Rozdział 12: Rozkazy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Więc jesteś agentką?-spytała Natasha.
~Tak.
-Długo?
~Dwa tygodnie..
Stark wybuchnął śmiechem.
-Serio? To jesteś nieźle wdrożona.
Spojrzał znacząco na(moim zdaniem zbyt obcisły) strój agentki, który miałam na sobie.
-Ile ty właściwie masz lat?
~Za dwa tygodnie skończę osiemnaście.
Znowu poczułam się jak małe dziecko. Otworzył szeroko oczy.
-Jezu, czemu ktoś taki wylądował w T.A.R.C.Z.Y.?
Uniosłam dłoń i ustawiłam poziomo w powietrzu. Nad środkową częścią zaczęły unosić się smugi złotego dymu.
~Dlatego..
Mój komunikator nagle zabrzęczał.
-Margaret- w słuchawce odezwała się Maria Hill- gdzie jesteś?
~Lecę do miasta.
-Słucham?! Kto cię tam wysłał?
Była wyraźnie zdenerwowana.
~No nikt, ale wszyscy polecieli więc myślałam, że ja też mogę.
Nastała cisza. Maria wyraźnie zastanawiała się co ma ze mną zrobić.
-Dobra... zostaniesz na dole, ale masz bezwzględnie słuchać rozkazów. Jak stracisz nad sobą panowanie masz się wycofać. Zrozumiano?
~Tak.
Na treningach umiałam nad sobą panować ale w mieście toczyła się walka z kosmitami,a ja miałam pistolet i słabo kontrolowaną magię.
Avengers popatrzyli na mnie.
-Samowolka, co?- spytał Stark.
~Wcale nie- mój głos podskoczył o kilka tonów, a na policzkach poczułam rumieńce- nie wiedziałam, że mi nie wolno.- dokończyłam odrobinę bardziej opanowana.
Zaśmiali się.
-Dobra odpuść.- powiedział Steve- Wiem coś o samowoli.
-To fascynujące panowie, ale zamierzacie wysiąść? - przerwała rudowłosa.
Z tymi słowami Quinjet zniżył lot a Natasha wyskoczyła na dach jakiegoś budynku. W ślad za nią podążył Steve, Tony spojrzał na mnie.
-Hej młoda, podrzucić cię na dół?
~Jak to?
-Po prostu się trzymaj.
Nie zdążyłam zaprotestować kiedy Iron Man złapał mnie i w chwilę później stałam na asfalcie. Trwało to kilka sekund, ale moje serce zdążyło już prawie walnąć na zawał.
-Żyjesz?
~Tak. Dzięki, ale więcej tego nie rób.
Stark zaśmiał się tylko i odleciał.

Nade mną przeleciało kilka pojazdów kosmitów. Strzeliłam do kilku ale w większości chybiłam.
W tym czasie Hawkeye zestrzelił dwa za pomocą swojego łuku. Kapitan Ameryka i Thor rozbijali grupkę kosmitów, która dostała się na ulicę.
Nagle w słuchawce znów usłyszałam Marię.
-Idziesz do sektora 13, sprawdzisz czy kosmici nie przedostaną się poza Manhattan.
Jasne, jasne. Chodzi tylko o to żebym nie dała się zabić. Z jednej strony Maria ma rację, w przypływie adrenaliny albo paniki moc wyrywała mi się z pod kontroli i miewałam czasem "ataki", ale z drugiej chciałam pomóc. Dobra te ataki były trochę jak epilepsja ale jakoś sobie radziłam.
Chcąc nie chcąc oddaliłam się spoglądając przez ramię na walczących Avengers. Świetnie sobie radzili, ale wiedziałam, że nie mogą  tak w nieskończoność.
Sektor 13 to obrzeża Manhattanu, prędzej kosmici będą nosić różowe sukieneczki z tiulu niż tam dojdą.
Westchnęłam tylko, użyłam mocy by przespieszyć swój bieg i już po chwili byłam z dala od bałaganu jaki panował w centrum..




______________________________________
Ponad 13 tyś wyświetleń! Tyle właśnie pokazał mi dzisiaj Wattpad. Nie macie pojęcia jak bardzo bardzo bardzo baaaardzo Wam dziękuję. Mało się dzisiaj nie popłakałam. Kocham Was, autentycznie kocham ♡♡♡♡♡♡

A i przepraszam bo byłam pewna że wstawiłam ten rozdział dużo wcześniej. Wybaczcie kochani :*

Wasza #CaptainPeggy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro