27. Rany

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Pov Narrator]
(Pierwszy lipca, Niedziela)

Minął tydzień od walki z Shigarakim. Katsuki w dalszym ciągu zamieszkuje gabinet pielęgniarski razem z Izuku, a raczej dwa pokoje poboczne. Zajmują dwa różne pomieszczenia, specjalnie tak zarządziła kobieta by od siebie odpoczęli.
Co prawda Izuku już po dwóch dniach zawitał do blondyna, idąc do niego o kulach, bo wcześniej sam nie miał na tyle siły by chociaż usiąść. Katsuki natomiast jeszcze tego samego dnia w którym to wszystko się stało, około godziny dwudziestej próbował sam usiąść na wózek i iść do Izuku, jednak na jego nieszczęście już gdy usiłował się przenieść wózek się odsunął a chłopak spadł na podłogę. Automatycznie dostał nadzór i zakaz opuszczania pokoju.

Aktualnie jest godzina piętnasta. Midoriya wczorajszego dnia został zwolniony do akademika, dzięki temu, że pielęgniarka podratowała go swoją mocą.
Jednak Katsuki pozostał.

-Kiedy kurwa będę mógł wrócić do cholerny jasnej?!

-Jak zmądrzejesz chłopcze. - Zaśmiała się staruszka. - Wiem, że będziesz miał dużo osób które Ci pomogą, ale sam masz zbyt lekceważące podejście do swojego zdrowia.

-No kurwa, nie będę usiłował chodzić, nie będę przemęczać nóg. Windę kurwa w dormitorium mamy.

-To samo mówiłeś już wcześniej i co? Do czego doprowadziłeś?

-W obronie Deku kurwa jego mać stanąłem! To chyba inna sytuacja! - Krzyknął podnosząc się do siadu.

-Zastanowię się.

-NO JA PIERDOLE.

-Uspokój się bo nie rozważę tej opcji a w dodatku zakażę Ci odwiedzin.

-Gh. - Warknął pod nosem zakładając ręce na siebie i odwracając wzrok.

-Też tak myślę. A teraz idę do siebie, za jakąś godzinę do ciebie przyjdę przebadać.

-Yhm.

Akurat gdy siwowłosa otworzyła drzwi z drugiej strony zobaczyli zielonowłosego, którego dalej zdobiły bandaże i plastry.

-Dzień dobry...

-Witaj chłopcze, czegoś potrzebujesz?

-Chciałem odwiedzić Kacchana...

-Mhm... Niech się zastanowię...

-JESZCZE KURWA NIE ZAKAZAŁAŚ TEGO BY KTOKOLWIEK DO MNIE PRZYCHODZIŁ.

-Co..? - Mruknął nierozumiejący Midoriya.

-Nic, nic. - Zaśmiała się. - Wejdziesz do niego, ale pierw cię obejrzę.

-Dobrze.

Oboje poszli do głównego gabinetu Revovery Girl, pozostawiając zirytowanego blondyna.

-A tak na prawdę nie będę cię badać. - Zaśmiała się gdy dotarli na miejsce. - Chciałam z tobą porozmawiać na temat Katsukiego.

-Coś się z nim dzieje? - Zapytał zaniepokojony.

-Nie, spokojnie... Ale planuję go jutro wypuścić stąd. W środę normalnie fo szkoły będzie mógł iść  ale oczywiście musu zostać na wózku.

-Na prawdę? - Spytał z uśmiechem na twarzy.

-Tak, ale on o tym nie wie i lepiej niech tak zostanie dziś, bo nie da mi spokoju... I tu pojawia się moja prośba do ciebie. Przypilnujesz go, prawda?

-Tak, zajmę się nim.

-Byłabym Ci wdzięczna.

-A wiadomo może kiedy odzyska czucie w nogach?

-Niestety tyle co już wam mówiłam. Do trzech miesięcy będzie się męczył. Chyba, że nadwyręża jeszcze bardziej mięśnie to dłużej będzie czekał. Dlatego takie ważne jest by nawet nie próbował stać.

-Ja wiem i on chyba też.

-Wiem, że wiecie ale wolę powtórzyć. A teraz możesz do niego iść jeśli chcesz.

-Do widzenia. - Uśmiechnął się delikatnie i czym prędzej wrócił do sali blondyna. - Hej Kacchan.

-Na reszcie. - Mruknął kierując wzrok na Izuku, który przysunął sobie krzesełko do jego łóżka.

-Jak się czujesz? - Zapytał całując jednocześnie w czoło blondyna.

-Nie chce mnie kurwa ta jędza wypuścić!

-Jestem pewien, że niedługo to nastąpi.

-A ty?

-Ja?

-Jak się czujesz.

-Głowa mnie od rana boli, ale jest dobrze... - Mruknął przytulając się do blondyna.

-A tobie co?

-Przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze jesteś blisko. Wiesz jak mi dziwnie teraz w akademiku albo w szkole?

-A to ponoć ja od ciebie się uzależnię. - Prychnął obejmując chłopaka.

-Nie śmiej się.

-Nie śmieję. Mam pierdoloną nadzieję, że na dniach mnie puści. Jeszcze tydzień i kurwa oszaleję w tych czterech ścianach sam.

-Przecież odwiedzamy cię...

-Ty, Miną, Ejiro, Denki i Sero jesteście codzień takto chyba raz był Todoszmata i Urasraka. Bardziej zadowolony byłem gdy siedziałem sam lub z tobą. Nie chodzi mi kurwa o to by widzieć innych... Chcę do cholerny wyjść na dwór.

-Niedługo to zrobimy. Pójdziemy na lekcje... Zaczniemy w miarę normalne życie.

-Mhm. Może ty i tak. Ja sam nic praktycznie zrobić nie mogę, po za tym dalej Shigaraki może coś knuć.

-Ponoć Hawks założył podsłuch Todze... - Szepnął Izuku Katsukiemu. - Na prawdę wszystko wróci do normy... Jak to się mówi? Powoli do przodu. - Dodał głośniej uśmiechając się szeroko.

-Teraz pytanie... Zaufać nerdowi czy nie. - Zadumał a Izuku udał obrażenie.

-W takim wypadku męcz się sam.

Chciał już wstać i odejść, ale Katsuki złapał go za dłoń i zatrzymał.

-Nie zamierzam. Siedzimy w tym razem.

-A czemu niby?

-Poświęciłem nogi by Ci pomóc.

-Pomóc w walce o ciebie?

-Spierdalaj. - Fuknął odwracając się i puszczając jego dłoń.

-Kacchan?

-Powiedziałem. Idź.

-Obraziłeś się..?

-Zmęczony jestem. Idę spać. Ty też spierdalaj do akademika.

-Przepraszam...

-yhm. - Mruknął, kładsąc się i okrywając kołdrą. Twarz odwrócił w przeciwną.

-Przyjdę jutro. - Westchnął kierując się do wyjścia.

[Izuku]

-Yhm.

-Przyjdę jutro.

Smutek, oburzenie, żal,

Te trzy uczucia dominowały u Kacchana gdy wychodziłem z pomieszczenia.

Mogłem raczej sobie darować tamto stwierdzenie... Chociaż, powiedziałem tylko prawdę...
Wiem, że bardzo go denerwuje to, że on musiał być ochraniany... A teraz się na mnie obraził.

Uh... Jutro jak po niego przyjdę, to może nastrój mu się poprawi.

Cały dzień spędziłem w dormitorium. Ogarnąłem swój jak i Kacchana pokój oraz przysiadłem do lekcji.

(Drugi lipca, Poniedziałek)

Dziś rano rozmawiałem z Aizawą oraz Recovery Girl. Na lekcje normalnie poszedłem i mówiąc szczerze. Aż dziwnie było po takim czasie wrócić na lekcje. Tym bardziej do Present Mic'a który krzyczy bez przerwy.
Jednak gdy wybiła piętnasta, a ja skończyłem lekcje, od razu pobiegłem wręcz do gabinetu pielęgniarki.

-Już jesteś..? Przecież lekcje kończy...

-Dziesięć minut temu. Dokładnie tak.

-Aż tak wam śpieszno?- Zaśmiała się, jednak nie czekała na moją odpowiedź. - Chodź.

Weszliśmy do pokoju razem. Kacchan pisał coś na telefonie, jednak podniósł powoli wzrok na nas.

-Hej Kacchan.

-Deku i babka? Co jest.

-Wypisuję cię. - Powiedziała prosto z mostu, a ja akurat podszedłem do jego łóżka i przytuliłem go.

-Kurwa w końcu!! Ty o tym wiedziałeś co?

-Eeee... Niespodzianka?

-Pft.- Prychnął całując mnie w policzek

-No chłopcy. Katsuki, Izuku spełnuje nad tobą pieczę. Ma ci pomagać we wszystkim i powstrzymywać od głupot.

-Domyślam się.- Mruknął cicho. - Ale kurwa chociaż wychodzę stąd.

-Widzę, że się cieszysz. - Za chichotała. - Co tydzień w sobotę masz badania kontrolne. Pamiętaj.

-Tak.

W tym samym momencie podniosłem Kacchana w stylu panny młodej i posadziłem na skraju łóżka. Chciałem go przenieść na wózek, ale zauważyłem, że jest w piżamie.

-Pomogę Ci jeszcze się przebrać. - Powiedziałem a on, nie protestował. Więc podszedłem do szafki w której miał dwa komplety ubrań o które mnie poprosił, bo takto miał ubrania od staruszki.

-To ja pójdę na chwilę do Xaviera. Zgłoście mi tylko, jak będziecie wychodzić.

-Tak jest. - Akurat się odwróciłm w ich stronę a ona wyszła.

Podszedłem do Kacchana ze spodniami dresowymi i jego czarną koszulką z czaszką.

-Czuje się jak trzylatek.

-Mój trzylatek. - zaśmiałem się, a on akurat zdjął swoją koszulkę i założył czystą. - Cały czas przychodzę i ci pomagam. To nie jest dla mnie problem.

-Bo problemem jestem ja.

-Nawet tak nie mów. - Ostrzegłem go a on zamilkł.

Pomogłem mu przebrać spodnie i przejść na wózek. Dopiero któryś z nas odezwał się w momencie gdy musieliśmy odmeldować się pielęgniarce. Akurat wyszliśmy już na dwór i kierowaliśmy do akademika.

-W końcu powietrze i spokój.

-Nie potrwa za długo.

-Hę?

-Jak wejdziemy do dormitorium to inni nas zaatakują. Wiesz?

-Domyślam się... Deku?

-Tak Kacchan?

-Oni wiedzą o nas?

-W sensie, że jesteśmy razem? Nic nikomu nie mówiłem.

-Aha...

-A chcesz powiedzieć im?

-Nie.

-Czemu? Kiedyś i tak się dowiedzą...

-... - Zamilkł.

-Znaczy dla mnie to nie jest problem. Po prostu zaciekawi...

-Nie chcę być kurwa wyśmiany.

-Wy...śmiany?

-Ile razy słyszałem i byłem świadkiem tego jak się szydzi z kogoś kto się wyróżnia? Z resztą sam nie byłem lepszy... - Dodał cicho ostatnie zdanie.

Byliśmy niedaleko miejsca do celowego. Akurat nikogo wokół nas nie było.
Zatrzymałem się i obszedłem wózek, tak by spojrzeć Kacchanowi w oczy i od razu pocałowałem chyba go lekko dziwiąc.

-To co było w gimnazjum między nami to inna kwestia.

-Wiesz czemu głównie to robiłem wtedy? Bałem się kurwa tego... Co do ciebie czuję. Myślałem, że nie wiem, to innego rodzaju nienawiść. Nie umiałem się do tego przyznać. Nawet w tym roku szkolnym kurwa nie mogłem.

-Dlatego zacząłeś potem się bardziej na mnie wyżywać?

-Tak. - Odezwał się pustym głosem. - Chciałem się wszystkiego wyprzeć i byś trzymał się ode mnie zdaleka.

-Ja też cię kochałem w tamtym czasie. - Zaśmiałem się cicho. - Teraz jesteśmy razem i tyle jest ważne. A tamto było kiedyś Kacchan... Wiesz co? Zmieńmy może temat. - Wypaliłem, przytulając go. - Co dziś jemy?

-Cokolwiek.

-To zrobię naleśniki dla nas. Co Ty na to?

-Kuchnie spalisz. - Prychnął, gdy ja zacząłem ponownie prowadzić wózek.

-Tak we mnie wierzysz?

-W twoje zdolności kucharskie? Owszem.

Resztę drogi spędziliśmy na rozmowie o jedzeniu i moim kiepskim gotowaniu. Jak dotarliśmy do Akademika nikt nie zaczął tematu odnośnie niepełnosprawności Kacchana. Sam wcześniej wszystkich ostrzegłem, że on dziś wraca i żeby nie wspominali za bardzo o tym.
Było już około dwudziestej, siedzieliśmy już u niego w pokoju na  łóżku.

-Ciekawe, że nikt jeszcze nie dawał swoich jebanych uwag co do mnie. - Prychnął.

Siedziałem po środku jego łóżka, a on pomiędzy moimi nogami, a swoje miał po moich bokach wyprostowane.

-Wiesz coś na ten temat Deku?

-Eee... A będziesz zły jak powiem, że chciałem oszczędzić ci nerw?

-Nie. Mogę być wdzięczny bo chyba bym pierdolnął.

-Dlatego tym się zająłem. - Uśmiechnąłem się do niego.

-Odwdzięczę się. - Szepnął po czym złączył nasze usta.

Delikatny, pełny miłości i oddania pocałunek w którym oczywiście ja dominowałem. Powoli wsunąłem dłonie pod jego koszulkę i od razu poczułem jak przechodzi go dreszcz. Cicho mruczał mi w usta i bezproblemowo można było zauważyć jak bardzo spragniony był bliskości.

-Mhhm...

-Kacchan... Chcesz..?

-Tak.

Znów przywarłem do jegk warg i narzuciłem lekko szybsze tempo. Dłonie wsunąłe pod jego koszulkę na tyle wysoko, że już zachaczałem palcami za jego sutki.
Kacchan na moje czyny zaczął bardziej mruczeć i cicho sapać.

A w momencie gdy chęciałem go przewrócić na łóżko, usłyszałem pukanie i otwieranie się drzwi.

-Bakugo bo ja... De... Ku?

Kacchan szybko odepchnął mnie od siebie ale dalej byłem między jego nogami.

-Czy wy...

-Landryna ty jebana kurwo... - Syknął i dopiero teraz zauważyłem, że jest cały czerwony. - KTO CI POZWOLIŁ WCHODZIĆ TAK O, DO MOJEGO POKOJU?!

-ALE JA DOBRZE WIDZIAŁAM?!

-Mina.- Odkaszlnąłem. - Zamknij drzwi. Proszę cię.

-Dobrze Izuku. - Powiedziała z uśmiechem wchodząc w głąb pokoju. - A teraz... Wy się całowaliście? Racja!?

Strach, złość, fascynacja, szczęście.

Te cztery uczucia panowały w tym pokoju. Łatwo można zauważyć które są czyje.
Kacchan odwrócił wzrok i nie chciał na nas patrzeć.

-Katsuki. Izuku. Mówcie.

-Tak. - Szepnąłem, patrząc na Kacchana.

-Jesteście razem? Od kiedy?!

-To bez znaczenia.

-A inni wiedzą?

-Nikt. Znaczy Xavery wie...- Mruknąłem przypominając sobie co mówił mi wcześniej blondyn. - Proszę nie mów o tym nikomu.

-Ale czemu?

-Po prostu kurwa. - Syknął patrząc na nią. - Nic nikomu nie gadaj.

-Nie rozumiem czemu. Wytłumaczcie mi, bo nie wyjdę stąd. - Nakazała zamykając drzwi na klucz, o czym my wcześniej zapomnieliśmy i usiadła na krzesełku zaraz przed nami. - A więc słucham.

-Po co się wpierdalasz w nie swoje sprawy? Co kurwa, wytłumacz mi to.

-Bo moje rady są zajebiste. A więc słucham skarby. Ja odpowiedziałam na Twoje pytanie, a więc ty odpowiedz na moje.

Zobaczyłem w oczach Katsukiego obawę. Nie mówiąc już o uczuciach które ciągle czułem... Ale skoro już zaczyna pokazywać po sobie emocje to na pewno panikuje.

-Tak jesteśmy razem i nie chcieliśmy by każdy od razu wiedział. - Westchnąłem. - Nie chcę by ktoś nagle zaczął nas wyśmiewać. Kiedyś byśmy powiedzieli...

-Nie sądzę by od razu was wyśmiewali. Jestem raczej za tym, że by was wspierali.

-I tak wolimy nie. - Westchnąłem.

-A kiedy planujecie powiedzieć?

-Jeszcze nie wiemy.- Mruknąłem. - Proszę nie mów nikomu.

-Przysięgam, że nie powiem. Ale...

-Co kurwa ale?

-Ale obstawiam, że sami się domyślą, albo coś zauważą skoro sami drzwi nawet nie zamykacie. Chcecie to ukrywać ale nie za bardzo się pilnujecie z dyskretnością.

-Yhm. Coś jeszcze? Jakieś złote rady? Nie? To wypierdalaj. - Fuknął blondyn, usiłując przy pomocy siły rąk odsunąć się od Izuku.

-Kacchan uważaj. - Odrazu poderwałem się by mu pomóc.

-Spierdalajcie oboje. Chcę zostać sam. - Warknął. Leżał na łóżku, odwrócony bokiem w drugą stronę, tak by na nas nie patrzeć.

-Mina..?

-Już idę. - Powiedziała spokojnie, delikatnie się do mnie uśmiechając. - Nikomu nie powiem... No i życzę szczęścia.

Wyszła z pokoju zostawiając nas samych. Kacchan dalej się do mnie nie odwrócił. Leżał i nie chciał nawet spojrzeć czy wyszedłem. Jestem pewny, że wie o tym, że zostałem z nim w pokoju.

-Kochanie... Jesteś na mnie zły?

-Miał nikt nie wiedzieć.

-Ale Mina nas widziała. - Westchnąłem głaszcząc go po ramieniu. - Po za tym, powiedziała, że nikomu nie powie... I chce dla nas dobrze.

-Chuj mnie to. Drzwi nie zamknąłeś, to dlatego.

-Czyli jesteś na mnie zły. Przyznaj...

-Kurwa. - Syknął, odwracając się na brzuch...- Nie jestem zły...

-To o co chodzi?

-Głównie chciałem by wyszła Landryna...

-A teraz? Co chcesz Kacchan.

-Szczerze? Spać. Zjebała mi nastrój na wszystko.

-Dobrze...

Już chciałem wyjść, ale Kacchan złapał mnie za dłoń i pociągnął w swoją stronę.

-Zostań.

-A co jak zauważy ktoś, że nie ma mnie u siebie?

-Wyjebane w to mam. Chodź do mnie.

-Niech będzie. - Zaśmiałem się kładąc obok niego.

Kacchan od razu się we mnie wtulił, a raczej chciał, bo nie miał jak się obrucić. Pomogłem mu się ułożyć a już po chwili leżał na brzuchu, głową na mojej klatce piersiowej.

-Kocham cię Izuku. - Szepnął cicho a mi się serce roztopiło.

-Też cię kocham Katsuki.

**********
TAK ROZDZIAL
NIE WIEM KIEDY BĘDZIE KOLEJNY
WIEM ŻE MNIE KOCHACIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro