∞Rozdział 41|| Tom I∞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  

Powieki miałam jak z ołowiu. Czułam na ciele chłód. Wyciągnęłam rękę w poszukiwaniu skopanej kołdry, lecz moja dłoń nie znalazła narzuty. Westchnęłam i przekręciłam się. Do nosa doleciał nieprzyjemny zapach zgnilizny. Skrzywiłam się i zmarszczyłam nos. Z wielkim trudem otworzyłam oczy, ale nic nie widziałam, wszystko było zamazane i podejrzanie kręciło się. Mam kaca? Mrugnęłam parę razy i przetarłam ręką twarz. Kiedy obraz wyostrzył się, rozejrzałam się po pomieszczeniu i zaniemówiłam. Poderwałam się nie mogąc w to uwierzyć. Znajdowałam się w małej, brudnej celi. Na podłodze rozrzucona była słoma i mieszała się z błotem. To już wiem czemu śmierdzi, jakby coś tu zdechło. Oprócz jednej ceglastej ściany, o którą się właśnie opierałam, były jeszcze trzy, ale zbudowane z prętów.

- No w końcu! Śpiąca królewna obudziła się – usłyszałam zrzędliwy głos Theo.
Naprzeciwko mnie w takim samym pomieszczeniu siedział brunet. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Czy tobie to się zdarza często?
Chłopak spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- A tobie?
- Zanim cię poznałam, ani razu nie byłam zatrzymana. No może raz za jazdę po pijaku.
Brunet uniósł brwi, a po chwili spuścił głowę i pokręcił nią.
- Dokąd bym nie poszedł.
- Ale co?
- No pytałaś się, czy często mi się to zdarza, a ja odpowiedziałem: Dokąd bym nie poszedł.
Prychnęłam z niecierpliwiona.
- Długo tu siedzimy?
- Nie mam pojęcia obudziłem się jakąś godzinę temu.
- Jak to obudziłeś się?
- Kiedy zostałaś uśpiona, ja cię złapałem i dostałem w łeb. Zakładam, że później nieprzytomnych wrzucili tutaj.
- Gdzie jesteśmy?
- Mam pewne podejrzenia.
Theo zamilkł, a ja obserwowałam go w oczekiwaniu, aż coś powie. Jednak chłopak nic więcej nie powiedział, zauważyłam że cały czas ma na sobie ubrania z klubu i zerknęłam na siebie. Jęknęłam w duchu również miałam na sobie wczorajszą sukienkę i botki. Zaczęłam przemierzać pomieszczenie w tą i z powrotem. Zapewne wyglądałam, jak dzikie, rozjuszone zwierzę, które zostało zamknięte wbrew swojej woli. Moje zdenerwowanie udzieliło się brunetowi.
- Możesz przestać? Doprowadza mnie to do szału.

Zatrzymałam się i spiorunowałam go wzrokiem.

- Lepiej powiedz mi co widziałaś w wizji.
Westchnęłam i opadłam na posłanie.
- Trudno, było z niej cokolwiek zrozumieć, byłą inna niż te wszystkie do tej pory. Widziałam Paryż, klub, tego mężczyznę, ciebie... no i naszyjnik. Wiedziałam, że to...
- Czekaj, widziałaś przyszłość? - przerwał mi Theo.
Brunet wstał i oparł się o przednią ścianę celi, wpatrując się we mnie. Pokiwałam głową.
- Tak, pierwszy raz widziałam przyszłość, a nie przeszłość.
Również wstałam i znowu zaczęłam krążyć po pomieszczeniu.
- Skoro widziałaś przyszłość, to nie mogłaś powiedzieć, że idziemy prosto w pułapkę.
Zatrzymałam się gwałtownie i zmierzyłam go morderczym wzrokiem.
- Myślisz, że gdybym wiedziała, że zostanę uśpiona, ty zostaniesz ogłuszony i zostaniem zamknięci w celach, to i tak bym ci nie powiedziała?

Chłopak przekrzywił głowę.
- Po tobie można się spodziewać wszystkiego.
Zmrużyłam groźnie oczy.
- Ciesz się, że oddzielają nas te kraty i korytarz, bo przysięgam... - Podeszłam do prętów i chciałam przełożyć ręce, aby pokazać, że chcę go udusić, ale kiedy moja skóra dotknęła krat, poczułam pieczenie. Z krzykiem odskoczyłam od prętów i spojrzałam na zaczerwienioną dłoń. Theo zmarszczył brwi i postukał w pręt, o który się opierał.
- Aha, obsydian i wszystko jasne.
- Co jest wszystko jasne? - warknęłam.
Brunet zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się, a mi zrobiło się dziwnie ciepło.
- Anioły są bardzo wrażliwe na obsydian. Nawet najmniejszy kontakt z ciałem powoduje oparzenia.

Pocierałam zranione miejsce, przyglądając się chłopakowi, który opierał się o pręty i nic mu się nie działo.
- Kim ty jesteś, że tobie to nie szkodzi?
W oczach Theo błysnęła czerwona iskierka i już miał odpowiedzieć, kiedy usłyszeliśmy trzask otwieranych wielkich, czarnych drzwi. Obydwoje spojrzeliśmy się w stronę źródła hałasu i zobaczyliśmy właściciela klubu w obstawie dziesięciu innych mężczyzn. Brązowowłosy stanął przede mną i zmierzył mnie łakomym wzrokiem. Podniosłam głowę w wyzywającym geście. Toczyliśmy tę wojnę na spojrzenia, aż usłyszałam zgrzyt zamka, do mojego więzienia. Obserwowałam, jak pięciu ochroniarzy wchodzi do środka i otaczają mnie. Skierowałam wzrok na celę Theo i zobaczyłam, że pięciu pozostałych mężczyzn wchodzi do niej. Właściciel stał teraz bokiem do mnie i przyglądał się jak jego podwładni obezwładniali bruneta. Rozszerzyłam oczy i chciałam ruszyć na pomoc Theo, ale poczułam, jak na moich ramionach zaciskają się czyjeś dłonie.
- Dzięki uprzejmości, twojego charakteru wiemy kim jesteś – zaczął brązowowłosy, kierując słowa do chłopaka, po czym spojrzał na mnie – ale nadal nie wiemy kim jest twoja przyjaciółeczka.

Właściciel wszedł do mojej celi i stanął naprzeciwko mnie. Następne co zrobił zbiło mnie z tropu. On zaczął mnie wąchać. Spojrzałam na niego z politowaniem, kiedy się odsunął z kwaśną miną.
- Śmierdzisz człowiekiem – powiedział udając smutek.
- Ty też nie pachniesz fiołkami – odgryzłam się.
Usłyszałam, jak otaczający mnie goryle zaczynają się krztusić, próbując pohamować śmiech.
- Człowiek z niewyparzoną buzią – syknął brązowowłosy.
- Przyzwyczaisz się do tego – usłyszałam głos Theo.
Wychyliłam się zza właściciela i posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Odezwał się ten co ma wyparzoną.
- Dość! Róbcie co do was należy! - rozkazał mężczyzna i ochroniarze podeszli do mnie i do Theo.
Co miało się stać, nie wiedziałam. Obawiałam się, że w tą sprawę zamieszane są demony i że to jest sprawka Gordona. Zaczęliśmy obydwoje się rzucać, ale nic nam to nie dało. Ostatnie co pamiętam to był zimny dotyk na szyi i ukłucie.

Cichy szum. Zimne podłoże. Suchość gardle. Uniosłam powieki. Znajdowałam się w jakieś jaskini. Na kamiennym suficie odbijają się wodne refleksy. Próbuję coś powiedzieć. Przez moje gardło przechodzi fala bólu. Zaczynam kaszleć, rzucam się do wody i zaczynam łapczywie pić. Po chwili siadam i zdezorientowana przyglądam się mojemu odbiciu. Blond włosy mam zmierzwione, z twarzy zniknął makijaż, ale największym szokiem był mój ubiór. Poderwałam się na równe nogi i zlustrowałam mój strój. Miałam na sobie coś, podobnego do zbroi, tylko że z jednym rękawem i odsłaniającą brzuch, zaś od pasa w dół coś na kształt asymetrycznej spódniczki wykonanej ze skóry, która była dłuższa z tyłu. Przy pasie miałam przywieszoną manierkę i nóż.

Co to ma wszystko znaczyć?
~O nareszcie się obudziłaś.
Wytrzeszczyłam oczy, kiedy usłyszałam jego zachrypnięty głos w swojej głowie. Rozejrzałam się dookoła, ale jego nigdzie nie było.
No tak już wariuję. Tylko mi się wydawało.
~Tu się nie zgodzę.
Złapałam się za głowę.

Dlaczego słyszę jego głos w głowie. Może Lia miała rację? Nie to niemożliwe.

~Co ma do tego wszystkiego Lia?
Zamknij się wreszcie!

~Wolałem Cię jak spałaś.
Theo?
~A kogo się spodziewałaś?

Ale, ale jak? Czemu ja cię słyszę w mojej głowię?
~ Długa historia, a teraz weź manierkę i napełnij ją wodą.
Wiesz, nigdzie nam się nie spieszy, to chyba możesz mi powiedzieć, co tu się do cholery wyrabia!
~Nie drzyj się, bo głowa mi pęknie i zrób co powiedziałem.
Wytknęłam język i zaczęłam go przedrzeźniać. Chwyciłam zimny, metalowy pojemnik i zanurzyłam go w lodowatej wodzie.

To powiesz mi chociaż, dlaczego słyszę cię w swojej głowie?

Usłyszałam coś na kształt: „Dlaczego kobiety są takie uparte" i zmarszczyłam brwi.
Wiesz, że to działa w obie strony i słyszę co sobie myślisz?
~ Naprawdę? Nie miałem pojęcia.
Daruj sobie ten sarkazm, bo siedzimy w tym razem, jak widać.
~ Nawet nie wiesz ile masz racji.
To może w końcu raczysz mi powiedzieć!
Kiedy manierka była już pełna przytwierdziłam ją do pasa i zlustrowałam jaskinię. Była wyrzeźbiona przez upływ czasu w czerwonym piaskowcu.
~ Pamiętasz co się stało w celi?

Pokiwałam głową, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że on tego nie widzi.
Tak i pamiętam, że coś nam wstrzyknęli.
~ To był eliksir, który łączy umysły i odbiera możliwość mowy.
CO TAKIEGO? ALE ŻE NA ZAWSZE?
Stanęłam osłupiała, a przez moją głowę przetoczył się huragan myśli. Miałam do końca życia już się nie odezwać, a do tego być związana umysłem z Theo. Oparłam się o ścianę i zjechałam do pozycji siedzącej. Za dużo informacji naraz.
~ Ja słyszę każdą twoją myśl Kayla.
Ups.
~ Bardzo śmieszne. Nie,to nie jest na zawsze. Góra dzień i tu jest kolejna atrakcja.
Niech zgadnę, jesteś w moim ciele?
~ Co?
Nie ważne. Gdzie jesteś?
Zaległa cisza. Spojrzałam na korytarz, który prowadził do jaskini, w której się znajdowałam i spostrzegłam na jego końcu światło. Ruszyłam i cały czas czekałam aż brunet się odezwie. Kiedy wyszłam na promienie słoneczne, jęknęłam w duchu. Znalazłam się a pustyni. Chciałam się cofnąć do cienia, jakie dawały skały, ale nagle wejście zostało zawalone. Wrzasnęłam w myślach.
~ Kayla?! Co się stało?
Gdzie ty do cholery jesteś?
~ Na pustyni.
Przewróciłam oczami. Postanowiłam iść przed siebie i znaleźć jakieś schronienie. Nie mogłam być zbyt długo wystawiona na działanie promieni słonecznych, gdyż mogłam doprowadzić tym do udaru lub odwodnienia.
Serio? Nie domyśliłam się.
~ Lepiej powiedz co widzisz, będzie łatwiej mi cię znaleźć.
Widzę piasek.
Usłyszałam w myślach ciche westchnienie i dosłownie mogłam sobie wyobrazić, jak Theo staje i modli się o cierpliwość. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, cały czas rozglądając się za jakimś schronieniem.
~A coś więcej?
Więcej piasku.
~ Tak to my do niczego nie dojdziemy. Gdzie masz słońce?
U góry.
~ Kayla!

Przepraszam, ale to mnie trochę przerasta. Nie mam pojęcia co się dzieję, bo nie chcesz mi wyjaśnić.
Naburmuszyłam się i znowu zapadła cisza.
Słońce mam za plecami.
~ To dobrze idź, tak cały czas.
Piasek, i znowu piasek. Theo?
~ Mhm?
Nie uwierzysz!
~ Piasek?
Nie, szkielet.
~ Czekaj, że co?
Przed chwilą minęłam szkielet. Co jest...
~ Kayla, uciekaj!
Nie zdążyłam zadać pytania, kiedy za mną w powietrze wzbił się piasek, a po chwili z kości i pyłu zaczęła formować się postać. Patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczami. Stwór miał ponad dwa metry wysokości, jego puste oczodoły wpatrywały się we mnie, a po plecach przechodził mi dreszcz. Przełknęłam głośno po czym odwróciłam się i zaczęłam biec. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam, że bestia dogania mnie. Chciałam przyspieszyć, ale zapadające się w piasek stopy, wcale mi tego nie ułatwiały.
Theo, nie dam rady uciec. Muszę z tym czymś walczyć.
Posłałam myśl wyciągając nóż z pochwy. Szczerze wyglądało to żałośnie. Taki mały nożyk nie może zrobić krzywdy wielkiemu monstrum. Odwróciłam się do potwora i spojrzałam w puste oczodoły. Nie będę uciekać, jestem ostatnim aniołem i jak będzie trzeba zginę z honorem, a nie z podkulonym ogonem. Stwór zatrzymał się niedaleko mnie i ryknął. Odpowiedziałam mu warknięciem.
~ Kayla, nie...
Nie słuchałam już dłużej bruneta, skoczyłam w kierunku bestii, która ruszyła na mnie. Wykonałam unik i przeciągnęłam nożem po plecach przeciwnika. Pokazała się rana, z której zaczął sypać się piasek. Potwór ryknął i nie czekając znowu zaatakował. Zrobiłam piruet, ale za wolno i stwór rozerwał pazurem skórę na moim ramieniu. Teraz to ja warknęłam cicho i nie czekając na ponowną szarżę przeciwnika rzuciłam się na plecy potwora. Wspięłam się po nich i poderżnęłam gardło piaskowemu wojownikowi. Kiedy tylko to zrobiłam rozsypał się, a ja runęłam w dół.
~ Kayla!

Nic mi nie jest.
Splunęłam, aby pozbyć się piasku z buzi.
Teraz z łaski swojej powiedz, o co tu chodzi.
~ Jesteśmy na arenie i musimy przetrwać jeden dzień, pod czas którego będzie nas atakowało wszystko to co tu żyje. Jeżeli przetrwamy czekają nas jeszcze cztery walki i jak je wygramy to odzyskamy wolność. W momencie, kiedy choć jedno z nas zginie, to drugie ma resetowany licznik i musi odnowa zwyciężyć pięć walk razem z partnerem, aby odzyskać wolność.
Poczułam rozczarowanie. Myślałam, że on się o mnie martwi, bo... Potrząsnęłam głową i zaczęłam iść rozkopując piach. Cały czas trzymanym nożem ucięłam dłuższy fragment spódnicy i zawinęłam go sobie wokół głowy, aby uchronić ją od słońca.
~ Tego typu atrakcje są organizowane przez szczurołaki. Zazwyczaj łapią ludzi, którzy powiedzmy szczerze, nie mają szans przetrwać tych wyzwań.
Obraz zaczął mi się rozmazywać, więc poderwałam głowę i zamrugałam parę razy. Kiedy zobaczyłam majaczącą pojedynczą wieżę rozszerzyłam oczy.
Theo! Widzisz wieżę?
~ Tak! Właśnie idę w jej kierunku, likwidując potencjalne zagrożenia. Gdzie jesteś?

Daleko na pustyni, ale będę szła w jej kierunku.
~ Spotkamy się w okolicy wieży.
Mhm...
W kolejnych minutach wzrok znowu płatał mi figle, raz widziałam rozmazany obraz, a raz wyostrzony. Do tego w głowie zaczęło mi szumieć. Z coraz większym trudem podnosiłam nogi, więc zaczęłam je po prostu ciągnąć. Spojrzałam na mój cel i stwierdziłam, że zostało mi około godziny marszu. Spuściłam wzrok i obserwowałam swoje stopy, które zaczynały się rozmazywać. Po pół godzinnej wędrówce, zaczęło szczypać mnie ręka. Spojrzałam na nią, zapomniałam, że ta bestia mnie zraniła i od tamtej z rany skapywały kropelki świecącej krwi. Sapnęłam w duchu i nie przestając iść odcięłam kolejny fragment spódniczki i zawiązałam go sobie na ranie tamując krwawienie. W następnych minutach coraz gorzej się czułam, ale w końcu udało mi się dojść do umówionego miejsca. Rozejrzałam się za brunetem, ale nigdzie go nie dostrzegłam.
Theo ...
Zakręciło mi się w głowię i chwyciłam się za nią rękoma.
Theo, gdzie jesteś?
~ Kayla? Gdzie jesteś coś cię przerywa!
Co? Jaja sobie chyba robisz!
~ Nie rozumiem, przerywa cię!
Przechyliłam głowę.
A teraz?
~ Jest lepiej, ale nadal nie słyszę cię dobrze.
Po dziesięciu próbach, w końcu się zdenerwowałam i pochyliłam do przody, wykonując skłon.
A teraz?
~ Teraz wyglądasz idealnie.
Usłyszałam w głowie śmiech chłopaka i spojrzałam między nogi. Brunet stał dokładnie za mną i wyśmienicie się bawił. Wyprostowałam się, odwróciłam i zaczęłam iść w stronę bruneta, żywo gestykulując.
Teraz, Theodorze Ognionośny największym zmartwieniem nie będą potwory żyjące na tej arenie! I co się tak szczerzysz?
Theo stał z wymalowanym uśmiechem na twarzy, a ja miałam ochotę go udusić w tym momencie.
~ To śmiesznie wygląda, kiedy nie możesz na mnie krzyczeć i do tego żywo gestykulujesz.
Już miałam mu odpowiedzieć, kiedy zachwiałam się i oparłam o jego nagi tors. Dopiero teraz zauważyłam, że jest ubrany w stylu starożytnych gladiatorów.
~ Kayla!
Promieniujący ból od reki nie dawał mi jasno myśleć. Theo wziął mnie na ręce i poszedł w kierunku wieży. Załomotał parę razy. Wpatrywałam się w niego i cieszyłam się, że jest tu ze mną. Później pamiętam, jak ktoś wziął mnie z jego silnych ramion i zaczął obkładać moją ranną rękę czymś zimnym. Ostatnie co mi przemknęło przez myśl było pytanie: Dlaczego, zawsze muszę przy nim mdleć?

Macie dzisiaj bonus ;) 

Dwa rozdziały jednego dnia ^^ 

Wyjaśniło się miej więcej, w co się wpakowali tym razem?? No i znowu biedna Kayla ucierpiała :< Ale na pocieszenie na zdjęciu macie moje wyobrażenie Theo ;) TAK TO JEST IDEALNY THEO :) 

Wracając do rozdziału, aby odzyskać wolność nasi bohaterowie, muszą przeżyć dzień na pięciu arenach. A co to będą za miejsca i jakie przygody ich tam spotkają to już niedługo ;D 

Do następnego, który pojawi się być może w poniedziałek lub wtorek :D 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro