Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na ten dzień poza klubem nie mieliśmy innych konkretnych planów. W tej wycieczce nie zależało nam bardzo, żeby zwiedzić dużo nowych miejsc, a po prostu się rozerwać z dala od domu, więc nie przeszkadzało nam małe "zmarnowanie" tego dnia. Jednak oczywiście nie chcieliśmy siedzieć cały dzień w hotelu i rano poszliśmy na miasto, chciałyśmy z dziewczynami zrobić też ewentualne zakupy na imprezę. Dlatego w pewnym momencie chłopaki poszli znaleźć jakieś zajęcie dla siebie, a my wybrałyśmy się ponownie do galerii.

– Dobra, dziewczyny – zaczęła Laura. – To ostatnia szansa, aby kupić coś nowego na imprezę. Karolina, masz coś wystrzałowego na tą okazję?

– Noo... Mam taką różową sukienkę. Myślę, że się nada – odpowiedziałam dość niepewnie.

Reszta dziewczyn spojrzała się na mnie pytająco, aż w końcu Amelka zabrała głos.

– "Różowa sukienka" kojarzy mi się jedynie z typowym strojem dwunastoletniej mnie na jakimś weselu kuzynki – zaśmiała się. – Ale podejrzewam, że wcale nie o to ci chodziło.

Sama również zachichotałam pod nosem, gdyż rzeczywiście mogło to się tak skojarzyć. Jednak to wyobrażenie było dalekie od prawdy.

– Nie martwcie się, nic z tych rzeczy – uspokoiłam je. – Ma taki bardziej wyrazisty róż, jest dopasowana i sięga mi jakoś do połowy uda, a po bokach ma takie ozdobne zamki. Jeszcze nigdy jej nie miałam, ale jak ją mierzyłam, to naprawdę mi się podobała. Chociaż jest trochę... krótka i boję się, czy nie będzie mi się za bardzo zsuwać.

– Będzie dobra – potwierdziła Laura. – Bez sensu kupować teraz coś nowego, skoro masz ze sobą coś, co raczej się nada na imprezę.

– Też tak myślę – zgodziłam się z nią.

– A wy? – spojrzała wyczekująco na Julkę i Amelkę. – Mam nadzieję, że macie coś równie wystrzałowego. Kurde, szkoda, że nie przejrzałyśmy naszych rzeczy przed wyjściem.

– No, trochę tego nie przemyślałyśmy – odparłam.

– Trudno. Poradzimy sobie tak – rzuciła optymistycznie Amelka. – Ja chyba założę tą bluzkę, którą tutaj kupiłam i hmm... Zawsze mogę zwykłe czarne dżinsy. Albo spódniczkę, tylko że musiałabym jakąś kupić.

– Myślę, że w dżinsach też będziesz wyglądać fajnie – oznajmiłam szczerze. Czasami takie najprostsze rozwiązania okazywały się być najlepsze.

– Chyba tak zrobię. Nie mam ochoty wybierać teraz jakiejś fajnej spódniczki. A tak też będę wyglądać nieźle.

Laura, a razem z nią my dwie, spojrzałyśmy teraz na Julkę.

– Noo... Myślałam po prostu o dżinsach i jakiejś zwykłej koszulce. Nie przygotowywałam się na kluby jakoś bardzo.

– To może po prostu znajdziemy ci jakąś fajną bluzkę do dżinsów? – zaproponowałam. – Skoro my mamy się odwalić, to i tobie znajdziemy coś ciekawszego niż codzienne ciuchy.

– W sumie czemu nie – zgodziła się Julka z nieśmiałym uśmiechem.

Także miałyśmy plan. Poszukać bluzki dla Julki i zajść do Rossmanna po jakieś kosmetyki. Żadna z nas ich nie wzięła, więc postanowiłyśmy po prostu się złożyć i kupić sobie na teraz jakiś mały podkład, cienie, tusz i jakieś inne rzeczy. Coraz bardziej nie mogłam się doczekać imprezy i tego, jak świetnie będziemy na niej wyglądać.

Pochodziłyśmy po kilku sklepach, aż w końcu Julka dopasowała sobie bluzkę na imprezę, w której świetnie wyglądała według nas wszystkich. Potem skoczyłyśmy jeszcze do Rossmanna, tak jak planowałyśmy i kupiłyśmy najpotrzebniejsze kosmetyki. Całe te zakupy nie zajęły nam tak dużo czasu, jak się spodziewałyśmy i niedługo później znowu spotkałyśmy się z chłopakami.

Razem poszliśmy na obiad do jednej pizzerii na mieście, a po zjedzeniu wróciliśmy do hotelu, aby powoli zacząć przygotowania do imprezy. Wszyscy nie mogliśmy się doczekać, a z dziewczynami podekscytowane zaczęłyśmy już się ogarniać. Tym bardziej że przed imprezą mieliśmy jeszcze pójść gdzieś w jakieś ustronne miejsce, aby wcześniej już się napić. Nie chcieliśmy aż tyle wydawać na mocny alkohol w klubie, a chcieliśmy się trochę wstawić.

Gdy pokazałam dziewczynom moją "różową sukienkę", która była wręcz przeciwieństwem pastelowo różowej, typowej weselnej dziewczęcej sukienki, a dawała właśnie klimat klubu, wszystkie zgodnie stwierdziły, że wygląda ona naprawdę fajnie. Nigdy jej jeszcze na sobie nie miałam, a chciałam w końcu znaleźć na to jakąś okazję. Laura też wzięła ze sobą idealną do klubu sukienkę, więc akurat nie będę sama aż taka odstawiona.

Świetnie bawiłyśmy się w czwórkę, ubierając się i malując, a przy tym oczywiście też plotkując. Dużo gadałyśmy o chłopakach, Laura ponownie wspominała o Kondziu i widać było, że coraz bardziej się w to wszystko wkręca. Nie ominęłyśmy też tematu dziwnego zachowania Dominiki, ale na szczęście ta nieprzyjemna rozmowa szybko się skończyła i znowu wróciłyśmy do tych lepszych.

Gdy Laura opowiadała o tych całych początkach kręcenia z chłopakiem, mi przypominały się czasy, jak jeszcze byłam na tym etapie z Wojtkiem. Takie niewinne spojrzenia, uśmiechy, skradzione pocałunki na imprezie, to miało swój niepowtarzalny urok. To był naprawdę uroczy czas, chociaż teraz zwyczajnie czuję się stabilniej, będąc już w związku i nie obawiając się o to, czy chłopak odwzajemnia moje uczucia i o pełno innych bezsensownych rzeczy.

– W ogóle co jest między tobą a Zborem? – zagadała Julka, patrząc na Amelkę, która wyraźnie się speszyła.

Wszystkie patrzyłyśmy na nią wyczekująco, gdyż ja sama byłam ciekawa odpowiedzi na to pytanie. Chociaż fakt, że więcej ze sobą gadają, nie musiał od razu oznaczać jakiegoś romantycznego zainteresowania, to coś mi mówiło, że chociaż w jakimś stopniu właśnie o to chodzi.

– Ahh... No wiecie... – nie mogła do końca tego wydusić. – Sama nie wiem. Na początku jak do mnie zagadywał lub pisał odbierałam to totalnie po przyjacielsku. Ale chyba zaczął mi się trochę podobać... Boże, jakie to głupie – sama głośno westchnęła.

– Wcale nie – zaprzeczyłam. – Pamiętam początki mojej relacji z Wojtkiem. Też wtedy jedynie nieśmiało się w nim podkochiwałam i nawet pamiętam, co powiedziałam Laurze – zaśmiałam się pod nosem na to wspomnienie. – "Dla niego zawsze będę tylko młodszą siostrą Cody'ego". A jak wszyscy dobrze wiemy, sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. Nie mogłabym sobie wyobrażać lepszego zakończenia.

– Racja, czasami może się to skończyć dobrze – przyznała Amelka. – Niby to wiem, ale jakoś ta niepewność wciąż nie może mnie opuścić.

– Rozumiem. Miałam podobnie – próbowałam dodać jej otuchy. Sprawy miłosne nigdy nie były łatwe. – Ale liczę, że jakoś wam się ułoży.

– Tobie to się poszczęściło – rzuciła w moją stronę Julka. – Jako jedyna z nas masz aktualnie stabilną sytuację, jeśli chodzi o sprawy miłosne. Chociaż Laura też już jest na dobrej drodze. Ale ty i Wojtek... No po prostu czuję, jakbyście byli razem od zawsze. Dobrze się dobraliście.

Lekko onieśmielona spuściłam głowę w dół i uśmiechnęłam się pod nosem. Bardzo dobrze wiedziałam o tym, jakie miałam szczęście, że trafiłam właśnie na niego w odpowiednim czasie. Kochałam go i czułam, że on mnie też, aż ciężko było mi sobie wyobrazić, że jeszcze do niedawna byliśmy dla siebie niemal obcy.

W końcu niedługo później wszystkie byłyśmy już gotowe i jak się okazało, chłopacy oczywiście też i tylko czekali na nas. Opuściliśmy hotel i opracowaliśmy dokładny plan na ten wieczór. Najpierw mieliśmy kupić alkohol, potem pójść do parku i wypić na altance, a na koniec resztę nocy spędzić w klubie.

Kupiliśmy trzy butelki wódki smakowej i każdy wziął sobie jakieś picie do popity. Ja wybrałam mojego ulubionego zielonego Liptona, chociaż nie wiedziałam, czy będzie on stanowił dobre połączenie z alkoholem. Ale doszłam do wniosku, że z nim na pewno nie będzie smakował źle, więc nie powinnam żałować. Do tego wszystkiego dobraliśmy sobie kilka paczek chipsów, aby mieć czym zagryźć alkohol.

Dotarliśmy na altankę i wygodnie się na niej rozłożyliśmy. Od razu zaczęliśmy swoje małe before party, śmiejąc się i opowiadając sobie różne historie, czy wspominać dawne historie sprzed kilku miesięcy, oczywiście popijając przy tym wszystkim alkohol. Mam wrażenie, że do większości z nas nie docierało, w jak krótkim czasie wszyscy aż tak się zaprzyjaźniliśmy i stanowiliśmy tak zgraną grupę.

Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czy założenie tak krótkiej sukienki w środku zimy było dobrym pomysłem, a moje czarne futerko nawet nie zakrywało mi tyłka, więc trochę mi było zimno od ławki.

– Trochę tego nie przemyślałam – szepnęłam do Wojtka, gdy wszyscy byli pochłonięci rozmową. – Zimno mi od tej ławki.

Szatyn w pierwszym momencie przewrócił oczami.

– Czy ty w ogóle umiesz dobrać ciuchy do pogody? – zaśmiał się.

– Czasami umiem, już nie przesadzaj – założyłam ręce na piersi, udając obrażoną jego komentarzem. Chociaż w rzeczywistości wiedziałam, że był słuszny. Często stawiałam na wygląd, a potem marzłam przez pół wieczoru.

– Chodź tutaj – powiedział i poklepał swoje kolana.

Uniosłam pytająco brew, gdyż mimo wszystko trochę zdziwiła mnie jego propozycja, ale nie protestowałam. Miał rację, tak będzie mi znacznie cieplej. Oparłam rękę na jego ramieniu, a on objął mnie w pasie.

– Zawsze może mi być jeszcze cieplej – rzuciłam z uśmiechem, po czym chwyciłam butelkę wódki malinowej. Wypiłam na raz kilka łyków i od razu się skrzywiłam i pożałowałam tej decyzji. Szybko popiłam to Liptonem.

– Tylko nie skończ jak na weselu – zaśmiał się mój brat. Podobało mi się to, że już nie przeszkadzało mu aż tak, gdy piłam alkohol. Powoli chyba zaczynał się przyzwyczajać do tego, że już niedługo będę pełnoletnia.

– Nie martw się, będę pić z umiarem – zapewniłam go. – Chociaż na weselu w końcu i tak nie było ze mną tak źle.

– Byłaś gotowa wpakować mi się do łóżka, więc jednak byłaś już nieźle wstawiona – skomentował Wojtek, a ja od razu zmierzyłam go morderczym spojrzeniem i uderzyłam w tors, a drugą ręką zasłoniłam jego usta.

– Wojtek, proszę cię! – mimo próby udawania śmiertelnie poważnej, w końcu wybuchnęłam śmiechem. – Nie przy wszystkich o takich rzeczach.

Chłopak chwycił moją dłoń i wyswobodził się, znowu zaczynając mówić.

– Oj tam, przecież każdy wie, że jesteśmy parą nie od dziś. Nie takie historie słyszeli.

Wywróciłam oczami. Miałam wrażenie, że dla facetów taka "gadka" jest całkiem normalna, kiedy dla mnie była lekko niezręczna. I podejrzewam, że na trzeźwo byłoby dużo gorzej (chociaż zacznijmy od tego, że całkowicie na trzeźwo Fortuna nawet nie rzuciłby takim komentarzem na głos), a tak to wszyscy potraktowali to na luzie i bardziej śmiali się z naszej małej "sprzeczki", niż siedzieli w niezręcznej ciszy, słuchając o naszych intymnych sprawach.

Wojtek chyba zobaczył, że delikatnie się zarumieniłam i pocałował mnie rozbawiony w policzek.

Piliśmy dalej, aż w pewnym momencie czułam, że jak więcej wypiję, to chyba się porzygam. I tak już sporo wypiłam i czułam się pijana, przynajmniej na tyle, na ile chciałam. Dopiłam końcówkę Liptona, zagryzłam chipsami, po czym oparłam głowę o ramię Wojtka. Czułam, że trochę mi się w niej kręciło i przez kilka dłuższych chwil już myślałam, że tam odpłynę.

– Wszystko dobrze? – usłyszałam szept mojego chłopaka i zaraz poczułam, jak gładzi mnie po włosach.

– Tak – odpowiedziałam krótko, gdyż nie czułam się na siłach odpowiedzieć jakoś dokładniej o tym, że trochę mnie zmuliło i kręci mi się w głowie.

– Ej, Karolina, nie odpływaj mi tu! – to był głos Laury. – Mamy się jeszcze dobrze bawić w klubie!

– Mhm – przytaknęłam krótko i wciąż bezsilnie, a do tego powoli, zamknęłam oczy.

– Oj, kochanie... – Wojtek westchnął. – I co z "będę pić z umiarem"? – zaśmiał się, a z nim kilka osób.

– Zamknij się – zdołałam powiedzieć i walnęłam go z pięści w tors, albo przynajmniej miałam nadzieję, że to był tors, a nie twarz. Chociaż i tak uderzenie było bardzo lekkie, więc można uznać je za zwykłe klepnięcie. W tamtym momencie nie byłam w stanie zdobyć się na nic więcej.

Przez jakiś czas słuchałam ich rozmów jakby z oddali, niemal jakby ktoś puścił mi jakieś rozmowy z radia. Miałam wrażenie, że to jako jedyne pozwalało mi nie zasnąć, bo ręka Wojtka gładząca delikatnie moje ciało właśnie niemal prowadziła do mojego kompletnego odpłynięcia w objęcia snu.

Gdy chwilę odpoczęłam, zaczynałam już czuć się lepiej. Kręcenie w głowie powoli ustępowało, a jak otwierałam oczy świat już był coraz ostrzejszy, tak jak powinien. Chwilę jeszcze siedziałam z głową opartą o ramię chłopaka, przysłuchując się z coraz większą uwagą ich zabawnym rozmowom, aż w końcu poczułam się na tyle dobrze, aby podnieść głowę.

– Wooow – powiedział Zboro z udawanym zachwytem. – Nasze zombie chyba właśnie powstało z martwych.

Wszyscy się zaśmiali, a ja nie mogłam się powstrzymać od dołączenia w tym do nich.

– Zombie? No dzięki, Zboro... – rzuciłam sarkastycznie, ale zaraz wróciłam do poważniejszego tonu. – Czuję się już znacznie lepiej. Na długo odpłynęłam?

– Na trochę ponad pół godziny. Może czterdzieści pięć minut – odpowiedziała mi Amelka.

Szczerze to się zdziwiłam, jak tak leżałam, wydawało mi się, że minęło znacznie więcej czasu. Gdy rozejrzałam się po reszcie, zobaczyłam, że Julkę chyba też już powoli muli od tego alkoholu. Chyba trochę nie przemyśleliśmy też tego, że w ten sposób mogliśmy się załatwić na naszym before party. No ale cóż, teraz już było na te przemyślenia za późno, a chociaż dobrze się mimo wszystko bawiliśmy.

– Każdy już chyba wypił, a ci martwi już do nas wrócili – zaczął Miłosz, patrząc się przy tym na mnie. – Więc myślę, że możemy już pójść do naszego celu.

– Oj, tak. Cały czas na to czekam – podekscytowała się Laura.

Wszyscy wstaliśmy, zebraliśmy wszystkie śmieci i udaliśmy się w stronę wybranego wcześniej klubu. Jednak niedługo po wstaniu, Julka oznajmiła, że nie czuje się najlepiej i zaraz popędziła w stronę trawnika, wyrzucając z siebie zawartość swojego żołądka. Skrzywiłam się zniesmaczona, gdyż oczywiście widok nie należał do najprzyjemniejszych, a było bardzo blisko, abym to ja była na jej miejscu. Strasznie jej przez to współczułam, bo zgon po alkoholu zawsze jest okropny.

Zanim jednak zdążyłam podejść do niej, uprzedzili mnie Amelka i Miłosz. Dziewczyna odgarnęła jej włosy na bok i poklepała po plecach. Julka zaraz usiadła na zimnym betonie, nie bardzo się w tym momencie czymkolwiek przejmując.

– Oj, Julka – westchnęła Amelka. – Ma ktoś gumkę do włosów? – zwróciła się do nas.

W tym momencie szatynka ponownie zwymiotowała, a na całe szczęście kucający obok niej blondyn w porę chwycił jej włosy tak, że udało jej się ich nie pobrudzić.

– Ja powinnam mieć – odpowiedziałam Amelce i zaczęłam przeszukiwać moją torebkę. W końcu natrafiłam na dwie czarne gumki do włosów i jedną z nich podałam dziewczynie. – Proszę.

Wzięła ją, a zaraz od niej przejął ją Miłosz, który starannie związał jej włosy.

– Do klubu już raczej nie pójdziesz – zaśmiał się chłopak.

– Co ty – odparła Julka, wyraźnie bez sił. – Teraz to ja tylko chcę dojść jakoś do hotelu.

– Pójdę z tobą – Miłosz nawet się nie zawahał z tą obietnicą.

– Nie no, dam radę. Nie trać przeze mnie dobrej zabawy – szatynka próbowała odwieść go od tego pomysłu, jednak na próżno.

– To żaden problem. Do klubu jeszcze kiedyś pójdziemy, a ważne, abyś bezpiecznie wróciła. Nie będziesz przecież wracać sama, pijana, w środku nocy, w nieznanym mieście.

Gitarzystka w końcu nieśmiało pokiwała głową, chociaż chyba było jej głupio z tego powodu. Z tego co wiem, nigdy wcześniej nie upiła się aż tak, więc na pewno też sama nie przewidziała aż takich skutków tego wieczoru.

A zachowanie Miłosza naprawdę mi zaimponowało. Oczywiście zawsze wiedziałam, że porządny z niego chłopak i bardzo go lubiłam, chociaż nasza relacja nie była jakaś głęboka. Z członków Felivers właśnie z nim gadałam najmniej. Ale jego opieka nad Julką była naprawdę urocza.

– Idźcie do klubu, spoko – powiedział do nas. – Ja tu z nią zaczekam i jak będzie trochę lepiej, wrócimy do hotelu.

– No dobra – zgodził się Piotrek, gdyż wszyscy z nas rozumieli, że to będzie najbardziej sensowne wyjście z tej sytuacji. Zaczął grzebać w kieszeni spodni, aż znalazł klucz, który podał Miłoszowi. – Klucz do pokoju – dodał dla wyjaśnienia.

Wtedy i mnie olśniło, aby dać im też klucz do naszego pokoju. W końcu Julka na pewno będzie chciała się ogarnąć czy przebrać. Podałam go również chłopakowi.

– A tu nasz – dodałam. – Trzymaj się, Julka – poklepałam ją po plecach.

Wszyscy krótko się z nimi pożegnaliśmy i poszliśmy dalej. Szkoda nam było, że tą dwójkę ominie świetna zabawa, ale tak to przecież bywa. Ktoś zawsze musi zezgonować, nie raz właśnie przed główną imprezą, a będzie jeszcze pełno okazji do zabawy, które tym razem nie ominą Julki.

Wojtek objął mnie ramieniem, mam wrażenie, że alkohol wziął go już znacznie bardziej niż mnie. Dotarliśmy w końcu do klubu i już nie mogłam się doczekać tej świetnej zabawy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Długo mnie nie było, ale wróciłam! Oczywiście znowu pokonały mnie studia, ale na szczęście teraz mam już wszystkie zaliczenia za sobą, a co za tym idzie - dużo czasu dla siebie (i na pisanie). Wiem, że często mówię, że w końcu mam wolne i będę miała czas na pisanie, a różnie się to kończy, ale miejmy nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, a w następnym już czeka nas impreza w klubie!

Pozdrowienia, katherine02221 <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro