Rozdział 46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nogi praktycznie się pode mną ugięły i oparłam się o ramię Piotrka, aby odzyskać równowagę. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Co to miało znaczyć? Wydaje mi się, że my jesteśmy czymś więcej. Nastąpiło nagłe poruszenie, zarówno w studiu, jak i wśród naszej grupy.

– Oh, to chyba jakieś niespodziewane rewelacje – dziennikarz próbował udawać, że ta informacja nie zaskoczyła go jakoś bardzo. – Chciałbyś się rozwinąć na ten temat? Bo aż przez chwilę zacząłem wątpić, czy dobrze zrozumiałem.

– Co tu więcej mówić? Lubię Karolinę, ale nie czuję do niej nic więcej. Myślę, że wszystko brzmi jasno – jego ton brzmiał dla mnie obco. Wręcz nie mogłam uwierzyć, że to ta sama osoba, która tyle razy oznajmiała, że mnie kocha.

U nas momentalnie zapanowała głucha cisza. Nikt nie spodziewał się słów Wojtka. Przeszło mi przez myśl, że zrobił to jedynie pod publikę, a jak wróci to mnie przytuli i powie, że to wszystko kłamstwa. Jak bardzo miałam nadzieję, że tylko o to chodzi.

– Co to miało znaczyć? – pierwsza ciszę przełamała Laura. – Przecież to nie może być prawda.

Ja wciąż wpatrywałam się w obojętną twarz Wojtka na ekranie i nie byłam w stanie wycisnąć z siebie ani słowa. Poczułam otaczające mnie ramię Piotrka. Pozostało nam tylko czekać na powrót perkusisty za kulisy. Po tym niespodziewanym oświadczeniu wywiad nie trwał już długo, ale ja nawet nie mogłam się skupić na jakichkolwiek wypowiadanych przez nich słowach.

Oczekiwanie na moment, w którym Wojtek pojawi się w drzwiach, wydawało się trwać całą wieczność, ale w końcu to nastąpiło. Wszyscy w osłupieniu wpatrywali się w niego, a on spojrzał na mnie pełnymi smutku oczami.

– Przepraszam, Karolina – oznajmił jedynie, ale nie musiał nic dodawać. Już wiedziałam, co to miało oznaczać. Wszystkie wypowiedziane przez niego w wywiadzie słowa były prawdą.

Przez następną chwilę nie mogłam wykrzesać z siebie ani słowa. Myślałam, że to co mieliśmy było prawdziwe, a to wszystko okazało się kłamstwem. O co mu chodziło? Jak on mógł tak zrobić? Po tym wszystkim, co przeszliśmy, jak mu ufałam i jak... przeżyłam z nim swój pierwszy raz. Myślałam, że to, cokolwiek mieliśmy, nawet jeśli nie było na zawsze, to chociaż nie skończy się tak szybko i tak brutalnie.

Nie zamierzałam jednak prosić go w tym momencie o jakiekolwiek przemyślenie sprawy czy wyjaśnienia. Wyglądał, jakby naprawdę wiedział, co mówił i żadne moje słowa pewnie by tego nie zmieniły.

– Co to miało znaczyć, co? – z tego momentu zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos mojego brata, który podszedł do Wojtka i niemal popchnął go na ścianę. Wciąż byłam w zbyt dużych emocjach, aby jakoś na to zareagować. – O co ci chodzi?

– To, co słyszałeś, Cody – odparł perkusista, nadal tym obojętnym, zupełnie obcym dla mnie tonem. – Nie mam nic więcej do dodania.

– Po tym wszystkim? Jak tak możesz w ogóle? – Piotrek nie odpuszczał. – Tak się bałem, że ktoś złamie Karolinie serce, ale wiedziałem, że z tobą będzie jej dobrze. Zaufałem ci. Ona ci zaufała.

Łzy, które od kilku minut próbowałam powstrzymać, zaczęły spływać po moich policzkach. Nie mogłam już dłużej się temu przyglądać i nie odzywając się do nikogo, podążyłam w stronę wyjścia, na końcu nawet kawałek podbiegając. Na zewnątrz oparłam się o ścianę budynku i zsunęłam się na dół, chowając głowę w ramionach i pozwoliłam łzom popłynąć na dobre. Nie mogłam uwierzyć, jak ostatnie dziesięć minut zmieniło moje życie. Gdybym jeszcze widziała wcześniej jakieś znaki, chociaż rozumiałabym, o co chodzi. Jednak wszystko wydawało się być wręcz idealne i może właśnie tylko się takie wydawało. Nie wiedziałam już, co o tym wszystkim myśleć. Musiałam po prostu to wszystko przetworzyć.

***

*Perspektywa Cody'ego*

Nie wierzyłem w to wszystko, co się stało. Jak Wojtas, który wydawał się wręcz idealnym chłopakiem dla Karoliny przez ten cały czas, nagle mógł mówić takie rzeczy? Nie miałem pojęcia, czym to mogło być spowodowane, ale nawet jeśli ostatnio się u nich nie układało, nie powinien robić tego w tak okrutny sposób. A po minie siostry widziałem, że ona też się tego nie spodziewała.

Podążyłem wzrokiem za dziewczyną, która skierowała się w stronę wyjścia ze studia, a zaraz znowu odwróciłem się do Wojtasa.

– Widzisz, co ty narobiłeś? – krzyknąłem i przyszpiliłem go do ściany. Obojętny wyraz twarzy perkusisty jedynie bardziej mnie drażnił. Nie wytrzymałem i zamachnąłem się, uderzając go pięścią w twarz.

Nagle poczułem, jak ktoś mnie odciąga na bok, a ja miałem jedynie ochotę mu się wyrwać i zaserwować Wojtasowi kolejny cios. Mówiłem mu, żeby nawet nie próbował zranić mojej siostry, więc powinien się spodziewać, że nie puszczę tego płazem. Przyjaźniliśmy się już tyle lat, a on nagle zrobił coś takiego, to było dla mnie po prostu nie do pomyślenia. Nie obchodziło mnie w tym momencie to, jak blisko ze sobą byliśmy, gdyż strasznie się na nim zawiodłem.

– Cody, spokojnie – osobą, która próbowała nas rozdzielić, był Konrad. – Załatwmy to jakoś polubownie.

– Myślę, że nie ma tu czego załatwiać – oznajmił perkusista, pocierając nos, z którego leciała strużka krwi. Zaraz udał się w stronę wyjścia, nie odzywając się więcej do żadnego z nas.

Dopiero, gdy Fortuna kawałek od nas odszedł, Kondzio zdecydował się mnie puścić, jakby bał się, że znowu się na niego rzucę. Musiałem przyznać, kusiło mnie, ale chyba w tym momencie nie chciałem pogarszać już i tak tej całej beznadziejnej sytuacji.

Cała reszta naszej paczki wpatrywała się w rozgrywający się teatrzyk z niedowierzaniem. Chociaż Wojtas na to zasłużył, źle mi było z tym, że go uderzyłem. Przecież ja taki nie byłem. Sam już nie wiedziałem, co robię ani co powinienem zrobić. Czułem, jakby wszystko wywróciło się do góry nogami w ciągu jakichś kilku minut. Zrezygnowany uderzyłem pięścią w ścianę i od razu poczułem ból.

– Niech to szlag – wymamrotałem. – Idę do Karoliny – oznajmiłem zaraz i również podążyłem w stronę wyjścia z budynku.

Nie mogłem jej w tym momencie zostawić samej. Chociaż wiedziałem, że poza mną ma jeszcze Laurę, a także Julkę i Amelkę, to jednak chciałem jej pokazać, że na mnie też może liczyć. Gdy wyszedłem na zewnątrz, zobaczyłem Wojtasa odjeżdżającego autem z parkingu i rozejrzałem się za Karoliną. Siedziała niedaleko wejścia, opierając się o ścianę budynku i odprowadzała wzrokiem samochód, a jej policzki były mokre od łez. Podszedłem bliżej i kucnąłem przy niej, a w końcu usiadłem obok, również opierając się o ścianę.

– Przepraszam. Zawiodłem cię. Miałem cię chronić, a pozwoliłem mojemu najlepszemu kumplowi cię zranić – powiedziałem od razu. Nie mogłem nic zrobić z tym, że czułem wyrzuty sumienia, nawet jeśli w gruncie rzeczy nie miałem i tak jak temu zaradzić.

Blondynka spojrzała na mnie zszokowana, jakby nie spodziewała się w ogóle tych słów.

– Piotrek, proszę cię – zaczęła błagalnym tonem. – Nie obwiniaj się. To ja się zakochałam, myślałam, że w odpowiedniej osobie, a ty i tak zrobiłeś, co mogłeś, aby mnie uratować od bycia zranioną. Ale niestety, musiałam sama się przekonać, co się stanie, jeżeli wejdę w tą relację. I o ile wiedziałam, że zawsze była szansa, że to nie wypali, tak nie spodziewałam się... tego. Myślałam, że Wojtek naprawdę mnie kocha. Tyle razy mi to powtarzał, okazywał, to zawsze wydawało się takie... szczere. – Jej głos powoli się załamywał, aż w końcu ponownie zalała się łzami. Przyciągnąłem ją do siebie tak, aby oparła się głową o moje ramię. – Jak on mógł mi to zrobić?

– Nie mam pojęcia – westchnąłem. – Naprawdę nie mam pojęcia.

***

*Perspektywa Karoliny*

Od pamiętnego dnia w radiu minęły trzy dni. Była sobota, a ja czułam się jedynie coraz bardziej beznadziejnie i nadal nie wierzyłam w to, że Wojtek już nie jest moim chłopakiem, a szczególnie w to, że według jego słów nigdy tak naprawdę mnie nie kochał. Tego samego dnia dostałam jeszcze od niego krótkiego, ale treściwego SMS-a. "To, co mówiłem w radiu, to prawda. To koniec. Przepraszam". Nic mu na to nie odpisałam. Co niby miałam mu więcej do powiedzenia? "Ok"? "Dzięki za zmarnowanie czasu i złudne nadzieje"? To wszystko wydawało mi się nierealne.

Dni mi się strasznie dłużyły, a większość nocy przepłakałam. Nie wiedziałam, jak mam dalej sobie z tym wszystkim radzić. Czułam się tak, jakbym straciła coś ważnego w moim życiu, jakiś jego sens i nie było możliwości, abym go odzyskała. Mimo że normalnie uczęszczałam na zajęcia w szkole, to duchem byłam na nich nieobecna, tak samo ze wszystkimi innymi zadaniami, których się podejmowałam. Miałam chociaż Piotrka, który również wydawał się załamany tym wszystkim. Nie mógł uwierzyć w to, że zranił mnie ktoś tak mu bliski, po kim w życiu się tego nie spodziewał. Nie był na żadnej próbie od tamtej pory, chociaż reszta chłopaków go namawiała, aby jakoś to rozwiązali. Blondyn jednak nie miał ochoty nawet się z nimi spotykać i jedynie widywał się na uczelni ze Zborem, gdyż Konrad i Miłosz studiowali na innej uczelni. Jak się dowiedziałam, niedawno Wojtek rzucił studia, co mnie odrobinę zdziwiło. Tego też bym się po nim nie spodziewała, nie widziałam do tego żadnych oznak, ale ostatnie dni przekonały mnie o tym, że chyba nigdy tak naprawdę go nie znałam.

Oczywiście poza Piotrkiem czułam wsparcie także od moich przyjaciółek. Po kłótni z Dominiką na szczęście ona sama opuściła naszą grupę zespołu na Messengerze i dodałyśmy tam Laurę, chociaż oficjalnie na razie nie myślałyśmy o przyszłości naszego przedsięwzięcia. Uznawałyśmy to po prostu jako grupkę do luźnych rozmów i czasem na niej, a czasem w wiadomościach prywatnych dziewczyny do mnie pisały i próbowały mnie wesprzeć. Jednak przez większość czasu po prostu je spławiałam, mówiłam, że sobie radzę, co było totalnym kłamstwem, a one pewnie to wiedziały, ale nie mogły nawet za dużo zrobić.

Po obiedzie tradycyjnie wróciłam do pokoju i walnęłam się zrezygnowana na łóżko. Nie widziałam nawet sensu we włączaniu serialu czy czytaniu książki, bo nawet nie mogłam się skupić na fabule, a jakiekolwiek ckliwe momenty pomiędzy parami doprowadzały mnie do płaczu przez to, że już sama nie będę takich przeżywać w najbliższym czasie.

Usłyszałam dzwonek do drzwi, jednak nawet się tym nie przejęłam. Szczelniej opatuliłam się kocem i dalej leżałam, wpatrując się w sufit. Moja mama zamieniła kilka słów z naszym gościem i zaraz usłyszałam odgłos kroków kogoś wchodzącego po schodach. Osoba była coraz bliżej, aż w końcu otworzyła drzwi do mojego pokoju i spojrzała na mnie niemal z politowaniem.

– Nie pozwolę ci utopić się teraz we łzach, kochana – oznajmiła Laura stanowczym tonem. – Wychodzimy. Teraz.

– Co? – podniosłam się i oparłam się na łokciach. – Jak to? Gdzie? Co ty kombinujesz?

– Wyciągam cię z tego dołka, ot co. Wstawaj – podeszła do mnie i pociągnęła koc, którym się przykrywałam. Siedziałam w starych, czarnych legginsach i czerwonej, za dużej koszulce, nie mając na sobie nawet stanika. – Ale najpierw to ty się chyba musisz ogarnąć, moja droga – spojrzała na mnie krytycznie.

Wywróciłam oczami i powoli zsunęłam się z łóżka. Wyciągnęłam z szuflady stanik, czarną bluzkę na krótki rękaw i zgniłozieloną koszulę w kratę, a do tego czarne dżinsy.

– Raczysz mi w końcu powiedzieć, gdzie idziemy? – zapytałam znużonym głosem. Naprawdę nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, ale nie chciałam się z nią kłócić.

– Myślałam o naszej ulubionej miejscówce za galerią – odpowiedziała. – Szczerze to po prostu chcę cię wyciągnąć z domu. Potrzebujesz tego bardziej, niż myślisz.

No dobra, może miała trochę racji, chociaż nie zamierzałam jej tego przyznawać. Nadal uważałam mój plan zalania się łzami w łóżku za najlepszy na najbliższe dni, tygodnie czy miesiące. Poszłam do łazienki, aby się przebrać i spakowałam do worka najpotrzebniejsze rzeczy. Zaraz opuściłyśmy mój dom, a na odchodne moja mama przyznała, że dobrze mi zrobi wspólne wyjście z Laurą. Tak jak mówiła, postanowiłyśmy posiedzieć za galerią, gdzie było nasze fajne miejsce spotkań.

– Wiem, że odpowiedź jest dość oczywista, ale... Jak się czujesz? – zaczęła dziewczyna, gdy tylko usiadłyśmy na ziemi. – Wygadaj się. Ze wszystkiego, co ci leży na sercu.

Głośno westchnęłam. Wiedziałam, że rzeczywiście przyda mi się wyrzucenie tego z siebie, wypłakanie i wyrażenie wszystkich myśli komuś, kto nie będzie mnie za nic oceniał.

– Nie wiem, co o tym myśleć. Nie widziałam żadnych znaków, aby coś było nie tak. Wszystko wydawało się w porządku, był tak zmartwiony całą sytuacją z Dominiką, wspierał mnie, to wszystko nie mogło być udawane... Ale wychodzi na to, że chyba jednak było i nie wiem, jak mógł być aż tak wiarygodny przez cały ten czas.

Łzy już zaczęły spływać po moich policzkach i nie mogłam ich powstrzymać, a szatynka przysunęła się do mnie bliżej i mocno mnie objęła. Oparłam się o jej ramię i dalej pozwoliłam łzom płynąć.

– Piotrek też martwi się za bardzo, jak to on – powiedziałam, trochę spokojniej. – Obwinia się przez to, że Wojtek jest jego kumplem i praktycznie dzięki niemu się poznaliśmy. Nie chcę, aby czuł się winny. Przecież to Wojtek zachował się jak ostatni kretyn. Jeszcze powiedzieć to na wizji? To był chyba cios poniżej pasa.

– Totalnie – zgodziła się ze mną szatynka. – Nie mogłam w to uwierzyć, gdy to usłyszałam. To było wręcz brutalne. I serio, też nie wiem, jakim cudem mógł ci coś takiego zrobić. Przecież wydawał się taki w tobie zakochany... Czasem dochodzę do wniosku, że facetom naprawdę nie można ufać.

– Ja chyba teraz już naprawdę będę miała dość związków na długi czas – stwierdziłam. – Mówiłam to samo po Kubie, ale potem uległam Wojtkowi, a teraz jest jeszcze gorzej.

– Tak w ogóle pomyślałam... – zaczęła Laura dość niepewnym tonem, a spojrzałam na nią zdziwiona. Dziewczyna sięgnęła do swojej torby, po czym wyciągnęła z niej... butelkę truskawkowej Soplicy. Tego się nie spodziewałam i od razu zerwałam się i przekrzywiłam głowę. – Stwierdziłam, że przyda ci się coś więcej na odstresowanie. Poprosiłam Kondzia, aby mi kupił.

Przez chwilę wpatrywałam się w trzymaną przez nią butelkę, zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł. Jednak w końcu doszłam do wniosku, że jak najbardziej przyda mi się tego typu oderwanie od rzeczywistości. Wzięłam od niej butelkę, odkręciłam i od razu upiłam kilka większych łyków, zaraz po tym się krzywiąc.

– Ugh, mam nadzieję, że wzięłaś chociaż popitę – powiedziałam pełnym nadziei głosem.

– Oczywiście – odparła i dalej pogrzebała w torbie, wyciągając w końcu butelkę coli. Nie najlepsze picie, jakie chciałam, ale nie zamierzałam narzekać. Na popicie alkoholu może być. – Kurde, to było szybkie.

Szatynka sama wydawała się zdziwiona moim tak zdecydowanym ruchem, jednak nie przejmowała się tym jakoś długo. Już chwilę później wzięła ode mnie butelkę i sama upiła kilka łyków, jednak trochę mniejszych ode mnie.

Zaczęłam dalej jej się wyżalać z tego, co zaprzątało mój umysł od tych kilku dni, nie raz się przy tym rozpłakując i dość często sięgając przy tym po butelkę, zdecydowanie częściej od Laury. Dziewczyna czasem również dla ocieplenia atmosfery wplątywała jakieś swoje opowieści, jednak w końcu wracałyśmy do moich depresyjnych rozważań, podczas których znowu więcej piłam. Na początku przyjaciółka nie zwracała na to jakoś bardzo uwagi, jednak w pewnym momencie, gdy wystawiłam rękę, od razu odsunęła ode mnie wódkę.

– Tobie chyba już wystarczy – oznajmiła pewnym tonem.

– Sama chciałaś, abym się odstresowała – odparłam niemal urażonym tonem i wychyliłam się bardziej, próbując na próżno złapać trunek. – Dawaj mi to! – podniosłam głos.

– Miałaś się trochę napić, a nie upić – dziewczyna upierała się przy swoim. – Jak ty zaraz nie będziesz w stanie stać na nogach, dziewczyno.

– Wcale nie! – wkurzyłam się, że w ogóle zasugerowała, abym doprowadziła się do takiego stanu. – Patrz na to!

Aby jej udowodnić, że wcale nie jest ze mną tak źle, stanęłam na nogi, jednak świat zawirował mi przed oczami. Starałam się utrzymać równowagę, aby sprawiać pozory, jednak nie dałam rady długo, a moje nogi były jak z waty. Jak długa padłam na trawę, a potem schowałam twarz w dłoniach i znowu się rozpłakałam.

– Cholera, Karolina! – Laura doskoczyła do mnie i podniosła moją głowę. – Dzwonię po Cody'ego. Nie dasz rady wrócić w takim stanie.

– Nie, nie dzwoń po niego – jęknęłam zrezygnowana. – Tylko... tylko daj mi się jeszcze napić. Ja nie chcę o tym myśleć. Ja chcę zapomnieć. Czemu nie mogę zapomnieć?

Ponownie zalało mnie morze łez, a dziewczyna przytuliła mnie do siebie. Pijana zaczynałam już majaczyć i gadać jakieś głupoty, ale jak nie miałam już Wojtka, to wydawało mi się to jedynym rozwiązaniem. Usłyszałam, że Laura do kogoś dzwoni, jednak już nie zwracałam na to uwagi. Zaraz ponownie zaczęłam prosić ją o kolejny łyk alkoholu i próbowałam siłą wyrwać jej butelkę, aż w końcu wytrąciłam ją z jej ręki i resztka wódki wylała się i wsiąkła w ziemię.

– Nie! – krzyknęłam i pochyliłam się nad pustą już butelką.

– Karolina, uspokój się! – szatynka próbowała przywrócić mnie do porządku. – Cholera, alkohol to nie był dobry pomysł.

Zignorowałam jej słowa i po prostu położyłam się na ziemi, mając już gdzieś wszystko i wszystkich. Jak przez mgłę słyszałam, że ktoś do nas podszedł, a potem ten ktoś zbliżył się do mnie i wziął mnie w ramiona.

– Wojtek? – powiedziałam z nutką nadziei, jakby chłopak nagle miał stwierdzić, że jednak nie może beze mnie żyć. Otworzyłam oczy, jednak po zobaczeniu blond włosów, już wiedziałam, że to nie Wojtek.

– Karolina, alkohol to nie jest wyjście – usłyszałam pouczający głos mojego brata, ale wywróciłam tylko oczami. Nie opierałam mu się jednak i oparłam głowę o jego ramię, gdyż rzeczywiście beznadziejnie się czułam.

Piotrek zawiózł nas do domu, a Laura również została u nas na noc. Kilka razy chodziłam rzygać do łazienki i czułam się znacznie gorzej, niż po tamtej pamiętnej imprezie. Jednak skoro poza spaniem i wycieczkami do kibla nic nie robiłam ani nawet o niczym nie rozmyślałam, to czy nie wyszło mi to na dobre?

***

Kolejne dni przynosiły mi jedynie więcej rozmyślań, a przez to też więcej cierpienia. We wtorek ominęłam też lekcję perkusji, wiedziałam, że tam zalałaby mnie jedynie kolejna fala wspomnień. Z utęsknieniem za to wspominałam moment, gdy upojona alkoholem nie musiałam się niczym przejmować. Chciałam znowu poczuć trochę wytchnienia i bardzo dobrze wiedziałam, do kogo mogę się zgłosić z moją sprawą. Na palarni zastałam klasycznie dwóch chłopaków i pewnym krokiem stanęłam przed nimi.

– Hej, Mati – zaczęłam i doszłam do wniosku, że chyba zbyt często używam wobec niego tego zdrobnienia.

– Zazwyczaj gadasz ze mną tylko wtedy, gdy czegoś chcesz, więc dajesz. Co ty razem? – zaśmiał się. – Może potrzebujesz towarzystwa w zastępstwie za swojego chłopaka? Wybacz, byłego chłopaka. – zaakcentował to jedno słowo. – Jestem pewien, że byłbym dla niego godnym zastępcą, a wręcz lepszym.

Nienawidziłam faktu, że wszyscy wokół wiedzieli o moim rozstaniu z Wojtkiem przez tą głupią transmisję. Zapewne i tak prędzej czy później plotki dotarłyby do takich osób jak Natalia czy Mateusz, którzy tylko czyhają, aż noga mi się w życiu powinie, jednak usłyszenie o tym w telewizji znacznie ułatwiło im zadanie.

– Daruj sobie – prychnęłam. Nie miałam ochoty wysłuchiwać jego marnych podrywów, a typ chyba wiecznie zapominał o tym, że ma dziewczynę. – To, co ostatnio. Fajki – oznajmiłam bez owijania w bawełnę.

Chłopak wystawił w moją stronę rękę ze swoją paczką, a ja spojrzałam na nią, jakby trzymał tam węża. Nie o to mi chodziło, nie miałam ochoty stać tu z nim, a wolałam zapalić sama, swoją paczkę, bez zbędnego towarzystwa, aby móc wszystko dokładnie przemyśleć.

– Masz, częstuj się – zachęcił mnie, machając przede mną tą paczką. – Potem mogę ci kupić twoją paczkę, jeśli chcesz.

– Serio myślisz, że mam ochotę stać tu z tobą i palić? – założyłam ramiona na piersi i spojrzałam na niego wymownie. – Po tym wszystkim, jak zakładaliście się z Maćkiem o poderwanie mnie i Laury, wszystkich plotkach i obrażaniu moich przyjaciół?

– Oj weź, nie bądź już taka sztywna. Dawno i nieprawda. Papieroska? – spojrzał na mnie i ponownie zaczął machać mi przed twarzą paczką fajek, tak jakbym miała jej do tej pory nie zauważyć. – Myślę, że nie masz za bardzo wyjścia, jeśli chcesz zapalić teraz, bo ja na razie się stąd nie ruszam.

Błądziłam wzrokiem pomiędzy nim a trzymanym przez niego opakowaniem, aż w końcu chwyciłam jednego i wzięłam od chłopaka zapalniczkę. Podpaliłam papierosa i oparłam się o ścianę, wypuszczając dym z ust.

– Popieprzona sytuacja, co? – ku mojemu zaskoczeniu odezwał się Maciek, który do tej pory jedynie w ciszy stał obok swojego kumpla. Musiałam przyznać, odkąd słyszałam o nim dobre słowa od Laury, patrzyłam na niego trochę bardziej przychylnym okiem. – Przykro mi. Musi być ci z tym ciężko.

– Nie widać? – rzuciłam obojętnym tonem, wypuszczając kolejną chmurę dymu z ust. – Jest mi cholernie ciężko.

Chociaż byłam dla niego oschła, to jednak jego słowa pozytywnie mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się, że Maciek nagle okaże wobec mnie jakieś współczucie, może rzeczywiście znajomość z Laurą jakoś go zmieniła.

– Może chcesz wpaść do mnie na domówkę? – zaproponował dalej chłopak, a ja zaskoczona na niego spojrzałam. – W piątek. Zapraszam kilku znajomych, a tobie chyba przyda się jakieś odstresowanie.

Przez kolejną chwilę wpatrywałam się w ich obu i nie mogłam uwierzyć, skąd ta nagła zmiana zachowania. Wcześniej bardziej czułam, jakby naśmiewali się ze mnie albo chcieli mnie poderwać (głównie Mateusz), a teraz częstują mnie fajkami i zapraszają na imprezy? Coś dziwnego w tym było. Jednak też w obecnej sytuacji nie uznawałam to za taki najgorszy pomysł.

– No dawaj, nie daj się prosić – Mateusz się do mnie uśmiechnął, ale wyglądało to bardziej tak, jakby naprawdę zależało mu na mojej obecności i ten pseudo miły wyraz twarzy jakoś mu nie pasował.

– Dobra. Przyjdę – zdecydowałam. – Podaj adres.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

I tak oto przychodzę do was z kolejnym rozdziałem! Trochę depresyjnie się tu zrobiło, ale mam nadzieję, że wam się podoba.

Pozdrawiam, katherine02221 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro