Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*2 miesiące później*

Jest październik, więc do końca rundy jesiennej zostały 4 mecze. Sylwia od miesiąca spotyka się ze Lisinacem, który postanowił wrócić do Bełchatowa, więc chyba jednak na studiach Sylwia zamieszka razem z chłopakiem, jeżeli wszystko im się ułoży. Natka z Dominikiem 1,5 miesiąca temu wrócili z podróży poślubnej, więc od tego czasu mieszkam z Filipem. Wiedzie nam się bardzo dobrze, ale sprzeczek o pierdoły też nie brakuje. Wąsacz ostatnio dużo siedzi w studiu, bo próbuje dowieść do końca jeszcze jeden solowy projekt, który ma ujrzeć światło dzienne jeszcze w tym roku. Dzisiaj gram kolejny mecz. Nasza sytuacja w tabeli nie wygląda za ciekawie, dlatego mam nadzieję, że najbliższe mecze coś zmienią.

- Wstawaj śpiochu. Pamiętasz, że dzisiaj masz mecz? - próbował obudzić mnie Fifi

- Nie chcę, mam złe przeczucia co do tego meczu

- Dasz radę kochanie. Zobacz, co Ci przyniosłem – leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam wielką tacę z tostami, owocami, jogurtem, sokiem grejpfrutowym i małym tulipanem w wazoniku

- Jejku, jak ja Cię kocham - chłopak położył tacę na szafce i zaczęliśmy się namiętnie całować na łóżku

- Pamiętasz, jak trener Ci mówił, że zero seksu przed meczem? - zaśmiałam się

- Przecież nie patrzy – uśmiechnął się i rzucił swoją koszulkę na zdjęcie mojej drużyny

Domyślacie się, co się potem działo, więc oszczędzę szczegółów. Czuję się naprawdę szczęśliwa, nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ubrałam się i z uśmiechem na ustach udałam się na trening.

- Ktoś tu chyba zaliczył! - krzyknęła Ola z uśmiechem

- Skąd masz taką informację? - zaczęłam się śmiać

- Jeszcze nigdy nie widziałam, byś z takim bananem na twarzy na trening przychodziła

- A może mam dobry dzień?

- Pan Szcześniak wiedział jak Ci go umilić – zaśmiała się Paula dając mi buziaka w policzek

- Nie odważyłby się złamać mojego nakazu – krzyknął uśmiechnięty trener, a my wybuchłyśmy śmiechem

Piękne jest to, że funkcjonujemy jak jedna wielka rodzina. Cieszymy się razem, smucimy się razem i mało co jest w stanie nas skłócić. Uważam, że miałam wyjątkowe szczęście, że spotkałam tak wspaniałych ludzi, cudownego chłopaka i że pomimo tylu przeciwności, spełniam swoje marzenia, bo nie ma rzeczy niemożliwych. W szatni Pani kapitan wygłosiła motywującą przemowę i ruszyłyśmy na boisko po zwycięstwo. Rywalki rzuciły nam się do gardeł od pierwszych minut, atakowały ze wszystkich stron, co w 38 minucie zaowocowało bramką. Ich gra opiewała w liczne faule, często brutalne. Do przerwy wynik się nie zmienił, a w nas narastała frustracja, bo za te wszystkie faule, to przynajmniej 2 ich zawodniczki powinny wylecieć z boiska. Wychodząc na drugą połowę, zobaczyłam siedzącego na trybunach uśmiechającego się do mnie Filipa. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam pod swoją bramkę. Mam wrażenie, że ich styl gry stał się jeszcze ostrzejszy. Po faulu jednej z nich Ola musiała opuścić boisko z urazem kostki. Przypominało to pole bitwy, jednak to, co się stało w 57 minucie, zmieniło wszystko. W moim polu karnym mocno się zakotłowało. Strzały leciały jeden po drugim, a ja skakałam z jednego końca bramki do drugiego, broniąc wszystkie strzały. W końcu trzymałam piłkę w rękach, klęcząc zwrócona w stronę bramki. Wstałam, a kiedy już miałam się obrócić, poczułam, jak ktoś z ogromną siłą wjeżdża mi w plecy, a ja poleciałam, uderzając z całej siły w słupek. W pewnym momencie zrobiło się ciemno i bezwładnie upadłam na murawę.

|Siemaneczko! Wracam! Myślałam, że uda mi się wstawić rozdział wcześniej, ale obowiązki mi to uniemożliwiły. Trzymajcie się cieplutko!|

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro