Samotność to zmora

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Po zniknięciu Mirandy, wraz z Krystianem zrozumieliśmy, że sytuacja jest zbyt poważna. Szukaliśmy wiele dni, ale nie było jej nigdzie. Ogród, o który tak dbała, pozostawał nietknięty. Postanowiliśmy spróbować uciec, mimo tego, że chłopak opisywał swoje poprzednie próby, jako nieudane.

Kiedy minęliśmy ostatnie budynki w mieście, poczułam się nieco spokojniej. Widziałam pola, które mijałam, po pozostawieniu roweru przy drzewie. Powoli budziła się we mnie ekscytacja. Byłam świadoma, że będziemy musieli nadłożyć drogi i najprawdopodobniej odpadną mi stopy, ale stwierdziłam, że jest to warte zachodu. Moje życie wyglądało okropnie, to prawda, ale to tutaj – to nie było życie. Krystian był cudownym przyjacielem, ale nie mogliśmy być skazani na siebie przez wieczność. Co ze szkołą, pracą, marzeniami? Po drodze rozmawialiśmy o tym, czego pragnęliśmy w głębi serc. Krystian chciał zostać weterynarzem i wyprowadzić się do dużego miasta. Ja pragnęłam spróbować sił w muzyce, od zawsze pisałam teksty i marzyłam o tym, aby nauczyć się grać na gitarze. Powoli i chłopakowi udzielała się ekscytacja, gdy szliśmy przez kolejne kilometry, zmęczeni przez ostre słońce. Jednak do czasu.

Kiedy słońce było w zenicie, zobaczyłam budynki w oddali. Prawie podskoczyłam.

- Krystian! Miasto! – krzyknęłam i wybiegłam do przodu. Chłopak nie pobiegł za mną, wtedy jeszcze nie rozumiałam czemu. Biegłam przed siebie, praktycznie płacząc ze szczęścia, gdy nagle zrozumiałam i zatrzymałam się gwałtownie. Stanęłam jak wryta, mierząc wzrokiem budynki na obrzeżu tego pierdolonego, niekończącego się, martwego miasta.

Krzyknęłam we frustracji, ale Krystian szybko mnie dopadł i zatkał mi usta.

- Chcesz skończyć jak Miranda? – wyszeptał, przyciskając moje ciało do swojego nieco za mocno, zważając na okoliczności. Ciepło rozeszło się w moim ciele w odpowiedzi na ten dotyk. Poczułam, jak miękną mi kolana. Chłopak najwyraźniej też coś poczuł, bo nie puścił mnie od razu. Zabrał rękę z moich ust i opuścił ją na brzuch, tuż obok drugiej. Przycisnął mnie do siebie nieco mocniej i pochylił głowę, tak, że jego nos łaskotał mój policzek.

- Mówiłem Ci, już próbowałem stąd uciec. Przykro mi – wyszeptał.

*

Tej nocy męczyły mnie koszmary.

Odgłos zbijającego się szkła.

Krzyki.

Poczułam siarczyste uderzenie, ból rozlał się po moim policzku i kości skroniowej.

Klatka się zmienia, już nie jestem w domu, a w szkole.

Trzy dziewczyny idą za mną, śmieją się.

Staram się je ignorować, ale jedna z nich ciągnie za mój plecak.

Spotkanie z zimną podłogą nie jest przyjemne.

Tak samo jak ich kopnięcia i obelgi.

Jedna z nich pluje na mnie.

Wszystkiemu przygląda się chłopak o obsydianowych oczach z diamentowymi odpryskami.

- Pozwolisz im na to? – pyta, wręcz mruczy.

- Nie mogę nic zrobić! – krzyczę.

Chłopak się śmieje i podchodzi do mnie powolnym krokiem.

- Ależ oczywiście, że możesz, po prostu nie chcesz ich skrzywdzić. Ale oni cały czas krzywdzą Ciebie. Jak możesz kochać świat, który nienawidzi Ciebie? – Jego głos wabi, obiecuje rzeczy, które powinny być zakazane, woła do części mojej duszy, której istnienia nie byłam świadoma.

Powoli podnoszę się na kolana. Dziewczyny zamierają w miejscu. Moje serce zwalnia, gdy chwytam jedną z nich za szyję, która po chwili pęka z głuchym trzaskiem.


- OBUDŹ SIĘ KURWA! – Jego krzyk wyrywa mnie ze snu. Moje serce bije mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi.

- Krzyczałam? – zapytałam. Chłopak pokręcił głową.

- Nie. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem pochylony nad tobą cień.

*

Kolejny dzień nie był cudowny. Sen, który zafundował mi cień, przypomniał mi o tym,  jak bardzo nie cierpiałam części swojego życia. Ludzi. W sumie, jakby się nad tym zastanowić, to nie miałam zbyt wiele do lubienia. Do czego tak właściwie chciałam wracać?

Krystian musiał wyczuć, gdzie zmierzają moje myśli, bo podczas spaceru ujął moją dłoń i zatrzymał się. Wciągnął mnie w swoje ramiona i owiał mnie delikatny zapach mięty, wymieszanej z czymś ostrzejszym. On zawsze przylegał do chłopaka i przez ostatnie tygodnie, a może miesiące, gubiłam już czas, uspokajał mnie.

- Wiem, że czujesz się teraz źle, ale pamiętaj, że cienie pokazują ci tylko to, co odbiera ci wszelką nadzieje. Staraj się skupić na dobrych chwilach – mruknął w moje włosy. No tak, przecież on już się z nimi spotkał i w jakiś heroiczny sposób je pokonał. Westchnęłam.

- Jakich dobrych chwilach? – zapytałam. Chłopak uniósł głowę i spojrzał w moje oczy z intensywnością, która mogłaby zabić. Nachylił się powoli, jakby czekał na pozwolenie. Kiedy złożył na moich ustach pocałunek, poczułam coś na kształt ciepła, formującego się z mojej klatce piersiowej.

- Jeśli do tej pory żadnych nie miałaś, to czas je stworzyć – skwitował z lekkim uśmiechem.

*

Dalej szukaliśmy sposobu, aby się wydostać. Z dnia na dzień obydwoje traciliśmy nadzieję i co raz więcej czasu spędzaliśmy na wygłupianiu się i wypełnianiu nudy. W którymś momencie przestaliśmy bawić się w podchody. Pocałunki były co raz częstsze, a Krystian przynosił mi kwiaty, które znajdywał w okolicznych ogrodach. Ja szukałam ciekawych podarków w pustych domach, opustoszałych, aczkolwiek w pełni wyposażonych sklepach.

Mieliśmy coś, namiastkę normalności w tej relacji, która nas łączyła, która pewnie nigdy nie miałaby szansy rozkwitnąć, gdyby nie to miejsce. O ironio, bo właśnie to miejsce potem nas rozdzieliło.

Pewnego ranka, gdy obudziłam się, Krystiana już nie było. Wiedziona przeczuciem, zanim zaczęłam go szukać, zajrzałam do kuchni, w której spędzał tyle czasu.

Na blacie leżała mała kartka.

Przepraszam, nie dam rady dłużej. Chcę zapomnieć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro