#17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od samiusieńkiego rana czuła się okropnie. Trudności sprawiało jej opisanie tego słowami, ale żołądek miał swoje własne, niepodważalne zdanie na ten temat. Ucisk w trzewiach przyprawiał ją o odruch wymiotny. Miała wątpliwości czy mdłości są przez to dziwne uczucie w jej brzuchu, czy przez rwący ból ramienia. Szarpanie się wczoraj z pudłami nie było mądrym pomysłem. Już dawno nie miała takiej chęci na wyrwanie uciążliwej kończyny, a wizja pozbycia się jej, kusiła niemiłosiernie.

Syknęła, przekręcając się na plecy. Głowę skierowała w stronę biurka, a jej wzrok przykuło białe pudełeczko, przepisane przez lekarza. Echem w głowie odbiły jej się słowa mamy. "Tylko, jeżeli będzie konieczne".

Wyciągnęła rękę, ale w ostatniej chwili zawahała się. Tak długo dawała sobie radę bez leków przeciwbólowych, ale dzisiaj ją to przerastało.

Ostry, przenikliwy ból wnikał coraz głębiej. Chwyciła za pudełko i usiadła. Wysypała na dłoń jedną tabletkę przeciwbólową, natychmiast popijając wodą. Podniosła się z łóżka, po czym poszła do rodzicielki. Postawiła opakowanie na blacie w kuchni i rzuciła szybko:

— Wzięłam jedną.

Niepewnie zabrała rękę i ruszyła w stronę kanapy. Nie chciała znów łykać tych tabletek jak cukierków. Musiała się nauczyć żyć bez nich. Chciała poradzić sobie z tym bólem sama, a po takie środki sięgać w ostateczności. Mogła to zrobić, wierzyła w to. Nie potrzebowała kolejnego nałogu.

Położyła się i puściła jakieś anime w telewizji. Jej umysł powoli pochłaniały ramiona Morfeusza, a ona pragnęła tylko się mu oddać. Zmęczenie z ostatnich dni dawało o sobie znać, a wizja koszmarów nie wydawała się już tragiczna jak zaledwie kilka godzin wcześniej.

— Nie idziesz dzisiaj na mistrzostwa?

— Nie wiem... Boli... — mruknęła niechętnie.

Przewróciła się na plecy, czując jak Sayumi przykrywa ją kocem. Miękki materiał otulił jej ciało, a ciepło tylko przekonywało umysł, że to odpowiedni czas na sen. Gdy tylko zamykała oczy, przed nimi pojawiał się obraz Kise, a policzki zaczynały ją palić. Mimo że wtedy uciekła, teraz dawała się ponieść fantazji.

Wciąż w głowie zadawała sobie pytanie, co z nią było nie tak. W końcu marzyła o swoim najlepszym przyjacielu, osobie którą znała właściwie od zawsze i która tak samo długo przy niej trwała.

Kise Ryōta — blondyn o złocistych oczach i promiennym uśmiechu, potrafiącym rozgonić nawet najgorszą burzę w życiu Mayumi. Chłopak, a właściwie już mężczyzna, był częścią jej życia tak długo, że łatwiej było ignorować własne uczucia, doszczętnie skrywać je w sercu, jak się do nich przyznać.

Nie rozumiała tego. Nie chciała zrozumieć. Wolała iść przez życie nieświadoma własnych uczuć. Może inni bez problemu to widzieli, ale ona dusiła w sobie wszelkie zbędne myśli na ten temat. Doszczętnie niszczyła świadomość, że uczucia, którymi darzy blondyna już dawno przekroczyły ramy zwykłego koleżeństwa.

Wciąż i wciąż tonęła w otchłani milczenia.

Milczenie ją niszczyło, ale jeszcze bardziej przerażała ją wizja utraty przyjaciela już na zawsze. Gubiła się w tym. Wciąż nie rozumiała własnych uczuć, więc jak mogła mu cokolwiek wyznać? Przerastało ją to.

Jęknęła zażenowana własnym zachowaniem i otworzyła oczy. Spojrzała na sufit, a tuż nad jej głową zawisły białe jak śnieg kosmyki włosów. W jednej chwili przypomniała sobie o spotkaniu z młodą Maedą i przeklęła siarczyście pod nosem. Przez kolejną zarwaną noc i przysypianie straciła całkowicie rachubę czasu.

— Hejka — uśmiech nie schodził z twarzy Miyuki. — Twoja mama mnie wpuściła. Czemu nie jesteś gotowa do wyjścia? Miałyśmy iść oglądać finał! — klasnęła radośnie w dłonie, przyglądając się jak przyjaciółka leniwie podnosi swoje cztery litery i siada.

Z radością przyjęła fakt, że leki zaczynały działać, a bark bolał zdecydowanie mniej niż wcześniej. Rozmasowała go delikatnie i ponownie spojrzała na albinoskę.

— Problemy egzystencjonalne — wyjaśniła niewyraźnie.

Maeda wbiła wzrok w zaspaną przyjaciółkę. Co prawda domyślała się, że problemy ze snem są skutkiem kolejnego ataku paniki, ale nie tylko to trapiło Satō. Nie trudno było na to wpaść.

— I jesteś czerwona jak pomidor właśnie z tego powodu? — zapytała zaciekawiona, uważnie obserwując brunetkę. — A może jednak jakieś nieczyste myśli chodzą Ci po głowie? — parsknęła, przyprawiając srebrnooką o kolejną falę zażenowania własnymi myślami.

Mayumi spojrzała na nią, marszcząc nieznacznie brwi. Wzięła głęboki oddech i zrozumiała, że im dłużej będzie odtwarzać w myślach minioną, już i tak wystarczająco niezrozumiałą, sytuację, tym większy chaos w głowie będzie mieć. Zdecydowanie łatwiej było zakopać to wspomnienie, gdzieś głęboko i daleko, aby jak najszybciej o nim zapomnieć.

— Co cię gryzie? — ponaglała ją Miyuki.

Spojrzała jeszcze raz na przyjaciółkę i wypaliła w końcu coś, co nie tylko ją wprawiło w oszołomienie, ale jednocześnie przekreśliło wszystkie wcześniejsze plany:

— Ryōta próbował mnie pocałować... Chyba... Sama już nie wiem, może to sobie wmawiam?

Miyuki w pierwszej chwili była zaskoczona słowami przyjaciółki, ale zaraz potem na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Usiadła obok niej na kanapie i poklepała ją po plecach.

— Wiesz... Tylko wy jesteście osobami, które nie dostrzegają, że zależy wam na sobie.

— Przecież jesteśmy przyjaciółmi, więc to chyba normalne, że nam na sobie zależy... Prawda?

— Zależy wam na sobie w romantycznym sensie, tępa emocjonalnie dzido. — Albinoska wbiła jej palec między żebra. — A teraz zbieraj manatki, wychodzimy! — zarządziła władczo.

— Wypraszam sobie... — oburzyła się, wydymając policzki i zakładając ręce na pierś. — Nie jestem tępa emocjonalnie!

— Jeżeli chodzi o twoje własne uczucia... — wzięła głęboki wdech. — Jesteś... I to bardzo.

Odetchnęła głęboko, stając przy barierkach. Mecz między Kaijō, a Shūtoku dobiegał końca. Wynik od początku był przesądzony przez brak blondyna na boisku. Mayumi oparła się o barierkę, wysłuchując jednocześnie narzekań przyjaciółki.

— Gdybyś się tak nie guzdrała, zdążyłybyśmy!

— Dobra, dobra. Przecież nadal grają — mruknęła wciąż zaspana. — Zresztą... — zawiesiła na chwilę głos, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. Spojrzała na przyjaciółkę i przyznała niechętnie: To dopiero rozgrzewka dla kibiców. Każdy czeka na kolejny mecz.

Prawda była taka, że prawie każdy znajdujący się na sali czekał na kolejne starcie. Mimo niesamowitych zdolności graczy, Kaijō jak i Shūtoku byli oni tylko przystawką. To kolejny pojedynek jest niepodważalną atrakcją wieczoru.

Zacisnęła palce na chłodnym metalu, spoglądając na niezadowolonego Kise. Nie dziwiła się, że obecna sytuacja nie jest mu na rękę, ale jednocześnie czuła radość. Nie grał meczu i nie obciążał kostki.

Spojrzała na telefon, który dosłownie chwilę wcześniej wibrował.

Od: Shō
Treść: Przyjadę za tydzień.

Uśmiechnęła się na widok wiadomości od kuzyna. Mimo że nie był towarzyską osobą, a relacje międzyludzkie sprawiały Hinacie jeszcze więcej kłopotów jak Satō, zgodził się na uczestniczenie w nocnym maratonie filmowym.

— Shō będzie — zakomunikowała spokojnie Mayumi.

— To twój kuzyn, tak?

— Tak.

— A Kise?

— Nie mam zielonego pojęcia — powiedziała smętnie, chociaż jej wyraz twarzy sugerował, że raczej jest nieobecna duchem jak smutna. Wciąż i wciąż odtwarzała w głowie rozmowę z przyjacielem, analizując kolejno wszystkie szczegóły. Nie mogła się wyrwać z salonu, tkwiła w nim, jakby wrośnięta w ziemię.

Ciężko było jej przyznać przed samą sobą, a tym bardziej przed kimkolwiek innym, ale chciałaby blondyn spędził z nimi ten wieczór. Chciałaby w końcu z nią spędził więcej czasu. Tyle się w jej życiu zmieniło w ostatnim czasie, poznała nowych ludzi, odnowiła kontakty i pragnęła z nim porozmawiać jak kiedyś. Bez zbędnego skrępowania, świadomego niewspominania o niektórych faktach czy zwykłego strachu. Pragnęła by dostrzegł ją.

Wystarczyła jedna chwila, by zniszczyć światopogląd Mayumi. Zawsze twierdziła, że Ryōta widzi w niej tylko i wyłącznie przyjaciółkę, a tymczasem jej mózg wciąż i wciąż uciążliwie podpowiadał, że uciekła przed pocałunkiem. Na samą myśl o tym, żołądek zaczął wykręcać się we wszystkie strony, przypominając o dzisiejszym, marnym posiłku.

Przełknęła głośno ślinę i sięgnęła do torebki po gumę do żucia, żeby spróbować oszukać głód. Czuła się marnie, ale myśl o pustym żołądku jakimś cudem przywracała ją do rzeczywistości.

Zastanawiała się, czemu tak bardzo to przeżywa. Zupełnie jakby pękła skorupa, tak szczelnie skrywająca jej własne uczucia. Teraz, gdy ujrzały światło dziennie, nie chciały przestać o sobie przypominać. Tworzyły istny kogel-mogel, radośnie robiąc z niej idiotkę we własnej głowie. Bo przecież kto normalny przez tak długi czas ukrywa własne uczucia i nie liczy się z konsekwencjami? Przez te lata zapomniała już co tak właściwie czuje, a milczenie wydawało się jedynym słusznym rozwiązaniem.

Pustka we wnętrzu Satō była tak naturalna, że pokochanie kogoś zdawało się być mniej prawdopodobne jak spotkanie kosmitów.

— Dodaj go na chat — zaproponowała Maeda.

Mayumi, jakby oderwana od rzeczywistości, dopiero po chwili zrozumiała słowa przyjaciółki.

Królowa Lodu dodała do grupy użytkownika Hinata Shōyō.

Stary Dziad:
O! W końcu Pchełka tu wylądowała. o(>ω<)o

Stary Dziad zmienił nazwę użytkownika Hinata Shōyō na Mały Rudy.

Mały Rudy:
Nie.

Mały Rudy opuścił chat.

Królowa Lodu:
Szybka akcja.

Kenken:
To tak można?

Kenken opuścił chat.
Maki dodała użytkownika Kozume Kenma.
Maki zmieniła nazwę użytkownika Kozume Kenma na Kenken.

Maki:
Ty nie możesz.

Stary Dziad:
Od kiedy tutaj jest dyktatura?

Maki:
Od samego początku.╰(▔∀▔)╯

Obie parsknęły pod nosami, wymieniając się porozumiewawczym spojrzeniem. Satō schowała telefon do kieszeni, po czym wróciła do obserwowania rozgrzewki. Wyglądało na to, że mecz niedługo powinien się rozpocząć.

Mayumi od samego początku nie mogła skupić się na rozgrywce. Przytłaczająca atmosfera na boisku odbijała się echem w jej głowie, a wydarzenia ostatnich dni wywoływały jeszcze większy harmider. Dłonie zaciśnięte na barierkach zaczęły drżeć z nerwów, a ciarki przeszły po jej plecach. Natłok emocji sprawiał, że powietrze dookoła było ciężkie, utrudniając tym samym oddychanie.

Uciekaj.

Przełknęła głośno ślinę. Ciało odmawiało posłuszeństwa, jedyne co była w stanie zrobić to tępe wpatrywanie się w boisko.

Uciekaj.

Nie docierały do niej żadne bodźce zewnętrzne. Miyuki co rusz komentowała zachowanie chłopaków na chacie, ale do brunetki to nie docierało. Odbijało się od niewidzialnej ściany, pozostawiając skołowaną Satō samą sobie.

Uciekaj.

— Cześć — nieobecna spojrzała na blondyna, a potem na dłoń, którą położył na jej ramieniu. — Wszystko dobrze? Strasznie blada jesteś.

Spokój.

Jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko wróciło do normy. Zaczynała normalnie oddychać, a jej poprzedni stan jakby nigdy nie miał miejsca. Złociste spojrzenie badało każdy jej ruch, wyczekując odpowiedzi. Chwilę zajęło jej przełknięcie nieprzyjemnej guli w gardle, gdy zrozumiała, że wciąż milczy.

— Tak. Już wszystko dobrze, dziękuję — posłała mu delikatny uśmiech, ale speszona zaraz przeniosła wzrok na pozostałych członków Kaijō. — Dawno się nie widzieliśmy.

— Nie odwiedzasz nas już na treningach, więc trochę zeszło.

Na przywitanie zbiła piątki z każdym z drużyny i przedstawiła im Miyuki. Białowłosa spiorunowała Kise spojrzeniem, ale nie odezwała się słowem do chłopaka. Zaciekawiona natomiast zaczęła wypytywać Kasamatsu o zasady gry w koszykówkę.

— Jesteś pewna, że wszystko w porządku? — zapytał zmartwiony Ryōta.

— Tak, już jest dobrze. Nie musisz się o mnie tak martwić — odparła, czując się dość niezręcznie.

Zachowanie blondyna wywoływało w niej mieszane uczucia. Z jednej strony wciąż uważała, że wczoraj jej się przywidziało, a wszystko będzie zupełnie normalnie. Z drugiej jednak strony miała nadzieję, że to nie tylko jej wyobraźnia.

— Jak nie ja to kto? — zaśmiał się, dyskretnie szturchając ją łokciem.

— Sama dam sobie doskonale radę — wypaliła i odwróciła wzrok od złocistych tęczówek Kise.

Zacisnęła mocniej palce na barierce, wypuszczając ze świstem powietrze z ust. Sama nie wie ile trwała w tym stanie, ale była już połowa drugiej kwarty. Obie drużyny walczyły zawzięcie, a ona nawet nie potrafiła na chwilę się na tym skupić. Wynik był do przewidzenia, ale wola walki nie opuszczała graczy Seirin.

— Co nie zmienia faktu, że nadal się o ciebie martwię — powiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem, uśmiechając się przy tym szczerze.

Zamilkła, spoglądając na niego kątem oka. Nigdy nie sądziła, że usłyszy to z jego ust. Umysł sam zaczął niespodziewanie tworzyć dalsze scenariusze, tak dalekie od rzeczywistości. Złudna nadzieja płynęła przez jej ciało, co rusz pobudzając i tak zagubiony umysł. Nie rozumiała go. Była rozdarta między tym, co podpowiadały resztki rozumu, a serce.

Oderwała się od obecnej sytuacji, skupiając swój rozum na meczu. Gdy w końcu do niej dotarło jak niesamowicie wygląda ta gra, z łatwością się na niej skoncentrowała. Miała wrażenie, jakby wszystko widziała w zwolnionym tempie, dokładnie analizując kolejne ruchy zawodników. Możliwość oglądania widowiska z tego miejsca, pozwalała spojrzeć na sytuację innym okiem. Mimo to wciąż czuła ich chęć rywalizacji.

Pragnęła znów to przeżywać, znów kibicować z całych sił swojej drużynie. Każde podanie, rzut czy punk wprawiały ją w zachwyt, miażdżąc przytłaczającą presję. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej marne samopoczucie częściowo wynika z przytłaczającej aury Akashiego, którą czuła aż tutaj.

Nie mogła oderwać wzroku, a wewnętrznie chciała by ta rywalizacja się nie kończyła. Ale wszystko zaczęło przyspieszać. Nim się obejrzała mecz dobiegał końca. Akashi wprowadził swoją drużynę w Zone, a Seirin sprawiało wrażenie wycieńczonych psychicznie i fizycznie. Dla drużyny Kuroko nie wyglądało to najlepiej, a wtedy całą salę przeszył krzyk:

— Potrafisz to zrobić, Kuroko! Nie poddawaj się!

Zaraz za nim odezwało się wiele innych głosów, wspierających drużynę. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, ale sama krzyknęła. Nie mogli się poddać, nie teraz.

Wierzyła w nich, tak jak każdy obecny na hali.

Wierzyli, że potrafią wygrać.

Wierzyli w grę zespołową.

Zagryzała ze zdenerwowania paznokcia, tłumiąc napływające przez nadmiar emocji do oczu łzy. Szybkość z jaką się rozgrywały ostatnie sekundy była niesłychana, a presja nieporównywalnie większa jak na początku meczu. Chociaż wtedy ją przytłaczała, teraz czuła się zupełnie.

— Wygrali — szepnęła, zasłaniając z niedowierzenia dłońmi usta. Łzy spływały po jej twarzy, a Mayumi ogarnęła nieokiełznana radość. — Wygrali — powtórzyła głośniej, odwracając się w stronę Ryōty. — Wygrali!

— Wygrali!

Nim się obejrzała, zatonęła w ramionach przyjaciela, odwzajemniając jego uścisk. Wyciszenie, którego wtedy doznała, było jak miód na jej nerwy.

✦✦✦

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro