Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się i od razu przypomniał mi się poprzedni wieczór. Przez chwilę myślałam, że to był tylko zwykły sen, że nic z tego się nie wydarzyło. Ale gdy rozejrzałam się po pomieszczeniu, uświadomiłam sobie, że wciąż jestem w pokoju Wojtka, a nasza spędzona wspólnie noc nie jest fikcją.

Zauważyłam również, że leżałam sama w łóżku. Chłopak najwidoczniej wstał przede mną. Przeciągnęłam się i obróciłam na plecy, skupiając wzrok na suficie.

No i mamy rok 2020. To też wprawiło mnie w serię rozmyślań. Trochę przerażał mnie fakt, że to już w tym roku skończę osiemnaście lat, a dokładnie za równo cztery miesiące. Czekałam na to całe życie, ale teraz, gdy to było praktycznie na wyciągnięcie ręki, bałam się tego. Przerażała mnie ta cała związana z tym odpowiedzialność.

Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, przerywając moje poranne przemyślenia.

– Hej, Śpiąca Królewno – zachichotał Wojtek. – Wyspałaś się?

– Zdecydowanie – z uśmiechem podparłam się na łokciu.

Szatyn podszedł do mnie, usiadł na skraju łóżka i nachylił się nade mną, aby mnie pocałować.

– Jak się ogarniesz, to zejdź na dół. Podgrzeję ci śniadanie. Zostało jeszcze sporo jedzenia ze wczoraj.

– Quesadilla? – zapytałam z nadzieją w głosie.

– Tak, quesadilla też została – zaśmiał się. – Jakimś cudem nie zjadłaś wszystkiego.

– Dobrze. Zaraz zejdę.

Uśmiechnęłam się i złączyłam nasze usta.

– Cieszę się, że to zrobiliśmy – oznajmiłam i oparłam swoje czoło o jego.

– Ja też – uśmiechnął się. – A teraz chodź zjeść.

Pocałował mnie w policzek i wyszedł z pokoju.

Zauważyłam, że przy biurku stała moja torba, a na niej leżała sukienka, którą miałam wczoraj na sobie. Na biurku za to leżała moja płyta Imagine Dragons. Wojtek musiał je tu przynieść, gdy spałam, abym nie musiała schodzić po to na dół. Zadbał o każdy szczegół.

Wzięłam z torby czyste majtki i ręcznik, po czym sięgnęłam po stanik z podłogi. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ubrałam bieliznę i wróciłam do pokoju, aby założyć sukienkę. Uczesałam się i zeszłam na dół. Podgrzana quesadilla już czekała na mnie na talerzu.

W ekspresowym tempie zaczęłam ją jeść, zgłodniałam przez noc, a zapach potrawy jedynie bardziej mnie przyciągał.

Po zjedzonym śniadaniu postanowiliśmy obejrzeć jeszcze kolejny film Marvela, przyszła kolej na Thor: Ragnarok.

Gdy film się skończył, zaczęłam zbierać się do domu. Była dwunasta, a chciałam jeszcze spędzić trochę czasu z rodziną. Oczywiście nie planowałam na razie mówić bratu, że już nie jestem dziewicą, wolałam powiedzieć mu to w bardziej odpowiednim czasie.

Co do Ragnaroka, stał się on moją ulubioną częścią Thora, a nawet jednym z ulubionych filmów Marvela. Był bardzo zabawny i przez cały czas jego trwania nie mogłam przestać się śmiać.

Wojtek również odwiózł mnie do domu, mimo że nie było ciemno i sama nie miałabym problemu z powrotem. Chłopak mimo tego upierał się, że na zewnątrz jest zimno, a poza tym skoro po mnie wczoraj przyjechał, musiał również mnie bezpiecznie odwieźć.

Fortuna nie zachodził już do mnie do domu, jedynie wysadził mnie tuż przed nim i zaraz odjechał. Gdy weszłam do środka, od razu mych uszu dobiegły głosy z salonu. Znajome głosy, które momentalnie wywołały uśmiech na mojej twarzy. Zdjęłam futerko i buty, po czym od razu skierowałam się w stronę pokoju. Jak przypuszczałam, siedział tam mój brat w towarzystwie Miłosza i Zbora. Zapewne po jakimś czasie na mieście woleli pójść do ciepłego domu i padło na nasz. Raptownie wszystkie trzy pary oczu zwróciły się w moją stronę.

– Hej – uśmiechnęłam się.

– Wow, Karolina, świetnie wyglądasz – zachwycił się wokalista.

No tak. Wciąż miałam na sobie sukienkę Laury.

– Eee... Dzięki – zawahałam się. – Szczęśliwego Nowego Roku – dodałam.

– Szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedzieli radośnie, niemal wszyscy w tym samym czasie.

– Jak ci minął Sylwester? – zapytał brat.

– Było fajnie – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Wojtek nawet sam przyszykował jedzenie. Quesadilla wyszła mu zaskakująco dobrze. – zachichotałam.

– No to się postarał – skomentował Miłosz. – Zazwyczaj prosi mnie o pomoc. Zresztą, wy wszyscy prosicie. – spojrzał na swoich kumpli, którzy nie zaprzeczali tym oczywistym faktom.

– W ogóle, Piotrek, muszę ci pogratulować – uśmiechnęłam się do niego i zrobiłam przerwę, aby chwilę się zastanowił, co mogę mieć na myśli. Gdy nic nie powiedział, a jego mina wciąż wyrażała zdezorientowanie, kontynuowałam. – Nawet nie zauważyłam, jak podwędziłeś mi Smoke + Mirrors. – wyjaśniłam.

– Ech, czyli Wojtek mnie wydał – zaśmiał się.

– Oczywiście, że musiał cię wydać – również się zaśmiałam. – Dobra, ja idę na górę, mam jeszcze trochę do ogarnięcia do szkoły – oznajmiłam.

Po drodze do swojego pokoju zaszłam do sypialni rodziców, aby poinformować ich, że wróciłam i również życzyć im szczęśliwego Nowego Roku.

Gdy weszłam do swojego pokoju, przebrałam się w zwykłe dresy i za dużą bluzę. Miałam dość tej sukienki, nie należała do najwygodniejszych i czułam się nieswojo przez to, jak podkreślała moje ciało.

Wyjęłam telefon i uświadomiłam sobie, że nie używałam go odkąd wyszłam wczoraj z domu. Szczerze, aż sama się zdziwiłam, że tak długo nawet nie chwyciłam go do ręki. Już wyobrażałam sobie cały ten spam...

I cóż, nie myliłam się. Wiele wiadomości z noworocznymi życzeniami, głównie parę minut przed lub parę minut po północy. Od brata, od rodziców, od Laury, od dziewczyn z zespołu. Nawet Dominika się pofatygowała i napisała na grupie zespołowej. Odpisałam dziewczynom na grupie, z przeprosinami, że dopiero teraz to robię. Na szczęście Amelka i Julka wiedziały, z kim spędzałam Sylwestra, więc zrozumiały, że mogło mi to wypaść z głowy.

Wiadomości od Laury było oczywiście trochę więcej. Poza zwykłymi życzeniami wysłała mi zdjęcie w swojej kreacji, a do tego co jakiś czas pytała, jak się bawię. Odpowiedziałam jej krótko, że wyglądała ślicznie oraz zaproponowałam rozmowę na kamerce. Już jakieś dwie minuty później szatynka do mnie zadzwoniła.

– Opowiadaj, jak było – zaczęła, zanim się jeszcze w ogóle przywitała.

– A może tak ,,Hej, szczęśliwego Nowego Roku, kochana!" – przekrzywiłam głowę i spojrzałam na nią krytycznym wzrokiem, na co przyjaciółka jedynie przewróciła oczami.

– Hej, szczęśliwego Nowego Roku, kochana! – powiedziała dokładnie tymi słowami co ja. – A teraz opowiadaj.

– Tobie też szczęśliwego Nowego Roku – odpowiedziałam, specjalnie przedłużając i testując jej cierpliwość. – Dobra, niech ci będzie, już opowiadam. Ale ty zaraz po mnie! – nakazałam jej.

– Jasne, jasne – zachichotała.

– A więc... – zaczęłam niepewnie. Nabrałam głośno powietrze w płuca i wypuściłam, jednocześnie oznajmiając: ­– Przespałam się z Wojtkiem.

To brzmiało tak... nienaturalnie w moich ustach. Ale cóż, taka była prawda, a Laura zdecydowanie była osobą, której mogłam to wprost powiedzieć.

– Nie gadaj! – niemal pisnęła z radości. – To cudownie! Mów jak było.

– Było cudownie. Naprawdę – zatopiłam się we wspomnieniach zeszłej nocy. – Czułam się bezpiecznie i w pełni mu ufałam, to najważniejsze. – zrobiłam chwilową pauzę. – Cieszę się, że to zrobiliśmy. – uśmiechnęłam się pod nosem.

– Tak się cieszę twoim szczęściem! – miałam wrażenie, że szatynka była nawet bardziej podekscytowana, niż ja. – Nie sądziłam, że to się na pewno stanie już na Sylwestrze, ale skoro ty uważasz, że to był dobry czas, to znaczy, że tak było.

– Dziękuję ci, że mnie wspierasz – oznajmiłam szczerze. – Wiesz, ktoś inny mógłby może pomyśleć, że nie wiem, jestem puszczalska czy coś. – spuściłam głowę w dół.

Wiedziałam, że Laura w życiu by tak nie pomyślała, ale i tak przeszła mi przez myśl ta obawa. W końcu mam dopiero siedemnaście lat. Niby nie jedna dziewczyna w moim wieku również już nie była dziewicą, ale ludzie mają często różne opinie o takich sytuacjach. A poza tym, nie spędziłam tej nocy z byle kim, a z moim chłopakiem. Wprawdzie nie jesteśmy ze sobą jakoś bardzo długo, to zaledwie kilka miesięcy, ale czuję, jakby to trwało już zdecydowanie dłużej.

– Proszę cię – machnęła ręką lekceważąco. – Ten, kto by tak o tobie pomyślał, nie byłby w ogóle wart twojej najmniejszej uwagi.

– Wiesz, że cię kocham, prawda? – uśmiechnęłam się szeroko.

– Oczywiście, że wiem – odparła dumnie przyjaciółka. – Ja ciebie też.

Gdy przez parę chwil zamilkłyśmy, doszłam do wniosku, że temat Wojtka i mojej nocy z nim został tymczasowo zamknięty. To rodziło idealną okazję, aby przejść do Sylwestra Laury.

– Ja powiedziałam o swoim Sylwku. Twoja kolej – rzuciłam z uśmiechem i podparłam głowę na ramieniu, ze zniecierpliwieniem wyczekując odpowiedzi szatynki.

– No dobra, dobra. Wiem, że się niecierpliwisz. Już mówię – uległa. – W sumie nawet nie ma jakoś dużo do opowiadania...

Gdy tylko usłyszałam ten początek, zmierzyłam ją surowym wzrokiem. O nie, tak łatwo mi się nie wywinie, nie po tym, jak powiedziałam jej o seksie z Wojtkiem. Musi mnie teraz zaskoczyć czymś równie interesującym.

Dziewczyna jedynie krótko się zaśmiała, po czym zaczęła:

– Nie no, żartuję. Jest co opowiadać. Zdecydowanie.

– No to nie każ mi dłużej czekać – zachęciłam ją.

– Mieliśmy najpierw pójść gdzieś na miasto, a potem do domu do Konrada. Oficjalnie rodzicom powiedziałam, że idę na noc Sylwestrową do ciebie.

Skinęłam głową na znak, że zrozumiałam. "Tak, gdyby twoi rodzice pytali, jak było na Sylwestrze, siedziałyśmy sobie razem u mnie. Tak było. Żadnego seksu z Wojtkiem." To mniej więcej próbowałam jej przez to przekazać i byłam pewna, że dziewczyna zrozumiała, co mam na myśli.

– Zdecydowaliśmy się zjeść na mieście. Ani ja, ani Kondzio nie chcieliśmy robić jedzenia w domu, a też nie chciałam wykorzystywać jego mamy, więc uznaliśmy, że posiłek na mieście to dobry pomysł. Ale w życiu bym się nie spodziewała, że to się tak skończy!

Mimo że treść wiadomości brzmiała, jakby to miało być coś okropnego, ton jej głosu był niemalże rozbawiony, a uśmiech ani na moment nie schodził z jej twarzy.

– No co takiego się stało? – napierałam na nią, gdyż naprawdę wciągnęłam się w słuchanie jej opowieści i miałam dość tych chwil niepewności.

– Gdy jedliśmy, nagle do restauracji przyszła Dagmara – wydusiła w końcu.

O cholera. No tego to się nie spodziewałam. Już niemal zdążyłam zapomnieć o istnieniu platynowowłosej i bałaganie, który wprowadziła w życie Konrada. Momentami nadal czułam się temu trochę winna. W końcu to przeze mnie się zapoznali. I chociaż wiem, że nikt mnie nigdy za to nie winił, nadal trochę źle się z tym czułam. Ale nie miałam odwagi powiedzieć tego na głos. To było głupie.

– Nie wiem, czy przypadkiem się tam znalazła, czy może specjalnie ukręciła jakąś intrygę, z nią to bym się nawet, kurna, nie zdziwiła – kontynuowała historię Laura. – Ale oczywiście podeszła do nas. Rzuciła jakimś tekstem, że Kondzio szybko się pozbierał po zerwaniu i znalazł sobie nową laskę. Jakby to wcale nie było tak, że ja znam go już od dłuższego czasu, kiedy ona, ile? Półtorej miesiąca? Konrad wtedy bardzo ładnie wyjaśnił, gdzie jej miejsce. Nie chciał się awanturować na środku lokalu, więc jedynie spokojnym tonem powiedział jej, że ich relacja zwyczajnie nie była zdrowa i uważa zerwanie za dobrą decyzję.

Uśmiechnęłam się, gdy to usłyszałam. Byłam dumna z tego, że basista już to bardzo dobrze widział. Na początku nadal trochę to przeżywał, próbował usprawiedliwiać Dagmarę i miał wątpliwości co do zerwania i czy może dobrze by było do niej wrócić, ale najwyraźniej w końcu zrozumiał, że dziewczyna jest po prostu toksyczna.

– Ale oczywiście do Dagmary spokojne tłumaczenia nie docierały. I wiesz ty co? Ta wariatka rzuciła w niego szklanką! Dosłownie wzięła szklankę z naszego stołu i w niego rzuciła, mówiąc, że to wszystko jego wina. Jakby nie mogła znaleźć lepszego tekstu, robiąc taką dramę, tak swoją drogą.

Wybałuszyłam oczy. Nie wierzyłam własnym uszom. To było... po prostu nie do pomyślenia.

– Jezu, ale nic mu się nie stało, prawda? – zmartwiłam się. Szklanka mogła się potłuc, zranić chłopaka, nabić mu siniaki przez siłę uderzenia... Wzdrygnęłam się na samą myśl. Konrad był moim przyjacielem i naprawdę przeżyłabym, gdyby coś mu się stało.

– Całe szczęście jakimś cudem zrobił szybki unik i szklanka trafiła w jakiś obraz za nim. Potłukła się na nim, pomoczyła go resztką picia i zrobiła niewielką dziurę na samym środku. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaką satysfakcję czułam, gdy właściciel lokalu kazał jej zapłacić za szkody i wygonił z budynku. Ale cóż, szkoda mi było tego obrazu, był całkiem ładny.

Ulżyło mi, że szklanka ostatecznie nie trafiła w Jażdżyka. Chociaż co prawda, szkoda obrazu, ale zawsze to lepiej niż jakby mój przyjaciel miał zostać zraniony.

– Wow – powiedziałam tylko. – Czyli ty też miałaś ciekawy Sylwester. Może trochę w inny sposób niż ja, ale wrażeń ci nie brakowało.

– Oj zdecydowanie nie – zaśmiała się. – Na szczęście reszta wieczoru minęła spokojniej. Kupiliśmy dwie paczki chipsów i oglądaliśmy Szpital New Amsterdam, o północy wypiliśmy szampana, a o jakiejś drugiej czy trzeciej poszliśmy spać. Kondzio użyczył mi swoje łóżko a sam poszedł spać do salonu. To było całkiem słodkie.

Ponownie podczas jej opowieści szeroko się uśmiechnęłam.

– Naprawdę cieszę się twoim szczęściem – powiedziałam szczerym, ciepłym tonem. – Liczę, że wam wyjdzie. Pasujecie do siebie.

Laura zarumieniła się nieznacznie i zawstydzona spuściła głowę w dół.

– Przy nim czułam się tak... bezpiecznie i swobodnie. Zwyczajnie dobrze. Podobało mi się to uczucie. – oznajmiła.

Ja i Wojtek mieliśmy na ten moment swoje szczęśliwe zakończenie. Chciałam, żeby Konrad i Laura w końcu doczekali się swojego. I obserwując ich, byłam pewna, że prędzej czy później to się stanie. Oby prędzej niż później.

***

Minęło już kilka tygodni Nowego Roku. Styczeń jak zawsze był dość intensywnym miesiącem, pełnym zaliczeń na semestr i prób wyciągnięcia jak najlepszych ocen. Całe szczęście bez problemu udało mi się wszystko pozaliczać na przyzwoite oceny, nawet polski, z którym tyle się męczyłam. Wprawdzie była to zaledwie marna dwója, ale dla mnie to niemal spełnienie marzeń. Został jeden tydzień do ferii, ale oceny na semestr mieliśmy już wystawione, więc nie miałam za bardzo czym się stresować. Za to w piątek, kiedy kończyłam wcześniej lekcje, brat obiecał zabrać mnie na swoją uczelnię. Mają wtedy ostatni dzień zajęć przed sesją, a jako że ja myślałam o pójściu na ten uniwersytet, Piotrek postanowił pokazać mi wtedy wnętrze budynku.

Mieliśmy również ciekawe plany na drugi tydzień ferii, gdy chłopaki będą już po sesji. Planowaliśmy wspólny, kilkudniowy wyjazd w góry, na który moi rodzice już nawet się zgodzili, tak samo jak rodzice większości dziewczyn. Jedynie Dominika wciąż miała problem z przekonaniem mamy, co w sumie było zrozumiałe, gdyż była z nas najmłodsza, ale wszyscy mieliśmy nadzieję, że w końcu i jej się uda namówić rodzicielkę. Miałam nadzieję, że gdy na wyjeździe spędzimy razem więcej czasu, nasza relacja będzie miała szansę się pogłębić, gdyż naprawdę chciałam być z nią w dobrych stosunkach ze względu na zespół.

Ale najpierw czekały mnie sprawy bieżące. W środę, po moich zajęciach, Wojtek przyszedł pod moją szkołę.

– Hej, kochanie – przywitałam się z nim, dając mu buziaka w policzek i przytulając go.

– Dzisiaj mam dla ciebie małą niespodziankę – oznajmił, uradowany niemal jak małe dziecko. Uwielbiałam widzieć go w takim stanie euforii, nie było dla mnie lepszego widoku niż szczęśliwy Fortuna. – Mam nadzieję, że ci się spodoba.

Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego auta. Zachichotałam. Byłam naprawdę ciekawa, co takiego chłopak dla mnie wymyślił. Ton jego głosu podpowiadał mi, jakby to miało być coś naprawdę niespodziewanego, czego w życiu sama bym się nie domyśliła.

Podczas krótkiej jazdy kilkakrotnie próbowałam go wypytać o jakieś szczegóły co do tej jego 'niespodzianki', jednak chłopak stale upierał się przy tym, że nie szepnie ani słówka, zanim dojedziemy na miejsce.

Miejscem docelowym okazał się być jakiś stary parking, na który mało kto w ogóle jeszcze przyjeżdżał. Znajdował się on praktycznie na końcu miasta, a nieopodal był jakiś mały sklepik osiedlowy. Uniosłam brew w zdziwieniu. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i w sumie wciąż nie miałam pojęcia, na czym ten cały jego misterny plan miał polegać.

– Opuszczony parking? – zdziwiłam się. – Nie rozumiem. Co ciekawego ma w tym niby być?

Chłopak stanął gdzieś z boku i zaciągnął hamulec ręczny, po czym lewą ręką oparł się o kierownicę i spojrzał mi w oczy.

– Kiedyś wspominałaś mi, że zamierzasz zdawać prawko jakoś niedługo po osiemnastce. Zgadza się? – nadal nie ujawniał szczegółów, jedynie zadając niejednoznaczne pytania, jednak ja zaczynałam mieć już pewne domysły.

– Noo... Tak, zgadza się – odparłam, wciąż niepewnym tonem.

– Postanowiłem, że trochę cię pouczę prowadzenia auta – oznajmił z dumą, w końcu wszystko wyjaśniając.

Przez długą chwilę zszokowana wpatrywałam się w jego uśmiechniętą twarz.

– Ale że... Że teraz? – zapytałam zdumiona. Nie wiedziałam, czy w tym momencie byłam na to gotowa...

– Jak nie chcesz, to nie musimy tego robić – oznajmił, zanim sama zdążyłam coś więcej powiedzieć. – Chciałem to zrobić dla ciebie, ale nie chcę cię do niczego przymuszać. Po prostu dobrze wiem, że idąc na pierwszą jazdę jest się pewniejszym, gdy nie jest to twój pierwszy raz za kółkiem. Ale możemy poćwiczyć innego dnia...

– Nie – przerwałam mu. – Przyjechaliśmy tu teraz, więc możemy poćwiczyć. Jak nie jestem gotowa, żeby to zrobić teraz, to w najbliższej przyszłości też nie będę, a odwlekanie tego w czasie sprawi, że jedynie bardziej się zestresuję.

– Zuch dziewczyna – z nieznikającym uśmiechem na ustach nachylił się nade mną i złożył na moich ustach krótkiego buziaka. – To zamieniamy się miejscami. – oznajmił i wysiadł z pojazdu.

Okrążył go, gdy ja cały czas zaskoczona jego propozycją siedziałam w bezruchu na miejscu pasażera. Gdy chłopak znalazł się przy moich drzwiach, otworzył je i ponownie na mnie spojrzał.

– No dawaj – zachęcał mnie. – Naprawdę pozwalam ci przejechać się moim autem. Wiem, że ciężko ci w to uwierzyć, ale po prostu uwierz. – zaśmiał się.

W końcu wysiadłam z auta i poszłam na drugą stronę do miejsca kierowcy. Wojtek poinstruował mnie, jak mam ustawić siedzenia i lusterka, po czym zaczął tłumaczyć mi wszystkie najważniejsze szczegóły co do zmiany biegów, ruszania i roli sprzęgła, gdyż głównie na tym miałam się skupić. Mówił, że takie pierdoły jak światła, płyny czy zasady ruchu drogowego zostawi mi do nauczenia się na kursie, gdyż najcięższą częścią jest właśnie praktyczne opanowanie auta.

Nie spodziewałam się, że samo ruszenie będzie mi sprawiać tyle kłopotów. Wojtek pocieszał mnie, że każdy tak ma na początku i nie ma czym się przejmować, jednak i tak każde kolejne zgaśnięcie silnika dobijało mnie coraz bardziej. Albo za szybko puszczałam sprzęgło, albo gdy już puściłam je w miarę płynnie, dodałam za mało gazu i skutek był ten sam.

Gdy za którymś razem w końcu pojazd ruszył, oczywiście z głośnym charkotem, dowiedziałam się, że nauka ruszania to tylko wierzchołek góry lodowej. Musiałam połączyć moją koordynację nóg przy dodawaniu gazu, naciskaniu hamulca czy operowaniu sprzęgłem podczas zmiany biegów z opanowaniem kierownicy, co również było zaskakująco ciężkie. Nie mogłam jej w ogóle wyczuć, jak zresztą nic w tym cholernym aucie.

– Tego się nie da ogarnąć! – zrozpaczona schowałam twarz w dłoniach, gdy się zatrzymaliśmy. – Za dużo tego jest. Kontrolowanie nóg, biegów, kierownicy, a jeszcze dołożyć do tego to, co się dzieje na ulicy. Jak kierowcy to robią?

– Po prostu do tego potrzeba wprawy – próbował mnie uspokoić. – Spróbuj jeszcze raz. Powoli rusz i dojedź tam. – wskazał mi konkretne miejsce parkingowe kawałek od nas.

– Dobra – powiedziałam, biorąc głęboki wdech i po chwili wypuściłam powietrze.

Zrobiłam to, co mi nakazał. Ruszyłam (oczywiście po jakiejś piątej nieudanej próbie przy akompaniamencie wyjącego silnika) i powoli zaczęłam jechać w wyznaczone miejsce. Moje opanowanie kierownicy nadal było na zerowym poziomie i w którymś momencie straciłam nad nią panowanie, a jednocześnie gwałtownie puściłam sprzęgło, przez co samochód raptownie ruszył do przodu, zdecydowanie poza moją kontrolą. Usłyszałam tylko huk i błyskawicznie nacisnęłam hamulec.

– Co to było? – przestraszyłam się i zacisnęłam dłonie na kierownicy.

Spojrzałam w stronę Wojtka i dostrzegłam, co się stało. Zawadziłam lusterkiem po jego stronie o jakiś słup. O nie, o nie, o nie. Tylko nie to. W najgorszym scenariuszu sobie nie wyobrażałam, że zniszczę mu auto. Wpatrywałam się w nie, jakby mój wzrok miał jakąś moc naprawczą i był w stanie naprawić wyrządzoną szkodę. Jednak wcale tak się nie stało. Lusterko było złożone, popękane i porysowane w kilku miejscach, tak samo elementy blachy wokół niego.

– Karolina – jego ton, gdy wypowiadał moje imię, był chłodny, niemal pozbawiony jakichkolwiek emocji. Widziałam, że tłumi w sobie gniew i automatycznie po moich policzkach popłynęły łzy. Nigdy nie widziałam go w takim stanie, a przynajmniej nigdy nie byłam osobą, która wprawiła go w taki stan.

– Wojtek, ja... – niemal zabrakło mi słów. Jak ja mogłam mu teraz wynagrodzić taką szkodę? – Ja przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Nie wiedziałam, że to się tak skończy... Straciłam panowanie nad kierownicą i... Sama nie wiem, jak do tego doszło.

Moje marne próby tłumaczenia się zapewne jedynie jeszcze bardziej mnie pogrążały. Prawą stopę trzymałam kurczowo na hamulcu, aby samochód nie zjechał jeszcze bardziej do przodu, jedynie pogarszając sytuację. Nagle przypomniałam sobie o hamulcu ręcznym i momentalnie go zaciągnęłam, puszczając obie stopy z pedałów. Jednak to też okazało się moją zgubą. Puściłam również sprzęgło, nie wrzucając wcześniej biegu na luz, przez co autem ponownie szarpnęło, dobijając jedynie biedne lusterko o lampę.

– Karolina! Bieg! – szatyn niemal wrzasnął w moją stronę i automatycznie chwycił dźwignie biegów.

To już było dla mnie za dużo. Bez namysłu otworzyłam drzwi i wybiegłam z pojazdu na oślep przed siebie. Jako że znajdowaliśmy się na parkingu, nawet nie uciekłam z pola widzenia Fortuny i jedynie stanęłam kilkanaście metrów dalej. Nawet nie wiedziałam, w jakiej części miasta się znajdowaliśmy, nie znałam tej okolicy, więc praktycznie byłam zdana na łaskę chłopaka. Świetnie. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł.

Usłyszałam jedynie, jak Wojtek przez chwilę manewruje samochodem, zapewne próbując uniknąć większych szkód. Nie miałam odwagi odwrócić się w jego stronę. W pewnym momencie zobaczyłam, jak podjechał do mnie i otworzył szybę.

– Wsiadaj – machnął głową w stronę siedzenia pasażera, nie nawiązując ze mną kontaktu wzrokowego.

Jedynie w ciszy wsiadłam do auta, jak najdelikatniej obchodząc się z drzwiami, żeby przypadkiem nie uszkodzić czegoś jeszcze i nie doprowadzić chłopaka do jeszcze większej furii.

Pierwsze kilka minut dalej nikt z nas się nie odzywał, aż w końcu ja postanowiłam to zmienić.

– Naprawdę przepraszam – nie wiedziałam, co innego mogłabym mu powiedzieć. – Mówiłam, że to nie był dobry pomysł...

– A, czyli teraz to moja wina, tak? – podniósł głos, jedynie bardziej mnie tym irytując.

– Sam nalegałeś, żebym poćwiczyła. "Będzie ci łatwiej" – prychnęłam, zakładając ramiona na piersi. – Na razie to ja się jedynie nabawiłam traumy przed prowadzeniem auta.

– Dobra, niech ci będzie – rzucił. – Następnym razem nie będę ci proponować takiej pomocy, bo widzę, że tylko ci wszystko utrudniam.

– Następnym razem po prostu mi o tym powiedz, zamiast mnie zaskakiwać na miejscu! – tym razem i ja podniosłam głos. To wcale nie zmierzało w dobrym kierunku...

Wojtek jedynie ponownie całą uwagę skupił na drodze, nie komentując już sytuacji ani słowem więcej.

Droga do mojego domu trwała jakieś dziesięć minut i było to najdłuższe dziesięć minut mojego życia. Do końca żadne z nas się nie odezwało, jedynie rzuciliśmy sobie krótkie "pa" na odchodne, gdy już wysiadałam z pojazdu.

W domu nie miałam ochoty mówić o zaistniałej sytuacji ani bratu, ani rodzicom. Pospiesznie się z nimi przywitałam i pobiegłam do swojego pokoju. Walnęłam się bez zastanowienia na łóżko i rozpłakałam się, przytłoczona wszystkimi emocjami na raz. Złość, smutek, żal, poczucie winy. Żadne z nich nie odstępowało mnie na krok przez najbliższy okres czasu.

To była moja pierwsza poważna kłótnia z Wojtkiem. Wiedziałam, że w związku nie wszystko zawsze będzie takie kolorowe.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Skoro jesteśmy w temacie 2020 roku... Spoiler alert: nie,  w moim opowiadaniu nie będzie pandemii. Nie sądzę, aby ktoś tęsknił.

Wciąż nie składam wam obietnic co do tego, jak często będą się pojawiać rozdziały. Zaczynam drugi semestr studiów i z wolnym czasem może być u mnie różnie. Jednak robię co w mojej mocy, aby was nie zawieść!

Pozdrowionka, katherine02221

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro