∞Rozdział 23|| Tom I∞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czułam narastającą panikę. Patrzyłam na przyjaciół ze łzami w oczach.

— Co to znaczy, że nie chcą się goić? — spytałam zachrypniętym głosem. 

— Wiesz zazwyczaj, kiedy się zranisz, to po jakimś czasie... — zaczął Ninor. 

— Wiem, co oznacza gojenie! — warknęłam. — Chodziło mi o to, dlaczego, nie chcą się zabliźnić? 

— Właśnie tego nie wiemy. — Mirage spojrzał na mnie smutnymi oczami. — Opatrzyliśmy i posmarowaliśmy maściami rany, ale nic nie pomaga. Tylko krew zakrzepła i nie tracisz już jej. 

— Wyśmienita wiadomość, a co mam zrobić z otwartymi ranami na plecach? 

— Czekać i się oszczędzać  — zawyrokował dowódca.

— Mam odpoczywać, kiedy oni będą trenować i wykonywać misje? — Wskazałam na drużynę. — Nie ma mowy. 

— Owszem jest — wtrącił się Theo. — Dopóki nie wrócisz do normy, nie będziesz z nami wykonywać zadań. 

Odrzuciłam kołdrę, z której jakiś czas temu zeskoczył Tobi i stanęłam naprzeciwko bruneta.

— Czuję się doskonale! — Może nawet uwierzyłby w moje kłamstwo, gdybym na końcu nie skrzywiła się z bólu. Plecy piekły niemiłosiernie. 

— Właśnie widzę. Masz iść do swojego pokoju i wypocząć. — Wskazał mi palcem drzwi, jakby był moim ojcem, a ja ośmioletnią dziewczynką, która coś przeskrobała. Założyłam dłonie na piersi i stałam w miejscu, nie zamierzając się ruszyć. — Tobi, wiesz co robić! 

Po słowach dowódcy, zmienny wbiegł pod moje nogi i zmienił postać na konia. Nagle znalazłam się na grzbiecie niebieskiego ogiera, który próbował wywieźć mnie z pokoju zielonowłosej. Załamana wiedziałam, że przegrałam. Zła i obrażona jechałam na plecach Tobiego, aż pewna myśli zaświtała mi w głowie. 

— Dobrze, dobrze niech wam będzie, ale czy mogę jeszcze przenocować tutaj. Tak, jak mówicie, jestem strasznie słaba i boję się, że może coś mi się stać samej w pokoju. W końcu tam mnie zaatakowano.

Na koniec zrobiłam wielkie oczka i minę niewiniątka. Theo i Mirage wymienili podejrzliwe spojrzenia, ale ostatecznie się zgodzili. 

Ułożyłam się na sofie, przykryłam się kołdrą i udałam, że zasypiam. Miałam nadzieję tylko, że mój plan wypali. Po półgodzinie osiągnęłam cel. 

— Jutro wyruszycie na Cerinfal — powiedział nauczyciel.

— Po co? — Lia z bliźniakami unieśli zdziwieni brew.  

— Zapobiec wojnie domowej. Dwóch braci nie może się dogadać między sobą w sprawie dziedziczenia. 

— Jak daleko posunęli się obydwaj? — spytał konkretnie brunet.

— Tak daleko, że jeżeli ich nie powstrzymamy, zaczną się zabijać. 

Po słowach nauczyciela zapadła cisza, słychać było tylko trzask drewna w kominku. 

— Zaniosę Kaylę do jej pokoju — zaproponował Theo. 

Ogarnęła mnie panika. Czyżby wiedział? Oddychałam cały czas miarowo, kiedy podszedł i delikatnie wsunął ręce pod zgięcie kolan i plecy omijając zabandażowane rany. Pod materiałem poczułam jego napięte mięśnie. Starał się mną nie huśtać, ale średnio mu to wychodziło.

Po pewnym czasie poczułam, jak się zatrzymuje i wciąga ze świstem powietrze. Byłam ciekawa, co zobaczył, ale nie mogłam zaprzepaścić mojego planu.

— No, no. Szybki jesteś. Charlotte ledwo zdążyła ostygnąć, a ty zabierasz się już za nową?— złośliwy głos Gordona rozległ się w po ciemku. 

Poczułam jak każdy mięsień Thea napina się, a oddech przyspiesza.

— Nie twój interes — warknął brunet. 

— I tu się mylisz, bo jak widzisz, mam na twoją koleżankę chęć. — Usłyszałam kroki, a po chwili poczułam zimny dotyk jego dłoni na moim policzku. 

— Zostaw ją w spokoju Gordon!

— Bo co mi zrobisz? — Wręcz widziałam zarozumiały uśmiech na twarzy rywala.

— Nie chcesz wiedzieć — syknął Theo.

— Czyli nic, a poza tym sama zdecyduje... — głos blondyna zaczął się oddalać. — Do zobaczenia Theodorze. 

W tym momencie było mi tak żal, bruneta. Chciałam otworzyć oczy i pocieszyć go, ale wiedziałam, że pogorszyłabym tylko sprawę. Po jakimś czasie poczułam, jak Theo kładzie mnie na miękkiej pościeli i przykrywa kołdrą. Gdy usłyszałam ciche kroki, otworzyłam lekko oczy i zobaczyłam postać chłopaka przy drzwiach. Opierał głowę o framugę i stał nieruchomo. Już chciałam odrzucić kołdrę i podbiec do niego, kiedy odezwał się cicho. 

— Dobranoc Kayla. 

Dobranoc Theo.

***

Postać Theo zafalowała i pojawiła się w strażnicy na Cerinfal, po chwili obok bruneta pojawił się Ninor. Rozejrzeli się po pomieszczeniu, które skąpane było w ciemności. Jedynym jasnym punktem w pokoju było palenisko, nad którym powieszony był czarny kociołek z bulgocącą zupą. Wokół ognia rozłożone były skóry, na których zapewne spały krasnoludy, których przybysze nie zastali. Dowódca podszedł do jedynego okna, które było tak samo brudne, jak buty Nionra. Nagle z zewnątrz zaszczekał pies.

— Kogo diabli niosą? — Usłyszeli zachrypnięty głos. — Wyłaź albo będziesz zaraz wyglądał jak poduszka na szpilki.

Theo uniósł brew i wyszedł z budynku z podniesionymi rękoma. Oczom dowódcy ukazał się niski mężczyzna, może wzrostu metr pięćdziesiąt, który mierzył do niego z kuszy. Krasnolud miał na sobie kolczugę, hełm, spod którego wystawała pulchna twarz z bujną rudą brodą. Niebieskie oczy spoglądały z gniewem na przybysza. 

— Dimor, spokojnie to tylko ja. 

— Theodor! — ucieszył się mężczyzna.

Podczas gdy krasnolud witał się z przyjacielem, Ninor wyskoczył ze strażnicy, uciekając przed wielkim ogarem. 

Mężczyźni odwrócili się i z rozbawieniem przyglądali się tej pogoni. 

—Hikro!!! Do nogi, ale już! — warknął krasnolud. — Teraz możemy przywitać się, jak należy. 

—Witaj! Wyglądasz kwitnąco — powiedział Theo wymieniając uścisk dłoni z Dimor'em. 

— Za to ty trochę zmarniałeś, trapi cię coś? 

Brunet w odpowiedzi machnął dłonią. 

— Gadaj mi tu zaraz, o co chodzi? 

— Naprawdę to nic takiego — spróbował jeszcze raz chłopak.

Dimor obrzucił Theo wymownym spojrzeniem i usiadł na kłodzie, naprzeciwko wielkiego ogniska. Hikro podbiegł z merdającym ogonem i położył łeb na kolanach pana. Brunet, wzdychając, usiadł ciężko obok. 

— Zacznijmy od tego, że mam nową w drużynie, później dorzućmy do tego, że na karku siedzi nam jakiś pieprzony szpieg, a do tego wspomniany zdrajca zamordował Charlotte i ranił nową. —  Kończąc swoją wypowiedź Theo, schował twarz w dłoniach.

— Uhu. Przyjmij moje kondolencje, stary. Mała Char. Eh, czemu to tak jest, że ci, co nie zasługują na śmierć, umierają, a ci, co zasługują, cieszą się swoim parszywym życiem? 

— Nie mam pojęcia, ale uwierz mi, że zadaję sobie to samo pytanie. Dlaczego ona? Przecież była taka niewinna, bezbronna...

— Z tym ostatnim przesadziłeś — parsknął krasnolud, a Theo mimo wielkiego smutku się uśmiechnął. — Zapewne nie przybyłeś wylewać żalów, więc po co? 

— Do króla. 

Dimor zastrzygł długimi, rudymi wąsami. 

— Uuu... fiu... fiu... 

— Mhm. To ważne. Dlatego możesz nas do niego zaprowadzić jak najszybciej? 

— Tu może być problem. 

Dowódca uniósł brew w niemym pytaniu.

— Rozejrzyj się.

Theo i Ninor wykonali polecenie. 

— Nikogo nie widzę.

— No właśnie, jestem tu sam. Kochany braciszek Jego Wysokości Kirgora zamarzył sobie tron, dlatego zorganizował bunt. Król rozmieścił siły wzdłuż muru, tylko jest jeden mały problem. Jest nas za mało. 

Ogar w tym momencie zastrzygł uszami, jakby coś usłyszał. Mężczyźni zamilkli na chwilę, ale słyszeli tylko trzaskanie płonącego drewna.

— Dlatego tu jesteśmy druhu— kontynuował Theo. 

Strażnik zmarszczył krzaczaste brwi i westchnął. 

— No dobra, chyba nic się nie stanie, jak na chwilę opuszczę stanowisko. Zaprowadzę was do bram zamku. Hikro waruj!

Krasnolud podszedł do ściany budynku i wyciągnął z uchwytu masywną pochodnię i poprowadził przybyszów żwirowaną drogą. 

— Zdradzisz cel waszej wizyty, czy wszystko jest tajne? — zagaił Dimor. 

— Doprowadzić do pokoju i zapobiec rozlewowi krwi. Mamy innego wroga, nie potrzebujemy wybijać się nawzajem — odpowiedział Theo, po czym uśmiechnął się łobuzersko. — Zostawmy to i powiedz lepiej co u twojej siostry.

Brunet odwrócił się nagle, gdyż usłyszał odgłos kroków.

— Theo co jest? — zaniepokoił się Ninor. 

Dowódca, upewniwszy się, że przesłyszał się, odpowiedział:

— Nic, wydawało mi się tylko.

Brunet wrócił spojrzeniem do Dimor'a. 

— Co u mojej siostry, a lepiej nie pytaj. Jakiś fagas przyczepił się do niej jak rzep do psiego ogona. Codziennie zostawia liściki pod naszym progiem i mami ją pięknymi słówkami. 

— A co na to Ira? 

— Jak co to? Chodzi z głową w chmurach i mówi, że go kocha. — Wypowiadając ostatnie słowa, strażnik złączył ręce i przyjął romantyczną pozę. Mężczyźni wybuchnęli śmiechem. 

— Może faktycznie coś z tego będzie? — odpowiedział Theo z uśmiechem. 

— Chłopie ona go na oczy nie widziała. Tylko te przeklęte listy!

— A skąd wiesz, że go nie zna? — Ninor śmiesznie poruszył brwiami. 

— Skąd wiem, skąd wiem? — Krasnolud przedrzeźniał elfa. — O stąd wiem! 

Krzywiąc się, podsunął Theo'wi i Ninorowi zapisaną kartkę pod nos. 

— Co to jest? — zainteresował się niebieskowłosy. 

— Jak co nie widzisz? List. 

— Od wielbiciela — mruknął brunet i spojrzał się na przyjaciela. — A tajemnica korespondencji?

Krasnolud tylko parsknął z irytacji, a rozbawiony Theo zaczął czytać na głos:


Twe włosy

Jak letnie kłosy.

Spotkajmy się pierwszy raz, moja miła 

W piękną noc pełni u Bogumiła.

Theo wytrzeszczył oczy, Ninor parsknął śmiechem, a Dimor zaczął posapywać rozgniewany. 

— Może lepszy z niego kochanek niż poeta — powiedział Ninor, cały czas się śmiejąc.

Krasnolud już miał mu odpowiedzieć, kiedy Theo wepchnął ich w boczną uliczkę. 

— Co ty... — zaczął Ninior, ale dowódca zasłonił mu usta, ręką.

— Ciiii...

Brunet obserwował ciemną uliczkę, aż w końcu wypatrzył to, co chciał. W odległości około dziesięciu metrów, zza zakrętu wyłoniła się ciemna postać. Miała narzuconą na siebie czarną pelerynę i się skradała. Dowódca domyślił się, kto to jest. Czekał na tę chwilę od tamtego dnia. Od tego koszmarnego dnia. Kiedy szpieg przeszedł obok nich, brunet wyskoczył z prędkością światła, pochwycił zakapturzoną postać i rzucił nią o ścianę najbliższego domu. Zdrajca z cichym stęknięciem upadł na żwir i próbował się podnieść. Theo doskoczył szybko do postaci i ponownie cisnął ją na ścianę. Tym razem czarny kaptur spadł z głowy, odsłaniając twarz napastnika.

Witajcie :D 
Rozdział miał być wczoraj, ale niestety bardzo źle się czułam i niedałam rady, dlatego dzisiaj się pojawił.


Co to za rany??

Przyznajcie Gordon = dupek 

Czy to koniec upierdliwego szpiega??? 

Jak myślicie??

Ciąg dalszy wkrótce nastąpi ^^
(Jutro ;) )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro