Rozdział 8: Wyczucie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szłyśmy korytarzem do windy. Daisy wyglądała na poddenerwowaną. Nie słyszałam jej myśli, ale wyczuwałam je, tak jak zwierzęta podświadomie wyczuwają burzę.
Kiedy nauczyłam się samokontroli, odkryłam, że wyczuwam energię jaką emanują inni ludzie. Czułam, że ktoś idzie jeszcze zanim pojawił się w pomieszczeniu. Nawiasem mówiąc Daisy jako obdarzona mocami emanowała znacznie silniej.
~Daisy-wzięłam ją za rękę jak małe dziecko starszą siostrę-Co się dzieje?
-Wiesz, że Tesseract dysponuje nieznaną nam energią prawda.
Czytałam raporty i coś tam wiedziałam.
~No wiem.
-I wiesz, że ta energia uaktywnia się i znika.
~Tak. I co w związku z tym? - obawiałam się jednak, że wiem.
-Uaktywnił się.
Zjechałyśmy windą na poziom na którym trzymano Tesseract. W międzyczasie (pewnie zanim nas wezwali) przyznano mi tymczasową możliwość wstępu do pomieszczeń. Normalnie dostęp posiadali tylko agenci powyżej poziomu szóstego (znaczy, że to bardzo tajne), a ja miałam poziom drugi (szybko się uczyłam).
Nadal nie miałam pojęcia co mam do tego wszystkiego.
Za grubymi, pancernymi drzwiami czekała na nas Maria Hill.
-Dziękuję, że ją przyprowadziłaś Daisy. Możesz już wracać.
Spojrzałam na nią zdziwiona. Daisy nie idzie? Ale dlaczego?
Moja towarzyszka tylko pokiwała głową i bez słowa odeszła. Agentka Hill spojrzała na mnie z oczekiwaniem.
-Zamierzasz stać tu przez cały dzień?
Z tonu jej głosu wywnioskowałam, że jest zdenerwowana.
~ Nie, już idę.
Za kolejnymi pancernymi drzwiami znajdowała się największa sala jaką do tej pory widziałam w bazie. Ściany były betonowe, podejrzewam, że bardzo grube. Od drzwi do środka prowadziły dwa rzędy luźno ustawionych stołów znacznie większych niż te w laboratorium u Fitza i Simmons. Przy wszystkich było pełno papierów, a krzątajacy się wokół naukowcy wykonywali symulacje i skomplikowane obliczenia.
A na środku tego betonowego pomieszczenia znajdowała się jakaś metalowa konstrukcja, w której środku tkwiła świecąca niebieska kostka. Tesseract.
Podeszłam do urządzenia, niezatrzymywana przez nikogo. Dzieliło mnie ledwie kilka kroków gdy ktoś mnie zawołał.
-Panno Levis!
Odwróciłam się. Za mną stał średniego wzrostu, lekko siwiejący mężczyzna w błękitnej koszuli w ciemno zieloną kratkę. Wyciągnął rękę.
-Doktor Eric Selvig.
Uścisnęłam mu dłoń. Doktor Selvig był znanym astrofizykiem. Czytałam jego prace napisane z Jane Foster po wizycie Thora na Ziemi.
~Agentka Margaret Levis.
Nauczyłam się już dodawać agentka przy przedstawianiu się.
~Przepraszam pana, ale nie bardzo wiem po co mnie tu wezwano.
-Współpracująca z panią para naukowców poddała nam pomysł: Chcemy dowiedzieć się czy ma pani wpływ energię artefaktów takich jak ten tutaj. Jest to świetna okazja, gdyż właśnie się uaktywnił.
Wskazał na świecącą kostkę w urządzeniu za mną. Miałam wrażenie, że świeciła jaśniej niż kiedy tu weszłam, ale to pewnie kwestia światła rzucanego przez laboratoryjne stoły. Fitzsimmons poddali pomysł,ale jaki?
~Co mam zrobić?
-Właściwie to nic wielkiego. Niech pani tylko dotknie Tesseractu a my sprawdzimy czy odczyty.
~Dobrze.
Doktor posłał mi szybki uśmiech i wrócił do ekranów z symulacjami.
Podeszłam do Tesseractu. Wcale mi się nie wydawało: z każdym moim krokiem świecił jaśniej. Moje dłonie również. Wyciągnęłam rękę i dotknęłam świecącej powierzchni.
Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać. Zobaczyłam rozbłysk białego światła, które przesłoniło mi widok. Poczułam jak przepływa przeze mnie fala energii, jeszcze nigdy nie czułam nic równie silnego. Miałam wrażenie, że w tej chwili ta energia zastąpiła krew w moich żyłach, zastąpiła tlen, który wdychałam. Powinnam się przewrócić pod taką siłą, ale miałam wrażenie, że już nie stoję tylko unoszę się w nicości. Przestał mnie boleć kręgosłup, wszystkie obtłuczenia jakby się zagoiły. Zakręciło mi się w głowie.
I nagle wszystko znikło tak samo szybko jak się pojawiło. Byłam teraz... w bliżej nie określonym miejscu. Stałam na skalnej powierzchni, nade mną było rozgwieżdżone niebo pełne konstelacji, których nie znałam. Otaczały mnie różnej wielkości skały. Za najbliższą i najszerszą zamajaczyły mi sylwetki dwóch postaci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro