Rozdział 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od razu po wejściu do klubu uderzyło mnie panujące tam gorące powietrze. Odłożyliśmy kurtki do szatni i praktycznie od razu ruszyliśmy na parkiet. Impreza rozkręciła się już na całego. Nigdy nie lubiłam przychodzić na sam początek, gdy wszyscy dopiero się schodzą i większość, wciąż jeszcze trzeźwa, jedynie niepewnie podpiera ściany. Wtedy niby jest się na tej imprezie, ale do końca nie wie się, co ze sobą zrobić, a tańczenie wśród jakichś pojedynczych osób i zwracanie na siebie przez to uwagi nigdy nie należało do moich preferowanych zadań.

Jednak tym razem parkiet już był niemal pełny, gdyż impreza oficjalnie zaczęła się już jakieś półtorej godziny temu. Tańczyliśmy w większej grupce, czasem dzieliliśmy się na mniejsze, czasem tańczyłam z samą Laurą i Amelką, kiedy chłopacy zajmowali się sobą. W końcu trochę się zmęczyłam i potrzebowałam chwili wytchnienia. Usiadłam z boku na jednej z ławek, które zostały tam postawione dla klubowiczów i zaraz podeszła do mnie również Amelka. Oparła się o ławkę obok mnie, niemal się do mnie przytulając przez brak miejsca.

– Jak się bawisz? – nachyliła się nade mną i próbowała przekrzyczeć panujący w klubie hałas.

– Świetnie – odparłam, a szczery uśmiech nie znikał z mojej twarzy. Naprawdę cieszyłam się, że postanowiliśmy tu wpaść. – Dawno nie byłam na imprezie. A ty jak?

– Jest w porządku – odparła, jednak jakby nie do końca przekonana.

Z założonymi rękoma wpatrywała się w tańczący tłum. Podążyłam za jej spojrzeniem i tam tańczyła reszta naszej grupy znajomych. Moją uwagę od razu zwrócili Laura i Konrad, którzy obejmowali się w tańcu, skakali radośnie, a co jakiś czas szeptali coś do siebie i głośno się śmiali.

– Cieszę się, że nareszcie im się układa – oznajmiłam. – Po tych wszystkich przygodach i z Dagmarą, i z Maćkiem oboje zasługują na chwilę wytchnienia.

– Tak – przyznała szatynka. – Też się cieszę, że nareszcie oboje mogą być szczęśliwi. Konrad nigdy się tyle nie uśmiechał przy Dagmarze.

To była naprawdę słuszna uwaga. Odnosiłam wrażenie, że w swoim poprzednim związku chłopak miał więcej zmartwień niż radości. Dziewczynie ciągle coś nie pasowało, albo była zazdrosna, albo próbowała ograniczać Kondzia w jakiś sposób. Strasznie mi się nie podobało to, że zdystansował się nawet ode mnie, kiedy żadne z nas nigdy nie miało wobec drugiego jakichś romantycznych zamiarów. Brałam go po prostu jako dobrego przyjaciela i tak samo odbieram go do tej pory, a wiem, że Laura nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Byłam niezmiernie szczęśliwa, że ten trudny etap u nich mieliśmy już za sobą.

Laura i Konrad poszli w stronę baru, a ja dostrzegłam, że moja towarzyszka nadal wpatruje się w naszą grupkę przyjaciół, niemal nie dostrzegając odejścia pary. I wtedy zrozumiałam, że od początku wcale nie chodziło jej o przypatrywanie się tamtej dwójce. Co prawda wiedziałam, że jej słowa co do radości z ich szczęścia były prawdziwe, jednak to nie oni stanowili jej aktualny obiekt zainteresowania. A był nim pewien jasnowłosy chłopak, z prostymi włosami sięgającymi mu prawie do ramion i piwnymi oczami, który aktualnie wywijał na parkiecie jakieś szalone tańce, śmiał się i zagadywał do chłopaków.

– Czemu do niego nie zagadasz? – zapytałam w końcu. – On cię lubi. Na pewno się przed nim nie upokorzysz.

– Myślisz, że to takie łatwe? – rzuciła zirytowana i odwróciła spojrzenie w moją stronę. – Chciałabym móc chociażby zagadać do niego i zapytać, czy nie wyjdziemy razem na kawę, nawet jeśli to miałoby być przyjacielskie spotkanie. Po prostu móc spędzić z nim więcej czasu. Ale chyba... Chyba za bardzo boję się odrzucenia.

– A co? Naprawdę myślisz, że zapytasz go o spotkanie, a on cię wyśmieje i prosto w twarz powie ci "nie"? – zapytałam z nutką drwiny w głosie, gdyż w żadnym razie nie zakładałam, że Zboro byłby zdolny do czegoś takiego. – Jakiś chłopak kiedyś ci tak powiedział? Dawaj namiary, zaraz się z nim rozprawię – dodałam bardziej żartobliwie, gdyż nie sądziłam, aby Amelka naprawdę miała z kimś tego typu historię.

– Właściwie to tak... – odpowiedziała wtedy, a uśmiech od razu zniknął z mojej twarzy. – Ugh, nieważne. To długa historia, nie chcę teraz do tego wracać. W każdym razie to przez to boję się, że znowu mnie coś takiego spotka. I nawet jeśli w głębi duszy wiem, że Piotrek nigdy by czegoś takiego nie zrobił, to po prostu nie mogę nic na to poradzić, że trochę się tego boję.

– Musisz się w końcu przełamać – poradziłam jej. – Wiem, że jest ciężko, ale nie znajdziesz nikogo, wiecznie uciekając z obawy przed zranieniem.

Dziewczyna westchnęła głośno. Wiedziałam, że moje słowa do niej doszły, chociaż na pewno potrzebowała czasu, aby to wszystko przetrawić.

– Dzięki – rzuciła po dłuższej chwili, a lekki uśmiech ponownie zawitał na jej twarzy. – Po prostu za to, że zawsze posłużysz jakąś radą. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką.

– Miło mi to słyszeć – odparłam. – Bo są momenty, w których szczerze w to wątpię.

– Nie żartuj – zganiła mnie z wyraźną dezaprobatą w głosie. – Z pewnością żadna z dziewczyn by tego o tobie nie powiedziała. Zawsze jesteś, gdy któraś z nas cię potrzebuje.

Cieszyłam się, że dziewczyna tak to odbierała. Czasami przez mój związek z Wojtkiem mam wrażenie, że nie daję wystarczająco od siebie dla dziewczyn i że mogłabym zrobić coś więcej. Na szczęście one chyba tak nie uważają.

– Idę się napić – oznajmiła w końcu dziewczyna. – Czuję, że to z altanki powoli mi schodzi. Idziesz ze mną?

– Oczywiście – nawet się nie zawahałam. – Alkohol jest jedną z tych rzeczy, których nie odmawiam.

Po drodze do baru zaczepiłam mojego brata i poprosiłam go, czy kupi nam po drinku czy czymś, jako że my naturalnie nie mogłyśmy same tego zrobić. Sam też postanowił się napić i usiadł z nami, podczas gdy Wojtek i Zboro wciąż tańczyli, a teraz dołączyli do nich Laura z Konradem, którzy najwyraźniej już wrócili ze swojej małej wyprawy do baru.

– Chcecie shoty czy drinka? – zapytał Piotrek, opierając się o ladę.

– Może shoty? – pomyślałam. Miałam ochotę bardziej na szybkie wypicie czegoś, a nie na półgodzinne sterczenie przy barze i sączenie napoju.

– Jasne – Amelka zgodziła się, a blondyn zamówił nam trzy zestawy shotów.

Chłopak w opiekuńczym geście oparł rękę na moich plecach i nachylił się nade mną.

– Dobrze się czujesz? – zapytał.

– Tak, już jest w porządku – pokiwałam głową.

– Nie przesadź tylko – powiedział pół żartem, pół serio i zaśmiał się pod nosem.

Wywróciłam oczami, ale jedynie ponownie pokiwałam głową na znak zgody. Rozumiałam, że po prostu dbał o moje dobre samopoczucie, ale ile można było mi to powtarzać? Jakoś jeszcze stałam na nogach, nie było potrzeby traktować mnie teraz, jakbym miała sobie nie poradzić.

Wypiliśmy już po dwa z naszych czterech shotów, kiedy podeszła do nas rozweselona Laura. Oparła się o moje ramię, a ja dostrzegłam kątem oka, jak trójka naszych znajomych wychodzi na zewnątrz.

– Chłopaki poszli zapalić – odpowiedziała mi dziewczyna, zanim zdążyłam ją w ogóle o to zapytać. Uniosłam zdziwiona brew, gdyż nie kojarzyłam, aby żaden z ich trójki palił. – Konrad kupił sobie paczkę na imprezę. Tak dla zabawy. – Dziewczyna najwidoczniej odczytała z mojej twarzy kolejną rzecz, której chciałam się od niej dowiedzieć. – W sumie może też bym się napiła jeszcze? – zastanawiała się na głos. – Cody! Zamówisz mi drinka? Cuba Libre wezmę.

Piotrek jedynie skinął głową i zagadał do barmana, który zaczął przygotowywać zamówienie dziewczyny.

– Jest tak faaajnie – powiedziała przeciągle. Widać było, że jest lekko pijana, ale tak nie do przesady. – Klub był dobrym pomysłem.

– Zdecydowanie – zgodziłam się z nią. – Chyba nigdy nie byliśmy aż tak dużą grupą w klubie. Podoba mi się takie chodzenie z większą ilością znajomych.

Wypiliśmy w trójkę kolejnego shota, a Amelka zaraz wypiła też tego ostatniego, nie czekając z tym na nas.

– Pójdę się przewietrzyć – oznajmiła i zaraz podążyła w stronę wyjścia.

Laura wtedy zajęła krzesełko przy barze, uprzednio zajmowane przez dziewczynę i w tym momencie dostała też swojego drinka. Od razu wypiła kilka większych łyków.

– Może ona w końcu zbierze się na odwagę i zagada do Zbora – zastanawiała się szatynka. – Przydałoby jej się. Widać, że powoli się w nim zadurza.

– Chwila, co? – mój brat szczerze się zdziwił. – Amelce podoba się Zboro?

– Eh, wy faceci – westchnęła dziewczyna. – Nigdy nie dostrzegacie tego typu znaków. – Uderzyła go lekko po przyjacielsku w ramię, jakby bardzo zawinił swoim brakiem spostrzegawczości. – Widać, jak ona na niego patrzy, gdy myśli, że nikt inny tego nie widzi. Jak uśmiecha się do telefonu, gdy on jej odpisze. Tego się nie da przeoczyć.

– Dobra no, już się nie czepiaj – zaśmiał się blondyn. – My nie jesteśmy dobrzy w takie rzeczy. Ale kurde, serio się nie spodziewałem. Amelka i Zboro? Najlepsze jest to, że nawet potrafię sobie to wyobrazić.

– Prawda, myślę, że wyglądaliby razem uroczo – przyznałam. – Kto wie, może kiedyś coś z tego będzie? W każdym razie, wypijmy za to!

Uniosłam swojego shota i zaraz Piotrek zrobił to samo, po czym oboje wypiliśmy swoje trunki. Nagle poczułam, jak ktoś mnie lekko puka w ramię. W pierwszej chwili pomyślałam, że to może być Wojtek, jednak z drugiej strony raczej nie wróciłby z papierosa tak szybko. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi przede mną nieznajomy blondyn o ślicznych błękitnych oczach.

– Chcesz zatańczyć? – zapytał, wystawiając prawą rękę.

Chwilę się zastanowiłam i zerknęłam ukradkiem na Laurę, która jedynie obojętnie wzruszyła ramionami. Rozumiałam, że tym samym całą decyzję pozostawia mi. Oczywiście w pierwszym momencie pomyślałam o tym, że może nie wypada mi tańczyć z kimś innym, szczególnie gdy na imprezie kręci się też mój chłopak, ale z drugiej strony, co miałby zaszkodzić zwykły, niezobowiązujący taniec? Pokiwałam głową i chwyciłam jego rękę, a on zaprowadził mnie w głąb parkietu.

– Jesteś naprawdę ładna – powiedział, nachylając się nade mną, abym usłyszała, jednak nie naruszał tym w żaden sposób mojej strefy komfortu.

– Dziękuję – odparłam onieśmielona. Nie chciałam za bardzo dawać mu znaków, że może liczę na większą część wieczoru spędzoną w jego towarzystwie. Po miłym tańcu planowałam ponownie pójść do swoich znajomych.

Podobało mi się to, że chłopak nie był w żaden sposób nachalny. Jedynie trzymał mnie za ręce, zrobił ze mną parę obrotów i nie próbował sięgać do mojej talii. Nie wyglądał też na pijanego, przynajmniej nie jakoś bardzo, a to też było na plus.

Gdy skończyła się piosenka, podziękowałam mu za taniec i od niego odeszłam. Omal na kogoś nie wpadłam i jak się okazało, tym kimś był zmierzający w moją stronę Wojtek.

– O, hej – uśmiechnęłam się do niego. – Laura mówiła, że byliście na papierosku.

– Kto to był? – zapytał, a w jego poważnym tonie wyczułam nutę złości. O nie. Powinnam była się tego spodziewać, ale jakoś tego nie przewidziałam.

– Nikt taki – odparłam pospiesznie, co mogło zabrzmieć bardzo podejrzanie, jakbym chciała coś ukryć. Miałam ochotę walnąć się w łeb, nie tak wychodzi się z tego typu rozmowy. – To znaczy, naprawdę nikt. Nie znam go, zaprosił mnie do tańca, pobawiliśmy się przez jedną piosenkę i poszłam.

Perkusista podążył wzrokiem za tamtym blondynem i ja też się za nim obejrzałam. Stał i rozmawiał z grupką kolegów, a chwilę później cała ich czwórka odwróciła się w naszą stronę. Zapewne opowiadał im, że właśnie ze mną zatańczył, a moja jaskrawo różowa sukienka na pewno wyróżniała się w tłumie. Spojrzałam ponownie na mojego chłopaka.

– Naprawdę, Wojtek, nie masz się czym przejmować – zbliżyłam się do niego i dotknęłam dłonią jego ramienia. On jednak, ku mojemu zdziwieniu, momentalnie zrobił krok w tył. Co jak co, ale tego się na pewno nie spodziewałam. Wyglądało trochę, jakby się mną... brzydził? Powoli opuściłam z powrotem rękę i spojrzałam na niego błagalnie. – Wojtek... – powtórzyłam, chcąc go jakoś udobruchać, jednak nie wyglądało na to, aby coś to dawało.

– Po prostu nie chcę, abyś tańczyła z kimś innym, okay? – wypalił w końcu. – Jestem twoim chłopakiem i wolę, żebyś to ze mną tańczyła. Szczególnie, że jestem tu z tobą. Jakbyś się czuła, gdybyś to ty zobaczyła mnie z jakąś laską?

Jak powiedział to w ten sposób, bardziej zrozumiałam jego punkt widzenia. Rzeczywiście ja sama byłabym trochę zła na jego miejscu, więc hipokryzją byłoby, abym teraz uważała to za całkowicie normalne. Głupia ja, wcześniej nie próbowałam zobaczyć, jak mogłoby to dla niego wyglądać. Stałam przez chwilę z rozdziawionymi ustami i nie wiedziałam, co w ogóle mogę w tej sytuacji powiedzieć.

– Nieważne – odezwał się w końcu. – Idę do chłopaków.

Nie mówiąc nic więcej, odwrócił się i zniknął mi w tłumie, a ja nawet nie zdążyłam złapać go za rękę i zatrzymać. I nawet nie zdążyłam go przeprosić. To jedno słowo właśnie powinnam mu powiedzieć i teraz to wiedziałam. Ale było już za późno.

***

*Perspektywa Amelki*

Kiedy wyszłam na zewnątrz, uderzyło we mnie kojące, wręcz lodowate powietrze. Oparłam się o ścianę klubu. Naprawdę czułam, że potrzebowałam świeżego powietrza, ale drugim z powodów był oczywiście Piotrek. Niech to szlag, za dużo swoich decyzji od niego uzależniałam. Pojadę tym autobusem do domu, bo więcej z nim pogadam, wyjdę na zewnątrz, bo z nim pogadam. Co ten chłopak ze mną robi?

Zobaczyłam chłopaków stojących kilka metrów dalej, opierając się o ścianę z drugiej strony wejścia do klubu. Wzięłam dwa głębokie wdechy i ruszyłam w ich stronę. Będzie dobrze, musi być, powtarzałam to sobie w myślach jak mantrę.

– Hej – zagadałam do nich, nerwowo się przy tym uśmiechając. Nie byłam ogólnie dobra w rozmowach z chłopakami, więc stresowało mnie chociażby takie przyjazne gadanie nawet z Konradem czy Wojtasem.

– O, hej, Amelka – pierwszy odezwał się basista. – Chcesz zapalić? – wystawił w moją stronę paczkę papierosów.

Spojrzałam niepewnie na jego rękę z wyciągniętą paczką, potem znowu na niego i na resztę chłopaków.

– Nie wiem, nigdy nie paliłam... – powiedziałam takim tonem, jakbym się tego wstydziła. Niby wiedziałam, że nie będą mnie przez to oceniać, ale jakoś tak... Głupio mi było z tego powodu. – Ale w sumie chętnie spróbuję.

– Jesteś pewna? – zapytał Wojtek. – Pierwszy raz nigdy nie jest łatwy. Udusisz się jeszcze.

Wiedziałam, że chłopak powiedział to jedynie troszcząc się o mnie, ale założyłam ręce jak naburmuszone dziecko. Spojrzałam wtedy na Piotrka, który w tym momencie uniósł głowę w górę i wypuścił z ust kłąb dymu, po czym ponownie spojrzał w ziemię, jakby unikając mojego spojrzenia. Nie miałam pojęcia, o co mu chodziło.

– Dam radę. Nie jestem aż taka słaba, jak myślicie – rzuciłam i sięgnęłam po papierosa. – Kto ma ogień?

Również Konrad wyciągnął zapalniczkę, pstryknął i wystawił w moją stronę. Ja włożyłam papierosa do buzi i przystawiłam drugą stronę do ognia, jednak nie zdążyłam nawet go dotknąć, a Piotrek wyrwał mi niespodziewanie szluga.

– Hej! – krzyknęłam urażona. Najpierw się dziwnie zachowuje, a teraz jeszcze nie pozwala mi zapalić? – Oddawaj to!

– Trzymałaś to złą stroną – odpowiedział znużony. Przekręcił papierosa i przystawił mi do ust. – Teraz będzie dobrze.

Speszona nawet nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Teraz było mi głupio z powodu mojego bezsensownego wybuchu, a do tego przez fakt, że nie spojrzałam, którą stroną chwyciłam tego papierosa. Podpaliłam go i zaciągnęłam się, a za chwilę zaczęłam chorobliwie kaszleć, wypuszczając dym z płuc. Oparłam się o ścianę, aby nie stracić przy tym równowagi.

– Dziewczyno! – Wojtek od razu się przeraził. – Mówiłem, że to nie takie proste.

– Spoko, żyję – wychrypiałam pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami. – O ja pierdzielę, nie spodziewałam się, że to będzie aż tak. Całe życie mi przed oczami przeleciało.

Poczułam łzy zbierające się w kącikach oczu, spowodowane oczywiście jedynie napadem kaszlu. Szybko przetarłam oczy pod okularami, aby żaden z chłopaków tego nie zauważył. Chwilę później Wojtek wypalił do końca swojego papierosa, rzucił końcówkę na ziemię i przydeptał.

– Ja już idę do środka. Może zatańczę z Karoliną – oznajmił, a przechodząc, klepnął mnie po plecach. – Nie zrób sobie krzywdy.

Wywróciłam jedynie oczami. Niech nie traktują mnie jak dziecko tylko dlatego, że omal się nie udusiłam papierosem. Każdemu z nich na pewno to się zdarzyło za pierwszym razem, więc niech teraz nie kozaczą.

– Ja też idę – rzucił za chwilę Kondzio, robiąc to samo ze swoim niedopałkiem. – Będziecie chcieli jeszcze zapalić?

– Tak – odpowiedział od razu Zboro, zanim ja w ogóle zdążyłam się odezwać. Konrad dał mu całą paczkę i zapalniczkę, po czym wrócił do środka.

Na początku właśnie tego oczekiwałam od tego wyjścia na zewnątrz, czasu spędzonego z Piotrkiem, rozmowy z nim. Ale teraz... Nie byłam pewna, czy cieszyłam się z tego, że zostałam z nim sam na sam. Normalnie byłabym wniebowzięta, ale dzisiaj wydawał się jakiś... dziwny. Zamknięty w sobie i obrażony. Nie mogłam go rozszyfrować, a przy chłopakach nie czułam się jakoś niezręcznie. Wcześniej, gdy piliśmy w altance, zachowywał się normalnie. Teraz za to miałam wrażenie, że atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można by ją pociąć nożem.

Blondyn nie odezwał się pierwszy. Schował paczkę papierosów i zapalniczkę do kieszeni dżinsowej kurtki, którą miał na sobie. Mimo chłodu każde z nas wyszło w tym, w czym było, bo zimowe ubrania mieliśmy w szatni. Zaczęłam odczuwać skutki tego i zatrzęsłam się z zimna, stojąc jedynie w czarnej ramonesce.

– O co ci chodzi? – zapytałam w końcu. – Zachowujesz się jakoś... chłodno. Myślałam, że się przyjaźnimy.

Piotrek dopalił do końca papierosa i również rzucił go na ziemię, przygniatając butem. Wyciągnął paczkę z kieszeni i wypadła mu wtedy na ziemię zapalniczka. Schylił się i sięgnął po nią, a ja bacznie to wszystko obserwowałam i wyczekiwałam odpowiedzi na moje pytanie.

– Przyjaźnimy się – odparł, jakby od niechcenia. – Tu nie chodzi o ciebie.

– To o co? – dopytywałam. Bałam się, że się to na mnie zemści, ale nie mogłam tego tak po prostu zostawić. – Bo z mojej perspektywy wygląda to tak, jakbyś był na mnie zły.

– Nie chcę teraz o tym rozmawiać – kolejna wymijająca odpowiedź. – Ale uwierz mi, to naprawdę nie ma nic wspólnego z tobą.

– No dobra – ustąpiłam w końcu, chociaż wciąż mnie to wszystko zastanawiało, ale nie chciałam już ciągnąć tematu i może jeszcze go tym zirytować.

Na chwilę ponownie zapadła cisza, aż w końcu chłopak wyciągnął papierosa z paczki i wystawił ją w moją stronę.

– Chcesz? – zapytał.

– Nie, dzięki – odpowiedziałam, patrząc wciąż na moją pozostałą połowę, która i tak jakoś wolno mi szła.

On tylko wzruszył ramionami i podpalił tego swojego, po czym ponownie schował paczkę i zapalniczkę do kieszeni kurtki. Ponownie zatrzęsłam się z zimna.

– Chcesz się przejść? – zaproponował. – Może będzie ci trochę cieplej.

Pokiwałam jedynie głową i ruszyliśmy przed siebie. Mimo że zachowywał się cały czas chłodno, w głowie miałam jedynie myśl o tym, że w pewien sposób chciał o mnie zadbać. Boże, jak on łatwo potrafił mnie omotać.

– Mogłaś ubrać się cieplej. Top na taką pogodę chyba nie był najlepszym pomysłem – zlustrował mnie wzrokiem, a ja aż się zarumieniłam, gdy spojrzał na moje ubranie i jakby odrobinę zbyt długo skupił się na moim biuście.

– Do klubu wolałam postawić na wygląd – wzruszyłam obojętnie ramionami, jakby nie przeszkadzało mi to, że teraz marznę.

– Ładnie tak wyglądasz – przyznał, ponownie doprowadzając moje policzki do czerwoności.

Dalej szliśmy w niezręcznej ciszy, a ja nie miałam pomysłu, jak ją przerwać. Chłopak za to wyglądał, jakby ta cisza w tym momencie była dla niego błogosławieństwem. Nie chcieliśmy oddalać się za bardzo od klubu, żeby potem się nie zgubić, więc w końcu zawróciliśmy. Ja wypaliłam swojego papierosa i zatrzymałam się na chwilę, by go zgasić butem.

– Rzeczywiście sobie poradziłaś – powiedział. – Wypaliłaś go do końca i za bardzo się nie udusiłaś – w końcu na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech, chyba po raz pierwszy podczas tego wyjścia na zewnątrz.

– Po kilku zaciągnięciach robi się lepiej – oznajmiłam. – Nie jestem aż taka niedołężna, aby nie poradzić sobie z jakimś papierosem – dodałam, niemal urażona.

– Wiem, że nie jesteś – zapewnił mnie. – Znam cię. Wyglądasz na kruchą, ale potrafisz przezwyciężyć przeciwności losu. Między innymi za to cię polubiłem.

Na te słowa aż zaparło mi dech w piersi. Może nie było to od razu jakieś wyznanie miłości ani nawet żaden znak na to, że mu też się podobam, ale było to bardzo personalne.

– Ja też bardzo cię lubię – powiedziałam, chociaż nie byłam pewna, czy to już nie było zbyt sugerujące.

Piotrek nie zareagował na moje wyznanie, tylko dopalił papierosa i również rzucił go na ziemię. Chwycił mnie za ramiona i zaczął je lekko pocierać, jakby chciał mnie ogrzać.

– Chodźmy do środka, bo zaraz tu zamarzniesz – powiedział.

– Piotrek... – zaczęłam niepewnie, czym zatrzymałam go i spojrzał mi w oczy.

Przez chwilę nie wiedziałam, co w ogóle chciałam powiedzieć i jedynie wpatrywałam się w jego piękne, piwne oczy. W końcu postanowiłam nie mówić nic, a wyrazić moje myśli czynami. Może trochę popchnął mnie do tego alkohol w żyłach, ale zbliżyłam się do niego i go pocałowałam.

Chłopak przez pierwszą chwilę nie zareagował, jednak zaraz raptownie się ode mnie odsunął. W tym momencie już wiedziałam, że po prostu właśnie wszystko zepsułam.

– Ja... Przepraszam – powiedział tylko, zanim odwrócił się i ruszył w stronę wejścia do klubu.

Co ja właśnie zrobiłam?

Pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na dobre zakończenie w mojej sprawie miłosnej, usiadłam na zimnym murku przy chodniku, a łzy same zaczęły cieknąć po moich policzkach. Tym razem nie miało to nic wspólnego z papierosami czy kaszlem.

***

*Perspektywa Karoliny*

Po całej sytuacji z Wojtkiem wyszłam na zewnątrz. Musiałam się przewietrzyć. Źle się poczułam z tym, że to rzeczywiście ja nie powinnam tańczyć z tym chłopakiem, i chociaż na początku wkurzyłam się na szatyna za jego reakcję, to teraz coraz bardziej ją rozumiałam. Miałam jedynie nadzieję, że to było na tyle drobne, że już niedługo wszystko będzie po staremu.

Uderzyło we mnie chłodne powietrze. Objęłam się i zaczęłam pocierać swoje ramiona, aby się ogrzać, jednak z marnym skutkiem. Obym tylko się przez to nie przeziębiła. Nie chciałam jednak brać mojego futerka z szatni, by potem ponownie płacić pięć złotych za zostawienie jej tam. Zbyt biedna jestem na takie wydatki.

Oparłam się o ścianę i głośno westchnęłam. Nie dość, że krótka sukienka nie dawała mi w ogóle ciepła, to bez nakrycia czułam się jak na jakiejś Antarktydzie. Dostrzegłam kawałek dalej grupkę młodych chłopaków, którzy trzymali butelki wódki, pili, palili i głośno rozmawiali. Trochę mnie to mimo wszystko zaniepokoiło. Chociaż nie zachowywali się agresywnie ani nic, ale jednak byłam samotną dziewczyną, skąpo ubraną pod klubem, a oni byli grupką napitych chłopaków. Próbowałam po prostu nie zwracać uwagi i modlić się, aby i oni nie zwrócili uwagi na mnie. Wtedy jeden z nich zaczął iść w moją stronę. No i chyba tyle z niezwracania uwagi.

Jednak gdy ukradkiem na niego spojrzałam, rozpoznałam w nim chłopaka, z którym wtedy tańczyłam. Trochę mi ulżyło, gdyż nie wydawał mi się jakiś straszny czy nachalny, także może przeżyję to bez jakichś większych przygód.

– Hej – zaczął. – Wszystko w porządku? Widziałem, jak podszedł do ciebie ten chłopak... Nie wyglądał na zadowolonego.

Uśmiechnęłam się blado. To było naprawdę miłe z jego strony, że tak się zainteresował, chociaż w ogóle mnie znał.

– Tak, wszystko okay – odpowiedziałam mu. – Po prostu... Przepraszam. Nie powinnam była się zgodzić na taniec. To był mój chłopak. Nie chcę, żeby wyszło, że dałam ci jakąś nadzieję.

Blondyn na początku nie ukrywał szoku, jednak w końcu dostrzegłam w jego oczach zrozumienie.

– Wybacz. Gdybym wiedział, że kogoś masz, nie zagadałbym do ciebie. Rozumiem, że pokłóciliście się o taniec? – z łatwością odgadł, co chodziło mi po głowie.

– Tak... – potwierdziłam. – Nie dziwię mu się. To nie było w porządku z mojej strony.

– Na pewno to zrozumie – pocieszał mnie. – W końcu nie miałaś żadnych intencji wobec mnie.

– Wiem, ale jednak trochę mi to siedzi w głowie. Ale raczej długo się nie będzie gniewał.

Pokiwał tylko głową i również oparł się o ścianę. Chwilę później wystawił rękę w moją stronę.

– Łukasz jestem tak w ogóle – przedstawił się.

– Karolina – uścisnęłam jego dłoń.

– Mogę z tobą poczekać, jeśli chcesz – zaproponował. – Ta okolica nie należy do najbezpieczniejszych, szczerze mówiąc, a ty nie wyglądasz na miejscową. Skąd jesteś?

– Z Sochaczewa, niedaleko Warszawy – odpowiedziałam. – Przyjechałam z grupką znajomych na ferie i zarezerwowaliśmy sobie jeden wieczór na zabawę w klubie. Większą grupą łatwiej nam się ogarnąć, więc jakoś się nie boję być w nieznanym mieście, gdy jestem z nimi.

– To dobrze – przyznał. – Ja od urodzenia mieszkam w tej dziurze, więc wiem co nieco – zaśmiał się.

Naprawdę miło się z nim gadało i cieszyłam się, że nie okazał się być jakimś creepem. A fakt, że został ze mną, abym czuła się bezpieczniej, był naprawdę uroczy. Chociaż wiedziałam, że nigdy więcej go nie spotkam i nawet nie zależało mi na wymianie z nim social mediów, to jednak raczej będę dobrze go wspominać.

– Karola? Wszystko okay? – usłyszałam znajomy głos. To był Zboro, który właśnie kierował się w stronę wejścia do klubu.

– Tak, nie martw się – uśmiechnęłam się. – Po prostu wyszłam się przewietrzyć.

– No dobra – powiedział, nie do końca jednak przekonany. Zlustrował chłopaka wzrokiem, ale zaraz wszedł do klubu, jednak do końca nie spuszczając z nas wzroku.

– Twój kolega? – zapytał Łukasz, chociaż było to dość oczywiste.

– Tak. Zapewne się martwi.

– Cóż, dobrze, że masz znajomych, którzy się o ciebie troszczą – rzucił.

Chwilę później dostrzegłam siedzącą kawałek dalej na murku Amelkę. Twarz trzymała w dłoniach i wyglądała na bardzo przygnębioną. Dodałam wtedy dwa do dwóch i... O Boże. Czy to miało jakiś związek z Piotrkiem? Przecież jak ona wychodziła, to między innymi on był na zewnątrz, ona mogła chcieć do niego zagadać, a teraz wracał do klubu. Wszystko by się zgadzało.

– Wybacz, muszę iść – powiedziałam pospiesznie. – Miło się gadało.

Nie słyszałam nawet, co mi odpowiedział, bo popędziłam w stronę przyjaciółki, jakbym nie widziała nic poza nią. Omal nie wpadłam przy tym na jakiegoś chłopaka, który zmierzał w stronę wejścia do klubu. Szybko go przeprosiłam i ruszyłam dalej. Gdy znalazłam się bliżej, niepewnie do zagadałam do koleżanki, nie chcąc jej przy tym wystraszyć.

– Amelka?

Dziewczyna uniosła wtedy głowę, a jej policzki były mokre od łez. Usiadłam obok niej i od razu ją objęłam.

– Oh, kochana... – nie wiedziałam nawet, co powiedzieć. – Co się stało?

Szatynka co chwilę pociągała nosem i próbowała opanować wciąż lecące z jej oczu łzy.

– Zaryzykowałam. W kwestii Piotrka. Ale wszystko zepsułam. Nigdy więcej – wyjaśniła bardzo ogólnikowo i ponownie schowała twarz w dłoniach.

Jedynie mocniej ją do siebie przytuliłam, a ona oparła głowę na moim ramieniu.

– Pocałowałam go – wypaliła w końcu. – Pocałowałam go, a wtedy on uciekł. Nie wiem, co mi odbiło.

Aż zaniemówiłam. Nie spodziewałam się, że Amelka posunie się do aż tak odważnych kroków. Poczułam się w tym momencie głupio, bo to ja zachęcałam ją, aby zrobiła jakiś krok co do swojego zauroczenia. Co prawda nie zachęcałam ją od razu do takich poczynań, ale myślę, że mogłam ją przepełnić zbytnią odwagą, która ostatecznie ją zgubiła.

– Przepraszam – powiedziałam. Niech to szlag, to chyba nie jest mój najlepszy wieczór. Przepraszam już drugą osobę, a wiem, że jeszcze czekają mnie porządne przeprosiny wobec mojego chłopaka. Nie powinnam dzisiaj już chyba podejmować żadnych decyzji, bo najwyraźniej nie idzie mi to najlepiej. – Nie powinnam pchać cię do tego, abyś coś zrobiła w sprawie Piotrka. Mówiłaś mi o swoich obawach, a one teraz tylko się powiększyły.

– To nie twoja wina – wychrypiała pomiędzy kolejnymi pociągnięciami nosa. – Chciałaś dobrze. Chciałaś, żebym w końcu się odważyła. Ale to była moja decyzja, że odważyłam się trochę zbyt bardzo i jestem tu, gdzie jestem. Najbardziej się chyba obawiam tego, że teraz nie dość, że stracę potencjalnego chłopaka, to do tego jeszcze przyjaciela. Lubiłam zwykłe pisanie z Piotrkiem, jego komplementy o tym, że ładnie śpiewam, czy to, jak słuchał mojej opinii o kolejnym przeczytanym kryminale. Boję się, że właśnie to zaprzepaściłam.

Dostrzegłam tutaj kolosalną różnicę między początkiem mojej relacji z Wojtkiem, a Amelką i Piotrkiem. My praktycznie od początku trochę ze sobą kręciliśmy czy flirtowaliśmy i zaczęliśmy stawać się przyjaciółmi przy okazji nawiązywania czegoś bliższego. Oni za to zaczęli od przyjaźni, która dopiero potem przeradzała się w głębsze uczucie.

– Jeśli Zboro naprawdę uważa cię za przyjaciółkę, myślę, że coś takiego was nie poróżni – próbowałam ją jakoś pocieszyć, chociaż w tym momencie sama już chyba nie wierzyłam we własne rady.

Zamilkłyśmy na chwilę, aż w końcu dziewczyna chciała zmienić temat, żeby spróbować zapomnieć o tej sytuacji i zapytała mnie o to, jak ja się bawię. Opowiedziałam jej wtedy wszystko o tym, jak zatańczyłam z Łukaszem, posprzeczałam się przez to z Wojtkiem i ponownie spotkałam blondyna przed klubem. Zauważyłam, że trochę ją to ożywiło i tym razem to ona zaczęła pocieszać mnie, że na pewno wszystko szybko się ułoży. Chociaż obie od czasu do czasu trzęsłyśmy się z zimna, siedziałyśmy tam jakieś dobre piętnaście minut, schodząc potem na inne, mniej przygnębiające tematy, a na twarzy Amelki już nie było śladu po wcześniejszych łzach.

– Karolina? – usłyszałyśmy nagle głos chłopaka, który do nas podchodził. Był nim Wojtek. – Hej. Widzę, że przeżyłaś swojego pierwszego papierosa – uśmiechnął się w stronę szatynki.

– Tak, nie było tak źle – zaśmiała się, a ja obrzuciłam ją zaskoczonym spojrzeniem. O papierosie nic mi nie wspomniała. – Zostawię was, na pewno chcecie porozmawiać. Dzięki, Karo. Rozmowa z tobą naprawdę mi pomogła.

– Nie ma za co – uśmiechnęłam się niepewnie. – Karo? – zdziwiłam się. Nikt mnie nie jeszcze tak nie nazywał.

– Tak mi się powiedziało – mruknęła niepewnie i zaraz poszła w stronę wejścia do klubu.

Gdy się nad tym zastanowiłam, zdrobnienie "Karo" brzmiało całkiem fajnie. Nie miałam jednak dużo czasu na te rozważania, gdyż zaraz Wojtek usiadł obok mnie na murku. Zmierzył mnie całą wzrokiem, jakby jeszcze nie miał dzisiaj okazji przyjrzeć się mojemu outfitowi.

– Wyglądasz świetnie – powiedział w końcu. – Nie dziwię się, czemu tamten chłopak też cię chciał. Ale jesteś moja.

Przyciągnął mnie bliżej do siebie i pocałował mnie w skroń. Było widać, że trochę wypił od czasu, gdy się pokłóciliśmy i zapewne dlatego wydawał się zapomnieć o tej sprzeczce. Ja jednak nie zapomniałam.

– Wojtek... – zaczęłam, wyrywając się z jego uścisku. Wstałam i stanęłam naprzeciwko niego, wpatrując się w jego szare oczy. On wtedy oparł ręce na moich biodrach i przysunął mnie bliżej do siebie. – Przepraszam – powiedziałam już po raz kolejny tego wieczoru. – Wiem, że nie powinnam z nim tańczyć, to nie było w porządku wobec ciebie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

– Już wybaczyłem – uśmiechnął się, zbliżył twarz do mojej i potarł swoim nosem mój nos. – Ale nie pogardzę buziakiem na przeprosiny.

Wyglądał na zadowolonego z siebie, kiedy w ten sposób próbował mnie do tego zachęcić, jednak ja nie zamierzałam się z nim kłócić, gdyż sama chciałam tego równie mocno. Mimo że byliśmy parą już jakiś czas, wciąż byłam spragniona jego pocałunków. Oparłam ręce na jego ramionach, a on objął mnie mocno i maksymalnie przybliżył do siebie, aż omal nie straciłam równowagi. Złączyłam wtedy nasze usta w namiętnym pocałunku, który oboje z każdą chwilą pogłębialiśmy. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam go, na chwilę ode mnie odsuwając.

– Pamiętaj, że nigdy nie będę chciała nikogo innego – powiedziałam mu szczerze. – Kocham cię.

– Ja ciebie też kocham, Karo – odpowiedział, używając tego samego skrótu, co wcześniej Amelka. W jego ustach brzmiało to jeszcze lepiej.

Jedną ręką ujął moją szyję, a ustami powędrował do moich kości policzkowych i delikatnymi pocałunkami zmierzał w stronę moich ust. Przygryzłam wargę, wciąż mając ochotę na więcej. Chłopak wtedy zbliżył twarz do mojego ucha.

– Zatańczysz ze mną, kochanie? – wyszeptał, a moje ciało przeszył przyjemny dreszcz.

Przypomniało mi to dzień naszego pierwszego pocałunku podczas innej pamiętnej imprezy. Wtedy przemawiający przez niego alkohol zmusił go do nazwania mnie "kochanie", teraz za to było to jak najbardziej celowe. Często rozmyślałam o tym, ile się w tym czasie zmieniło i co by było, gdyby to wszystko potoczyło się inaczej. Na szczęście jednak nie muszę się tym przejmować.

– Z wielką chęcią – odpowiedziałam dokładnie tymi samymi słowami, co wtedy. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę wejścia do klubu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak co roku, tak i teraz postanowiłam dać rozdział w urodziny Wojtasa! Co prawda wyszło trochę na ostatnią chwilę, gdyż już zaraz północ, ale ważne, że się wyrobiłam. Bardzo przyjemnie pisało mi się ten rozdział, co chyba widać po długości, z którą nieźle poleciałam - ponad 5,2k słów! Mam nadzieję, że wam czytało się go równie przyjemnie.

Love you, katherine02221 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro