Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po przejściu testów i egzaminów Lyudmyla została przydzielona do naszej klasy.

— Uczyłam się w kilku szkołach na Białorusi i Litwie. Dodatkowo, tutaj zrobiłam sobie powtórkę — wyjaśniła, gdy dziwiłyśmy się nad jej wiedzą.

— Dużo umiałaś. Moja pomoc tu była prawie zbyteczna — zauważyła Gabija.

Przez te dwa dni, podczas których rozgrywały się losy naszej przyjaciółki, spała w pokoju z młodszymi dziećmi, ponieważ one nie rozniosą niebezpiecznych plotek po szkole. Nie znały się na obecnej polityce i po prostu myślały, że ktoś nie ma miejsca w pokoju. Gdyby jednak coś się domyślały, groźby, według dyrektora, byłyby dobrym rozwiązaniem. Resztę dnia za to spędzała u nas. Dyrektor postanowił, że umieszczenie jej w pokoju z Olgą i Luciją, czyli jej chorwacką współlokatorką nie jest zbyt bezpieczne. Znalezienie odpowiedniego pokoju było nie lada wyzwaniem, ponieważ w większości nie było miejsc. W końcu, postanowiono, że wstawi się dodatkowe łóżko w pokoju Czarnogóry, Albanii i Grecji. Dziewczyny miały zostać zapytane o zgodę dopiero w dniu oficjalnego przyjęcia do szkoły Wolnej Białorusi, a w razie niezgody podobno nie było obmyślanego planu. 

Tak czy inaczej cieszyłam się, że już jutro moja koleżanka dołączy do naszej klasy. Byłam też również pełna obaw. Czy na pewno odnajdzie się, po tylu latach spędzonych na tułaczce? Jak zareaguje Olga na widok swojej siostry? A reszta klasy? 

Próbowałam spać, ale różne myśli wciąż chodziły mi po głowie. Nie mogłam zasnąć, więc przewracałam się z boku na bok.

— Możesz się tak nie wiercić? — usłyszałam zirytowany szept. Prawdopodobnie należał on do Gabiji.

— Przepraszam — odszepnęłam, starając się być cicho.

Kiedy wreszcie udało mi się zapaść w sen, zobaczyłam dwie czerwone twarze. Trochę mi zajęło, by przypomnieć sobie, skąd je kojarzę, ale zrozumiałam, że pamiętam je z mojego wcześniejszego snu. Tym razem nie słyszałam już chaotycznych krzyków o zemście i mogłam przyjrzeć się bliżej każdej postaci. Mężczyzna był ubrany w mundur, którego nie rozpoznawałam, ale biorąc pod uwagę kolor jego twarzy i emblemat w rogu, byłam skłonna uwierzyć, że to mundur sowiecki. Jego twarzy była pokryta bliznami, jedno oko wyglądało na ślepe - tęczówka była cała czerwona, a źrenica biała. Drugie wyglądało raczej normalnie - było zielono- żółte. Włosy miał krótkie, również czerwone. Kobieta za to miała średniej długości, faliste włosy, sięgające do ramion, ubrana w białą koszulę i ciemną spódnicę po kolana. Jej oczy były niebieskie. Twarz miała taką jak mężczyzna, z tym, że bez tylu blizn. Oboje wpatrywali się we mnie, aż mężczyzna przemówił.

— Rozumiem, że nic do ciebie nie dociera — stwierdził.

— To znaczy? — zapytałam, lekko przestraszona. Ostatnim razem, kiedy widziałam te postacie, prawie zostałam zamordowana. Co prawda to był sen, ale przerażenie zostało.

— Ostatnim razem, kiedy mój ojciec groził ci nożem, zrobiłaś dokładnie coś przeciwnego — odezwała się tym razem kobieta. Jej głos przypominał zgrzyt metalu o metal.

— Czego ode mnie chcecie? — dalej nie rozumiałam. Domyśliłam się jednak, kim były postacie — Jesteście dwiema personifikacjami ZSRR, tak? To twój ojciec, który był poprzednikiem, a później ty.

— Jakaś ty inteligentna — odezwała się sarkastycznie starsza personifikacja.  — Jednak jakimś cudem, nadal nie rozumiesz celu naszej wizyty.

Przesunął się do mnie bliżej na co zadrżałam.

— Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich, również nazywany Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, był zawsze potężnym państwem. Byłem dumny, że mogę być personifikacją takiego narodu. Mimo kilku porażek, zwykle to ja zwyciężałem ze Stanami Zjednoczonymi. Ale na każdego przychodzi pora, nawet na największą potęgę. Umarłem, a władzę przejęła moja córka — to słowo wypowiedział z pewnym jadem, nie tak jak zwykle osoby wypowiadają się o swoich dzieciach, lub osobach, które uważają za dzieci. — Za jej panowaniem, nasze imperium runęło. A to wszystko za sprawą nie tylko mojej następczyni — ściszył głos — ale również Litwy. Twojej przyjaciółki.

— Nadal nie rozumiem w czym problem — odważyłam się odezwać.

Kobieta usiadła bliżej mnie.

— Problem jest taki — syknęła — że masz nasze dziedzictwo. A mimo to trzymasz się z naszymi wrogami. Czemu nie mogłaś zaprzyjaźnić się z taką Olgą lub Dimitriem? Oni by sprowadzili cię na lepszą drogę.

— Czy to jest sen? — spytałam nieoczekiwanie, nawet dla samej siebie. Nie wiedziałam, jak to działa, a potrzebowałam tego, żeby obmyśleć dalsze kroki. 

— To coś w rodzaju snu świadomego. Jakiś typ wizji — odpowiedział mężczyzna, zaskoczony moim pytaniem. 

— Nie — powiedziałam, wstając. Czułam się przestraszona, sprzeciwiając się tak wielkim imperiom. Dodatkowo, były to dorosłe personifikacje. Mogły jakoś fizycznie mnie skrzywdzić, nie wiedziałam, jak ten świat działa. Serce biło mi w piersi, czułam przypływ adrenaliny. — Nie porzucę moich przyjaciół! Mogą postępować wbrew moim osobistym opiniom, ale to wciąż moi przyjaciele. 

— Głupiec z ciebie — powiedziała kobieta — przecież z takim statusem jaki ty masz i one mają, nigdy nie uda ci się coś wywalczyć na arenie międzynarodowej.

— Czy zawsze musi o to chodzić? O relacje międzynarodowe? Nie mogę ich po prostu lubić, jako człowiek? — spytałam.

— Nie. To nie ma sensu. Po co przyjaciele, skoro nie pomogą ci jako krajowi? Ne umiesz zrozumieć podstawowych praw w świecie personifikacji. Jesteś bezużyteczna. Niby jak sobie poradzisz bez dziedzictwa? — patrzyła mi się w oczy, jakby próbowała mnie odczytać.

Wytrzymałam jej spojrzenie. Powoli, wiedza o tym co zrobiłam, napływała do mnie. Dopiero teraz zrozumiałam pełnię niebezpieczeństwa tego posunięcia. Jednak odpowiedziałam pewnie:

— To dziedzictwo zostało mi dane, żeby chronić moich ludzi. Nie możesz mi go zabrać. Ale to nie znaczy, że nie mogę się zadawać z przyjaciółmi. Może jesteśmy państwami. Ale również jesteśmy ludźmi. Przywiązujemy się do innych, chronimy naszych bliskich. Odczuwamy emocje i uczucia, miłość, nienawiść, ból, szczęście, żal, przerażenie, lęk. Jesteśmy personifikacjami, co sprawia, że mamy więcej obowiązków od innych, ale to nie czyni nas ani trochę mniej ludźmi. To właśnie do nich jestem najbardziej podobna. Tak samo nieidealna, mająca problemy. Kłócąca się i godząca, podejmująca się wyzwań i ustępująca. Bo my, wbrew powszechnemu nazewnictwu, nie jesteśmy państwami - jesteśmy narodami.

Powiedziałam to na jednym oddechu, więc teraz wdychałam łapczywie powietrze. Postacie przede mną obdarzyły mnie tępym spojrzeniem.

— Wierzysz, że nie jesteś tylko garstką ziemi, a ludźmi — stwierdził mężczyzna — po tym wszystkim, co niektórzy robili. Jak bezlitośnie zabijali innych, torturowali, uważali się za lepszych z błahych powodów. Wiesz ile było takich przykładów w dziejach, od starożytności, aż po współczesność. Niech twoja głupia moralność sama rozważy - czy nie lepiej być bezuczuciowym terytorium, które wykonuje swoją pracę? Czy utożsamiać się z tymi ludźmi.

— To dzięki nim istnieję — odpowiedziałam po chwili wahania — i nie biorę odpowiedzialności za złe czyny ludzi. Nie jestem nimi. A ludzkość może być lepsza. I jeżeli narody i ludzie połączą siły, możemy zmienić świat na lepsze.

— Słuchaj — uciął mężczyzna — nie jestem tu, by być świadkiem przemowy motywacyjnej do ludzkości. Nie masz racji. To niemożliwe, by coś takiego zmienić. Ale przyszedłem tu, by pokazać ci oczywistość, którą uparcie odrzucasz. Ludzie się nie zmieniają. Ale nie mam czasu się z tobą kłócić. Chcę jeszcze spotkać się z moimi godnymi następcami — podkreślił przedostatnie słowo. Wstał i odszedł w mrok, a jego córka posłała mi rozczarowane spojrzenie. Podążyła za nim, a ja siedziałam nadal na swoim miejscu.

W pewnym momencie usłyszałam dźwięk budzika i zaczęłam wybudzać się z tego snu. Utworzyłam oczy i ujrzałam znów nasz pokój i budzące się przyjaciółki. Uśmiechnęłam się, mimo niewyspania. W tym świecie nic się nie zmieniło.

***

Stałyśmy we czwórkę przed klasą. Do dzwonka zostało jeszcze parę minut, więc prawie całej naszej klasy jeszcze nie było. Pojedyncze osoby, które już zdążyły przyjść, obrzucały nas zdziwionymi spojrzeniami, widząc Lyudmylę z nami. Ale już niedługo mieli dowiedzieć się prawdy.

— A co ona tutaj robi? — usłyszałam głos zza pleców. Ujrzałam Olgę, z założonymi rękami i obojętnym wyrazem twarzy, jednak po oczach można było dostrzec, że gotuje się ze złości.

— Będzie chodzić do naszej szkoły — odparła z równym spokojem Litwinka, i jakby chciała uprzedzić ewentualne pytania, dodała:

 — Nie możesz jej nic zrobić. Jest pod ochroną dyrektora.

— Jeszcze zobaczymy — syknęła Białorusinka przez zaciśnięte zęby. 

Stanęła dalej i obserwowała nas uważnie, aż do dzwonka. Gdy ten ogłosił rozpoczęcie lekcji, weszłam do sali, podchodząc do ławki, którą zwykle zajmowałam. Jednak moje miejsce obok Gabiji zostało już zajęte przez Lyudmylę. Blondynka popatrzyła się na mnie, wzrokiem pytając, czy to w porządku. Kiwnęłam głową. W końcu Wolnej Białorusi nie była tutaj od kilku lat, a dodatkowo, była to jej przyjaciółka. Miały prawo siedzieć razem. Znalazłam więc wolne miejsce obok Leny. Ta zwykle siedziała z Istvanem, ale dzisiaj go miało nie być, bo podobno jest chory. Wiadomo, czarna ospa, epidemia, dżuma, kiła i tak dalej. Co prawda podobno to było tylko przeziębienie, ale warto być ostrożnym.

Nauczycielka biologii weszła do sali, ale nie sama. Za nią podążył dyrektor. Wywołało to poruszenie w klasie, która i tak już podejrzewała, że dzieje się coś dziwnego, widząc zduplikowaną koleżankę. 

— Dzień dobry dzieci, siadajcie — powiedziała nauczycielka, spoczywając na własnym krześle. 

— Dzieeeń dooobryyyyy —rozległy się znudzone głosy. 

— Zanim zaczniemy lekcję, chciałbym jeszcze coś ogłosić — przemówił dyrektor. Gestem przywołał Lyudmylę na środek. Dziewczyna wstała i podeszła do niego.

— To jest Lyudmyla. Wiem, że twierdzicie, że ją znacie, ale tak na prawdę zamieniała się ze swoją siostrą o imieniu Olga. Przyłapałem je i stwierdziłem, że obie będą teraz chodzić do tej klasy — ogłosił. Była to uproszczona wersja wydarzeń, jednak wydawało się, że klasie to wystarczy, więc mężczyzna pożegnał się i wyszedł. 

Nauczycielka klasnęła w dłonie.

— Otwórzcie zeszyty i zapiszcie temat ze strony 67 w podręczniku.

***

Kiedy minęły już wszystkie lekcje, byłam raczej zadowolona z sytuacji. Większość osób nie lubiła zbytnio Olgi, za to wizja spotkania jej milszej wersji zachęcało nastolatków. Na szczęście nie było zbyt wielu niezręcznych pytań, a Białorusinka znosiła to wszystko ze spokojem. Za to jej siostra snuła się jak duch po korytarzu, nie rozmawiając nawet z Dimitriem. Można było powiedzieć, że dzisiejszy dzień był jak najbardziej udany.

Idąc, zauważyłam znajomą sylwetkę. Poszłam w tamtym kierunku, stając obok Sergeya.

— Możemy się dzisiaj spotkać? Mam ci dużo do opowiedzenia.


1621 słów (wow).

Jestem zbyt zmęczona, żeby tu cokolwiek napisać, więc miłej nocy, albo o którejkolwiek porze dnia to czytasz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro