Rozdział 6 - Małe Wspomnienia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Było ciepłe lato. Choć czasem padało. Nowa personifikacja Litwy, miała 4 lata. Cóż za piękny wiek! Wtedy młodzi ludzie nie znają zagrożeń świata, a ich największe problemy oscylują wokół zabawek w przedszkolu. Jednak mała Gabija była nieco inna. Jak wiemy, była narodem, co wiązało się z różnymi czynnościami, które musiała wykonywać w swoim wieku. Przede wszystkim, musiała się więcej uczyć. Nie uczęszczała do przedszkola, a jej "mama", czyli poprzednia personifikacja Litwy, była zbyt zajęta żeby się nią zajmować. Poskutkowało to tym, że nasza młoda dziewczynka nie miała zbytnio przyjaciół, nie licząc tych wymyślonych. W swych wymyślnych opowieściach była imperium od morza do morza. Słyszała, że kiedyś już w historii tak było i marzyła o powrocie do tych czasów. Nie znała życia, prawda. Jej relacje z pozostałymi dziecięcymi personifikacjami były... Obojętne. Nie spotykała się z nimi zbyt często. Kilka razy w roku organizowane było spotkanie. Dorosłe personifikacje omawiał jakieś sprawy, a dzieci szły z "opiekunką" czyli jedną z osób z zarządu krajami, na wielki plac zabaw. Musiał być wielki, ponieważ spotykała się państwa z całego kontynentu. Mimo to, place wybierane były jak najbliższe miejsca spotkań, a więc publiczne. Widok był to co najmniej niecodzienny, pięćdziesiąt dzieci goniących się na placu.

Wracając jednak do naszej Lici, która w ten piękny, letni dzień siedziała sobie, jak spokojne, grzeczne dziecko, którym była, w piaskownicy. Piaskownica nie była duża, ale mogła pomieścić niewielka grupę dzieci. Miała szerokie ściany, co sprawiało, że można było na nich robić równe babki z piasku. Jednak nikt nie korzystał z tego urządzenia, gdyż wszyscy mieli lepsze rzeczy do roboty. No, prawie wszyscy, ale o tym zaraz. Na przykład młoda Polka, którą Licia kojarzyła z widzenia - goniła się z jakimś chłopakiem. Ale tak jak już było to wspomniane, nie wszyscy mieli lepsze rzeczy do roboty. Była osoba, która nie miała co robić. Weszła więc do nieoblężonej piaskownicy. Miała ona charakterystyczną bladą karnację i ciemne włosy, które sięgały nieco za łopatki. Związała je w warkocz. Na imię jej było Lyudmyla i nie znała się z Gabjią. Zresztą nie znała się prawie z nikim, jej ojciec, personifikacja Białorusi, był raczej surowy, jeżeli chodzi o znajomości. Ale ona sama również nie garnęła się do zawierania przyjaźni. Wchodząc do piaskownicy, chciała się po prostu pobawić, jak każde normalne dziecko. Ale Gabija miała inne plany.

– Cześć! Jestem Gabija! Chcesz się razem pobawić?

Ciemnowłosa nie zareagowała na ten przyjacielski gest, nakładając spokojnie łopatką piasek. Blondynka wydawała się tym raczej niezrażona, wciąż próbując zagadać do dziewczynki, której powoli kończyła się cierpliwość. W końcu, po kilku minutach, które dla Gabiji trwały całe wieki, udało się od swojej koleżanki wyciągnąć informacje typu imię i wiek. Nie wystarczało to jednak wyższej blondynce, która ze wszystkich sił chciała, aby pomysł wspólnej zabawy został zrealizowany.

– No popatrz! Ja mam takie wiaderko nowe, fajne, kupione! Chodź, pobawimy się!

W końcu Lyudmyla, namówiona wizją nowego wiaderka i łopatki, zgodziła się na wspólną zabawę. Na początku niezbyt wiedziała co robić, jednak ostatecznie znalazła swoją rolę w zabawie, gdzie udawały że pieką i sprzedają ciasta. Brunetka, mimo młodego wieku miała raczej problem z wyrażaniem emocji, jednak w tym czasie nawet się nieco uśmiechnęła. Mimo początkowej niechęci i cichości z jednej strony, a zaangażowania i energii z drugiej, dziewczyny dogadywały się całkiem nieźle.

– Do zobaczenia – krzyknęła Gabija, gdy spotkanie skończyło się a dziewczyny musiały się rozejść każda w swoją stronę.

– Do zobaczenie – odpowiedziała tym samym Lyudmyla, spodziewając się jednak, że to szybko nie nastąpi.

Jakież było jej zdziwienie, gdy przy następnym zebraniu podeszła do niej ta sama wyższa dziewczyna, krzycząc: Hej, pamiętasz mnie? To ja, Litwa!

Oczywiście, że pamiętała. A więc spędzały ze sobą te krótkie chwile, kilka razy w roku. Czy to była przyjaźń? Trudno powiedzieć, znały się bardzo krótko. Ale każda z nich, w swoim dziecięcym, naiwnym serduszku, wierzyła, że tak jest. 

Ani jedna ze starszych personifikacji nie wiedziała o tej więzi,  łączącej ich dzieci. Mama Lici nie była zbyt obecna w życiu córki, tata Białorusi nie pozwalał jej się widywać prawie z nikim. No właśnie, prawie.

W czasie pewnego spotkania jesiennego, zarówno Lyudmyla, jak i Gabija przyprowadziły do piaskownicy kogoś jeszcze.

– To jest Lena. I jest z Polski. No i chce się z nami pobawić – zaczęła ta druga.

– A to jest Dimitri – przedstawiła towarzyszącego jej chłopaka pozostałym. Od strony Leny dało się słyszeć fuknięcie, coś w stylu "ta ruska zaraza tutaj?". Białorusinka pochyliła się i szepnęła do ucha Litwince:

– Tak na prawdę to go nawet nie lubię. tata mnie zmusza, żeby z nim gadać, bo jakaś potęga czy coś. 

Gabija skinęła głową ze zrozumieniem, a Lyudmyla wyprostowała się. Cała czwórka stała przez chwilę w ciszy, aż w końcu Litwa zabrała głos:

– To... chcecie pobawić się piaskiem? A może w rodzinę?

– W nic się nie chcę bawić z dziewczynami – powiedział Dimitri i już go nie było.

– Zaczekaj, musimy ze sobą rozmawiać, ojciec mnie zabije – krzyknęła za nim ciemnowłosa.

– A idź w diabli! Jak nie chcesz się z nami bawić, twoja strata! – zawołała za nim Polka. Pozostałe dziewczyny popatrzyły na nią, zszokowane znajomością takiego słownictwa. Za ten czas dziewczynka odwróciła się do nich.
– Co tak stoicie jak słup soli, chodźcie się bawić – powiedziała – możemy poudawać rodzinę, ja będę mamą, a wy możecie być moimi dziećmi.

– A czemu ja nie mogę być mamą? – spytała Litwa.

– Woje być zwierzątkiem – za protestowała w tej samej chwili Białoruś.

– Nie obchodzi mnie to. Macie mnie słuchać –zarządziła Lena.
I tak im minęła nie najprzyjemniejsza zabawa.

I mijały tak długie lata, podczas których schematy zabaw powtarzały się, czasem z Leną, ale częściej bez.
W końcu nadeszła podstawówka. 

Pierwszego dnia w szkole, podczas rozpoczęcia Litwa bardzo chciała spotkać się z Białorusią, jednak wszystkie próby kończyły się niepowodzeniem

– Cześć! – przywitała się, gdy tylko udało jej się złapać Słowiankę. Ta, zamiast ucieszyć się z jej przybycia, rozejrzała się uważnie we wszystkie strony.

– Nie możemy się teraz widzieć – odpowiedziała po chwili. – Ojciec mnie pilnuje.

 Po tej krótkiej rozmowie, dziewczyny obiecały sobie, że spotkają się w bardziej sprzyjających okolicznościach. Miały takie szczęście, że szkoła dla krajów była z internatem i przypadkowo trafiły do tego samego pokoju. Mieszkała z nimi pewna Chorwatka, z którą zbytnio nie rozmawiały.

– No To trafiłyśmy na siebie szczęśliwie! – podsumowała Litwa pod koniec dnia, kiedy obie układały się w łóżkach. Białoruś tylko mruknęła twierdząco. 

Następnego dnia zaczęły się lekcje i Gabija była zdumiona umiejętnościami swojej przyjaciółki. Nie widziała, żeby czytała czy oglądała książki, a jednak czytała najlepiej w klasie, znała już prawie wszystkie litery. Natomiast sama blondynka, mimo obsesji jej matki na jej rozwój i naukę, była... średnia. Więc postanowiła, że będzie się uczyć bardziej. Nie dla swojej mamy, ale dla Lyudmyly.

Każdy dzień  był niemal identyczny, ale spędzony czas z przyjaciółką zawsze był ciekawy. Ale dni mijały szybko, a więc też tygodnie, miesiące, lata... Nim się obejrzały, wręczono im obu świadectwo ukończenia drugiej klasy. Obie były szczęśliwe, obiecując spotkanie po wakacjach. Żaden z ich rodziców nie wiedział i nie mógł się dowiedzieć. Gabija myślała, że jej życie to utopia. Ma najlepszą przyjaciółkę, radzi sobie w szkole coraz lepiej, żyć nie umierać! Nie wiedziała, że to właśnie będzie moment, gdzie zmieni się wszystko. 

Na rozpoczęciu roku, żeby nie budzić podejrzeń, nie kontaktowały się, więc Litwinka nie zauważyła żadnej zmiany w zachowaniu  ciemnowłosej. No, może to, że trochę więcej rozmawiała z Dimitriem. Ale to pewnie ojciec jej kazał, tak to sobie tłumaczyła. Następnego dnia rano, podeszła do Białorusinki na początku lekcji, chcąc zająć swoje miejsce, jednak było już ono zajęte. Przez wcześniej wspomnianego Rosjanina.

– Ej! To ja tu siedziałam! – oburzyła się blondynka. Spodziewała się, że brunetka wyprosi chłopaka, lecz ta po prostu popatrzyła się na nią tak chłodno, jak nigdy dotąd.

– Jakiś problem? Nie możesz zmienić miejsca? – spytała niższa, a jej głos mógłby zamrozić wrzątek.

Gabija nie zrozumiała co zrobiła źle. Ale zgodziła się i odeszła. Może to był jakiś wymóg jej ojca. Może wszystko się wyjaśni a ich przyjaźń wróci.  Ale mijały dni i mimo starań, Lyudmyla nadal była zdystansowana względem niej. Któregoś dnia Litwa nie wytrzymała i wprost zapytała:

– O co ci chodzi? Od wakacji masz jakiś problem do mnie. Dlaczego nie może być tak jak kiedyś?

Białoruś uśmiechnęła się, jakby triumfalnie. Rzadko kiedy można było ujrzeć u niej taki wyraz twarzy, jednak Gabiji czasem się udawało go spowodować. Jednak nie był to zwyczajny, szczęśliwy uśmiech, ale pewnego rodzaju złowrogi.

– Zrozumiałam, co się liczy w życiu. Władza. I potęga. A ty tego nie masz.

Blondynkę ogarnęła czysta wściekłość. Jak mogła tak bezczelnie ją odrzucić, niszcząc całą tą więź, którą budowały? Zamienić ją na jakiegoś Rosjanina, tylko dlatego, że był potęgą? Ale nic nie powiedziała. Mimo swojej energicznej natury, zawsze ukrywała swoje emocje podczas kłótni. Bała się wyrazić własne zdanie. Więc odeszła. Poprosiła o przydział do innego pokoju, jednak musiała poczekać na dogodną okazję. Zamknęła się w sobie, skupiając się z całych sił na ocenach. Może ona kiedyś również stanie się potęgą, może wtedy odzyska swoją przyjaźń. Zapadła w stan odrętwienia. Pewnego razu, w czwartej klasie, kiedy już dostała przydział do znajomej Polki, z którą prawie nie rozmawiała,  Słowacji oraz nierozpoznanej personifikacji, jak to określała w sekrecie Lena, przechadzała się korytarzem na przerwie. Podczas spaceru, zauważyła Irinę, czyli tą jej nieokreśloną współlokatorkę, wpatrującą się w Lyudmylę jak w objawione bóstwo. Postanowiła ją wtedy zaczepić.

– Nie podchodź do niej, nie ma to sensu. I tak się z Tobą nie zaprzyjaźni.

Więc tak, skończyłam dzisiaj to coś. To ma ok. 1537 słów. Dopiero teraz sobie przypomniałam o dniu Przyjaźni Polsko-Węgierskiej. Następny rozdział będzie z tym powiązany. Jeżeli ktoś to czyta, to napiszcie, jakie kraje jeszcze byście chcieli zobaczyć.
Rozdział w nieco innym stylu, ale następny będzie normalny.
Żegnam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro