11. Kocimiętka cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kacchan, prawie kompletnie nagi. Calutki różowy na twarzy, z oklapniętymi kocimi uszkami, leżał zwinięty w kulkę podwijając ogon najbardziej jak się tylko dało. W dodatku, leżał zawinięty w moje ubrania i cicho mruczał.

-Kacchaaaan?!- Przeciągnąłem ostatnie dwie litery, gdy blondyn dosłownie się na mnie rzucił, przewracając na podłogę, siadając na moich biodrach i zaczynając lizać po szyi.- C-co ty robisz?!

-Mhhh... Meow...- Miałknął mi do ucha, po czym wgryzł się w moją szyję, robiąc przy tym malinkę.

Czy on dostał ruję..?

-Ka-kacchan...- Powiedziałem cicho, przenosząc swoje dłonie na jego biodra, na co się wzdrygnął.- Ty tego chcesz?

-Nhh... De-deku... nghh...- Zaczął mi mruczeć prosto do ucha, co mi udowadniało, że jednak on chce to na prawdę.

Kacchan to chce...

ON CHCE TO ROBIĆ ZE MNĄ?!

Bez zastanowienia, tak jak trzymałem go za biodra, tak i też go podniosłem, przy czym ten cicho pisnął wystraszony. Od razu przełożyłem go na łóżko z którego resztę ubrań zrzuciłem na podłogę. Natychmiast zawisnąłem nad nim i spojrzałem w jego rubinowe tęczówki, które wyrażały jedno. Podniecenie i pragnienie

Bez większych rozmyśleń zdjąłem z siebie koszulkę, a w dodatku bransoletkę. Chcę czuć jego emocje...

Ponownie zawisnąłem nad blondynem i pocałowałem go w usta. Ten chwilę się opierał, jednak już po kilku sekundach uchylił je, a ja od razu pogłębiłem pocałunek.

NIE WIERZĘ W TO CO SIĘ DZIEJE!

Szczęście. Obawa. Miłość. Czułość. Oddanie.

Zacząłem słuchać się swojej intuicji i pocałunkami zjeżdżałem coraz to niżej po jego skórze, jednocześnie co jakieś czas pozostawiając na niej ślady. A gdy tylko jego szyja została przeze mnie już wycałowana od razu pozbyłem się z niego koszulki.

-Mhhh... Deku...- Dalej cicho pomrukiwał, jednak gdy tylko jego czarna koszulka wylądowała na podłodze, ponownie lekko się wzdrygnął.

-Spokojnie kotku...- Zaśmiałem się cicho, przegryzając delikatnie jego kocie ucho.- Nic się nie obawiaj.

-Meow...

Ponownie zjechałem na jego klatkę piersiową i zlustrowałem jego umięśnione i gładkie ciało. Powoli przejechałem językiem po całej długości jego torsu, jednocześnie prawą dłonią łapiąc go za pierś i lekko ściskając. Na co usłyszałem jego głośniejsze pomruki. Nie powiem, zachęciły mnie one jeszcze bardziej, przez co już po chwili zacząłem bawić się jego sutkami.

-Ah... nghh...

Lewą dłonią pieściłem jego klatkę, natomiast prawą, na oślep, zacząłem dobierać się do jego spodni, jednocześnie przez cały czas podgryzając i zasysając sutki.

- Kacchan, czujesz się dobrze?- Zapytałem, gdy wygiął się w delikatny łuk, jak tylko mocniej zassałem jego sutka

-Za-zajebiście... Ahhh...

Dalej nie zaprzestałem gładzenia jego skóry, jednak oderwałem się od jego piersi i zdjąłem z niego spodnie. Od razu poczułem jak przez jego ciało przeszedł dreszcz, jednak blondyn nic się nie odezwał na to, a jedynie ciągle pomrukiwał, obserwując mnie przy tym z dołu. Przejechałem dłońmi po jego udach a następnie zacząłem też tam go oznaczać, pozostawiając krwisto czerwone ślady.

Może to dziwnie zabrzmi... Ale kocham mu robić malinki, na tej gładkiej i bladej skórze.

Jedno już jest pewne. Przez kilka ładnych dni nie będzie mógł nosić koszulki i krótkich spodni.

Męczyłem go nimi jeszcze przez chwilę, póki nie byłem zadowolony z rezultatu, przy czym jednocześnie bawiłem się wolną dłonią, jego puchatym, jasnym ogonem. W końcu zsunąłem z niego także bokserki, które po chwili poleciały gdzieś w kąt i tak porozwalanych innych rzeczy. Jednak mimo, że chciałem ułatwić sobie do niego dostęp. To coś mi się nie udało, bowiem Kacchan podwinął ogon tak, że zasłonił dosłownie wszystko.

-Kacchan... Kocham cię.- Mruknąłem cicho, nachylając się jednocześnie nad nim.- Nie musisz się niczego wstydzić...- Mówiąc to, zacząłem jeździć dłonią po ogonie, oraz ponownie przygryzłem obojczyk, nasłuchując jego słodkich pomrukiwań.

Speszenie. Obawa. Oddanie. Satysfakcja.

-Kacchan... Niczego się nie obawiaj. Nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciał...- Powiedziałem do jego ucha, nie zaprzestając czynności.- Kacchan, weź ogon...

Jak na zawołanie, po mojej prośbie powoli opuścił ogon, przez co mogłem zobaczyć go w całej okazałości i nie będę kłamał... Podobało mi się to. I to nawet bardzo.

Ponownie nachyliłem się nad nim, jednocześnie klękając pomiędzy jego nogami.

-Widzisz, nie musiałeś się niczego obawiać...

Wraz z tymi słowami zacząłem jeździć palcami naokoło jego "wejścia", a ten zaczął cicho pojękiwać, gdy tylko chciałem włożyć w niego palce. Jednak nie chciałem mu zrobić krzywdy, a bez żadnego nawilżenia, nie było to najłatwiejsze. Tak więc jeszcze raz nachyliłem się nad moim koteczkiem.

-Naślinisz..?- Spytałem, gdy dwoma palcami zacząłem bawić się jego wargą. Ten od razu wykonał moją prośbę, po czym ja zacząłem kontynuować swoją poprzednią czynność.

Tym razem bez przedłużania, włożyłem w niego jeden palec i zacząłem nim poruszać. Oczywiście na ten czyn Kacchan zaczął się wiercić i jęczeć lekko głośniej.

-Ah..- Urwał, jednocześnie zakrywając swoją dłonią usta, chcąc stłumić swój słodki głosik.

-Katsuś... Chcę cię słyszeć. Nie zakrywaj się. Chcę słyszeć twój słodki głosik...- Powiedziałem cicho, wolną ręką odsuwając jego dłoń od twarzy. Korzystając z okazji złączyłem palce naszych wolnych dłoni i w tym samym czasie dodałem także drugiego palca i zacząłem wykonywać naprzemienne ruchy.

-Meow! Haaa... Anhh!- Zaczął jęczęć i się delikatnie wiercić.

Tak mi się jego głos podoba... On cały mi się podoba... Czy to w tym wydaniu czy też w innym...

Znów zacząłem całować jego tors, przy okazji dokładając też kolejny palec. Nasiliłem swoje ruchy, podobnie jak Kacchan swoje piski, pomruki jak i też jęki. Drugą ręką uchwyciłem jego członka i zacząłem nią poruszać, a blondynek zaczął stawać się coraz to głośniejszy. W pewnym momencie zacząłem także lizać jego przyrodzenie, po czym też włożyłem je sobie do buzi i wykonywałem dość powolne ruchy góra, dół.

-De-deku.. Do-dochodzę... Meow!- Zdążył wysapać, a ja poczułem jak na moją twarz jak i też do buzi wystrzela biała klejąca się maź. Zlizałem ją ze swojej dłoni, patrząc prosto na twarz Kacchana który stał się tak zarumieniony, że mógł przypominać kolorem wiśnie.

Wraz z tym wszystkim wyjąłem z niego palce, a sam z siebie zsunąłem spodnie, po czym także bokserki. Jeszcze raz pocałowałem wewnętrzną część jego uda, po czym przymierzyłem się do jego wejścia.

-Nie będzie boleć... Będę delikatny...- Powiedziałem, po czym zacząłem w niego wchodzić.

Zrobiłem delikatny i nie za duży ruch, który był wystarczający do tego, by blondyn głośno miauknął a w oczach pojawiły się drobne łzy.

-Daj mi znać jak się przyzwyczaisz. Ja zaczekam.

-De... Deku...- Wysapał, znów zaczynając się wiercić.- Już... Meow! Ahh..

Na przemiennie delikatnie się w niego wsuwałem i wysuwałem, co jakiś czas głębiej w niego wchodząc. Z każdym pchnięciem które sprawiało, że byłem bliżej do wejścia w niego, w całości, jego jęki narastały oraz zaczynał częściej miałczeć.
Ponownie, pomiędzy czynnością, nachyliłem się nad nim i zacząłem bawić się jego sutkami, przez co Kacchan dosłownie wyginał się w łuk.

-Słodko wyglądasz.- Przyznałem nachylając się nad jego uchem, po czym zlizałem z jego policzka jedną, jedyną łzę.- Jesteś śliczny gdy się rumienisz..  Jesteś piękny zawsze.

-Nhh... D-De-Deku... Ah!

W tym momencie znalazłem się już w nim cały i zacząłem jedynie powoli przyśpieszać swoje ruchy.
Doszedłem dosłownie do tego momentu, gdzie blondyn, nie potrafił wypowiedzieć mojego przezwiska.

-De... I-Izuku... Ah! D-dochodzę...- Wyjąkał cicho, zaciskając swoje nogi na moich biodrach i wbijając pazury w moje plecy.

Cicho syknąłem, gdy poczułem jak mocno mnie drapie, ale nawet nie zwróciłem mu uwagi.

-Ja też. Chcesz bym doszedł w tobie?- Wysapałem pochylając się na dnim.

-Yhm...- Mruknął cicho, przyciągając mnie do siebie, jednocześnie delikatnie całując w usta. Ja sam pogłębiłem pocałunek i w tym samym momencie razem się spełniliśmy.- A-Ah! Meow!

-Kocham cię...- Mruknąłem mu do ucha.- Jesteś mój... Proszę bądź mój.

-Jestem t-twój.- Wydukał cicho, patrząc mi prosto w oczy.

-Kocham cię.- Dodałem jeszcze, jednocześnie wychodząc z niego.

Opadłem na łóżku, centralnie obok blondyna i obserwowałem jego różowiutką i zmęczoną twarzyczkę. Gdy tylko zjechałem wzrokiem na szyję, zauważyłem krwiste naznaczenia, które pozostawiłem na niej jeszcze chwilę temu.

Spełnienie. Szczęście. Oddanie. Zmęczenie. Miłość.

Tak byłem wpatrzony w jego ciało, że nawet nie zauważyłem, gdy ten odwrócił swój wzrok i właśnie mnie obserwował.

-Kacchan..?

Ten jedynie ostatnimi siłami przysunął się do mnie i wtulił w mój tors. Lekko się zdziwiłem, jednak od razu objąłem go tym samym zamykając w szczelnym uścisku. Swój nos zanurzyłem w jego miękkich włosach.

Czuję się na prawdę dobrze... Niech tak będzie już zawsze.

Kacchan też się dobrze czuje, ma chyba dosłownie te same emocje co ja w których dominuje oddanie i miłość.

Opłaciło mi się czekać tyle czasu. W końcu jesteśmy razem. Chociażby teraz.

On jest mój. Nie oddam nikomu.

-Kacchan... Nie oddam cię nikomu.- Powiedziałem cicho, przenosząc swoją dłoń na jego tyłek.

-Mhh... też cię kocham...- Wymruczał cicho, okropnie wymęczonym głosem, który wyrażał tylko jak duże muszą być jego chęci by zasnąć.

[Pov Bakugo]
(Szesnasty czerwca, sobota)

Obudziły mnie oczywiście promienie słońca, bo czemu kurwa nie.
Jestem taki zmęczony... Wyłączcie światło  proszę...

Już chciałem się odwrócić na brzuch, gdy poczułem że coś, a raczej ktoś mnie od tyłu obejmuje.

-Wstałeś już?- Usłyszałem za sobą ochrypnięty głos Deku.

Chwila, czemu on  się do mnie...

O KURWA NO TAK. Ja się z nim ruchałem...

Cholera znalazł mnie w pośród jego ubrań! Jak jakiegoś psychola o dziwnych fetyszach!

I pomyśleć, że to przez fakt, że dostałem jakiegoś zjebanego podniecenia w momencie gdy tamci mnie męczyli.
Chciałem go blisko, czuć jego zapach i jego obecność...

ON MNIE KURWA ZDOMINOWAŁ!?

JAK DO TEGO KURWA DOSZŁO, HALO? NIE ZGADZAŁEM SIĘ NA TO!

-Kacchan... Czemu się denerwujesz?

-J-ja... Bo ten...

-Nie wstydź się. Nie musisz.

-Akh!- Pisnąłem gdy nagle przygryzł mi ucho. Nie spodziewałem się tego!

-Słodki... Wyspałeś się?

-T-tak.

-Wstajemy? Jest już po dziesiątej.- Powiedział cicho, dalej mnie nie puszczając.

-Tak.

Po kilku sekundach się ode mnie oderwał i wstał z łóżka. Ja natomiast dopiero po chwili usiadłem i to z wielkimi trudnościami.

-Kacchan? Co się dzieje?

-Ty zwyrolu... Wstać kurwa nie mogę.

-Huh? Czemu...

-Dupa mnie boli ty kurwo jebana! N-nie ma opcji bym sam wstał.

-Pomóc ci?- Zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy podchodząc do mnie.

-Ja nie wstaje! Nie ma opcji nawet!- Warknąłem, gdy ten na siłę wyjął mnie spod kołdry.- Deku! Auć!

-Nic ci nie zrobię...

Teraz gdy byłem u niego na rękach zauważyłem. JAKI TU ROZPIERDOL! Wszędzie walają się ciuchy. Dosłownie wszędzie.

-Chodź musimy się ogarnąć kotku mój.

-Nie nazywaj mnie tak do cholery.

-Ale, że kotek, czy to, że jesteś mój?- Zapytał głupio a ja się nie odezwałem.- Tak myślałem...

-Od kiedy ty myślisz.- Prychnąłem odwracając wzrok.

-Ha, ha, ha... A teraz chodź pomogę ci się umyć.

-N-nie!- Pisnąłem, gdy zaczął mnie nieść do łazienki.

O-on chce mnie umyć!? POJEBAŁO GO! JA SIĘ WSTYDZĘ!

-Nie musisz się wstydzić. Widziałem i dotykałem cię już całego.- Powiedział cicho, rozbawiony tym faktem, a ja poczułem jak rumieńcem się zalewam.- Dalej nie założyłem bransolety...

-Ty gnido!

*****

Już półgodziny później siedziałem w jego łóżku, ubrany w bokserki i jego za dużą koszulkę. Ona kurwa jest chyba nawet za duża na niego!

-Pomogę ci w sprzątaniu.- Powiedziałem, widząc jak dużo jest do zrobienia.

-Ty odpocznij, bo za godzinę wychodzimy. Mam cały dzień dziś treningi, a nie możemy się rozstawać na krok.

-Ugh...

Po kolejnych piętnastu minutach w pomieszczeniu panował względny porządek, do którego się nawet nie przyczyniłem. Deku właśnie poszedł zrobić nam coś do jedzenia. Bo oczywiście, nie chciał mnie wypuścić z łóżka.

No kurwa nóg mi jeszcze nie odjebało!

Gdy tylko wyszedł powoli zsunąłem się z materaca i wstałem na chwiejące się nogi.

-Tsk. Boli...- Syknąłem cicho, podchodząc do lustra które miał wmontowane w szafę.

A to co zobaczyłem mnie załamało.

-CO JEST KURWA!- Wrzasnąłem widząc jak wiele krwistych śladów mam na szyi i udach.

Od razu podwinąłem też koszulkę i już nawet się nie zdziwiłem  gdy tam było tego jeszcze więcej.

-Pierdolony komar! Zajebie go! ZAGRYZE KURWA! DEKU TY KURWO JEBANA DO NOGI!

Wydarłem się na cały budynek, a już po chwili w pomieszczeniu znalazł się winowajca.

-Ty komarze jebany... TŁUMACZ MI SIĘ TU, TO MOŻE NIE POŻAŁUJESZ AŻ TAK!

-No bo... no...

-Ty idioto! Będę musiał chodzić w bluzach!

-Będę mógł ci je pożyczać...

-NIE INTERESUJE MNIE TO! MAMY CZERWIEC KURWA!

Krzyknąłem powoli podchodząc do niego, jednak przy ostatnim kroku znów nogi mi się zachwiały i poleciałem w długą i gdyby nie to, że mnie złapał. Już miałbym spotkanie trzeciego stopnia z podłogą.

-Zajebie cię.

*2010 słów*

////////////////

Z góry przepraszam, że wczoraj rozdział nie wleciał, tak jak to pisałam w sekcji komentarzy, ale zasnąłem z telefonem w ręce.

Wybaczcie mi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro