Rozdział 31

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dni mijały. Dużo się w naszych życiach nie zmieniało. Wojtek czuł się lepiej po wysłuchaniu mojej historii, a ja czułam się lepiej po opowiedzeniu jej. Kwestia Kondzia i Dagmary również pozostawała bez zmian.

W weekend postanowiliśmy zrobić wspólny wypad na miasto. Zaprosiliśmy Felivers, nasz zespół i Laurę. Dominika, Miłosz i niestety Wojtek też od razu zapowiedzieli, że nie będą mogli wpaść, natomiast Laura zapytała, czy będzie mogła kogoś ze sobą wziąć. Ja byłam wręcz pewna, że chodziło jej o Maćka. Nikt nie miał co do tego żadnych zastrzeżeń. Poza tym, każdy dobrze wiedział, że Jażdżyk weźmie ze sobą Dagmarę, więc kwestia wzięcia kolejnej osoby towarzyszącej nie sprawiała nikomu wielkiej różnicy.

Spotkaliśmy się na Starym Mieście. Jedną z pierwszych osób, które znalazły się na miejscu, była oczywiście Julka. Dziewczyna często na wspólne spotkania przychodziła ze sporym wyprzedzeniem czasowym, gdyż zawsze obawiała się, że mogła się spóźnić. Gdy przyszliśmy z Piotrkiem, szatynka rozmawiała w grupce z Amelką, Zborem i, ku naszemu zaskoczeniu, Kondziem.

- Hejka - przywitaliśmy się z grupką.

- Hej - odpowiedzieli.

Na moment nastąpiła głucha cisza, podczas w której wpatrywałam się w niebieskie oczy Kondzia niemal z niedowierzaniem, próbując wyczytać w nich odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. On jedynie patrzył na mnie odrobinę zmieszany i zdezorientowany. Uniósł pytająco brew.

- Nie przyszedłeś z Dagmarą? - zaskoczona zadałam mu w końcu to pytanie. Już tak dawno nie widziałam basisty bez jego dziewczyny chodzącej za nim jak cień.

- Niestety nie mogła przyjść - zasmucił się odrobinę.

Spojrzałam na niego z nutką zdziwienia, zarazem powstrzymując triumfalny uśmiech.

- Ojej, jaka szkoda - powiedziałam z udawanym smutkiem. Jednak w moim głosie fałszywość tego zdania dało się wyczuć z kilometra.

Chłopak nie skomentował mojej uwagi. Pozostało nam już tylko czekać na Laurę i Maćka. Większość osób chyba nawet nie wiedziała o tym, z kim szatynka miała przyjść.

Niedługo później i oni się zjawili. Dostrzegłam uśmiechy na twarzach Julki i Amelki. Brat spojrzał na mnie zaskoczony, wokalista również nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale największy szok malował się na twarzy Konrada.

- Hejka, wszystkim - przywitała się wesoło Laura z emanującą pewnością siebie. - Chyba wszyscy znacie Maćka - złapała chłopaka za ramię i uśmiechnęła się do nas, po czym uniosła głowę w górę i spojrzała mu w oczy.

- Miło mi - rzucił jej towarzysz w naszą stronę.

Ta, na pewno. Bo już w to uwierzę. Nadal nie byłam przekonana co do chłopaka i jego ,,dobrych zamiarów", ale ufałam, że Laura wiedziała, co robiła.

Zerknęłam ukradkiem na Kondzia. W życiu nie widziałam tyle sprzecznych emocji malujących się na jego twarzy. Albo mi się wydawało albo dostrzegłam w nim nutkę... zazdrości? Jeśli tak, Laura naprawdę dopięła swego.

- Gdzie idziemy? - zapytała Amelka. - Ma ktoś jakiś pomysł?

- Może chodźmy na kręgle? - zaproponował Zboro. - Będzie zabawnie.

- Świetny pomysł - uradowałam się.

Reszcie znajomych również spodobała się propozycja wokalisty, więc ruszyliśmy w stronę kręgielni. W środku podzieliliśmy się na dwie grupy, jako że przy jednym torze mogło grać maksymalnie pięć osób, a nas była ósemka. W pierwszej byłam ja, mój brat, Zboro i Amelka, a w drugiej Laura, Maciek, Konrad i Julka.

- Zobaczymy, które z Dąbrowskich lepiej gra w kręgle, siostrzyczko - zachichotał Piotrek i poczochrał mnie po włosach.

- I przekonamy się, że tą osobą jestem ja - odgryzłam się.

- To będzie ciekawa rywalizacja - przyznał Zborowski. - Cody kontra Karolina. Zamówić popcorn?

- Nie wiem, jak wy, ale ja bym z chęcią coś przekąsiła w międzyczasie - oznajmiła Amelka. - Chociażby i ten popcorn.

- Już się robi, madame - blondyn uśmiechnął się szelmowsko w stronę dziewczyny, po czym skierował się do baru kręgielni, który oferował całą rzeszę różnych przysmaków.

Spojrzałam na Amelkę i wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

- Jaki on słodki - rzekłam. - Stara się dla ciebie praktycznie tak, jak Wojtek dla mnie.

- Oj tam, dopowiadasz sobie za dużo - szatynka machnęła lekceważąco ręką. - To był tylko zwykły, przyjacielski gest. Piotrek po prostu taki jest. Dla ciebie zrobiłby to samo.

- Jestem niemal pewna, że nie nazwałby mnie ,,madame" - zachichotałam, po czym dostrzegłam delikatny rumieniec na policzkach Amelki. - Ha! Rumienisz się! Czyli mam rację!

Przyjaciółka uraczyła mnie kuksańcem, a ja ponownie zaczęłam się śmiać i objęłam ją ramieniem.

- Cóż, ja tutaj muszę zgodzić się z Karoliną - przyznał brat, który do tej pory jedynie bezgłośnie obserwował nasze przekomarzania. - Zboro naprawdę bardzo cię lubi.

- Oj już weźcie przestańcie - szatynka nadal upierała się przy swoim, jednak przez jej delikatny, nieśmiały uśmieszek wiedziałam, że nie ma nam za złe naszych małych żarcików. Wyglądała bardziej, jakby podobał jej się fakt, że przyciągała uwagę Zborowskiego. Jednak wydawała się w tym wszystkim dość... niepewna. Jakby nie docierało do niej, że Piotrek również może zaczynał coś do niej czuć.

Wkrótce z baru wrócił blondyn z dwoma dużymi miskami pełnymi nachosów. Jedną z nich postawił na stoliku koło nas, po czym zerknął z uśmiechem na Amelkę.

- Może być? - zapytał niepewnie.

- Oczywiście - dziewczyna odwzajemniła uśmiech. - Uwielbiam nachosy.

- Już wyobrażam sobie, jak Wojtek by się na to rzucił - zaśmiałam się na samą myśl o tym. Chłopak na pewno nie wahałby się ani sekundy, gdyby zobaczył te smaczne przekąski.

Blondyn zaniósł drugą miskę do stołu drugiej grupki znajomych, a ja podążyłam za nim wzrokiem. Widziałam, że atmosfera tam była dość napięta. Laura i Maciek cały czas ze sobą gadali, przerwali dopiero w momencie, kiedy Zboro przyszedł do nich z przekąskami, lecz po chwili znów wrócili do pasjonującej rozmowy. Kondzio jedynie siedział z założonymi na piersi rękoma, łypiąc na nich wzrokiem, a Julka do końca nie wiedziała, co ze sobą zrobić w tej sytuacji. Próbowała nawiązać jakąś rozmowę z Jażdżykiem, aby odciągnąć jego myśli od siedzącej nieopodal pary, lecz z marnym skutkiem. Chłopak odpowiadał jej krótko, czasami na nią zerkał, jednak nie potrafił na dłużej oderwać wzroku od swojego obiektu zainteresowania. Co jakiś czas starał się uśmiechać do szatynki, żeby ta nie czuła się źle przez jego zachowanie, jednak dziewczyna mimo to czuła się dość skrępowana. Póki jeszcze nie zaczęliśmy gry, postanowiłam do nich podejść. Stanęłam przed Konradem, zmuszając go tym, aby przestał zawistnie wpatrywać się w Laurę. Założyłam triumfalnie ręce na piersi, kiedy udało mi się odwrócić jego uwagę.

Dostrzegłam, że Julka posłała mi spojrzenie pełne wdzięczności.

- Cały dzień będziesz się tak wpatrywał? - zakpiłam. - Laura dobrze się bawi, powinieneś być zadowolony.

- Z Maćkiem? - prychnął i odwrócił wzrok. - Zrozumiałbym, gdyby to był ktokolwiek inny, niż ten chłopak, któremu zależy jedynie na atencji.

- Jakbym słyszała moje myśli o twoim związku... - mruknęłam pod nosem.

- Co? - dopytał, nie usłyszawszy mojego stwierdzenia.

- Nic, nic - uśmiechnęłam się fałszywie. Kondzio był moim przyjacielem i momentami był dla mnie niemal jak brat, ale ostatnio miałam dość jego, już ujmę to dosadnie, głupoty. Dostrzega błędy w związkach innych, ale nie widzi toksyczności własnego. - Ty i tak nie zrozumiesz, co mam na myśli. Ostatnio żadnego z nas nie rozumiesz.

Konrad wstał i spojrzał mi prosto w oczy. Na jego twarzy malował się gniew. Czysty gniew. Na jego na ogół miłej i przyjaznej twarzy wyglądało to serio onieśmielająco i nawet odrobinę przerażająco. Szczególnie przez to, że nigdy go w takim stanie nie widziałam.

- O co ci chodzi, Karolina? - warknął. - Myślałem, że się przyjaźnimy. Ale to, jak się zachowujesz ostatnio, sprawia, że zaczynam wątpić w tą naszą przyjaźń.

- A, czyli to niby moja wina? - prychnęłam z niedowierzaniem. Nie mogłam uwierzyć, że on właśnie zwalił to wszystko na mnie. - To nie ja odcinałam się od wszystkich swoich znajomych. To nie ja nie odpisywałam nie raz kilka dni. To nie ja unikałam prób mojego zespołu. Dagmara owinęła cię wokół małego palca i wszyscy oprócz ciebie potrafią to bez problemu dostrzec.

Konrada aż zamurowało. I zauważyłam, że nie tylko jego. Siedząca obok Julka, która przebieg naszej całej rozmowy dokładnie słyszała, wpatrywała się we mnie zszokowana. Nie spodziewała się, że ktoś w końcu powie to na głos, ani że tym kimś będę ja.

Nawet nie odwróciłam się, aby zobaczyć reakcje reszty grupy. Po prostu wpatrywałam się w stojącego na przeciwko mnie basistę z dumnym uśmiechem na twarzy.

Wzrok chłopaka wędrował po całej sali. Wszyscy zdawali się obserwować naszą kłótnię.

- Ja... - Konrad próbował wydusić z siebie jakieś zdanie. - Po prostu mnie zostawcie.

Po tych słowach szybko opuścił salę i pobiegł do łazienki.

- Kocham Kondzia jak brata, ale ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć - stwierdził mój brat. I jestem pewna, że wypowiedział na głos myśli nas wszystkich.

***

*Perspektywa Laury*

Patrzyłam, jak Kondzio odchodzi w stronę łazienki i po chwili znika za jej drzwiami. Szczerze? Zrobiło mi się go szkoda. Dostrzegłam w nim kogoś z większą głębią niż zwykła marionetka Dagmary. Zobaczyłam w nim po prostu zagubionego chłopca. Chłopca, który zakochał się w nieodpowiedniej osobie.

- Hej - głos Maćka wyrwał mnie z zamyślenia. Chłopak delikatnie chwycił mój podbródek i odwrócił moją głowę w jego stronę. - Nie przejmuj się nim. Nie warto.

Spuściłam głowę w dół. Nigdy nie uważałam, że Konrad nie był czegoś warty. Nieważne, czy chodziło o moją przyjaźń czy o głębsze uczucie. Konrad był zawsze osobą, która zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

A co, jeśli nie zrobiłam dla niego tyle, na ile zasługiwał? Co, jeśli mogłam zrobić więcej, żeby teraz nie tkwił w tej toksycznej relacji? Nie mogłam pogodzić się z tą myślą.

Lecz z drugiej strony, co więcej mogłam zrobić? Ingerowanie w jego związek z Dagmarą mogło postawić mnie w złym świetle. Mogłam wtedy wyglądać, jak zazdrosna dziewczyna, która wcześniej nie wykorzystała swojej szansy, więc próbuje mściwie zniszczyć związek przyjaciela. A tego nie chciałam.

A co, jeśli cokolwiek bym nie zrobiła, tak czy siak wyszłoby źle?

- Idę do łazienki - oznajmił Maciek i wstał, nie czekając, aż coś mu odpowiem.

W łazience był Kondzio. To wcale nie zapowiadało się dobrze.

***

*Perspektywa Konrada*

Oparłem się o zimną ścianę i wziąłem kilka głębokich oddechów. Słowa Karoliny powoli zaczynały do mnie docierać. Co jeśli miała rację? I to wszystko dzieje się z mojej winy. Gorsze relacje z Karoliną, Laurą, dystans między mną a chłopakami z zespołu. I to wszystko zmieniło się przez pojawienie się w moim życiu Dagmary.

Nagle drzwi od łazienki otworzyły się i pojawiła się w nich ostatnia osoba, na którą w tej chwili miałem ochotę patrzeć.

- Ty... - zacząłem wyładowywać mój gniew na stojącego przede mną Maćka. - Zamotałeś jej w głowie. Laura nigdy nie zgodziłaby się być z kimś twojego pokroju.

- Bo akurat ty masz w tej kwestii najwięcej do powiedzenia - wywrócił teatralnie oczami.

- A żebyś wiedział - warknąłem. - Znam ją już od kilku lat. Przyjaźnimy się. Chcę dla niej jak najlepiej.

- Akurat - prychnął. - Na razie jakoś tego nie okazujesz.

Doprowadzony do granic wytrzymałości przyszpiliłem go do ściany.

- Ani mi się waż ją skrzywdzić - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

- To nie ja ją skrzywdziłem w pierwszej kolejności - odwarknął i mocno mnie od siebie odepchnął, aż na moment straciłem równowagę.

- O czym ty gadasz? - zdziwiłem się.

- Myślisz, że dlaczego Laura nie zwracała uwagi na to, jaki jestem, hm? - zadał to pytanie, lecz odpowiedział na nie, zanim sam zacząłem się nad nim zastanowić. - Bo była zraniona. Przez ciebie. Ja jestem tylko odskocznią. A jakaś jej cząstka, której nigdy nie zrozumiem, nadal się o ciebie troszczy. Bardziej niż powinna.

- Mówisz tak, jakbyś to nie ty był tą osobą, która założyła się, że ją poderwie - odbiłem piłeczkę. - Tak, wiem, wydaje się, że już się nie przejmuję tym, co się dzieje w życiu Laury, ale tak nie jest. Nadal mi na niej zależy. I jak się nad tym zastanawiam... Zależy mi na niej nawet bardziej, niż sam zdaję sobie sprawę.

Ale ja jestem głupi. Przy kim jak przy kim, ale zdecydowanie nie powinienem tego przyznawać przy Maćku. Który teraz z nią chodzi. Chyba. Albo przynajmniej ze sobą kręcą.

- Nie ważne - dodałem szybko. - Nie powinienem ci tego mówić.

Wyminąłem go i opuściłem pomieszczenie.

Unikając pogardliwych spojrzeń innych gości kręgielni, którzy zapewne słyszeli większość słów Karoliny, wróciłem do moich znajomych. Zauważyłem, że Julka już zaczęła grę, a w drugiej grupie do rzutu właśnie szykował się Cody. Jednak nie miałem odwagi spojrzeć żadnemu z nich w oczy. Po prostu usiadłem przy Laurze.

- Przepraszam - uznałem, że przynajmniej to jedno słowo powinienem jej powiedzieć. I to już dawno. - Karolina miała rację. To moja wina. Ja się od was wszystkich odwróciłem. Ale ty ucierpiałaś na tym najbardziej.

Laura spojrzała na mnie z nutką zaskoczenia, ale zarazem ulgi. Dostrzegłem, jak kąciki jej ust delikatnie się unoszą.

- Wiem, że pewnie jestem ostatnią osobą, której rady chcesz słuchać - zacząłem niepewnie. - Ale zasługujesz na kogoś lepszego niż Maciek.

- Wybacz, Kondzio - przechyliła lekko głowę. - Ale zanim będziesz oceniać moje relacje, spójrz uważniej na swój związek, bo wcale lepiej nie wybrałeś. - Zerknęła na tablicę z punktami, na której wyświetlały się punkty każdej osoby i kolejność grających. - Moja kolej. - oznajmiła i podeszła do toru.

***

*Perspektywa Karoliny*

Starałam się nie myśleć o całej sytuacji z Kondziem i dobrze się bawić podczas gry w kręgle. Na razie całkiem mi to wychodziło. Jak na razie wśród naszej czwórki to właśnie ja miałam najlepszy wynik. Po tym, jak drugi raz z rzędu udało mi się wbić strike'a, z dumą usiadłam na kanapie i wzięłam garść nachosów.

- Chyba już nie ma wątpliwości, kto wygrywa pojedynek Dąbrowskich - spojrzałam triumfalnie na brata.

- Tym razem ci się udało - przyznał z niechęcią.

Ostatecznie nasza tablica prezentowała się tak: pierwsza byłam ja, potem Zboro, który dosłownie o dwa punkty wyprzedził mojego brata, a na końcu Amelka, która przyznała, że dopiero po raz drugi w życiu grała w kręgle.

W drugiej drużynie wygrała Julka, zaraz za nią był Maciek, potem Laura i kolejkę zamykał Kondzio, który najprawdopodobniej był zbyt rozkojarzony, żeby móc zagrać jak najlepiej. Moje słowa nim wstrząsnęły, ale myślę, że właśnie taki wstrząs był mu potrzebny.

Gdy wyszliśmy z kręgielni, basista od razu oznajmił, że już będzie wracać, a niedługo po nim tą samą decyzję podjęli Laura i Maciek. Dla całej trójki to spotkanie było pełne wielu różnych emocji, więc wcale mnie to nie dziwiło.

Mając jeszcze trochę czasu, udaliśmy się w piątkę do parku.

- Nie uważacie, że byłam dla niego trochę za ostra? - przerwałam głuchą ciszę. Zaczynałam mieć trochę wyrzuty sumienia.

- Nie sądzę, aby był inny sposób na dotarcie do niego - pocieszył mnie Zboro. - Ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć, nikt po prostu wcześniej się na to nie odważył.

- Widać było, że zaczął więcej się nad tym wszystkim zastanawiać - zauważył mój brat. - Może w końcu zrozumie, że związek z Dagmarą jedynie go wyniszcza.

- Miejmy nadzieję - westchnęłam.

Usiedliśmy na jednej z pobliskich ławek. Mimo że chcieliśmy się zrelaksować podczas tego spotkania i zapomnieć o codziennych problemach, na razie słabo nam to wychodziło.

W pewnym momencie usłyszałam i poczułam wibracje telefonu w tylnej kieszeni moich spodni. Pospiesznie go wyjęłam i zerknęłam na wyświetlacz. Widniało na nim imię ,,Wojtek <3" i nasze wspólne zdjęcie z przebieralni w Warszawie w złotej sukience, którą wtedy kupiłam na wesele Patryka.

Wstałam i odeszłam kawałek od znajomych, którzy zaczęli gadać na jakiś inny temat.

- Hej, kochanie - przywitałam się z moim chłopakiem. - Co tam? Coś się stało?

- Nie, nie, wszystko w porządku - bez chwili zawahania zaczął mnie uspokajać. - Jak się bawicie?

- Jest fajnie - odparłam. - Zdarzyło się kilka... mniej przyjemnych chwil, tak to ujmę, ale na ogół dobrze się bawimy.

- Niech zgadnę, coś z Kondziem i Laurą? - zaśmiał się lekko.

- Bingo - również zaśmiałam się z tego, jak dobrze Wojtek zna swoich przyjaciół.

- Nie trudno było się domyślić - rzekł, po czym na chwilę zapanowała głucha cisza. Jednak trwała ona zaledwie kilka sekund, bo potem perkusista podjął nowy temat. - Dzwonię dlatego, bo... eee... już jestem w domu i... mam wolny wieczór, więc tak pomyślałem...

- Z chęcią do ciebie wpadnę, Wojtek - wyprzedziłam go z odpowiedzią. Był uroczy, jak z taką dozą nieśmiałości próbował mnie do siebie zaprosić.

- Myślałem jeszcze, żeby może, oczywiście jeśli będziesz chciała... żebyś może została na noc?

Tym razem to ja się speszyłam. Nigdy jeszcze u siebie nie nocowaliśmy. Z jednej strony trochę się tym denerwowałam, ale z drugiej - kiedyś musiał być ten pierwszy raz, prawda?

- Z chęcią - zgodziłam się z uśmiechem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak jak rok temu, daję specjalny rozdział na urodziny Wojtasa! Zabawnie wyszło, że jest to akurat rozdział, w którym Wojtas prawie się nie pojawia, ale mam nadzieję, że mimo to się wam spodobał :D Ostatnio ciężko było z moją weną, ale mam nadzieję, że teraz jej nagły przypływ utrzyma się przez jakiś czas i rozdziały znowu będą się pojawiać regularnie. Miłego wieczoru wszystkim! katherine02221 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro