Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się z małym bólem głowy. Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór i uśmiechnęłam się do siebie. Po kilku minutach podniosłam się z poduszki i zauważyłam że nie ma obok mnie Kamila. Pewnie już był spóźniony do pracy, mimo że radziłam mu aby wziął wolne ale zapewniał mnie że nie ma takiej opcji. No cóż, ja na szczęście miałam na trochę późniejszą godzinę dzisiaj pracę. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Nalałam sobie wody do szklanki i wypiłam duszkiem. Odwróciłam się w stronę salonu i zobaczyłam Kamila siedzącego na kanapie, a w ręku trzymał jakieś dokumenty.
- Dzień dobry kochanie. – przywitałam go i podeszłam do niego.
- Cześć... – szepnął.
- Coś nie tak? – zapytałam, gdy zmartwiony przekładał kolejne kartki.
- Nie nic, po prostu czegoś szukam. – dalej patrzył wnikliwe w zadrukowane strony. Przełożył kolejną i westchnął. – Uf... Mam to. Dobrze, muszę już iść. Dzisiaj wrócę wcześniej.
- O, to fajnie. – odparłam.
- Wiesz co kochana? Mam do ciebie prośbę, dzisiaj po pracy przyjdzie do nas mój znajomy.
- Znajomy?
- Tak, nie znasz. Mamy różne rzeczy do omówienia i jakbyś mogła przygotować coś specjalnego. Wiesz, żeby pozazdrościł mi wspaniałej żony, która wspaniale gotuje.
- Coś specjalnego? – zapytałam niepewnie. W cale nie gotowałam świetnie. Kamil zwykle wracał do domu przede mną, więc miałam czas aby kupić coś gotowego. Rzadko mnie widział gotującą, ale tym razem chyba musiałam zrobić wyjątek. Nie miałam czasu iść teraz do sklepu, musiałam ugotować coś co potrafię. Nie mogłam ryzykować, że mi nie wyjdzie i przez to źle wypadnę przed znajomym Kamila.
- No tak, może jakiegoś kurczaka czy coś..? – zetknął na mnie niepewnie.
- Zrobię to co umiem. Jak przyjdzie to odgrzejesz sobie i jemu, bo wrócę później więc żeby nie siedział głodny. – odparłam.
- Dobrze, dziękuję. – przytulił mnie. Niedługo potem wyszłam do pracy, nie spodziewając się nawet kto będzie jadł z Kamilem moje spaghetti...
Znowu spóźniłam się do pracy. Ale czy to moja wina, że musiałam wcześniej zrobić obiad dla Kamila i jego gościa? Byłam trochę wściekła, ale i ciekawa dla kogo musiałam narazić się szefowej.
- Nina, wiesz że cię lubię ale nie możesz tego wykorzystywać i spóźniać się. – powiedziała szefowa że zmartwieniem? Tak, była zmartwiona. Nie wściekła, nie była ani trochę zła. Za to ja poczułam się źle, jakbym ją zawiodła ale tak chyba właśnie było.
- Przepraszam, coś mi rano wypadło... To się więcej nie powtórzy. – obiecałam. Szefowa spojrzała na mnie spode okularów. Zaraz zaraz, od kiedy ona nosi okulary? Czyżby zrezygnowała z soczewek? Postanowiłam odwrócić jej uwagę od mojego spóźnienia i o to zapytać:
- O, ma szefowa okulary. Od kiedy to? – uśmiechnęłam się promiennie. Skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła.
- Kochana, nie zmieniaj tematu.
- Ale serio pytam. – brnęłam dalej. Ale w sumie byłam ciekawa odpowiedzi.
- Nina, od nie dawna. Zaraz Damian przyniesie ci rachunki i faktury od naszych najnowszych klientów. Postaraj się. – powiedziała stanowczo i wyszła. Przeciągnęłam się na swoim krześle i oparłam głowę na rękach. Tylko tego mi brakowało, koleje dodatkowe faktury i rachunki coraz to bardziej wymagających klientów. Westchnęłam ciężko i wzięłam się za dokumenty, które Damian przyniósł mi niedługo później.
,, Nareszcie w domu. No prawie.” – pomyślałam idąc po schodach w stronę swojego mieszkania. Poczułam jak kok na głowie zaczął mi się luzować, a pojedyncze kosmyki włosów zaczęły przyklejać mi się do twarzy. Pogrzebałam w kieszeni płaszcza w poszukiwaniu kluczy. Udało się, pokonałam ostatni stopień schodów i podeszłam do swoich drzwi. Wsadziłam klucz do zamka i energicznie go przekręciłam. Weszłam do domu i poczułam zapach spaghetti. Przypomniałam sobie, że Kamil miał gościa. Musiałam się z nim przywitać, ale najpierw z ulgą zdjęłam szpilki i odłożyłam płaszcz i torbę na wieszak.
- Kochanie, chodź do nas. – usłyszałam z salonu. Przeciągnęłam się i poszłam do salonu. Przy ławie siedział Kamil i... Co do cholery???
- Podejdź Nina, poznaj mojego kumpla Mateusza. – powiedział Kamil. W tym momencie zaczęło być mi duszno, poczułam jak kropelki potu spływają mi po czole. Poczułam także wściekłość! ,,Jak on śmie jeszcze przyjaźnić się z moim mężem? Zaraz zaraz, od kiedy oni się znają? Co się tu dzieje?!” – panikowałam. Nie mogę nic dać po sobie poznać. ,,Nina spokojnie, to pewnie przywidzenie. Zaraz pójdziesz spokojnie do sypialni, prześpisz się a on zniknie.”- tłumaczyłam sobie. Mateusz wstał i wyciągnął do mnie rękę. Uśmiechnęłam się krzywo.
- Mateusz.
- Nina... – szepnęłam lekko ściskając jego dłoń. Co tu się dzieje? Czy on mnie prześladuje? Musiałam szybko stamtąd wyjść, bo jeszcze minuta a chyba bym wybuchła. Ale nie mogłam, coś mnie tu zatrzymało. Usiadłam więc w swoim fotelu i wbiłam wzrok w podłogę.
- Coś się stało? – zapytał Kamil troskliwie. Uniosłam brwi udając zdziwioną.
- Nie, dlaczego? – starałam się opanować drżenie głosu.
- Wyglądasz jakbyś się czegoś przestraszyła, na pewno wszystko w porządku?
- Tak. – zapewniłam go. Dalej byłam w szoku. Jeszcze niedawno kryłam Mateusza w swojej szafie przed Kamilem, a teraz okazuje się że oni się znają? Oni się znają..? Po woli docierało do mnie co się dzieje. Czego jeszcze się dowiem o Mateuszu? Dlaczego on tyle o mnie wie, a ja o nim tak mało? Szok zaczął po woli ustępować miejsca wściekłości.
- Skąd wy się znacie?! – zadałam najbardziej nurtujące mnie w tej chwili pytanie.
- Kilka lat temu... Firma Mateusza współpracowała z naszą firmą i na jednej z delegacji się poznaliśmy.
- Aha... – tylko na tyle było mnie stać w tym momencie. Ale przecież Mateusz był weterynarzem? Na jakiej on mógł być delegacji z moim mężem? O ile mi wiadomo weterynarze nie jeżdżą w delegacje (chyba że jakieś naukowe czy coś w tym stylu). Czyżby miał jeszcze inną swoją firmę? Poczułam się jeszcze bardziej przygnębiona natłokiem nowych informacji czy raczej niewiadomych. Dopiero teraz zauważyłam, że przez ten czas Mateusz siedział cicho. Chyba wiedział, jak teraz się czuję i chyba sprawiało mu to radość. Popatrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. Jego uśmiech wydawał się szczery, ale teraz już w niczym nie mogłam mu zaufać.
- Ja może już pójdę. Nie będę wam przeszkadzać. – powiedziałam i podniosłam się z fotela.
- Tak szybko? Zostań.
- Już poznałam twojego kolegę, było mi bardzo miło ale chciałabym odpocząć. Miałam wyczerpujący dzień w pracy. – rzekłam stanowczo uśmiechając się przy tym, aby zamaskować coraz bardziej narastającą wściekłość. Wyszłam z salonu i zamknęłam się w sypialni. Usiadłam na łóżku, ale po chwili wstałam. Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Chodziłam po pokoju od ściany do ściany próbując przyswoić, że w salonie kilka metrów za drzwiami sypialni mój mąż rozmawia z moim kochankiem! Ale Kamil tego nie wiedział, na szczęście. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co mógłby zrobić gdyby się dowiedział... Chodź to pewnie tylko kwestia czasu. Jeśli dziecko okaże się Mateusza, nie będę w stanie tego ukryć przed Kamilem. Sumienie by mi na to nie pozwoliło, ale na razie wolałam o tym nie myśleć. Teraz chciałam tylko, aby Mateusz jak najszybciej stąd zniknął. Położyłam się na łóżku, zanim zasnęłam postanowiłam jeszcze tego samego dnia pójść do Lili i wszystko jej opowiedzieć.
*
- Nie uwierzysz kto to był! – opowiadałam Lili o dzisiejszym zdarzeniu, przechodziłam do sedna sprawy.
- No? – zapytała unosząc brwi.
- Mateusz! – dokończyłam dramatycznie.
- O...Ale jak to? Oni się... – zaczęła nie pewnie. Nie takiej reakcji się po niej spodziewałam. Liczyłam na jakiś wybuch zaskoczenia, żywej gestykulacji czy czegoś w tym rodzaju.
- No też byłam w szoku, ale widzę że chyba coś innego zakrząta twoje myśli hm? – zapytałam siadając wygodniej na kanapie.
- Nie, po prostu martwię się że Aleks znów mnie zdradził. – stwierdziła siadając obok mnie.
- Wtedy byłby totalnym dupkiem, który nie jest ciebie wart. Ale na pewno nie zdradzi, nie martw się. – zapewniłam ją.
- Dzięki... – szepnęła, a przez jej twarz przemknął cień niepewności – No, ale powiedz jeszcze co z tym Mateuszem. – dodała.
- I taka postawa mi się podoba. – uśmiechnęłam się tryumfalnie. – Sądzę, że on ukrywa o wiele więcej niż myślę. Będę musiała do niego pójść, żeby mi wszystko wyjaśnił. Może przy okazji dowiem się jeszcze czegoś...
- Według mnie, on jest jakiś dziwny. Pojawia się znikąd – w tym miejscu zrobiła cudzysłów placami – potem zaprasza cię do siebie, okazuje się że jesteś twoim cichym adoratorem, następnie przychodzi do twojego domu jak gdyby nigdy nic zaproszony przez twojego męża, którzy znają się Bóg wie skąd. Z jakiejś firmy Mateusza, którą na pewno nie jest klinika weterynarii. – stwierdziła.
- Oh... – szepnęłam zdziwiona. Lila zrobiła jeden z dłuższych wywodów jakie słyszałam w życiu. Ale nie byle jakich, słuchając tego faktycznie Mateusz zaczął mi się wydawać ,,dziwny”. Fakt, skrywał dużo tajemnic i miał fioła na moim punkcie (choć dobrze się z tym krył), ale czy to od razu oznacza że jest dziwny? Może po prostu tajemniczy. Niestety moje serce też to odczuwało, ale nie czuło się źle w towarzystwie Mateusza. Zaczynało bić mocniej, jakby chciało do końca zrzucić powłokę obojętności i pozwalałam mu na to. Ale żeby tak się stało, musiałam poznać go jeszcze bliżej...
*
Następnego dnia złożyłam Mateuszowi wizytę, w celu wyjaśnienia sytuacji z poprzedniego wieczora. Stałam teraz przed nim przy wyspie kuchennej, mimo jego próśb abym usiadła.
- Możesz mi wyjaśnić, skąd ty do cholery znasz mojego męża?
- Już ci mówił przecież, że z pracy... – zaczął.
- Tak? Ciekawe co ma wspólnego przychodnia weterynarii do biura architektonicznego co? I dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Jak ci nie wstyd przyjść do mojego domu, jeść z moim mężem przy jednym stole po tym co między nami zaszło? – wyrzucałam z siebie pytanie za pytaniem. Mateusz siedział spokojnie popijając kawę i uśmiechając się do mnie lekko.
- Nie wiedziałem, że to twój mąż... – szepnął.
- Czyżby? – zmierzyłam go wzrokiem. Teraz nie wierzyłam w prawie żadne jego wyjaśnienia. Byłam pewna, że kłamie. Czułam to, ale żeby to sprawdzić musiałam coś zrobić...
- Kiedy poznałem Kamila miałem jeszcze jedną firmę, budowlaną ale to stare dzieje. – machnął ręką.
- Aha, i to cię usprawiedliwia.
- Ale co ja takiego zrobiłem? – rozłożył ręce i popatrzył na mnie pytająco.
- Ukryłeś kolejną rzecz przede mną, skąd mogę wiedzieć czy jeszcze nie znasz kogoś z moich bliskich co? I jakoś nie widziałam wczoraj żadnego zadziwienia na twojej twarzy. Tylko ten twój psotliwy uśmieszek... – dokończyłam prawie sycząc.
- Wiesz co, na prawdę nie chciałem zrobić ci przykrości ale widzę, że już kompletnie nie wierzysz w moje zapewnienia...
- Dziwisz się? – zapytałam sarkastycznie i podeszłam do niego bliżej. – Mam swoje powody prawda? – szepnęłam mu do ucha.
- Pójdę do toalety, a ty w tym czasie ochłoń trochę kochana. – rzucił, po czym wstał od wyspy i skierował się w stronę łazienki. Tylko na to czekałam, wszystko szło po mojej myśli. Na blacie przede mną leżał jego telefon. Nie zawahałam się ani chwili i chwyciłam go. Czułam się jak tajna agentka, która szuka dowodów na kłamstwa podejrzanego. Telefon na szczęście nie miał blokady, więc mogłam spokojnie przejrzeć jego zawartość, ale nie miałam zbyt wiele czasu. Czego właściwie szukałam? Od czego zacząć? Zaczęłam od wiadomości. Szukałam w nich wiadomości od Kamila, nie wierzyłam że Mateusz nie widział że jest moim mężem. ,,Kamil, Kamil... Gdzie jest jego numer?!” – wściekałam się w środku. W końcu znalazłam konwersację z ,,KAMIL”. Szybko w nią kliknęłam. Faktycznie jakieś wiadomości dotyczące firm i ich współpracy, zaproszenie Kamila na wczoraj... Przewinęłam do samego końca i popatrzyłam na daty wiadomości. Były wysłane jeszcze przed moim ślubem, ale czy to oznaczało że wiedział że jestem żoną Kamila? Chyba fałszywy trop, aczkolwiek coś było. Wyszłam z wiadomości i kliknęłam w ikonkę najciekawszej aplikacji w każdym cudzym telefonie – galerii. Były zdjęcia z kliniki, jakieś przyjęcia firmowe. Na jednym z nich rozpoznałam sekretarkę czy tam asystentkę Mateusz. Ale nie tego szukałam. Szybko wyfiltrowałam zdjęcia, które zostały wykonane w roku mojego ślubu. Instynkt detektywistyczny dobrze mi podpowiedział, aby to zrobić. Zobaczyłam zdjęcie Kamila z kimś na jakimś przyjęciu. Przyjrzałam się uważniej zdjęciu, aż musiałam zamrugać kilka razy. Kamil na zdjęciu miał marynarkę łudząco podobną do tej ze ślubu. Przeniosłam wzrok na faceta obok niego i przyjrzałam mu się. Miał jasne włosy i nosił okulary. W tym momencie mnie zatkało. Ledwo w tym facecie poznałam... Mateusza! Wyglądał kompletnie inaczej niż teraz. Aż tak się zmienił? Przewinęłam na kolejne zdjęcie, teraz byłam pewna że mnie okłamał. Przecież to było zdjęcie z mojego ślubu! Stałam z Kamilem przy torcie, trzymając nóż nad nim, aby go pokroić. Pozowałam tak szczerząc się do aparatu. Coraz bardziej wzbierała we mnie wściekłość. Nie potrzebowałam już więcej dowodów na kłamstwo Mateusza. Usłyszałam szum spłukiwanej wody, zaraz potem drzwi od toalety uchyliły się. Nie zamierzałam puścić mu tego płazem. Ścisnęłam mocniej jego telefon i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć krzyknęłam:
- Ty kłamco! Wcale nie wiedziałeś, że Kamil jest moim mężem, w cale! Tylko przypadkiem znalazłeś się na naszym ślubie! – wyciągnęłam rękę z telefonem w stronę Mateusza.
- Grzebałaś w moim telefonie? – zapytał zdziwiony.
- To chyba nie jest teraz takie ważne co? Okłamałeś mnie w żywe oczy! – wrzasnęłam i sprzedałam mu siarczysty policzek. Nie zareagował, tylko spuścił smutno wzrok na podłogę.
- Przepraszam... – szepnął. Tylko tyle miał mi do powiedzenia? Nigdy nie byłam jakoś za bardzo agresywna, ale teraz musiałam dać upust swojej złości. Nie mogłam jej dłużej tłumić, miałam dość jego ciągłych kłamstw i tajemnic dlatego chciałam je od niego wydobyć siłą.
- Tylko tyle? – dalej wrzeszczałam i zaczęłam wymachiwać przed nim zaciśniętymi pięściami. Pewnie musieliśmy wyglądać komicznie, dziewczyna która robi wyrzuty chłopakowi, ale jakoś mi nie było do śmiechu.
- Nina spokojnie... – powiedział unosząc ręce w geście pokoju. No cóż, ja nie zamierzałam mu odpuścić. Jak zaczęło się grać swoją rolę, trzeba było ją dokończyć. ,,Szanowni państwo, spektakl musi trwać. Kurtyna już się podniosła, nie ma odwrotu!” – przemknęły mi przez myśl słowa pani od kółka teatralnego, przed pierwszym występem naszej grupy. I zamierzałam działać wedle ich.
- Spokojnie? – zadałam pierwszy cios w ramię – No dalej! Przyznaj się co jeszcze o mnie wiesz! – teraz w drugie ramię.
- Nina, przestań! – chwycił mnie za nadgarstki – Po co ty robisz? Nic nie ukrywam... – spojrzałam na niego badawczo.
- Czyżby? – prychnęłam. Puścił moje ręce i przyciągnął do siebie. Nie byłam zaskoczona, ale moje serce chyba tak. Czułam jak zaczynało bić coraz szybciej. Mateusz spojrzał mi w oczy i powiedział:
- To wszystko robiłem z miłość do ciebie... – przyciągnął mnie jeszcze bliżej i pocałował. Chyba już wspominałam, że świetnie to robił? Zawrócił mi tak w głowie, że zapomniałam o co się na niego złościłam. Poczułam jak łza spływa mi po policzku, jak spływa do krawędzi naszych złączonych ust.
- Nie płacz księżniczko, uczynię cię najszczęśliwszą na świecie. – szepnął. Wierzyłam mu, reszta to była tylko formalność. Poszliśmy na górę, a ja nie potrafiłam zaoponować. Wiedziałam, że to nic by nie dało, serce dalej marzyło by o tej chwili która miała zaraz nastąpić. No cóż, nie każdy uczy się na błędach. I nie żałowałam, było bajecznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro