Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszystkie mieszkanki pokoju, w tym ja, gapiłyśmy się na Białoruś, jak na przybyszkę z kosmosu.

— Jesteś pewna, że wszystko ok? Nigdy nie używasz mojego imienia prawie nigdy, a jego skrótu, od czasów, aż... — Gabija wzdrygnęła się prawie niezauważalnie — Dodatkowo, mówisz do mnie podejrzanie miło. Coś tu jest nie tak.

Lyudmyla nagle posmutniała.

— Ah. Czyli tak wygląda sytuacja. Dobra. W tej chwili nie jest to istotne — wyglądała, jakby chciała pocieszyć samą siebie, jednak nie miałam pojęcia o co chodzi.

— Tak czy inaczej — kontynuowała — Irina musi zachować dziedzictwo. Inaczej Bia... Znaczy, Rosja może to wykorzystać, nawet gdy się go zrzecze i nikomu nie odda.

— Czekaj — zmrużyłam podejrzliwie oczy — czy ty przypadkiem nie pomagałaś Dimitriowi?

Westchnęła. Na jej twarzy prezentowała się zwykła lodowata obojętność, lecz nie nienawiść i chęć mordu, którą ujawniła tego popołudnia, kiedy dowiedziałam się o mojej tożsamości, a którą czasem zauważałam w jej oczach. Wyglądała ludzko. I może to stwierdzenie było niczym specjalnym, dla mnie znaczyło wiele.

— Musze powiedzieć wam wszystko od początku. Zacznijmy od tego, że nie jestem Białorusią, a przynajmniej nie taką, o jakiej myślicie.

Po tych słowach zapadła martwa cisza.

— Co to znaczy? — zapytała Gabija. Na jej twarzy malował się kompletny szok, którego maskowanie nie szło zbyt dobrze.

— Jestem personifikacją Wolnej Białorusi — odpowiedziała Lyudmyla spokojnie.

— Czyli... Jak to działa, nie rozumiem? — spytałam.

— Moja siostra... — zaczęła, ale przerwała jej Polska.

— Masz siostrę? Czekaj, to jak to w końcu działa? To ty chodziłaś z nami do szkoły czy ona? A przyjaźń z Gabi?

— Kiedy się urodziłyśmy, byłyśmy identyczne, więc nasz ojciec myślał,  że Białoruś spotka rozłam. Wychowywał nas w duchu miłości do Rosji. Chodził z nami na spotkania i zauważył, że ona ciągle spędza czas z Rosją, a ja z tobą. Dlatego właśnie było to dziwne spotkanie z Leną i Dimitriem. 

— Pamiętam! — przypomniała sobie Polska — byłyście denerwujące.

— Kto to mówi — westchnęła cicho Litwa, a na twarzy Wolnej Białorusi pojawił się lekki półuśmiech.

— Wracając, ten stan trwał, dopóki nie dorośliśmy na tyle, żeby pokazać mu swoje flagi. Ona miała na swej twarzy piękną flagę Białorusi, a ja.... No cóż, ojcu chyba nie spodobały się moje biało-czerwono-białe pasy... Cóż, na szczęście miałam plan. Udawałam, że to ja jestem Białorusią, malując na twarzy obecną flagę i zachowując się jak ona. Wszystko wydało się przez Dimitria, który poskarżył się, że w szkole zachowuję się inaczej — Lyudmyla aż się wzdrygnęła— Ojciec odkrył prawdę. Nie byłam tam bezpieczna. Bałam się o swoje życie. Moim celem było znalezienie biologicznych rodziców. Kiedy mi się to udało, nie pamiętali mnie. Ale sami byli działaczami demokratycznymi na Białorusi, więc przyjęli mnie, jako swoją pomoc. Niestety, biologiczny tata zmarł podczas protestów w 2020 roku. Same z mamą żyło nam się trudno. Postanowiłam pomagać jej, pójść do pracy, w zamian za udzielenie schronienia. Wkrótce i tak musieliśmy uciekać z kraju i znalazłyśmy schronienie na Litwie. Ja jednak, kiedy tylko dowiedziałam się, że istnieje dziedziczka, państwo nieuznawane, musiałam tu przybyć. Nie było łatwo, nie miałam pieniędzy, więc musiałam podróżować na gapę. 

— Co się stało z twoją matką? — zapytała Słowacja. Przez ten czas nie odzywała się w ogóle, co było niecodzienne dla gadatliwej dziewczyny. Zapomniałyśmy więc o jej obecności i teraz wpatrywałyśmy się w nią zaskoczone.

— Została tam. Na szczęście nie jest sama. Ale nie przybyłam tu po to, żeby sobie porozmawiać.

— Cała ta historia jest jakaś dziwna — pokręciła głową Gabija — A właśnie, jak mamy się do ciebie zwracać? To znaczy, która z was to Lyudmyla? Obie się tak nazywacie?

— Właściwie, to pierwotnie było tylko moje imię. Jednak kiedy ojciec zapisywał mnie do szkoły, myśląc że jestem nią, stwierdził, że prawie nikt  oprócz Dimitria, nie rozpoznawał siostry, a mnie znała grupka osób. Chciał całkowicie wymazać z głów ludzi dwie Białorusie. Dlatego zapisał mnie, pod moim imieniem, myśląc że to ona.

— Skomplikowane — mruknęła Polska.

Nie mogłam się z nią nie zgodzić. Informacje w mojej głowie zaczęły się niejasno mieszać.

— To jak ma w końcu na imię Białoruś? — zapytała Litwa.

— Olga — odpowiedziała Białoruś.

— Więc dobrze, super. To po co tu jesteś? Przecież nie jechałaś tu przez cały kraj, żeby tylko powiedzieć nam: nie oddawajcie dziedzictwa — skomentowała Gabija.

— "Tylko powiedzieć o nieoddawaniu dziedzictwa?" Zrobiła nam półgodziny wykład o swoim życiu, a ty twierdzisz, że mówiła tylko o dziedzictwie? — wtrąciła się Lena.

— Może nie pół godzinny. Przepraszam, jeżeli was zanudziłam -— usprawiedliwiła się Ludymyla, na co Gabija szepnęła coś o ważnych rozmowach — macie rację. Nie jestem tu tylko przez dziedzictwo. Jestem śledzona.

Myślałam, że tego dnia nic mnie już nie zaskoczy, jednak nie miałam racji.

— Co to znaczy śledzona? —  krzyknęła Lena tak niespodziewanie, że aż podskoczyłam na swoim miejscu. — Czy ty kompletnie postradałaś rozum? Przecież przebywa tu sama Dziedziczka! Podążając twoim tropem, mogą jej coś zrobić!

— Teraz się o mnie martwisz, taak? Jeszcze chwilę temu mówiłaś, że zagrażam światu moim dziedzictwem — skomentowałam z przekąsem.

—  Nie przekręcaj moich słów. Nie powiedziałam, że ty jesteś złą osobą i zagrożeniem, tylko dziedzictwo —  odpowiedziała Lena, jej wzrok był niezwykle poważny. Rzadko widziałam ją w takim stanie, głównie wtedy, gdy słuchała informacji z jej kraju —  możesz podejmować złe decyzje, których nie popieram i nigdy nie będę, ale mimo to, wciąż jesteś moją przyjaciółką. Oczywiście, nie tyczy się to niezwykle złych rzeczy, które możesz zrobić — dodała poważnie.

—  To samo ja —  mruknęła Gabija.

—  Cicho, nie przerywaj mi teraz — ofuknęła ją Polska — więc, mimo, że się całkiem nie zgadzam z twoim pomysłem na zachowanie dziedzictwa, który, defacto, jest teraz konieczny, nie chcę tracić z tobą relacji.

— A gdybym miała możliwość tego nie robić? Dalej byś mnie tak akceptowała, czy miałabyś  wciąż do mnie problem? —zapytałam z nutką sarkazmu. Nie było mi łatwo wybaczyć nikomu, kto jeszcze przed chwilą namawiał mnie do zmiany zdania.

— Próbowałam cię do tego namówić, właśnie dlatego, że mi na tobie zależy! — wybuchnęła — zresztą nie tylko mi, to samo tyczy się Gabiji i Evy — wspomniane dziewczyny kiwnęły głowami — uważam że to złe, więc chciałyśmy uchronić cię przed tym losem. Ale to nie znaczy, że się nienawidzimy.

— Łagodnie ujęłaś to: "namówić" — prychnęłam, ale w głębi duszy zaczęłam zastanawiać się, czy dziewczyna przypadkiem nie ma racji.

— Dobra — odezwała się zniecierpliwiona Lyudmyla — możemy roztrząsnąć te rzeczy później?

— A właśnie — przypomniała sobie Lena — czego ty w końcu od nas oczekujesz?

— Czy to nie oczywiste? — odparła Białorusinka. — Schronienia.

Na chwilę zapadła cisza, ale szybko została przerwana przez narwaną Polkę.

— Czyli? Co mamy twoim zdaniem zrobić? Ukryć cię pod łóżkiem?

Nietęga mina Lyudmyly mówiła, że chyba właśnie to miała na myśli.

— Nie ma mowy — stwierdziła Lena. Lyudmyla nie poddała się tak łatwo i zwróciła swój wzrok ku Gabiji, która nerwowo przestępowała z nogi na nogę.

— Wiesz... Może faktycznie jej pomożemy?

— Oszalałaś? — zapytała Polska — Wiem, że to twoja przyjaciółeczka, ale zdajesz sobie sprawę z konsekwencji? Przecież jeżeli odkryje nas nauczyciel, wylecimy ze szkoły!

— Naprawdę?  Da się nie chodzić do tej szkoły, będąc krajem? — zaciekawiłam się, ale nikt mnie nie słuchał.

— Jeszcze przed chwilą robiłaś takie piękne gadki o przyjaźni, a teraz widać, co myślisz — kontratakowała Litwa.

— Poświęcę wiele dla przyjaźni, ale nie aż tyle!

—  Tyle, czyli co? Karierę i wygodną posadzkę?

—  Nie! Zresztą, nawet jej za dobrze nie znam!

—  Ale na arenie międzynarodowej wspierasz!

— Bądźcie już cicho! —  krzyknęłam. Dziewczyny przerwały swoją kłótnię i spojrzały się na mnie zaskoczone —  Jeżeli tak dalej będzie, każdy tu oszaleje! Czy wy nie umiecie nic innego, niż tylko się kłócić?

— Przed chwilą sama się z nami sprzeczałaś —  mruknęła Litwa, co nie uszło mojej uwadze, lecz postanowiłam to zignorować. Wpadłam na dobry pomysł.

— Może, zamiast ustalać, co z tą Białorusią... Zajmijmy się tamtą — zasugerowałam.


1289 słów.

Wiem, miało być wczoraj, ale mi się nie chciało.

Zbliżamy się do końca tej książki, bo nie chcę jej ciągnąć na siłę, punkt kulminacyjny już osiągnięty został dawno, to jest taki zwrot akcji przed zakończeniem. Szykujcie się na jeszcze jakieś 3 rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro