończyłabym jak mój łuk.

Spojrzałam na broń i jęknęłam w duchu. Theo mnie zabije. Już widzę tę jego skrzywioną gębę i słyszę kazanie, jak to nie nadaję się do niczego. Tygrys pokręcił łbem, zaprzeczając.

- Nie jesteśmy kwita. Gdyby nie ty, byłbym już martwy, a to, to była zwykła przysługa.

- Jak sobie życzysz, ja mam na imię Angie. Możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy? - Nie widziałam sensu, aby się z nim spierać, a towarzystwo na nieznanej planecie było mile widziane.

- Na Hearf.

- Aha - bąknęłam - czyli?

- Na dawnej planecie aniołów, obecnie zamieszkałej przez demony. Niedaleko jest opuszczony pałac, możemy tam się udać, aby przeczekać noc.

Spojrzałam na fioletowe niebo, które faktycznie robiło się coraz ciemniejsze i kiwnęłam głową na zgodę, po czym ruszyłam za Tobim.

Słońce zaczynało chować się za horyzontem, kiedy dotarliśmy do pierwszych budynków zbudowanych z białego kamienia. Przesunęłam wzrokiem po ogromnych budowlach, które przypominały bardziej grobowce niż domy, w których mieszkały kiedyś żyjące istoty. Szliśmy wybrukowaną drogą, a po moich plecach przeszedł dreszcz.

- Podobno, to było najpiękniejsze miejsce we Wszechświecie, kiedy anioły tu mieszkały.

- Teraz przypomina grobowiec - mruknęłam.

- Kiedy miasto tętniło życiem wokół domów rosły rośliny, które oplatały je, nadając im wspaniałego, niepowtarzalnego wyglądu. Widzisz unoszące się nad nami głazy?

Uniosłam głowę, a moim oczom ukazały się lewitujące skały wielkości trzech anielskich domów i pokiwałam głową, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa.

- Z nich spadały kaskady wody, tworząc przepiękne wodospady, które, zanim dotknęły dachów mieszkań, zmieniały się w przyjemną chłodną mgiełkę.

Wróciłam spojrzeniem do zrujnowanych domów. Zamiast drzwi, miały zdobne łuki, zmarszczyłam zdziwiona brwi, kiedy zauważyłam na progu jednego z nich leżący stosik białych kamieni.

- Idziesz?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego towarzysza, pospieszyłam w jego kierunku, nie chcąc zostać sama w tym strasznym miejscu. Po drodze mijaliśmy kolejne budynki, przy których znajdowały się kolejne skupiska białych kamieni. Zaczęłam się zastanawiać, co to oznacza i już zamierzałam zapytać o to Tobiego, kiedy doszliśmy do tego, co pozostało z Głównej Bramy, pusty łuk, nad którym znajdował się zniszczony fresk przedstawiający rozłożone anielskie skrzydła. Skierowałam wzrok na rzeźbę po lewej stronie bramy, która przedstawiała anielicę z odłamaną ręką i skrzydłem. Dzieło było tak samo wysokie, jak wejście. Na wyrzeźbionej twarzy widniał uśmiech, który zachęcał przybyszów do przekroczenia bramy. W ręce trzymała harfę. Drugi posąg po prawej stronie również przedstawiał anioła, ale był mężczyzna. Brakowało mu połowy twarzy i również skrzydła, a w rękach trzymał miecz i tarczę, które czas wyszczerbił.

Patrzyłam na to oczarowana i zszokowana. Otrząsnęłam się z zachwytu i szybko rozejrzałam się za Tobim. Tygrys siedział na środku dziedzińca i czekał na mnie, przyglądając się mi . Podeszłam do niego szybkim krokiem, nie chcąc spowalniać naszej wędrówki i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przystanęliśmy przy ogromnych srebrnych drzwiach, które prowadziły do pałacu. Kiedyś musiały być piękną ozdobą. Teraz jedno skrzydło leżało na ziemi, a w drugim widniała wielka dziura. Mój towarzysz przekroczył je, a ja podziwiając to wszystko, podążyłam za nim. Znaleźliśmy się w holu, który wyglądał, jakby był wykuty w białym kamieniu w kształcie litery „T". Skierowaliśmy się w prawą stronę, za drzwiami weszliśmy po wielkich kręconych schodach na górę.

- Kiedyś znajdowały się tutaj pokoje rodziny królewskiej i jej służby.

- Skąd tyle wiesz o tym miejscu?

- Jak to skąd, ze szkoły. Mimo że rasa aniołów wyginęła, to uczymy się o niej, o jej zwyczajach i historii.

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem, a Tobi pchnął drzwi do jednego z pokoi. W pomieszczeniu przeważały kolory złoty i biały. Widać było oznaki, że nikt tu nie mieszkał od dłuższego czasu, w powietrzu unosiły się drobinki kurzu, na podłodze było widać, gdzieniegdzie okruchy odpadającego tynku z sufitu, a ze ścian odchodziła farba. Przez okna, w których brakowało szyb, wpadały ostatnie promienie światła. A podwójne drzwi, w których kiedyś musiały znajdować się witraże, teraz widać było tylko ostre kolorowe fragmenty, prowadziły na balkon.

- Spędzimy tutaj noc, poszukam coś, aby rozpalić ogień.

- Ogień? Nie będziemy przyciągać uwagi?

- Demony nie zapuszczają się w pobliże zamku,swoją siedzibę, mają po drugiej stronie planety. A ogień ochroni nas przed zamarznięciem. W nocy temperatura, spada poniżej zera. Anioły były dostosowane do tej temperatury jednak my nie przeżyjemy tego.

Już po paru minutach na środku komnaty wesoło trzaskał ogień, który rozpalił Tobi zmieniając się w smokopodobne coś. Ułożyliśmy się naprzeciwko siebie, a mój towarzysz przybrał postać dziesięcioletniego chłopca z czarnymi włosami i piegami na nosie.

- Czym jesteś? - zagadnęłam, patrząc się w ogień, który pochłaniał resztki drewnianego stołu.

- Należę do rasy zmiennych, możemy przybrać postać, każdego istniejącego stworzenia. - Spojrzał na mnie brązowymi oczami. - A ty kim jesteś?

Zamyślona patrzyłam dalej w tańczące płomienie.

- W sumie to sama nie wiem. - Rozejrzałam się ponownie po pomieszczeniu. - Czemu wszystkie rzeczy są na miejscu? - wskazałam na przepiękne ozdoby. - Nikt nie odważył się ich ukraść?

- Demony nie interesują się rabunkiem, ich pociąga śmierć. Dlatego to wszystko tu jeszcze jest.

Później rozmawialiśmy na wiele tematów, aż oboje zasnęliśmy ze zmęczenia.

Wokół panowała ciemność, pomimo tego wiedziałam, że coś mnie obserwuje. Rozejrzałam się. Nic. Tylko czarna pustka.

KIM JESTEŚ?

Gruby nieprzyjemny głos odbił się echem w mojej głowie. Znałam go, ale był jakiś przekształcony, inny niż zazwyczaj. Zaczęłam iść przed siebie, chcąc uciec, jak najdalej od obserwującego mnie.

KIM JESTEŚ?

Znowu ten głos. Przyspieszyłam, rozglądając się wkoło, ale nadal nic nie widziałam. Pędziłam na oślep, przez ciemność. Nagle przede mną pojawiły się czerwone oczy i wpadłam z impetem na NIEGO.

KIM JESTEŚ?

NIE WIEM!

Wrzasnęłam MU prosto w twarz.

Otworzyłam oczy i usiadłam, ciężko

- To tylko koszmar.- Zaczęłam szeptać, przecierając zaspaną twarz i objęłam się kolanami, kołysząc się raz w przód, raz w tył.

Zerknęłam w stronę śpiącego zmiennego i pozazdrościłam mu spokojnego, mocnego snu. Czując, że nie wysiedzę w tym pokoju, wstałam i skierowałam się na dziedziniec. Pomimo ostrzeżeń Tobiego, wcale nie odczuwałam zimna. Powolnym krokiem podeszłam do zniszczonej fontanny na środku placu. Ukruszony kamień zdawał się ostry, lecz kiedy delikatnie przejechałam po nim, przekonując się, że to tylko pozory. Nagły podmuch wiatru uniósł pył z kamieni i poniósł go w moją stronę. Westchnęłam, kiedy drobinka wpadła mi do oka i zamrugałam, aby pozbyć się dyskomfortu. Kiedy już się udało, kątem oka dostrzegłam przy bramie cienie. Z mocno bijącym sercem rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiejś broni, lecz niczego nie znalazłam. Przeklinając w duchu własną głupotę, wzięłam do ręki kamień i ostrożnie ruszyłam w kierunku Głównej Bramy. Przylgnęłam do muru i skradając, wyprężyłam się gotowa do skoku na intruza. Jednak, kiedy zaatakowałam, napotkałam tylko powietrze. Spojrzałam na okolice zdziwiona, po czym popukałam się w czoło. Wariuję, mam już przewidzenia. Kolejnym krokiem jest kaftan bezpieczeństwa. Mrugnęłam i świat zafalował. Usłyszałam dźwięk rogu bojowego, a po chwili odezwał się róg od strony zamku. Spojrzałam na bramę i zamarłam. Rzeźbom nie brakowało fragmentów, a skrzydła bramy były na swoim miejscu. Skierowałam wzrok w kierunku miasta i zauważyłam, że na domach zielenią się rośliny i kwitną kwiaty. W tej chwili przyznałam Tobiemu rachę wyglądały przepięknie, ale nie miałam czasu na podziwianie. Z mieszkań zaczęły wybiegać postacie. Mężczyźni, kobiety z dziećmi, a wszyscy mieli skrzydła w kolorach jasnobrązowym, szarym, ciemnobrązowym, kremowym i czarnym. Wszyscy biegli w moim kierunku. Zaskoczona i przerażona jednocześnie nie mogłam się poruszyć. Nagle między uciekającymi pojawiły się stwory, które atakowały tych, co stanęli im na drodze. Oprócz demonów znajdowały się tam również inne rasy. Aniołowie, którzy chcieli dobiec do bramy, nigdy nie zdążyli tego zrobić. Mrugnęłam i znowu znalazłam się pomiędzy opuszczonymi, zniszczonymi domami, sama podczas chłodnej nocy. Spojrzałam na stosy białych kamieni, ze łzami w oczach. Teraz zrozumiałam, że nie były to kamienie. To są kości zamordowanych aniołów.

Hamując płacz, zerwałam się z miejsca, przebiegłam przez dziedziniec i wpadłam przez srebrne drzwi do pałacu. Dysząc i próbując się opanować, spojrzałam na ściany holu przede mną, na których znajdowały się obrazy. Wiedząc, że i tak nie zasnę, zaczęłam przyglądać się dziełom, wycierając łzy. W niektórych miejscach widniał jasne plamy, znak, że kiedyś wisiały tam płótna. Spojrzałam na podłogę i zrozumiałam, gdzie się podziały. Połamane ramy, podziurawiły materiał obrazów, niszcząc ich piękno. Mniej, więcej na środku ściany znajdowało się największe ze wszystkich dzieł. Złota rama z motywami skrzydeł przyozdabiała obraz, a z jednego z rogów zwisało płótno. Przejechałam ręką, prostując materiał i zamarłam. Wpatrywałam się w szare oczy mężczyzny z blond włosami, na których spoczywał diadem, a lekki zarost przyozdabiał mu twarz, nadając szlachetności. Ubrany był w złotą zbroję, a na plecach złożył białe skrzydła. Po lewej stronie na krześle siedziała kobieta, zapewne żona anioła. Złote włosy ozdobione tiarą spadały kaskadami na smukłe ramiona anielicy. Patrzyła na mnie niebieskimi oczami. Zamiast zbroi miała na sobie jasnoniebieską zwiewną sukienkę, a skrzydła podobnie jak mężczyzna złożone na plecach. Ręka kobiety spoczywała na jednym ramieniu małej dziewczynki z blond włosami, na drugim zaś, dłoń położył ojciec. Szare oczy małej anielicy patrzyły nieufnie na obserwatora. Malutka miała na sobie białą sukienkę, a na szyi wisiorek w kształcie kulki. Zbliżyłam twarz do twarzyczki dziewczynki i dotknęłam jej policzka. Nagle w głowie eksplodował ból. Złapałam się za nią rękoma i uklęknęłam, tracąc władzę w nogach. Po paru minutach ból ustąpił, podpełzłam do ściany i przyłożyłam do niej głowę, korzystając, że jej zimno działało łagodząco na ból. Jęknęłam cicho, rozkoszując się chłodem.

Nagle usłyszałam krzyk mężczyzny i poderwałam się szybko, przeklinając w duchu po raz kolejny, że zostawiłam broń w pokoju, gdzie spaliśmy. Przy srebrnych drzwiach pojawiła się dwójka uskrzydlonych żołnierzy. Zlustrowałam ich zdziwionym spojrzeniem. Mężczyźni biegli w moim kierunku, kiedy byli przymnie, nie zatrzymali się tylko przebiegli przeze mnie, jakbym była powietrzem. Zadrżałam, oglądając się i nie zastanawiając się dłużej, podążyłam za aniołami. Zatrzymali się przed drzwiami podobnymi do wejściowych i dopiero teraz przyjrzałam się postaciom dokładniej. Byli prawie przezroczyści, ich ciała falowały, jakbym patrzyła na nich przez taflę wody. Nie dało się rozróżnić ich wieku, obydwaj nosili zbroje, tylko że jeden miał kremowe skrzydła, a drugi czarne.

- Musimy ich tu zatrzymać!

Wrzasnął jeden z nich i spojrzał ponad moje ramię ze strachem w oczach. Obejrzałam się i moje oczy rozszerzyły się, kiedy zauważyłam na końcu korytarza grupkę demonów. Były inne niż te, z którymi spotkałam się do tej pory. Po obu stronach stały kobiety, które miały błoniaste skrzydła, wyrastające rogi z głowy, ogony zakończone kolcami, a ich skóra była różnokolorowa. Kolejnych nie było widać dokładnie, gdyż ich ciała skryte były pod pelerynami, jedyne co było widoczne to świecące oczy bez źrenic, całe białe. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na tego, co stał pośrodku. Był największy z nich wszystkich. Nie miał oczu ani ust. Jedyne co było widoczne na rogatej głowie to nozdrza. Z przedramion sterczały wbite łańcuchy, które kończyły się, wbitymi klinami w głowy dwóch innych pomniejszych demonów. Mój żołądek związał się w supeł. Odważyłam się spojrzeć jeszcze raz i zrozumiałam, że to, co wzięłam na pierwszy rzut oka za pelerynę, to w rzeczywistości były jego wielkie, postrzępione skrzydła. Najstraszniejsze ze wszystkiego było to, że jego ciało było pokryte krwią zaschniętą oraz świeżą. Mniejsze stwory były podobne do swojego pana. Przyłożyłam dłoń do ust, aby powstrzymać mdłości.

Nie czekając dłużej, wpadłam na drzwi, pchając je z całej siły, byle odgrodzić się od tych obrzydliwych stworzeń. Gdy przekroczyłam próg, zatrzasnęłam za sobą wrota i oparłam się, próbując uspokoić zszargane nerwy. Słyszałam mój urywany oddech i czyjś szept. Zlustrowałam pomieszczenie i stwierdziłam, że znajduję się w Sali Tronowej. Od drzwi do schodów, które prowadziły na podest z tronem, położony był niebieski dywan, na białej podłodze poprzecinanej srebrnymi żyłkami. Mój wzrok zatrzymał się na trójce ludzi stojących przy skrzydlatym tronie. Nie, nie ludzi, aniołów. To były osoby z obrazu. Wytrzeszczyłam oczy i przyglądałam się scenie rozgrywanej przede mną.

- Kayla, córeczko wiemy, że nie chcesz tego robić, ale to jedyne wyjście.

Odezwała się kobieta, która klęczała przed małą dziewczynką. Jak w transie podeszłam do nich, nie mogąc oderwać od nich oczu.

- Ale mamo!

- Kaylo, posłuchaj matki, to nie czas na kłótnie!

Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy i spojrzałam na anioła, który miał na twarzy wypisane uczucia, determinację i strach. Dziewczynka zmarszczyła czółko i zdecydowanie kiwnęła główką na zgodę.

- Dobrze mamusiu, tatusiu. Zrobię to, dla was.

Król uśmiechnął się do swojego dziecka, uklęknął i uściskał ją.

- Jestem z ciebie taki dumny. Kocham cię malutka.

- A ja ciebie tatusiu.

- Dopóki nie wrócisz tutaj, nie będziesz nic pamiętała z dawnego życia. Twoja moc i skrzydła nie zostaną ujawnione. Będziesz, żyła jak ludzie.

Anioł wstał i oddalił się na parę kroków, zostawiając matkę z córką na osobności. Kobieta szepnęła coś na ucho dziewczynce, po czym również wstała i machnęła ręką, otwierając portal. Królewska para pomogła przejść księżniczce na drugą stronę i po chwili zamknęli przejście, widząc córkę po raz ostatni. Anielica nie wytrzymała dłużej i zaczęła szlochać. Mężczyzna mocną ją przytulił, a po chwili drzwi do sali stanęły otworem. Spojrzałam na intruzów, którzy podbiegli do aniołów. Władca stanął przed swoją ukochaną, wyciągając wielki miecz, a w drugiej ręce wytworzył małe tornado. Anielica postanowiła wspomóc męża i w jej dłoniach zmaterializował się wielki łuk, jednak zanim zdążyła go użyć, wielki demon przebił ją pazurami. Zaczęłam rozpaczliwie krzyczeć i w tym momencie obraz zaczął się rozmazywać. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, opadałam na kolana, a łzy ciekły po moich policzkach. Nie widziałam, co stało się potem, wiem jedno, oboje zostali zamordowani.

Po upływie czasu usłyszałam skrzypnięcie drzwi i tupot butów. Nie interesowało mnie kto to, mogłam tylko klęczeć i płakać. Naprzeciwko mnie uklęknął Tobi, a po chwili poczułam, jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.

- Angie?

Theo? Podniosłam zapłakaną twarz i zobaczyłam Charlotte i bruneta, którzy wpatrywali się we mnie ze strachem i współczuciem.

- Kayla - powiedziałam zachrypniętym głosem, a oni spojrzeli po sobie zdziwieni. - Nie Angi, mam na imię Kyla. Kayla Whitewings.

Witajcie!!!

No to główna bohaterka zyskała imię ;p Co dalej? Planeta Aniołów zniszczona... Co zrobi nasza anielica? Jak myślicie jakie moce może mieć Kayla?? :D









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro