Pociąg do zapomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiatr to niedoceniany żywioł.

Wiemy, że lubimy słońce, ale nie przepadamy za deszczem.

Lubimy deszcz, gdy siedzimy w domu z kubkiem ulubionej kawy i dobrą książką w dłoni.

Lubimy słońce, gdy leżymy na plaży, a ono delikatnie muska nasze starannie wysmarowane kremem z filtrem ciało.

Bez ziemi nie byłoby nas, nie byłoby roślin... Nie byłoby niczego, ale wiatr...

Wiatr to zdecydowanie niedoceniany przez nas żywioł.

Jest nie tylko źródłem energii, ale i przyczynia się do ochrony środowiska. To dzięki niemu dochodzi do rozsiewania nasion na dalsze odległości. Niemniej jednak, powyżej pewnej prędkości zmienia się w siłę wysoce destrukcyjną, niszczącą wszystko na swojej drodze.

Spokojny i przyjemny powiew otaczał mnie z każdej strony, gdy kurczowo trzymałam się za materiał jeansowej kurtki. Zgodnie z zasadą „co nie dopowiem, to dowyglądam", ubrałam się niestosownie do dzisiejszej pogody. Było już jednak za późno, aby zawrócić się do domu i zmienić stylizację. Musiałam wybrać pomiędzy komfortem fizycznym a egzaminem z psychologii motywacji i emocji. Wybór był prosty.

Głośny świst poinformował mnie, że pociąg wjechał na stację. Bez podnoszenia wzroku, skierowałam się w stronę otwartych drzwi i gdy tylko znalazłam się w środku, usiadłam na miejscu. Założyłam słuchawki. Pierwsze fragmenty „Czterech pór roku" Vivaldiego dotarły do moich uszu. Całe moje ciało odprężyło się, a umysł odszedł do innego, bardziej komfortowego miejsca. Pełnego wspaniałych wspomnień i uroczych futrzastych zwierzątek.

Poczułam delikatne szarpnięcie i zerknęłam przed siebie. Pociąg wyjechał ze stacji. Opuściła mnie woń świeżo parzonej kawy z pobliskiej kawiarni, a do moich nozdrzy doleciał ostry, metaliczny zapach spalin. W powietrzu czuć było również delikatną nutę wilgoci, typową dla wczesnych poranków, oraz subtelny zapach rozgrzanej stali i oleju napędowego.

Byłam jedyną osobą w przedziale, co było dziwnie komfortowe. Nie przepadałam za nadmiernym hałasem, a dodatkowe bodźce w postaci głośno przeżuwającego jedzenie prawnika i rozwydrzonego krzyczącego dziecka, z pewnością nie były mi tego dnia potrzebne. Z torby wyjęłam spory, wyeksploatowany zeszyt i otworzyłam go na ostatniej zapisanej stronie.

Podniosłam głowę do góry. Za oknem szare budynki miasta ustępowały miejsca rzadziej rozrzuconym domom, których ogródki pełne były bujnych, kolorowych kwiatów. Betonowe ulice zamieniały się w wąskie asfaltowe drogi. Z czasem jednak i bloki mieszkalne zniknęły, a w ich miejsce pojawiły się malownicze pola i gęste lasy, pełne cichego, pięknego spokoju. Światła miasta przygasły, ustępując miejsca naturalnemu blaskowi słońca, które oświetlało idylliczny pejzaż, rozciągający się aż po horyzont.

Coś było nie tak...

Zmrużyłam oczy. Przyjrzałam się niewielkiemu ekranowi zawieszonemu na jednej ze ścian wagonu. "Następy przystanek: Miasto Auroria". Podniosłam się wyżej i rozejrzałam panicznie w każdą ze stron, w poszukiwaniu odpowiedzi, którą dobrze znałam.

– Pomyliłam pociągi – szepnęłam pod nosem i wstałam na równe nogi. Podbiegłam do drzwi. Złapałam za klamkę, jednak ta nie ruszyła się ani o milimetr.

Zrobiłam krok w tył i oplotłam ręce wokół klatki piersiowej. Potrzebowałam chwili, dosłownie sekundy, aby zastanowić się, co zrobić w tej sytuacji. Musiałam ułożyć jakiś plan. Nigdy wcześniej nie przytrafiła mi się taka sytuacja. Zawsze byłam bardzo ostrożna i dbałam o to, aby każdy szczegół mojego dnia był dokładnie rozplanowany. Nienawidziłam spontaniczności. Jedynymi nieprzemyślanymi wcześniej decyzjami, jakie podejmowałam w życiu to te przy półce z przekąskami na wieczór.

Wypuściłam powietrze nagromadzone w płucach. Zerknęłam na zegarek. Starałam się ocenić, czy uda mi się dotrzeć na zajęcia, jeśli wysiadłabym na następnej stacji. Problem w tym, że nigdy wcześniej nie byłam w Aurorii. Wróciłam więc na swoje miejsce i oparłam głowę o zagłówek. Przymknęłam oczy, przeklinając w myślach dzisiejszy dzień.

Chłód ponownie przeszedł moje ciało, zostawiając na nim gęsią skórkę. Przeczesałam palcami swoje krótkie czarne włosy i przypomniałam sobie o technice Wim Hof. Wykonałam trzydzieści oddechów spokojnym, ale niezbyt wolnym tempem. Po ostatnim wydechu, gdy płuca były już puste, zatrzymałam oddychanie i zerknęłam na zegarek. Zrelaksowałam się. Po chwili moje ciało dało mi znać, że muszę jak najszybciej nabrać powietrza, więc posłuchałam go, wykonałam głęboki wdech i ponownie wstrzymałam oddech na kolejne kilkanaście sekund.

Gdy byłam już wyraźnie rozluźniona i przestałam odczuwać nieprzyjemne zimno, zerknęłam ponownie za okno. Przede mną rozciągały się ruiny dawnego miasta. Betonowe budowle, wznoszące się jak kryształy w blasku księżyca, tworzyły surrealny obraz przeszłości. Ściany pokryte runami tajemniczych znaków przywoływały wspomnienia świetności, gdy to zapewne miasto pulsowało życiem i działało na czele nowatorskich osiągnięć technologicznych i naukowych.

– Wkrótce dojedziemy do miasta Auroria. Prosimy przygotować się do wyjścia – głos konduktora, rozległ się z głośników. Momentalnie podskoczyłam, gdy zarejestrowałam wypowiedziane przez niego słowa.

Odruchowo przysunęłam się bliżej szyby. Moja dłoń spoczęła na szkle, gdy obserwowałam bacznie krajobraz rozciągający się przede mną. Auroria niczym nie przypominała miasta, w którym mieszkałam na co dzień. Pociąg przemierzał opustoszałe terytoria. Wpatrzona w zgliszcza, zadawałam sobie pytania o przyczynku upadku tej cywilizacji.

Auroria to miasto legend i tajemnic. Znane z zaawansowanej technologii. Zniknęło w niewyjaśnionych okolicznościach – tajemniczy pan z głośnika znów dał o sobie znać. Zadarłam brodę do góry, starając się dokładnie wsłuchać w jego słowa. – Czy był to konflikt wewnętrzny? Katastrofa naturalna? Tajemnicza anomalia? Tego nie wie nikt.

Dostrzegałam w oddali cienie, które przemykały między ruinami. Dodawały one otoczeniu dodatkowej tajemniczości, ale i powodowały u mnie uczucie niepokoju. Cienie te poruszały się szybko i niemal bezszelestnie.

Moje ciało spięło się, gdy poczułam, jak pociąg gwałtownie hamuje. Z każdą kolejną sekundą zwalnialiśmy coraz bardziej, aż w końcu głośny dźwięk poinformował mnie, że drzwi się otworzyły. Stanęłam na równe nogi i ścisnęłam mocniej za ramiączko swojej torby. Rozglądałam się nerwowo. Próbowałam podjąć decyzję, jednak wiedziałam, że nie mam za wiele czasu.

Gdy drzwi zaczęły się zamykać, a ja odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem, rzuciłam się i w ostatniej sekundzie wyskoczyłam na zewnątrz. Zderzyłam się z ziemią, a przez kolano momentalnie przebiegł ból, który sprawił, że syknęłam.

Pociąg odjechał tak szybko, jak przyjechał.

Nerwowo złapałam się za bolącą kończynę. Rozglądałam się w każdą ze stron, jednak nie dostrzegłam wokół siebie, ani jednej żywej duszy. Ogromne, podupadłe wieżowce zasłaniały większość krajobrazu. Wszędzie panował brud, a nadmiar pyłu drażnił moje nozdrza.

Wiedziałam, że muszę wstać, dlatego pomagając sobie dłońmi, podniosłam się niepewnie do góry. Zarzuciłam torbę z powrotem na ramie i zmrużyłam oczy. Starałam się wypatrzeć przystanek po drugiej stronie, który zabrałby mnie z powrotem do mojego miasta. Niestety, ku mojemu zaskoczeniu, nic wokół mnie nie sugerowało, że łatwo się stąd wydostanę.

– Kim jesteś?

Męski, ochrypły głos rozbrzmiał z daleka. Rozejrzałam się ponownie, jednak nie dostrzegłam nikogo przy sobie. Ścisnęłam klucze, które trzymałam w kieszeni kurtki, a mój oddech przyśpieszył nerwowo.

– Halo? – wyszeptałam, obracając się w innym kierunku. Może to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle.

– Kim jesteś? – głos ponownie dotarł do moich uszu, jednak skryty rozmówca pozostawał poza zasięgiem mojego wzroku.

– N-nazywam się N-Naida Hicks, chyba pomyliłam pociągi – wyjąkałam już znacznie głośniej. – Czy może mi pan pomóc dostać się z powrotem do Shields Road, mam dzisiaj ważny egzamin na uczelni i...

Niespodziewanie, mężczyzna zeskoczył z góry i wylądował wprost naprzeciwko mnie. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry, gdy zbliżył się do mnie i bacznie przyglądał. Nie widziałam nic poza jego oczami, cała reszta jego twarzy zakryta była czarną maską. Wstrzymałam oddech, oczekując odpowiedzi, jednak ta nie nadeszła.

– Czy może mi pan wskazać drogę w kierunku Glasgow? – przełknęłam głośno ślinę.

Moje ciało zastygło w bezruchu. Nie potrafiłam ruszyć nawet palcami, które wciąż zaciskałam wokół kluczy. Skrycie liczyłam na to, że kilka ciosów metalowym, otwieraczem wszystkich zamków, powalą przeciwnika. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ktokolwiek stoi naprzeciwko mnie, nie ma wobec mnie dobrych i pozytywnych zamiarów.

– Jak się nazywasz? – zapytał. Przyglądał mi się bacznie.

– Naida Hicks – odpowiedziałam, już znacznie pewniej siebie. Naturalnie moje odważne serce biło z zawrotnym tempem, a ja próbowałam samą siebie przekonać, że to wszystko to tylko pomyłka.

– Gdzie chcesz się dostać?

– Shields Road to moja stacja. Miałam jechać na uczelnię, ale pomyliłam pociągi – wyciągnęłam ręce z kieszeni. Potarłam dłońmi o swoje uda. Próbowałam dodać sobie tym prostym gestem otuchy i zmusić swoje nogi do zrobienia kroku w tył, jednak na marne.

– Hydro – skinął głową.

Odsunął się i tym razem zlustrował mnie od stóp do głów, a ja nie pozostałam mu dłużna. Nawet gdy obserwowałam jak w pełnej czerni i z mnóstwem broni przywieszonych do swojego ciała, stoi naprzeciwko mnie, nie potrafiłam się ruszyć. Strach sparaliżował całe moje ciało. Oczekiwałam więc na jakikolwiek ruch z jego strony.

– Nie jesteś stąd – skwitował, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Rozejrzał się w obie strony, jakby szukając tutaj kogoś oprócz mnie. Powtórzyłam po nim ten gest. Momentalnie resztki mojego poczucia bezpieczeństwa wyparowały bezpowrotnie. W tym momencie właśnie dotarło do mnie, gdzie się znajduję i z kim obecnie rozmawiam.

– N-nie – zawahałam się. – Potrzebuję wrócić do domu.

– Jak my wszyscy – zaśmiał się. Uniósł do góry jedną brew. – Jesteś tu sama?

– Tak.

– Kurwa – podrapał się nerwowo po karku, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Widziałam to za sprawą zmarszczek, które tworzyły mu się przy oczach. – Cloak mnie zabije za to, ale dobra... chodź – wyciągnął dłoń w moją stronę.

Zawahałam się. Nie wiedziałam, czy powinnam zaufać żołnierzowi, który stał naprzeciwko. Szybko jednak przeanalizowałam wszystkie wady i zalety tego sojuszu i złapałam za jego rękę. Nie chciałam zostać w tym miejscu sama, bez możliwości powrotu. Panicznie bałam się, że jeśli odmówię, zostawi mnie tutaj, a w jego miejsce zjawi się ktoś lub raczej coś gorszego. Auroria zdecydowanie nie była przyjaznym miasteczkiem.

– Naida Hacks? – zapytał, prowadząc mnie w nieznanym kierunku.

– Hicks – poprawiłam go, ściskając mocniej za torbę. Próbowałam nadążyć za nim, jednak bezskutecznie. Właściwie ciągnął mnie on za sobą niczym matka dziecko w supermarkecie. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej tempa.

– Od teraz jesteś Lotus – skręcił w jedną z uliczek.

Przed moimi oczami pojawił się bardzo przykry i łamiący serce widok. Opuszczone samochody przesunięte były pod budynki. W oknach nie było już szyb. Światła, sygnalizacja świetlna i słupy leżały na chodnikach i ulicach. Tworzyły tym samym tor przeszkód, przez który Hydro, bo wnioskowałam, że tak ma na imię, prowadził mnie, co chwilę, oglądając się przez ramię.

– Dlaczego Lotus? – burknęłam. Ścisnęłam go mocniej za rękę, gdy niezidentyfikowany huk dobiegł do moich uszu.

– Bo masz na sobie różowy sweter – odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

– Nie lubię przezwisk, mów do mnie po prostu Naida.

Skręciliśmy w boczną uliczkę, a po kilku metrach zamaskowany mężczyzna pociągnął mnie w bok. Weszliśmy do budynku, który kiedyś zapewne pełnił funkcję supermarketu. Teraz jednak regały rozrzucone były po całej powierzchni, a półki puste. Jedynie kilka produktów leżało porozrzucanych w kątach. Zdziwił mnie widok banknotów. Brudnych, starych, zniszczonych, których nikt nie zabrał ze sobą.

– W tym świecie nie mamy nazwisk, a Naida to ciężkie imię do wymówienia. Przedstawiaj się jako Lotus i reaguj na Lotus – pchnął tylne drzwi w budynku i przenieśliśmy się na długi, ciemny korytarz.

– W tym świecie? – wyszeptałam. Czułam, jak mój niepokój z każdą sekundą rośnie w sile, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Instynktownie zatrzymałam się, gdy jedna z lamp zamrugała, ale Hydro przyciągnął mnie bliżej siebie.

– Ty naprawdę nie wiesz, gdzie jesteś, Lotus? – zatrzymał się, po czym odwrócił w moją stronę. Choć nie widziałam go dobrze, byłam niemal pewna, że przewrócił oczami. Po chwili kontynuował naszą drogę.

– W 2045 roku doszło do katastrofalnej zmiany klimatu, której przyczyną był nagły i intensywny wzrost aktywności słonecznej – szeptał, ciągnąc mnie za sobą. – Zwiększone promieniowanie UV w połączeniu z burzami, spowodowały nagłą degradację warstwy ozonowej.

Potknęłam się o coś i runęłam przed siebie. W ostatniej sekundzie silne ręce oplotły mnie w pasie i złapały, zanim moja twarz uderzyła o ziemię. Wstrzymałam oddech. Próbowałam nie wydać z siebie żadnego dźwięku, ale wciąż bolące mnie kolano, coraz mocniej dawało o sobie znaki.

– Wiatr przeniósł toksyczne pyły i chemikalia – kontynuował, gdy z powrotem podniósł mnie do pozycji stojącej. – Większość ludzi szukała schronienia w zamkniętych pomieszczeniach. Część społeczności przetrwała dzięki różnym metodom adaptacji do nowej rzeczywistości.

– Hydro? – wyszeptałam, po czym złapałam go za ramiona. – Mamy rok 2024...

– Chodź, Lotus – pociągnął mnie i kontynuował drogę. Im więcej czasu spędzałam z tym człowiekiem i w tym dziwnym miejscu, tym bardziej kwestionowałam rzeczywistość, która mnie otaczała. Czułam jakbym z każdą kolejną minutą zacierała granicę pomiędzy fikcją a tym co naprawdę miałam przed oczami.

Nagle Hydro pchnął ciężkie metalowe drzwi, a blask słońca spowodował, że natychmiastowo zamknęłam oczy. Potrzebowałam kilku sekund, aby dostosować się do jasności, która obecnie przede mną panowała. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili głośny dźwięk metalu zmusił mnie to spojrzenia przed siebie.

Zeszliśmy po metalowej drabinie do podziemnego pomieszczenia. Wzięłam głęboki oddech, gdy moje stopy znów dotknęły ziemi. Natychmiastowo poczułam w płucach chłodne powietrze, które wydawało się dziwnie czyste w porównaniu do toksycznej atmosfery na powierzchni. Wszędzie wokół słyszałam cichy szum wentylatorów i maszyn filtrujących. Ściany korytarza były gładkie i dobrze oświetlone. Co kilka metrów mijaliśmy dziwne i nietypowe urządzenia rozmieszczone po obu stronach.

– Witamy w naszej bazie, Lotus – puścił moją rękę, a na ten gest, ja momentalnie otarłam ją o swoje spodnie. – To miejsce jest naszym domem i schronieniem od czasu katastrofy.

Hydro prowadził mnie przez labirynt korytarzy. Minęliśmy ogromne drzwi, które otwierały się na komendę jego głosu.

– Te drzwi są zabezpieczone wieloma warstwami mechanicznych i elektronicznych systemów – wyjaśnił. – Chcemy mieć pewność, że nic i nikt nie przedostanie się tutaj bez naszej wiedzy.

– My? – zapytałam, pocierając czoło z nerwów. Nie uzyskałam odpowiedzi na swoje pytanie.

Zeszliśmy na niższy poziom, gdzie znajdowało się coś, co miało przypominać ogrody. Przez szybę obserwowałam rzędy roślin uprawianych w nietypowych pojemnikach.

– To nasze źródło świeżych warzyw i owoców – poinformował z dumą. Dotknął szyby, która dzieliła nas od ogrodu. – Dzięki kontrolowanym warunkom możemy uprawiać rośliny bez gleby. To kluczowe dla naszego przetrwania.

W dalszej części kompleksu znajdowały się przestrzenie mieszkalne. Każde pomieszczenie było małe, ale funkcjonalne. Mijaliśmy niewielkie grupy, które spędzały czas w swoich kwaterach, dzieci uczące się w salach lekcyjnych i ludzi pracujących we wspólnych kuchniach i jadalniach. Każda z tych osób przyglądała nam się bacznie.

– Tutaj mieszka większość naszych mieszkańców. Próbujemy utrzymać jak najbardziej normalne życie, mimo że jesteśmy pod ziemią.

Na najwyższych poziomach znajdowały się centrum dowodzenia i warsztaty. Hydro wprowadził mnie do pokoju z dużym ekranem, gdzie kilku ludzi monitorowało różne systemy bazy.

– To serce naszego kompleksu – wyjaśnił. – Tutaj kontrolujemy wszystko, od filtracji powietrza po komunikację z zewnętrznym światem. Bez tych ludzi i ich umiejętności nie dalibyśmy rady – wskazał na grupę techników przy pracy. – Utrzymują naszą technologię w ruchu, co jest kluczowe dla naszego przetrwania.

– Dobra, stop! – krzyknęłam w końcu.

Czułam, że moja głowa wybuchnie, jeśli będę zmuszona przyswoić kolejną dawkę informacji. Swoim uniesieniem zwróciłam jednak na siebie uwagę wszystkich osób znajdujących się w pomieszczeniu.

Zrobiłam kilka kroków w tył, a gdy moje plecy dotknęły ściany, zsunęłam się po niej na ziemię. Oplotłam dłonie wokół głowy, a ją schowałam między kolanami. Mój oddech przyśpieszał z każdą sekundą. Serce waliło jak najęte, a ja nie potrafiłam się uspokoić. Świat przed oczami rozmazał się, tworząc cały wachlarz ciemnych barw. Wyczułam nad sobą czyjąś sylwetkę, jednak nie potrafiłam się zmusić do spojrzenia na tę osobę. Wiedziałam, że jeśli tylko podniosę głowę, zemdleję.

Jeszcze kilka godzin temu byłam zwykłą studentką, która całą noc zakuwała do jednego z najtrudniejszych egzaminów w tej sesji. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że chwila nieuwagi, spowoduje, że przeniosę się do takiego miejsca. Wszystko, co mówił mi Hydro, brzmiało irracjonalnie, jednak miejsca, przez które przeszliśmy, wprost pokazywały, co tutaj się wydarzyło.

Podziemna baza, mnóstwo elektroniki, złe powietrze na górze...

– Cloak, dobrze cię widzieć – głos jakby z oddali, dobiegł do moich uszu.

Wciąż nie potrafiłam się ruszyć, wsłuchiwałam się więc w wymianę zdań między Hydro a nieznaną mi osobą.

– To jedna z Desertici? Przyprowadziłeś wroga do naszych szeregów, przyjacielu?

– To Esterni... – odparł, znajomy mi głos.

– Esterni? A niech mnie – znów poczułam ruch nad swoją głową. Z zamkniętymi oczami uniosłam powoli brodę do góry. Wzięłam kilka oddechów i zacisnęłam dłonie w pięści. Powoli rozszerzałam powieki, gdy zauważyłam przed sobą mężczyznę w średnim wieku i rudych włosach. – Jak się zwiesz?

– L-Lotus – wyjąkałam.

Przeniosłam wzrok na Hydro, który pozbył się już maski. Mogłam więc zobaczyć coś więcej niż tylko jego ciemne jak smoła oczy. Białe włosy kontrastowały z całym jego wizerunkiem. Wydawał się być kilka lat starszy ode mnie. Zarówno jego twarz, jak i szyja pokryte były bliznami i odparzeniami. Mimo że spędziliśmy ze sobą już jakiś czas, zobaczenie go w pełnej odsłonie powodowało u mnie jeszcze większy strach.

– Widzę, że Hydro już cię wziął pod swoje skrzydła – rudowłosy burknął pod nosem, po czym się wyprostował. Zerknął na przemian na mnie i na swojego towarzysza. – W porządku, wprowadź ją jak najszybciej. Esterni mogą się okazać nadwyraz przydatni.

Po tych słowach mężczyzna odszedł, zniknął za szklanymi drzwiami, zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować na to, co rozegrało się przed moimi oczami. Hydro kuchnął naprzeciwko mnie i złapał mnie za ręce. Pociągnął je w swoją stronę i rozwarł moje ściśnięte pięści palec po palcu.

– Kim są Esterni? – zapytałam cicho. Spojrzałam mu prosto w oczy, ale wyczułam w nich jedynie pustkę. Jego twarz nie wyrażała obecnie żadnych emocji.

– Ludzie z zewnątrz, spoza Aurori. Ocalali... – poprawił moje rozczochrane włosy, po czym kontynuował: – Podejrzewaliśmy, że żyją na tej planecie ludzie poza nami i drugą wrogą grupą, ale nigdy nie udało nam się dotrzeć do innej cywilizacji. Nikt stamtąd również nie dotarł tutaj. Przynajmniej, aż do teraz.

– O czym mówił tamten mężczyzna? Do czego masz mnie wprowadzić?

– Cloak... – wskazał w stronę, w którą przed chwilą udał się rudowłosy. – Nawiązał współpracę z Exo. To liderka Desertici, my należymy do grupy Artici – dodał, pokazując na swoją naszywkę na mundurze. – Problem w tym, że wiemy, że nas wychujają.

– Do czego ja wam jestem potrzebna? – potarłam dłońmi o kolana, po czym złączyłam je ze sobą. – Nie chcę cię zasmucić, ale ja miałam ledwo dopuszczający z wychowania fizycznego. Nie dam rady się bić na pięści, ani też uciec.

– Nie musisz nikomu okładać ryjca, kwiatuszku – zaśmiał się pod nosem. – Wierzy się, że Esterni posiadają nadprzyrodzone zdolności.

– Ja nie posiadam nadprzyrodzonych zdolności – zaprotestowałam, gdy usłyszałam jego słowa. – Przysięgam!

– W porządku. Ty to wiesz i teraz i ja to wiem, ale oni tego nie wiedzą... – zmarszczył nos, po czym wstał. Podał mi rękę, którą ujęłam i również wyprostowałam nogi. – Wystarczy, że pójdziesz tam z nami. Zaprezentujesz się pięknie i niebezpiecznie, a wszystko inne załatwimy my.

– I wtedy pomożesz mi wrócić do domu? Do Glasgow?

– Naturalnie... jeśli nadal będziesz chciała – wzruszył ramionami. – Chodź, nie możesz paradować w tym różowym swetrze na zewnątrz. Znajdę ci coś na przebranie.

Ruszyłam bez protestu za Hydro, wiedząc, że jest on jedyną osobą, która może mi pomóc w mojej misji. Marzyłam o tym, aby wrócić do swojego mieszkania. Do wygodnego łóżka, satynowej pościeli i ukochanej uczelni. Wiele lat pracowałam na to, aby żyć w wymarzony przez siebie sposób. Chciałam jak najszybciej wrócić do tego, co udało mi się wypracować. Zapomnieć o tym świecie i zaginionym mieście Auroria.

Weszliśmy do jednego z pomieszczeń, a moje oczy napotkały wysoką szatynkę, która pochylała się nad wieloma ekranami. Analizowała w skupieniu dane, których nie rozumiałam. Hydro odchrząknął, a dziewczyna natychmiast stanęła na baczność. Zamrugałam kilkukrotnie w szoku.

– Generale – skinęła głową, gdy spojrzała na mojego towarzysza. – W czym mogę pomóc?

– Bugs – odpowiedział jej skinieniem. – Potrzebuję jakichś ubrań dla Lotus i naszywki – wskazał w moją stronę.

Bugs, od razu zabrała się do pracy. Otworzyła jedną z szaf, które znajdowały się na ścianie pomieszczenia i przeglądała materiały, które starannie poskładane były na równiutkie kupki.

– Jaki nosisz rozmiar, Lotus? 34? – zwróciła się do mnie, jednak nie zarejestrowałam jej słów. Dotarły do mnie, dopiero gdy Hydro szturchnął mnie lekko w ramie.

– Nie, 38 – wydukałam. Oplotłam swoje ramiona wokół ciała. Próbowałam ochronić się w ten sposób przed jej wzrokiem, jednak na marne.

– Nie wydaje mi się, żebyś nosiła 38, ale w porządku, przymierz – wcisnęła mi kilka czarnych ubrań do rąk. Wskazała palcem w przeciwnym kierunku. – Tam możesz się przebrać. Wróć tutaj od razu, musimy cię uzbroić.

– Uzbroić? – nie potrafiłam ukryć zdziwienia. Ponownie ścisnęłam pięści, tym razem owijając je wokół skóropodobnego materiału.

– Lotus, szatnia... proszę – głos Hydro wybrzmiał tuż nad moim uchem. Poczułam, jak jego ręka zaciska się wokół mojej talii i delikatnie popycha mnie do przodu.

Posłusznie udałam się we wskazanym kierunku. Gdy drzwi się za mną zamknęły, odłożyłam na ziemię przygotowane przez Bugs przebranie. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Czułam się bardzo nieswojo w tym miejscu. Choć oddychało się tutaj znacznie lepiej, niż na zewnątrz, u góry, miałam wrażenie, że ściany z minuty na minutę są coraz bliżej mnie. To miejsce zdecydowanie nie sprzyjało mojej klaustrofobii.

Otworzyłam drzwi i dołączyłam z powrotem do dwójki, która czekała na mnie cierpliwie. Bugs oparła się plecami o ściankę, a Hydro kręcił się tam i z powrotem, co jakiś czas zerkając na swój zegarek. Jak na post apokaliptyczną podziemną bazę, było tutaj mnóstwo technologii, z którą nigdy wcześniej nie miałam styczności.

– 38 pasuje? – głos dziewczyny, sprawił, że przeniosłam na nią swój wzrok. Tym samym złapałam się na wpatrywaniu w białowłosego.

– Tak, pasuje, dziękuję – skinęłam w jej stronę głową.

Bugs podeszła do mnie i rozszerzyła stopą moje nogi. Kucnęła i zaczęła przypinać mi kilka skórzanych pasków do uda. Następnie przeniosła się do mojego buta. Tam również zamontowała coś na kształt uprzęży. Podniosła się i to samo zrobiła na mojej klatce piersiowej. Gdy już skończyła obwiązywać mnie dziwnymi skórzanymi linami, spojrzała na przemian na mnie i na Hydro.

– Gotowe – skwitowała. Wyciągnęła coś z szuflady i podała to w moją stronę. – Zwiąż lepiej włosy, nie chcemy przecież, abyś skończyła łysa.

Nachyliła się do jednej z szafek, które znajdowały się tuż za mną i wyciągnęła z niej materiałową, białą kosmetyczkę. Wcisnęła mi ją w ręce, a gdy nie ruszyłam się ani o centymetr, odeszła i wróciła do swojego stanowiska. Zanim jednak odwróciła się ponownie w stronę monitorów, zerknęła na Hydro. Dopiero gdy ten skinął, z powrotem zajęła się... cóż tym, co robiła, zanim przerwaliśmy jej pracę.

– Chodź, powinnaś się przespać i trochę ogarnąć. Przydałby ci się prysznic – mężczyzna złapał mnie za łokieć i pociągnął w nieznanym mi kierunku.

Gdy pchnął drzwi na końcu długiego korytarza, moim oczom ukazała się piękna, przestronna sypialnia. Zdecydowanie różniła się od tych, które mijaliśmy tutaj na początku. W porównaniu z tamtymi ta ociekała luksusem. Poczułam wyrzuty sumienia, wiedząc, że wiele ludzi tutaj zgromadzonych, zapewne marzy o możliwości spędzenia nocy w takim miejscu. Instynktownie zrobiłam więc kilka kroków w tył i pokręciłam głową. Mój towarzysz jednak zdecydowanie tracił do mnie cierpliwość. Wciągnął mnie z powrotem do środka siłą i zamknął za nami drzwi na wiele zamków.

– Będziesz nocować u mnie. Nie mam czasu, aby szykować ci osobnego pokoju, a nie możesz spać z resztą – rzucił oschle, po czym zniknął za jedną ze ścianek. Wrócił po chwili i położył na komodzie niedaleko mnie ręczniki. – Idź, wykąp się, ja poczekam.

Po tych słowach rzucił się na łóżko w rogu pokoju i splótł dłonie za swoją głową. Wpatrywał się na przemian w sufit i we mnie, a ja ponownie poczułam, że moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Odłożyłam na blat swoje ubrania i kosmetyczkę od szatynki i złapałam za ręczniki. Gdy spojrzałam jednak w stronę łazienki, nie potrafiłam już zrobić kolejnego kroku. Drzwi do niej były całkowicie szklane, a więc i przeźroczyste...

– C-czy mógłbyś w-wyjść? – wyjąkałam, zdenerwowana. – T-tu w-wszystko-o widać...

– Nie krępuj się, nie planuję cię podglądać – odparł, rozbawiony. Złapał za gogle, które leżały na stoliku nocnym, tuż obok niego i wsunął je na głowę. – Widzisz?

Naprawdę nie chciałam wiedzieć, co on tam będzie oglądał. Wyciągnęłam w jego stronę środkowy palec, a gdy nie zareagował, westchnęłam i weszłam do łazienki. Wizja prysznica przy kompletnie obym mężczyźnie nie należała do przyjemniejszych, ale na tym etapie już ja czułam swój własny zapach. Odepchnęłam więc zdrowy rozsądek na bok i posiłkując się kosmetyczką przygotowaną przez Bugs, wzięłam najszybszy prysznic w swoim życiu.

– Gotowe! – krzyknęłam, gdy znalazłam się kilka metrów obok Hydro.

Ten jednak nie zareagował w żaden sposób. Nadal leżał w tej samej pozycji. Usiadłam więc na miękkim materacu. Nie wiedziałam, co innego mogłabym zrobić. Nerwowo kołysałam się w przód i w tył. Ten dzień zdecydowanie dał mi w kość i odczuwałam to każdym centymetrem swojego ciała.

Poczułam ścisk wokół żołądka. Mimowolnie miałam ochotę poderwać się do góry, jednak mimo wysiłku, moje ciało nie ruszyło się o więcej niż kilka centymetrów. Potarłam nerwowo oczy i dotarło do mnie, co się stało. Zasnęłam, a mocne ramie Hydro oplatało mnie w talii. Podczas gdy ja próbowałam wyślizgnąć się z jego objęć, on wciąż spał, co ciekawe już bez dziwnych okularów. Moje starania poszły jednak na marne, bowiem mężczyzna nawet śpiąc, był znacząco silniejszy ode mnie. Wiedziałam, że muszę go obudzić, chociaż bardzo nie chciałam, aby zastał nas w takiej pozycji.

– Hydro – szepnęłam, odwracając twarz w jego kierunku. Bez skutku. – Hydro... – powtórzyłam, już głośniej. Nadal nic. – Generale Hydro, na baczność, już! – tym razem krzyknęłam, a białowłosy od razu poderwał się do góry.

Zdezorientowany spojrzał w stronę drzwi, a potem z powrotem na mnie. Leżałam na plecach i próbowałam ukryć rozbawienie, które wcierało się na moją twarz.

– Czego się drzesz? – jego zachrypnięty głos wybrzmiał dźwięcznie w moich uszach.

Opadł z powrotem na materac i... wrócił dokładnie do tej samej pozycji, w której spał jeszcze chwilę temu. Jego twarz zwrócona była w moim kierunku, ramię oplatało mnie w pasie, a noga wepchnięta została pomiędzy moje. Próbowałam go zrzucić, ale moja misja skończyła się niepowodzeniem. Westchnęłam więc ciężko i starając się zignorować dyskomfort, jaki sprawiała mi ta sytuacja, zaczęłam mówić:

– Generale? Jesteś tutaj generałem? – bawiłam się palcami. Starałam się unikać spoglądania w jego kierunku, mimo że jego oczy były zamknięte.

– Skąd taki pomysł? – wymruczał, poprawiając swoją pozycję.

– Tak do ciebie powiedziała ta wysoka szatynka... Bugs. Poza tym ona stanęła na baczność na twój widok – przewróciłam oczami, przypominając sobie tę scenę. – Skoro jesteś generałem, to znaczy, że jest ktoś nad tobą. Ten rudy?

– Cloak... – wyszeptał. – Cloak też nienawidzi, jak mówi się o nim „ten rudy". To nie jego wina, że się taki urodził.

– Nigdy nie ufaj, ani rudym, ani łysym. Rudym wiadomo czemu, a łysym, bo...

– Bo mogli być rudzi – przerwał mi. Podniósł się lekko i podparł na łokciu – Lotus, wyspałaś się?

– Tak, ja... tak, Hydro. Wyspałam się – wyjąkałam. Poczułam, jak odsuwa się ode mnie. Wykorzystałam okazję i od razu podniosłam się do pozycji siedzącej. Upewniłam się dzięki temu, że nie zamknie mnie z powrotem w swoim niedźwiedzim uścisku.

– To dobrze, bo za niedługo musimy się zbierać – zerknął ponownie na zegarek. – Skoczę tylko pod prysznic. Jak chcesz, pożycz gogle – wskazał na elektronikę leżącą na materacu, po czym wstał. – Lub nie...

Przeniosłam na niego z powrotem wzrok, gdy dotarły do mnie jego ostatnie słowa. Białowłosy jednak bez najmniejszych skrupułów zrzucił z siebie wszystkie ubrania i wszedł pod prysznic. Pośpiesznie odwróciłam głowę i usiadłam plecami do niego. Dotarło do mnie jeszcze ciche westchnięcie, a po chwili śmiech zagłuszyły odgłosy wody.

Po kilkudziesięciu minutach ubrani i – niestety – uzbrojeni skierowaliśmy się z powrotem do centrum dowodzenia. Tam spotkałam nie tylko Cloak, ale także przedstawiono mi Moose, Zero i Spikes. Każda z tych osób przypominała mi raczej bezwzględnego zabójcę, niżeli grupę przyjaciół. Szybko jednak dotarło do mnie, że może i traktują się jak rodzina, wciąż jednak stawiają na profesjonalizm i skupieni są w stu procentach na swojej misji.

Uzgodnili ze sobą szczegóły, które mi nie tłumaczyły absolutnie nic i ruszyliśmy.

Przemierzyliśmy pickupem ruiny dawnego miasta, dojechaliśmy na wyznaczone miejsce. Była nim zapomniana stacja badawcza. Wejście zarosło roślinnością, w środek spowity kurzem i mrokiem skutecznie odstraszał. Po przedostaniu się przez zabezpieczenia dotarliśmy do dokumentów i sprzętów. Według słów Hydro, które co jakiś czas szeptał w moim kierunku, zebrane tutaj badania wskazywały na możliwość odwrócenia toksyczności powietrza i powrotu do względnej normalności.

– To jest nasza szansa – odezwała się Moose, niska blondynka, analizując każdy skrawek informacji. – Jeśli udałoby nam się uruchomić te urządzenia, oczyścilibyśmy atmosferę.

– Musimy współpracować – damski głos dotarł do mnie zza pleców.

Wysoka, uzbrojona kobieta z zakrytą głową weszła do środka. Wszystkie oczy skierowały się w jej kierunku. Szybko dotarło do mnie, że patrzę właśnie na Exo, kapitankę przeciwnej drużyny. Zaraz za nią wkroczyło kilka innych, równie niebezpiecznie wyglądających kobiet. Każda z nich dzierżyła w ręce włócznię. Ciała miały owinięte wszelakiej maści materiałami. Twarze połowicznie zasłonięte oraz kaptury na głowie.

– Exo – odezwał się Cloak zza moimi plecami. – Tylko razem mamy szansę przywrócić nasz świat do normalności.

Rudy wyciągnął w jej stronę dłoń, jednak ta wyminęła go bez słowa i ruszyła w moim kierunku. Hydro stanął przede mną i wyciągnął rękę, próbując mnie osłonić. Kobieta zlustrowała go wzrokiem, po czym odwróciła się do swoich kompanek. Dała im sygnał. Użyła do tego jedynie gestów dłoni, a one wszystkie skinęły jej w odpowiedzi.

– Ukrywacie przed nami kogoś? – zapytała szorstko, wlepiając we mnie wzrok. – Jak ci na imię?

Zerknęłam nerwowo na białowłosego, a gdy zauważyłam, że jego ciało rozluźnia się, odpowiedziałam:

– Lotus.

– Lotus, jak ci naprawdę na imię? – ponowiła pytanie. Przybliżyła się jeszcze bliżej. Hydro zrobił krok w tył. Wpadł tym samym swoimi plecami na moją klatkę piersiową. Prawą ręką złapałam go za mały palec. Pragnęłam dodać sobie tym drobnym gestem otuchy.

– Naida Hicks – przełknęłam ślinę. Wyprostowałam się. Chciałam wyglądać na pewną siebie, mimo że byłam maksymalnie przerażona. Liczyłam jednak na to, że kilka zajęć z aktorstwa w szkole średniej, przyjdzie mi z pomocą.

– Esterni... – wysyczała Exo.

Obróciła się na pięcie i spiorunowała wzrokiem stojącego nieopodal Cloaka. Hydro wciąż osłaniał mnie swoim ciałem, przeskakując pomiędzy dwoma rywalami, jakby czekał na rozwój tej sytuacji. Kątem oka zauważyłam, że sięgnął już do broni przymocowanej do swojego uda.

– Wieść o tym odkryciu szybko rozeszła się wśród Desertici... – zaczęła liderka, głośno i donośnie. – My również mamy swoich zwiadowców w pobliżu.

Konflikt wisiał w powietrzu. Czułam jak każde elementy tej układanki, łączą się ze sobą, a przed moimi oczami pojawia się wyjaśnienie. Post apokaliptyczny świat. Dwie walczące ze sobą grupy. Jedna naszpikowana technologią, nowoczesna. Druga wycofana, skupiająca się zapewnie na rolnictwie i przetrwaniu.

Z każdą kolejną minutą między jednym a drugim obozem narastała niezgoda. Artici pod przewodnictwem Cloak i ze specjalistką z zakresu technologii Moose analizowali plany i snuli wizje tego, jak będzie wyglądać ich przyszłość. Desertici natomiast oponowali każdy pomysł, wyrażając przy tym swoje niezadowolenie. Cloak uważał, że izolacja była błędem. Exo natomiast twierdziła, że adaptacja do środowiska była jedyną szansą na przetrwanie i gdyby nie rozwój technologiczny nigdy nie znaleźliby się w tym miejscu.

– Nie zaryzykuję bezpieczeństwa swojego ludu – głos przywódczyni wyrwał mnie z zamyślenia.

– Izolacja nie jest jedynym sposobem na przetrwanie – rudowłosy skwitował. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Jeśli chcecie walczyć, możemy walczyć. My mamy maszyny, broń i Esterni po naszej stronie, wy... cóż. Mam nadzieję, że ostrzycie te dzidy.

Na dźwięk tych słów przez moje ciało przebiegła gęsia skórka. Liczyłam, że moja obecność tutaj uchroni wszystkich przed rozlewem krwi, dokładnie tak, jak zapewniał mnie o tym Hydro. Teraz jednak wizja pojedynku była coraz wyraźniejsza.

– W porządku – odparła w końcu Exo, po chwili ciszy. Zaskoczyła tym wyznaniem wszystkich, tutaj zgromadzonych. – Zostawię swoich zwiadowców na posterunku, a wy działajcie.

– W porządku – powtórzył po niej Cloak.

– A i kochanie... Niech nikt nie wie o naszym układzie – szepnęła w stronę kaprala, jednak na tyle głośno, że zarejestrowałam każde słowo.

Kochanie.

Już po chwili przywódczyni opuściła stację. Jej towarzyszki również udały się na zewnątrz. Przez niewielkie wejście zaobserwowałam jedynie, że część z nich ustawiła się w szeregu, a druga część wyruszyła za Exo, w nieznanym mi kierunku. Przeleciałam wzrokiem po wszystkich osobach i zatrzymałam się na rudowłosym. Ten nerwowo podrapał się po karku, kiedy moja zdziwiona mina skutecznie dała mu znać, że wszystko słyszałam. Wykorzystał chwilę, gdy Hydro odszedł od mojego boku i przyłożył palec do swoich ust. Prosił mnie o dyskrecję. Skinęłam głową w odpowiedzi.

– Myślisz, że to się uda? – zapytałam.

Ściągnęłam z siebie uzbrojenie i rozplątałam włosy. Odrzuciłam noże, pistolety i inne dziwnie wyglądające gadżety na blat biurka, po czym opadłam na krzesło. Obkręciłam się i spojrzałam w stronę białowłosego, który siedział na łóżku. Nie spuszczał ze mnie wzroku, ani na sekundę.

– Mam taką szczerą i cholerną nadzieję – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Chciałbym żyć normalnie.

– Żyłeś w czasach, w których jeszcze wszystko było, no wiesz... dobrze? – zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyłam się nimi w uda. Zrobiłam to jednak o tyle dyskretnie, o ile byłam w stanie.

– Nie. Chciałbym jednak, aby moja siostra zobaczyła coś poza tym bunkrem – podniósł się i ruszył w moim kierunku. – Lotus, przestań zaciskać pięści.

Ponownie, tak jak poprzednim razem, kucnął naprzeciwko mnie i ujął moje ręce w swoje. Palec po palcu, łagodził mój uścisk.

– Nie wiedziałam, że masz siostrę – szepnęłam. Obserwowałam jego poczynania z zaciekawieniem. Nikt wcześniej nie zwrócił uwagi na mój nietypowy sposób radzenia sobie z emocjami. Byłam przekonana, że ani jedna osoba z mojego otoczenia nawet nie wiedziała, o moim tiku. On jednak zauważył go od razu.

– Dużo rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz... – uśmiechnął się pod nosem. – Chcesz się przespać przed podróżą? – zapytał, zmieniając temat.

– Przed podróżą? – nie ukryłam zdziwienia, ale i niechęci. Dopiero co wróciliśmy ze stacji, a ja naprawdę miałam ledwo dopuszczający z wychowania fizycznego. Nie byłam w stanie robić tylu kilometrów w skali dnia. Ból kolana również odzywał się coraz mocniej.

– Chciałaś wrócić do domu, czyż nie?

Dom. Mój ukochany akademik. Satynowa pościel. Pełna lodówka. Laptop pełen ulubionych seriali i gorących tatusiów. Zapomniałam już o Glasgow. Zdarzenia w Aurori pochłonęły mnie do tego stopnia, że całkowicie porzuciłam myśli o swoim dotychczasowym życiu. Dopiero gdy Hydro wypowiedział te słowa, dotarło do mnie, co to oznacza.

Już nigdy więcej nie wrócę tutaj.

Poczułam ukłucie w sercu na myśl o opuszczeniu tego świata. Był dziwny, specyficzny. Miał w sobie mnóstwo tragizmu, jednak z każdym krokiem po bunkrze, czułam, że to miejsce było nie tylko schronieniem dla tych ludzi, ale i nadzieją. Wspierali się w niesamowity sposób, tkwili przy sobie. Znaleźli rozwiązanie, aby przetrwać i mimo beznadziejnej sytuacji, nie tracili woli walki. Nie tracili nadziei. Coś w tym wszystkim oczarowało mnie. Pochłonęło bezpowrotnie.

Wizja powrotu do domu, stała się niemalże smutna.

Zwlekałam z odpowiedzią. Nie wiedziałam, co zrobić.

Zawsze byłam mistrzynią planowania. Mój grafik był napięty, a więc elektroniczny kalendarz szybko stał się moim przyjacielem. Nie podejmowałam nigdy pochopnych decyzji. Każdą skrupulatnie rozkładałam na czynniki pierwsze, analizowałam, tworzyłam listy wad i zalet wszystkich rozwiązań. Dopiero gdy kilkukrotnie upewniłam się, że to, co chce zrobić, jest słuszne, wdrażałam plan w życie.

Teraz jednak po raz pierwszy, miałam nieodpartą ochotę zrobić coś szalonego. Irracjonalnego. Coś, co sprawi, że Naida Hicks na zawsze odejdzie w zapomnienie, a na jej miejsce wskoczy Lotus.

– Nie jest łatwo żyć pod ziemią – szepnął Hydro, jakby czytając moje myśli. – Brak naturalnego światła, ograniczona przestrzeń, ciągłe napięcie... Ale marzymy o dniu, kiedy będziemy mogli wrócić na powierzchnię i odbudować świat, który kiedyś znaliśmy.

Spojrzałam na niego, widząc w jego oczach zarówno determinację, jak i tęsknotę. Wiedziałam, że tak długo jak tu jestem, daję tym ludziom przekonanie, że wszystko będzie dobrze. Gdy zniknę, stracą kartę przetargową w konflikcie z Desertici.

Kim byłam, aby pozbawić wielu ludzi nadziei?

Kim byłam, aby odebrać im możliwość powrotu do normalności?

– Do tego czasu – szepnęłam. – Będziemy musieli trzymać się razem i przetrwać.

– Dokładnie – odpowiedział z uśmiechem. – Witaj w domu.

One-shot w ramach wyzwania "Zaginione miasta" pod patronatem @nieosrajsie

Celem wyzwania było stworzenie one-shota, o tematyce „Zaginione miasta".

Dziękuję za podróż z moją krótką historią i zapraszam do innych uczestniczek:

@atriabooktook

@MiriaMaddie

@kuczynskaola

@Queenie_132

@thegirlfromstarsxox

@gdzie0wedruja

@Lovvska

@AnielaPe

@bookowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro