#9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Znowu nie poszedłeś na trening.

Wypuściła zrezygnowana powietrze z ust, uderzając śpiącego Aomine poduszką. Jej beznamiętny wyraz twarzy sugerował, że nie była zaskoczona jego obecnością, ale fakt lenienia się na jej kanapie tuż przed zawodami, przysparzał ją o niemałą irytację.

— Opanuj się, królowo lodu — burknął.

Zmiętosiła w ustach przekleństwo, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji zatłucze Shō własnymi rękami. Szczególnie za nazywanie jej królową lodu, gdy rozmawia z kimś przez telefon.

— Po cholerę mam ćwiczyć, skoro jestem najlepszy?

Mayumi westchnęła głucho, kładąc dłonie na biodrach i wpatrując się w sufit. Prosiła wszystkie istniejące bóstwa o spokój, by nie zamordować leżącego na kanapie licealisty.

— Zresztą... Pierwszy mecz jest przeciwko Seirin, a już raz z nimi wygrałem.

Przeciągnął się, a dziewczyna zaczęła w głowie przeliczać jak wiele wapna będzie potrzebować do pozbycia się zwłok. Oraz jak porządne alibi musi mieć, żeby się nie wydać.

— Nie mam do ciebie siły — skwitowała.

Usiadła mu na nogach, sugerując jasno, że chce miejsce na kanapie. Niezadowolony chłopak jęknął z bólu, piorunując ją wzrokiem i wyrzucając z siebie wiązankę przekleństw. Podniósł się, zabierając nogi, a Satō rozsiadła się wygodnie.

Od: Satsuki
Treść: Jest u ciebie Daiki? Nie było go znowu na dachu i się trochę martwię. o(〒﹏〒)o

Zerknęła na przysypiającego Aomine i włączyła dalej serial na netflixie. Średnio skupiała się na fabule, ale przyzwyczajenie, że coś bądź ktoś jej gada podczas nauki czy robienia czegokolwiek, było silne. Gdy ogarniała ją cisza, odruchowo, bez większego zastanowienia odpalała cokolwiek, co by ją zagłuszyło.

Dopiero od jakiegoś czasu robiło się chłodno na dworze, lecz Aomine zaczął przychodzić znacznie wcześniej. Początkowo pod pretekstem uczenia Hiro gry w koszykówkę, potem by Satō udzieliła mu korepetycji przed egzaminem, a teraz szukał ucieczki przed treningami. U niego czekało go tylko puste mieszkanie, więc teraz wybór wydawał mu się oczywisty.

Mayumi niechętnie przyznała przed sobą, że było jej to na rękę. Nie lubiła przebywać sama w domu, lecz, na własne nieszczęście, tak spędzała większość dnia. Poranki, czasami wieczory, na rehabilitacji, a resztę dnia na nauce do egzaminów i czytaniu książek. Wstawanie rano nie było jej mocną stroną, ale brakowało jej kontaktu z ludźmi, nawet jeśli wiązało się to z porannymi pobudkami.

Do: Satsuki
Treść: Zły i groźny niedźwiedź zjadł obiad i poszedł spać. ( ̄(エ) ̄)

Od: Satsuki
Treść: Znowu opuścił trening. On jest okropny. (」><)」

Do: Satsuki
Treść: Wiem. o(>ω<)o

Cień uśmiechu przebiegł po jej twarzy, gdy odkładała telefon na stół, międzyczasie skopując nogi Daikiego z kanapy. Chłopak mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przewrócił się na bok.

— Za cicho dzisiaj. Gdzie mały potworek?

— Ryōta wrócił wcześniej i zabrał go do domu, a mama ma nadgodziny.

— Dziwnie tak bez niego — prychnął pod nosem.

Satō przewróciła oczami, ale zaraz na jej twarzy zawitał delikatny uśmiech. Widok Aomine głaszczącego z czułością jej psa, wydawał się wyrwany z rzeczywistości, całkowicie rozczulając dziewczynę.

— Jest kilka domów dalej. Zawsze możesz iść do niego z wizytą — zaśmiała się radośnie, wracając do oglądania serialu.

Aomine prychnął, przewracając oczami i zakładając ręce na pierś.

— Trzeba wyprowadzić Nanę — wymamrotała sama do siebie, zerkając na godzinę w telefonie. — Przydałbyś się na coś, wiesz? — powiedziała już wyraźniej, wpatrując się wymownie w licealistę i poprawiając jednocześnie kitkę.

— To twój pies — mruknął zaspany. — Nie moja wina, że woli mnie.

— A wal się — burknęła, podnosząc się z kanapy. — Żadnego pożytku z ciebie nie ma.

— Weź... Takie propozycje... Teraz... Ale muszę odmówić — zaśmiał się, próbując udawać smutek.

Podniósł się do pozycji siedzącej, a zirytowana May bez zastanowienia trzepnęła go w głowę. Przeciągnęła się, wyłączyła telewizor i pieszczotliwym głosem zaczęła mówić do suczki:

— Idziemy na spacer, co? Poniuchamy tu i tam — wyszczerzyła zęby, a pies radośnie zaczął szczekać i merdać ogonem, podając jej jednocześnie prawą łapkę. — Chodź, Słońce, przejdziemy się.

Pogłaskała ją po kudłatej głowie, gdy mijała oniemiałego Aomine. Widział tą scenę nieraz, ale słodycz wydobywająca się z Mayumi zawsze wywoływała w nim jedno odczucie.

— Przerażasz mnie, gdy jesteś taka słodka i miła.

— Jakbym miała nie być miluchna dla mojego psiaka słodziaka? — zapytała przesłodzonym tonem, drapiąc suczkę za uszami. — A ty ruszaj dupsko, idziesz z nami — dodała beznamiętnie.

Zmieniła swój nastrój o sto osiemdziesiąt stopni i spiorunowała Aomine spojrzeniem. Po plecach przeszły go ciarki, a ciało mimowolnie posłuchało rozkazu. Drąca się ze zdenerwowania May była straszna, ale ta pozbawiona uczuć albo mówiąca z wściekłości przesłodzonym tonem — przerażała.

— Weź piłkę — poradziła i dodała po chwili: Pójdziemy po Hiro i pogracie trochę, skoro ci go brakuje.

— Tego nie powiedziałem — prychnął, przewracając oczami.

Zrezygnowana May wypuściła z ust powietrze. Bez słowa pociągnęła go do wejścia, biorąc smycz po drodze.

Ubierając buty usłyszała dzwonek, a zaraz za nim drzwi otworzyły się z impetem.

— Wróciłem! — krzyknął rozradowany Hiro. — Braciszek Daiki!

Dziecko doskoczyło jednym susem do Aomine i przytuliło się do nogi. May zachichotała na ten widok, ale zaraz przeniosła spojrzenie na Ryōtę. Ubrany w granatowy dres z kapturem zaciągniętym na głowę i rękami schowanymi w kieszeni wpatrywał się w bezchmurne niebo, uciekając wzrokiem najdalej jak mógł.

— Męczył mnie o przyjście tutaj — wydusił w końcu gracz Kaijō.

Oparł się o futrynę w drzwiach i spojrzał na Mayumi. Jej zmieszany wyraz twarzy wprawiał go w zakłopotanie, a fakt, że uciekała przed jego spojrzeniem bolał jeszcze bardziej. Nagle uśmiechnęła się w stronę Hiro i rzuciła radośnie:

— Właśnie mieliśmy po ciebie iść, Hiro.

— Naprawdę? — chłopiec wyszczerzył śnieżnobiałe zęby i wskazał palcem na piłkę do koszykówki. — Zagramy?

— Ta, chodź.

Szli w stronę pobliskiego boiska do koszykówki. Daiki prowadził suczkę, a Hiro radośnie mu opowiadał o dniu spędzonym w szkole i nowo poznanych kolegach. Wydawał się cieszyć poznaniem nowych ludzi, zwłaszcza tych podzielających jego zamiłowanie do koszykówki.

Mayumi i Ryōta szli w ciszy kawałek za nimi. Dziewczyna schowała dłonie w kieszeni bluzy i wpatrywała się w jeden punkt gdzieś z boku, byle tylko nie patrzeć na Kise, który szedł tuż obok. On również spoglądał w przeciwnym kierunku, by tylko nie poczuć znowu tej ogarniającej go melancholii.

— Co u ciebie słychać? — zapytał, przerywając niezręczną ciszę.

— W porządku, dziękuję — przygryzła wargę, wciąż wpatrując się w horyzont daleko od nich. — A co u ciebie? — pociągnęła, gdy znów ogarnęło ich milczenie.

— Dobrze. Miło, że pytasz — mruknął. On również nie odrywał wzroku od wyznaczonego sobie punktu.

— My idziemy pograć — wtrącił im Aomine.

Mayumi przeniosła swój wzrok na niego, a ten tylko poruszył ustami w wymownym rozkazie pod tytułem porozmawiajcie. Gdy tylko weszli na boisko, spuścił psa ze smyczy, ciesząc się faktem, że byli zupełnie sami, zresztą jak zwykle o tej porze.

Zajęła miejsce po drugiej stronie boiska. Kucając pod siatką i przyciągając kolana do twarzy, objęła je rękami. Ryōta usiadł swobodnie obok niej, wyciągając nogi i chowając dłonie w kieszeniach bluzy. Przyglądali się w ciszy grającej dwójce i biegającej za nimi suczce.

Nie musiała nawet na niego patrzeć, żeby wyczuć poczucie winy emitowane przez każdą komórkę jego ciała. Jednak ona im dłużej wdychała zapach jego perfum, tym większy czuła spokój.

— Przepraszam — powiedział, wciąż wpatrując się w grającego brata.

Milczała. Wciąż milczała, a dla Ryōty to było najgorsze co mogła zrobić. Każda sekunda wydawała się trwać wieczność, a kolejny oddech, w oczekiwaniu na odpowiedź, stawał się coraz cięższy.

Nie potrafiła określić ile lat już się znają, ale była w stanie idealnie określić ich pierwsze spotkanie. Pamiętała doskonale tą zapłakaną twarz, ponieważ przewrócił się na rowerze. Podarowała mu wtedy lizaka na poprawę humoru. Powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Byli dziećmi, takie sytuacje zdarzały się cały czas, więc zdawała sobie sprawę jak się potoczą losy jego zakrwawionej nogi.

Od tego spotkania zaczęła się ich przyjaźń.

Teraz, z perspektywy czasu, dostrzegała jak bardzo się zmienili. Jak wiele przeszli i jak odcisnęło się to na ich teraźniejszym życiu. Nauczyli chować się wszystko pod maską uśmiechu, zatracając się w oceanie niewypowiedzianych słów.

Już od dawna były rzeczy, które wolała przemilczeć. Sytuacje i ludzie, których chciała zachować tylko dla siebie. Wspomnienia wyryte w pamięci z takimi szczegółami, o których zwykły człowiek mógłby tylko pomarzyć.

Z biegiem czasu oboje zrozumieli, że pojawiły się tematy, których nie chcieli poruszać za żadne skarby świata. A im mniej chcieli się kłócić, im bardziej omijali niebezpieczne tematy, tym więcej cegieł dokładali do, wciąż piętrzącego się, muru między nimi.

Nie wiedziała jak długo milczała. Pustka w głowie zniszczyła jej poczucie czasu, a te kilka minut dłużyło jej się niemiłosiernie. W końcu zapytała cicho:

— Kochasz ją?

Obserwowała go, jego napinające się mięśnie twarzy, zaciśnięte z nerwów zęby i smutne spojrzenie.

Znali się od dziecka, rozumieli w przeszłości bez słów, ale to był pierwszy raz, gdy zadała mu to pytanie. Pierwszy raz w ich wieloletniej przyjaźni zapytała się, czy zależy mu na jakiejś dziewczynie. Starała się zachować neutralny ton, pozbawiony emocji, ale Ryōta czuł to. Czuł ból ukryty w tym zdaniu i żal przepełniający jej serce.

Zawsze okazywała obojętność, gdy zaczepiała go jakaś dziewczyna. Ze sztucznym uśmiechem na ustach wycofywała się, cierpliwie czekając aż do niej wróci. Teraz było inaczej. Z jednej strony przyzwyczajenie mówiło, by trzymała buzię na kłódkę, lecz z drugiej nie chciała go znowu stracić. Nie z powodu innej dziewczyny.

Łatwo było jej ocenić sytuację, czytając nagłówki gazet, ale nie była taka. Nie chciała pochopnie wyrabiać sobie zdania na ten temat, bez poznania jego perspektywy, lecz prościej było uciekać. W końcu prawda mogła zaboleć bardziej, jak brak jego obok.

— Lubię... Naprawdę ją lubię.

Słaby uśmiech na jej twarzy miał zatuszować prawdziwe emocje. Szumienie w uszach sprawiało jej dyskomfort, a to zdanie odbijało się echem w jej głowie.

— Rozumiem — mruknęła bardziej do siebie, jak do Ryōty. — Cieszę się.

Wyszczerzyła zęby w stronę chłopaka, całkowicie ignorując napływające do oczu łzy. Odwróciła głowę w przeciwnym kierunku i przełknęła ślinę. Gula w gardle utrudniała wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa, ale nie chciała pokazać jak bardzo ją to uderzyło.

— A jak układa ci się z Aominecchim?

To było dla niej jak wiadro zimnej wody. W jednej chwili wszystko inne zeszło na drugi plan, a Satō w głowie układała wszystkie sytuacje, które doprowadziły ich do tego momentu. Co prawda Aomine zaczął u niej bywać dość często, ale on zawzięcie romansował z kanapą w salonie, zdradzając ją okazjonalnie z lodówką w kuchni. Jedyne co teraz była w stanie zrobić, to nieudolnie powstrzymać napad śmiechu.

— Co ty znowu bredzisz? — rzuciła w końcu, patrząc na jego zmieszaną twarz.

— Umiem dodać dwa do dwóch — prychnął.

— I wyszło ci pięć? — zaśmiała się. — Skąd ci się to wzięło?

— Najpierw się dziwnie zachowywaliście w galerii, potem go rano u ciebie zobaczyłem... I wszystko wydało się logiczne. Że wy... Razem... — wyjaśnił.

— Nie ma żadnych my, a tym bardziej razem.

— Rozumiem.

Poczuł ulgę. Zupełnie jakby ktoś ściągnął kamień z jego serca, jednocześnie dając nieopisaną pewność siebie. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, chociaż sam nie wiedział czemu. Nie rozumiał, dlaczego ta myśl go cieszyła. Myśl, że ona nie jest z nikim związana. To było dla Ryōty... pokrzepiające.

Znał ją wystarczająco długo. Wystarczająco długo, by wiedzieć, że wciąż zasypia przytulając pluszowego króliczka, którego dostała od niego na urodziny. Że uwielbiała chować swoją figurę w zbyt dużych ubraniach. Że była uzależniona od kawy, mimo że temu usilnie zaprzeczała. Zdawał sobie doskonale sprawę z jej upartości i zadziorności, ale gdy pojawiała się przeszkoda, w jej mniemaniu nie do pokonania, uciekała.

— Powinieneś ze mną porozmawiać, zamiast nieudolnie wykonywać działania matematyczne — mruknęła.

Schowała twarz między ramionami, żeby ukryć wyraz swojej twarzy. Nie musiała czekać, by uciskający klatkę ból wrócił. Desperacko pragnęła nie usłyszeć tych słów, ale stało się. Pierwszy raz w życiu Ryōta powiedział, że lubi dziewczynę z którą się spotyka.

— Byłem... zły.

— To żadne usprawiedliwienie — burknęła pod nosem.

— Myślałem, że mnie zastąpiłaś.

— To nadal nie jest żadne usprawiedliwienie.

Wyprostowała się, wypuszczając z ust powietrze. Przygryzła wargę, zastanawiając się co powinna teraz powiedzieć. Nie chciała pogorszyć sytuacji, ale czuła wewnętrzną irytację. Jego brak zaufania był cholernie denerwujący.

— Jestem zawiedziona — wyrzuciła z siebie w końcu. — To ty miałeś co rusz nową dziewczynę, odsuwając się ode mnie. Potem, gdy coś poszło nie tak, wracałeś. Ale to mi zarzucasz, że chciałam cię zastąpić. — powiedziała z wyrzutem.

— Niczego ci nie zarzucam.

— Tak to brzmi — westchnęła.

— Przepraszam, nie chciałem.

Zerknęła na Ryōtę zaciskającego zęby. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał. Jego zdenerwowanie było widać jak na dłoni, a w oczach wciąż ukrywał się smutek.

Nagle, bez głębszego zastanowienia, objął Mayumi ramieniem i przyciągnął do siebie. Była jego najlepszą przyjaciółką, a on psuł to na każdym kroku. Był skończonym idiotą, a teraz uderzało to w niego jeszcze bardziej.

— Mniejsza, stało się.

Odsunęła się Ryōty i ściągnęła jego ramię. W duszy cieszyła się, że było już ciemno, a jej twarz oświetlało tylko słabe światło latarni. Ten, jakby się wydawało niewinny jest, przyprawił ją o piekące rumieńce na twarzy i szybsze bicie serca, a wraz z otulającym ją ciepłem, jej komórki krzyczały z poczucia winy.

Chciała zaspokoić swój głód ciekawości, pragnęła wiedzieć więcej na temat jego dziewczyny. Ból, który wcześniej poczuła, był tak oszałamiający, że aż nierealny. Nie miała powodów by tak się czuć, więc czemu? Czemu szumiało jej od tego w uszach, a serce zdawało się krwawić? Czemu te uczucia nie dawały jej spokoju? Czemu czuła ucisk zazdrości w żołądku? Czemu nie mogła zrozumieć własnych uczuć? To nie powinno być takie skomplikowane.

— Opowiedz mi o niej.

Posłała mu delikatny uśmiech. Chciała by jego słowa stały się dla niej wiadrem lodowatej wody, pozwalającej otrząsnąć się z tego chaosu. Nie rozumiała tego, nie potrafiła pojąć tej sytuacji, ale podświadomie chciała wbić w siebie kolejną szpilkę.

Pragnęła przywiązać do siebie kolejny kamień, ciągnący ją na dno.

— Poznaliśmy się na wspólnej sesji zdjęciowej — uśmiechnął się pod nosem. — Jest strasznie sympatyczna i radosna. Jest nam... miło.

— Cieszę się.

Boli...

— Naprawdę się cieszę.

Naprawdę boli...

— Mam nadzieję, że będziecie się dogadywać lepiej jak my.

Mam nadzieję, że to przestanie tak cholernie boleć.

— Chciałabym ją kiedyś poznać.

Chciałabym zniknąć.

— Jasne, da się załatwić — zaśmiał się radośnie. — Wszystko dobrze? — zapytał zmartwiony.

Zauważył jej smętny wyraz twarzy i trupiobladą twarz. Mimo sztucznego, ulicznego oświetlenia dostrzegł, że coś jest nie tak.

— Od rana boli mnie głowa, to nic wielkiego.

Była pełna podziwu. Nie sądziła, że kłamstwo wyjdzie z jej ust z taką łatwością. Nie chciała go martwić, nie taką bzdurą, której sama nie była w stanie zrozumieć. To przecież nie miało najmniejszego sensu.

— Kontynuuj — poleciła łagodnym głosem.

— Jesteś pewna? Może powinnaś wrócić do domu i odpocząć.

— Jest dobrze.

— Jakby coś to mów — mruknął, jakby nie wierząc w jej słowa, ale kontynuował: Poznaliśmy się jakiś czas po twoim powrocie. Od sesji do sesji zaczęliśmy się lepiej poznawać. Potem pojawiły się artykuły na nasz temat i dalej jakoś to wyszło. Oficjalnie nie jesteśmy długo razem.

— No rozumiem — przytaknęła. — Czemu wcześniej nie powiedziałeś?

— Nie było okazji.

Prychnęła pod nosem. Przy tym wszystkim najbardziej była zażenowana, że nic wcześniej nie zauważyła. Teraz to wydawało się takie logiczne. Ciągłe pisanie smsów, późniejsze wracanie ze szkoły.

Ona po prostu nie chciała tego dostrzec.

✦✦✦

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro