Rozdział VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekałam w poczekalni w laboratorium genetycznym. Zbierałam się z oddaniem próbek miesiąc, ale musiałam też tyle czekać aby można było pobrać próbki ode mnie. Niecierpliwie wyczekiwałam lekarza i wiedziałam, że dopiero będę się stresować przy czekaniu na wyniki. Jak sobie obiecałam, nie kontaktowałam się z Mateuszem od ostatniego spotkania. Nawet zablokowałam jego numer na ten czas, aby się nie stresować. Kusiło mnie czasem, żeby do niego pójść ale udawało mi się powstrzymać. Miałam swoich przyjaciół, aby im się zwierzyć i przetrwać to razem.
- Pani Nowak? – usłyszałam nad sobą. Widocznie tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam jak lekarz już przyszedł. Podniosłam głowę.
- Tak. – odpowiedziałam.
- Proszę o próbki, przekażę je do laboratorium. Wyniki będą za około trzy tygodnie. – powiedział. Był konkretny, nawet nie musiałam zapytać o wyniki. ,,Trzy tygodnie niepewności, jak ja to przetrwam?” – myślałam. Wyciągnęłam z torby próbki w specjalnych opakowaniach i podałam je lekarzowi.
- Proszę... Trochę długo te wyniki będą szły. – powiedziałam niepewnie.
- Dziękuję, no widzi pani zwykle uwijamy się z tym w niecałe dwa tygodnie ale w tym miesiącu mamy dużo spraw i zaległości.
- Dobrze, rozumiem. – wstałam z krzesła, nagle coś zaczęło mnie ściskać w brzuchu. Wzięłam głęboki wdech i wydech.
- Wszystko w porządku? – zapytał lekarz i podał mi ramię, żeby się oprzeć. Machnęłam ręką i pokręciłam głową.
- Tak, dziękuję.
- Zadzwonimy do pani, gdy będą wyniki.
- Dobrze, do widzenia. – pożegnałam się z lekarzem. Po kilku minutach opuściłam szpital. Znowu zrobiło mi się słabo. To chyba przez ten stres, nie mogę się stresować!
                                 *
Jakoś udało mi się dotrzeć do domu Lili, było mi lepiej ale dalej bolał mnie brzuch. Miałam nadzieję, że to nic poważnego i przejdzie mi niedługo. Położyłam się na kanapie Lili i zamknęłam oczy. Teraz marzyłam, żeby się wyspać.
- Nina, martwię się. Powinnaś iść do lekarza. – powiedziała Lila siadając ostrożnie przy mnie.
- Nie potrzebuję..! – warknęłam. – Już mi wystarczy, że pobrali te próbki z płodu. Wiesz jakie to nieprzyjemne uczucie?
- Domyślam się, ale to dla dobra dziecka. Nie wybaczysz sobie, jak coś się stanie bo nie chciałaś chodzić na badania. – powiedziała Lila z przejęciem i uścisnęła moją dłoń.
- Może masz rację, ale na razie na nic nie mam siły. Ledwo w pracy wytrzymałam. – wyżaliłam się.
- Nina, powiedz mi jak to będzie z Kamilem? Przecież niedługo będzie ci widać ten brzuch. – poparzyła na mnie zmartwiona. Też się nieraz nad tym zastanawiałam, ale postanowiłam ukrywać ciążę do póki to będzie możliwe. Potem ewentualnie powiem Kamilowi, że nie widziałam i będę tak samo jak on zaskoczona albo, że miała to być niespodzianka.
- Jakoś sobie poradzę, spokojnie, ale na razie daj mi nutellę i łyżkę. Chce mi się słodyczy. – powiedziałam i zrobiłam wyniosły gest jak królowa.
- Widzę, że masz pierwsze zachcianki. Ciekawe czy Kamil za tym nadąża... – powiedziała tajemniczo i wstała.
- Radzi sobie. – westchnęłam i przekręciłam się na kanapie. – Nie daję po sobie niczego poznać kochana.
- Niedługo nie będziesz miała wyboru, wiesz. – odparła Lila wyciągając nutellę z szafki. Wyjęła łyżeczkę z szuflady i wróciła na kanapę. – Proszę. – powiedziała podając mi słodycz. Otworzyłam słoiczek i zanurzyłam w czekoladzie całą łyżkę.
- Mmm... – delektowałam się i wstałam. Podeszłam do zdjęć zawieszonych w ramkach na ścianie. Przyglądałam im się z uśmiechem. Odtwarzałam sobie w głowie każdy moment ze zdjęć, wycieczkę nad morze, osiemnastkę Lili, oblanie mojego awansu w pracy... Lila miała zdjęcia nie tylko ze sobą, zawsze mnie to zastanawiało. Lubiła umieszczać też zdjęcia swoich przyjaciół, czyli mnie i Aleksa. Ale zaraz, teraz jej chłopaka. Jeszcze raz popatrzyłam na zdjęcia i zauważyłam jeszcze jedno, chyba nowe.
- Kiedy to zrobiłaś? – zapytałam odwracając się do Lili siedzącej na kanapie.
- Co?
- To zdjęcie. Nie widziałam go wcześniej. –  wskazałam na małą fotografię. Na zdjęciu była Lila w objęciach Aleksa, na tle wesołego miasteczka. Poznałam po diabelskim młynie w oddali.
- Kiedyś... – machnęła ręką, a ja zmierzyłam ją wzrokiem.
- Kiedy..? – powtórzyłam pakując kolejną łyżkę nutelii do ust.
- Tydzień temu... – szepnęła i opuściła głowę.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? – zapytałam z pretensją w głosie.
- Po prostu...
- Wiesz, że cieszę się waszym szczęściem.
- Wiem. – rozłożyła się na kanapie. Wróciłam do oglądania zdjęć i zrobiło mi się smutno. Byłam sentymentalna, takie zdjęcia zawsze wywoływały u mnie łzy. Nie inaczej było teraz, przeniosłam wzrok na zdjęcia ze studniówki. ,,Jak to szybko minęło, pamiętam jakby to było wczoraj...” – pomyślałam. Byłam wtedy taka piękna, miałam błękitną sukienkę i jak zwykle spięte włosy. Wspominając studniówkę, zawsze przypominałam sobie zabawną sytuację jak złamałam obcas i musiałam bez butów bawić się do rana. Pomyśleć, że to było osiem lat temu... W tej chwili pierwsza łza spłynęła mi po policzku łaskocząc go. Przeniosłam wzrok na zdjęcia z balu maturalnego. Wtedy już byłam mądrzejsza po studniówce i założyłam wtedy koturny. Miałam na sobie tą samą sukienkę, ale włosy miałam rozpuszczone. Na zdjęciach byłam z koleżankami (z niektórymi miałam jeszcze kontakt) i z kolegami. Moją uwagę przykuło jedno zdjęcie. Byłam na nim ja i jakiś blondyn. Nie przypominałam go sobie, więc przyjrzałam mu się uważniej. Okulary, marynarka, ciemne włosy... W tej chwili przestałam płakać i szybko odwróciłam się do Lili.
- Poznajesz go? – zapytałam z irytacją. Lila po woli wstała i podeszła do zdjęcia.
- Nie kojarzę...
- No cóż, nie widziałaś go po latach.
- Co? Chyba nie chcesz powiedzieć, że to...
- Tak, Mateusz... – dokończyłam za nią. – Na zdjęciach z wesela wygadał podobnie.
- Chyba to nie nowość dla ciebie, odkrywać go w różnych aspektach życia. Zwłaszcza na zdjęciach, chyba upodobał to sobie. – zaśmiała się.
- Bardzo śmieszne. – przewróciłam oczami. Jak mogłam go nie znać? Aż tak go zapomniałam? Zwykle pamiętam ludzi, nawet z czasów szkolnych. Nawet kiedy się dużo zmienili, ale poznawałam rysy twarzy, a on? Czułam się zmieszana, choć chyba fakt, że na Mateusz mnie zaskakuje na każdym kroku (zdjęciu) nie powinien mnie dziwić.
                                *
Powiedziałam jeszcze trochę u Lili, wypłakując się i śmiejąc na przemian. Byłam już trochę zmęczona zderzaniem się z rzeczywistością dotyczącą Mateusza. Wiedziałam, że nic już mnie nie zaskoczy. Ale mogłam się mylić... Leżałam wygodnie w swoim łóżku, czytając swoje piosenki w zeszycie gdy do pokoju wszedł Kamil. Miał rozczochrane włosy i ten błysk w oczach, który oznaczał że ma coś ciekawego do przekazania.
- Co jest? – zapytałam zamykając zeszyt.
- No, bo dzisiaj jest sobota... – zaczął tajemniczo i usiadł obok mnie na łóżku.
- Tak? – założyłam ręce na piersi.
- No i Marek zaproponował nam ognisko wieczorem na jego działce. Wiesz, planowaliśmy to już wcześniej, ale nie miałaś czasu posłuchać. – popatrzył na mnie jakby z wyrzutem, po czym spuścił wzrok na kołdrę. ,,Ah tak, Marek...” – przypomniałam sobie w myślach. Faktycznie Kamil coś wspomniał o spotkaniu z kumplami i ich żonami. Mimo, że byłam zmęczona pomyślałam że taki wypad chyba dobrze mi zrobi. Może to mi pomoże choć na trochę zapomnieć o zmartwieniach. Przy okazji będę mogła pogadać z Anetą, żoną Marka która jest psychologiem. Wiem, że może to brzmieć głupio, bo do psychologa niby chodzą ludzie co mają nierówno pod sufitem, ale nie zawsze. Lepiej porozmawiać z kimś kto potrafi wysłuchać i doradzić.
- I co powiedziałeś? – zapytałam i położyłam mu rękę na ramieniu.
- Że cię zapytam, ale jeśli nie chcesz to nie musimy iść... – powiedział uśmiechając się lekko, ale widziałam że mu zależy na tym spotkaniu.
- Dobrze. – powiedziałam i wróciłam do czytania.
                                *
Koło osiemnastej wyjechaliśmy. Siedziałam w samochodzie i patrzyłam przez okno, na znikające na horyzoncie słońce. Jego ostatnie promienie oświetlały moją zmęczona twarz. Na niebie pojawiały się już pierwsze gwiazdy. Nie miałam ochoty teraz rozmawiać z Kamilem, dlatego jechaliśmy w milczeniu. Nie mogłam już znieść tej ciszy, więc włączyłam radio. Auto wypełnił głos Adele. Odwróciłam się w stronę Kamila i uśmiechnęłam się. Kamil odwzajemnił uśmiech, a ja zaczęłam nucić:
- Nevermind I find someone like you... – śpiewałam ciągle patrząc na niego. Po chwili ku mojemu zdumieniu zaczął mi wtórować. Śpiewaliśmy tak razem, aż do końca piosenki. Ta chwila była piękna i jeszcze ten zachód słońca, i spokojny, głęboki głos Adele. Wzruszyłam się, a oczy zrobiły mi się mokre. Od kiedy zaszłam w ciążę, stałam się jeszcze bardziej emocjonalna niż przedtem. Teraz każdy taki moment wywoływał u mnie łzy. Ale byłam zaskoczona, bo nie wiedziałam że Kamil zna tekst tej piosenki i w dodatku nie śpiewał tak źle. Ciekawe czego jeszcze o nim nie wiedziałam? Czy skrywał tak samo dużo tajemnic jak Mateusz? ,,Nina! Czemu w ogóle teraz o tym myślisz? Specjalnie wyjechałaś, aby o tym zapomnieć!” – zganiłam siebie w myślach. Teraz z kolei zrobiło mi się smutno, niepotrzebnie sobie pomyślałam o Mateuszu. Tak właśnie wyglądały moje emocje. Z euforii w przygnębienie, ze skrajności w skrajność.
Po około czterdziestu minutach byliśmy na miejscu. Odpięłam pasy i wysiadłam z auta. Odetchnęłam świeżym powietrzem i oparłam się o samochód. Zamknęłam oczy i zrobiłam trzy głębokie wdechy i wydechy. Kamil stał obok przyglądając mi się z zainteresowaniem.
- Wszystko w porządku? – zapytał. Otworzyłam po woli oczy i westchnęłam.
- Taaak... – odpowiedziałam i rozejrzałam się wokół. Dawno mnie tu nie było z chyba ostatni raz rok temu. Było zielono i wiejsko. Domek na działce Marka był piękny i uroczy. Kremowe ściany i dach z czerwoną cegłówką oraz ogród pełen kwiatów o soczystych kolorach zachęcał do wejścia.
- To jak? Idziemy? – zapytał Kamil biorąc mnie pod rękę. Otworzył furtkę i weszliśmy na posesję. Poczułam swąd dymu. Przeszliśmy na tył domu i zobaczyliśmy Marka, który próbował rozpalić ognisko. Wokół były rozstawione drewniane ławki i skrzynka piwa, przy której grasowała  Aneta.
- Marek! – krzyknął Kamil. Marek odwrócił się szybko w naszą stronę i uśmiechnął.
- O! Kamil, Nina, witajcie. – pomachał nam i przywołał gestem. Podeszliśmy do rozpalanego ogniska. – Cześć uścisnął rękę Kamilowi, a mnie przytulił.
- Cześć Nina! – usłyszałam. Aneta zjawiła nagle obok mnie. Była drobną kobietą, o ciemnych włosach i jasnej cerze. Miała na sobie dżinsy i szary golf. Co miała na nogach nie byłam w stanie dokładnie dostrzec, gdyż niebo na tyle ściemniało.
- Cześć. – przytuliłam się na powitanie.
- Chyba bez mojej pomocy nie wskrzesisz tego ognia co? – zapytał Kamil żartobliwie.
- Co dwie głowy to nie jedna. Chodź chłopie. – odpowiedział Marek. Stałyśmy tak w milczeniu przyglądając się próbom rozplenia ogniska przez naszych mężów. W końcu udało się to Kamilowi, który dosypał węgla do drewna i podpalił kilkoma zapałkami.
- Brawo ja! – krzyknął zadowolony Kamil. Zaklaskałyśmy mu śmiejąc się, a on w podziękę ukłonił się jak aktor po odtworzeniu swojej roli.
- I co Maruś? Takie to trudne było? – zapytałam.
- Mnie tam nie chciał się zająć ten ogień.
- Bo ty go nie podniecasz. – zaśmiałam się mając nadzieję, że wszyscy załapią ten żart. Po chwili ciszy, zawtórowała mi Aneta. Razem przewróciłyśmy oczami, dalej śmiejąc się z niezałapania dowcipu przez mężów.
- Ja chyba mogę więcej powiedzieć na ten temat, ale i tak racja. – stwierdziła Aneta.
- Kiedy przyjdzie reszta? – zapytał Kamil grzebiąc w ognisku jakimś patykiem.
- Niedługo powinni być. – odpowiedział Marek.
Poszłyśmy z Anetą przejść się po ogrodzie. Kwiaty już straciły kolor pod osłoną mroku, ale nadal pięknie pachniały. Wdychałam ten zapach pełną piersią. Usiadłyśmy na małej huśtawce. Popatrzyłam na gwiazdy i księżyc, zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Jest coś o czym chcesz porozmawiać? – zapytała nagle Aneta. Zastanawiałam się czy pyta, dlatego że jest takim świetnym psychologiem który potrafi poznać po człowieku, że ma problem czy po prostu pyta.
- Może... – szepnęłam. Milczałyśmy chwilę, Aneta nigdy nie naciskała tylko czekała aż ,,pacjent” zacznie sam opowiadać. Czasami było to krępujące, ale dało się do tego przyzwyczaić.
- Nie bój się, możesz mi wszystko powiedzieć. – szepnęła. Czyżby była niecierpliwa? Aczkolwiek nie było to naciskanie, ale oznaczało że jej zależy aby wysłuchać mnie.
- Wiem i chcę... Po prostu jest mi ciężko o tym mówić. – zaczęłam.
- Rozumiem, ale jak ze mną porozmawiasz będzie ci lżej.
- Wiem... Jest taka piękna noc idealna na ognisko i zwierzenia. – uśmiechnęłam się ciemności.
- Prawda?
- Może się tego po mnie nie spodziewałaś, ale... Ale... – jąkałam się – zdradziłam Kamila... – mówiąc to odetchnęłam z ulgą. Byłam z siebie dumna, że byłam w stanie to z siebie wyrzucić.
- Jak do tego doszło?
- Dłuuuga historia...
- Mamy czas.
Opowiedziałam więc Anecie, całą historię o Mateuszu. Wszystko od początku, aż do teraz. Aneta okazała zrozumienie i bardzo mi tym pomogła. Wysłuchała i jeszcze doradziła jak sobie poradzić z emocjami w takiej sytuacji. Bardzo przydatne zresztą. Po około dziesięciu minutach rozmowy wróciliśmy do ogniska, które już rozgorzało na dobre. Niedługo potem dołączyła do nas reszta znajomych i zaczęliśmy imprezę. Niestety nie mogłam pić, bo ,,bolał mnie brzuch” jak wyjaśniła Aneta wszystkim zgromadzonym. Ale nadrabiałam to swoim głosem udzielając się przy piosenkach bliskich memu sercu. Opowiadaliśmy sobie także zabawne historyjki z życia i dowcipy, a śmiechom nie było końca. Zrobiło się jeszcze weselej, gdy niektórzy po paru piwach zaczęli tańczyć. Mimo zachęcania przez Kamila do tego odmawiałam, dlatego poprosił do tańca jedną z naszych koleżanek. Pewnie chciał, żebym była zazdrosna. Niestety nie teraz zazdrości były mi w głowie. Słysząc za sobą radosne śmiechy i śpiewy zapatrzyłam się w ogień. Biło od niego takie ciepło i jasność, a razem z gwiaździstą nocą dawało to wszystko magiczne wrażenie. Rozmyślałam jak to niedługo będzie zmierzyć się z prawdą o ojcostwie mojego dziecka...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro