Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Oczami Lloyda~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Od kiedy Cole uciekł bez pożegnania, w domu zrobiło się jakoś pusto, a nikt nie zamierzał się z tą pustką pogodzić. Wciąż byliśmy w jego pokoju.
   Coraz bardziej irytowała mnie inwazja duchów. Dlaczego tak nagle zaczęły się pojawiać? O co tu chodzi? Dlaczego zawsze, gdy gdziekolwiek w Ninjago dzieje się coś złego, my jesteśmy z tym powiązani?
   Mimowolnie obwiniałem cały świat, bo nie mogłem wyznaczyć, czyja to dokładnie wina. Sensei stwierdził jednak, że zawsze istnieje sposób na rozwiązanie zagadki. Bo przecież zagadki są po to, żeby je rozwiązywać. Może to być kwestia czasu, ale przecież zawsze warto próbować, prawda?
   - To od czego zaczynamy? - spytał Kai. Już był gotowy do każdej akcji, chociaż przecież nie szliśmy walczyć. Zanim jednak ktoś zdążył wytłumaczyć plan, odezwał się Zane:
   - Nie mogę zrozumieć, dlaczego Cole tak po prostu oddał się w ręce łowców duchów. Nie pożegnał się z nami. Nawet z Lily.
   - On dokładnie czuł, jak jego moce wariują. Wiedział, że stanowi dla nas zagrożenie i nie chciał zrobić nikomu krzywdy - odparł Mistrz Błyskawic. Byłem w szoku. Nie wytrzymałem i musiałem się odezwać:
   - Jay, czy ty chcesz nam właśnie powiedzieć, że świetnie o tym wszystkim wiedziałeś?
   Zmieszał się, ale po chwili pokiwał głową twierdząco i spojrzał na mnie przepraszająco:
   - Kilka dni przed zniknięciem Cole'a... Rozmawiałem z nim. Był zdołowany. Kazał nawet mi się od siebie odsunąć. Próbowałem go nakłonić, żeby został... Wiecie, ukrylibyśmy go... Ale on już zadecydował - po usłyszeniu słów Niebieskiego Ninja z jednej strony chciałem mu przerwać, ale z drugiej wolałem wysłuchać wszystkiego, co ma do powiedzenia, więc ostatecznie zamilkłem. - Nie chciał się z nikim żegnać, nie chciał nawet zbliżać się do nikogo na odległość kilku metrów. Stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli nie ucieknie przed ścigającym go prawem, tylko mu ulegnie.
   - To i tak nie tłumaczy, dlaczego nie mógł chociaż nam powiedzieć o tym planie i... No właśnie, może chociaż by nam pomachał i powiedział: "Pa, idę do więzienia. Nie wiem czy w ogóle wrócę, czy nie, ale pa!" - zdenerwował się Kai. Lilianne zapłakała:
   - Jak mogłeś mi tego nie powiedzieć, Jay?
   - Obiecałem mu. Uznał, że jakbyś wiedziała, to nie wypuściłabyś go - wyjaśnił.
   - Ha, i wiesz co? Miał świętą rację! W życiu nie pozwoliłabym mu odejść! - przyznała syrena z lekkim uśmiechem, ale po jej policzkach ciekły świeże łzy. Dobiło mnie to. Spojrzałem porozumiewawczo na mojego wujka. Niech ktoś wreszcie skończy tę dyskusję! Tak, oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jestem jedną z osób, która ją zaczęła...
   - Zatem, skoro wszyscy twierdzimy zgodnie, że Cole musi czym prędzej do nas wrócić, podejmijmy kroki, które nas do tego doprowadzą - uznał Sensei poważnie.
   - To co najpierw? - spytałem.
   - Czy możemy jakoś skontaktować się z Cole'em? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Misako.
   - Powiedziałem mu, żeby zabrał coś ze sobą - zapewnił Jay i pobiegł do swojego pokoju po telefon i kilka nieznanych światu urządzeń. Po szybkim powrocie do pomieszczenia, w którym wszyscy byliśmy, zaczął włączać wszystko, co przyniósł. Nasłuchiwaliśmy w oczekiwaniu. Jedno, drugie, trzecie, jeszcze parę... I nic. -,,Użytkownik jest poza zasięgiem sieci". On nie ma tam zasięgu - załamał się Mistrz Błyskawic.
   - Więzienie stworzone dla duchów musi być z eterycznej skały. Niestety, tłumi ona wszelkie sygnały - domyślała się Misako.
   - Szlag! - zdenerwowałem się.
   - W takim razie wyruszamy na poszukiwania czegokolwiek w dawnej Twierdzy Wygnanych. Zgoda załatwiona - ogłosił Sensei. - Nya, mogę tu z tobą zostać, jeśli nie chcesz iść.
   - Mistrzu, ciąża to nie choroba. Idę z wami - odparła dziewczyna.
   - A ja nie będę stanowić problemu? - spytała lekko zapłakana Lilianne.
   - Może troszkę, ale nie martw się. Twoje wizje bardzo by się nam dzisiaj przydały - uśmiechnęła się moja mama. - A wy wszyscy co tak patrzycie? Szykować się!
   W kilka chwil byliśmy gotowi.

~Oczami Kaia~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   To miejsce... Zbyt wiele wspomnień. Lecąc na smoku i widząc wszystko z góry, zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę, to nigdy nie chciałbym tutaj wrócić. Za mną siedziała Lilianne, bo zgodziłem się nosić ją przez cały nasz czas pobytu w tym przeklętym domu.
   - Kai, moja moc wciąż jest tutaj silniejsza - uprzedziła Lily. Wtuliła się w moje plecy. Chociaż na nią nie spojrzałem, wiedziałem, że znowu płacze. Jej łzy przesiąkły przez materiał mojego ubrania i czułem to.
   - Nie martw się. Teraz już nie ma tu Wygnanych - pocieszyłem ją, lądując. Usłyszałem jeszcze ciche "Cole'a też nie ma", ale zanim coś odpowiedziałem, zdjąłem syrenę z mojego znikającego smoka i wziąłem na ręce. A wtedy wylądował już Sensei, który razem z Misako leciał zdecydowanie na samym końcu naszej smoczej ekipy:
   - Nie wolno nam niczego zabierać i mamy się ograniczać z dotykaniem czegokolwiek. Do wszystkich pomieszczeń zablokowano wejścia, ale wylądowałem na chwilę w mieście i załatwiłem klucze - wypowiedział się.
   - Wchodzimy - zarządził Jay.
   Przeszliśmy pod rozciągniętą wokół budynku taśmą, na której widniały setki napisów "Zakaz Wstępu". Na szczęście my mieliśmy zezwolenie. Przedzieraliśmy się przez chwasty, które jeszcze bardziej zarosły (zapewne niegdyś piękny) trawnik. Na ścianach zbuntowana dzieciarnia już od dawna smarowała graffiti na graffiti. Przynajmniej teraz nikogo tu nie ma. Podeszliśmy do jedynych niezabitych deskami drzwi, a Sensei Wu je otworzył. Przez wejście przechodziłem bokiem, żeby uważać na Lily, którą trzymałem na rękach.
   Uświadomiłem sobie, że nigdy się tutaj jakoś nie rozglądałem. Teraz, jak o tym myślę, to mogło być całkiem ładne miejsce. Nie było nawet aż tak zniszczone, jak wydawało się na pierwszy rzut oka. Stosunkowo niedawno musiało zacząć popadać w ruinę.
   - Tam nas trzymali - Nya wskazała znajome dla niej pomieszczenie.
   - A tu umarłem - pokazywał Jay. Nie wiedziałem czy się smucić, czy śmiać z jego głupiej, aczkolwiek tylko częściowo zabawnej wypowiedzi.
   - Stamtąd przychodzili - moja siostra wskazała na schody prowadzące na piętro. - Zawsze słyszałam ich ciężkie kroki.
   Podążając za wskazówkami, które nam dawała, skierowaliśmy się na górę. Poczułem na sobie czyjeś objęcia.
   - Coś nie tak, Lily? - spytałem syrenę, którą trzymałem na rękach. Zacisnęła ramiona mocniej na moim ciele.
   - Całe powietrze jest tutaj przepełnione magią. Taką negatywną. Czuję, jak przepływa przeze mnie. We wszystkim wciąż tkwi aura kogoś, kto mieszkał tu wcześniej - przyznała.
   - Zatem chodzi o Wygnanych? - spytał Sensei.
   - Nie. Oni tu byli tylko przez jakiś czas - stwierdziła dziewczyna Cole'a po dotknięciu ściany na klatce schodowej. Weszliśmy na górę. Rezydencja była dosyć spora, ale bardzo otwarta. Z łatwością ogarnęliśmy wzrokiem całe piętro. Tylko na jednej ścianie były drzwi, które prowadziły dalej.
   Przeszliśmy obok losowo ustawionych kanap, szaf i innych mebli, aż dotarliśmy tam, gdzie chcieliśmy. Mistrz Wu odblokował wejście odpowiednim kluczem, więc po chwili byliśmy już w środku.
   - To chyba była czyjaś sypialnia - stwierdził Lloyd. Po przeciwległych stronach całkiem dużego pokoju stały dwa łóżka, a przy każdym szafa. Na środku podłogi leżał szary od kurzu dywan. Przez okno zabite deskami pomieszczenie oświetlały tylko wąskie smugi światła.
   - Odłóż mnie na ziemię, Kai - poprosiła Lilianne. Od razu posłuchałem. Syrena czołgała się kawałek po brudnej podłodze i nagle się zatrzymała. Położyła dłonie płasko na powierzchni, z którą się stykały, i zamknęła oczy. Jęknęła cicho.
  Wywoływała u siebie wizje na siłę i to ją fizycznie bolało. Sama katowała siebie na własne życzenie, przesadnie przyjmując do serca prośbę Senseia o pomoc w misji. Nie, inaczej. Wcale nie interesowała się tym domem ani całą misją. W pewnym stopniu jednak, wywołanie odpowiednich wizji mogło doprowadzić ją do odzyskania Cole'a.
   A przynajmniej syn Pierwszego Mistrza Spinjitzu stwierdził, że te sprawy są jakoś powiązane. Nie wątpiąc w jego nieomylność, siedzimy tu teraz wszyscy i patrzymy na dziewczynę, która robi to, czego tak bardzo nienawidzi. Wszyscy świetnie zdawaliśmy sobie sprawę, że wizje, czarnowidzenie, absorbcja dotykiem i to, co się z tym wiąże, choć w nazwie jest Darem, dla Lily stanowi przekleństwo. Coś, przez co od zawsze wyłączano ją ze społeczeństwa, a zarówno coś, co może nam pomóc. Klątwa, piekło i ból... A ona to znosiła, żeby choć trochę zwiększyć szanse na spotkanie swojego ukochanego.
   - Lilianne - zawołała cicho Misako. Najwyraźniej zobaczyła łzy spływające po jej twarzy. - Co się tutaj stało?
   - Gdzieś tutaj zginęło dziecko. Dręczyli go, torturowali... - odparła.
   - Jak mnie i Jasona... - wspomniała Nya. Ale jak oni mogli zabić dziecko? Wypędzono ich z oceanu za jakieś straszne zbrodnie. Wygnani spędzili w tym budynku ostatnie kilka tygodni swojego życia, więżąc moją siostrę, Jasona i torturując małe dziecko. Tylko... Kim ono było?
   - On był takim uroczym dzieckiem... - zapłakała Lily. Nie wiedziała kim był, a tak się tym przejęła.
   - Chodźmy stąd. Nic więcej tu nie znajdziemy - oznajmił Sensei Wu. Zrozumieliśmy, że na tę chwilę nie możemy zbyt wiele zdziałać. Podniosłem płaczącą dziewczynę z podłogi.
   - Poczekajcie, przeskanuję jeszcze teren - zdecydował Zane, włączając skaner i przemieszczając świetliste wiązki wzdłuż ścian, sufitu i podłogi. - Czysto, nic ciekawego - stwierdził po chwili. Trochę mnie to zasmuciło. Gdybyśmy coś wykryli, może nie uznalibyśmy wycieczki tutaj za stratę czasu... Tym bardziej, gdyby ktoś tutaj był. Na pewno miałby konkretny powód, żeby przebywać w tym budynku i mógłby nas na coś naprowadzić.
   - Cudnie, nic nie znaleźliśmy - denerwował się Jay, gdy wyszliśmy z budynku. Jego początkowy smutek zmienił się w irytację. - Jak tak dalej pójdzie nigdy nie wymyślimy planu uwolnienia Cole'a ani nie odnajdziemy tej hieny cmentarnej, która ukradła ciało Jasona!
   - To z twojej winy Cole odszedł! Tylko przez Ciebie nie mieliśmy o niczym pojęcia! A teraz zwalasz winę na pecha?! Jak możesz?! - krzyknął Lloyd.
   - Nie wstyd wam się kłócić? Teraz, w takiej sytuacji? W obliczu tego wszystkiego? - spytała moja siostra, usiłując się nie denerwować.
   - Dobrze wiesz, że Cole może nigdy nie wrócić - uspokoił się Lloyd, ale chociaż z jego oczu płynęły łzy, to pięści wciąż zaciskał i trząsł się z nerwów.
   - A czy to powód do kłótni?! Oboje jesteście tępi. Niech to wreszcie do was dotrze! Spójrzcie na Lily, jesteście z siebie dumni?! - podniosła głos Nya. Syrena na moich ramionach płakała. Chociaż... W sumie to mało powiedziane. Przeżywała właśnie atak histerii.
   - Po prostu wróćmy do domu - powiedziałem, usiłując uspokoić Lilianne. Stworzyłem mojego smoka, usadziłem na nim syrenę i zyskałem duże prowadzenie na naszej powietrznej trasie powrotnej.



~Tak bardzo nam smutno~ Dlatego tak to wygląda. Co tu dużo tłumaczyć?...

Musimy was szczerze i naprawdę bardzo mocno przeprosić. Nie opublikowaliśmy ani jednego rozdziału od ostatnich pięciu miesięcy. I to dokładnie, co do dnia. 22 lipca - 22 grudnia 2018.

Brakowało nam czasu, weny i przede wszystkim chęci. Mieliśmy potężny zastój twórczy. A zasadniczo, nawet ze sobą zaczęliśmy nieco urywać kontakty. Coraz rzadziej się spotykaliśmy i pisaliśmy na necie, więc rozdziały powstawały bardzo powoli. Teraz jednak w miarę udało nam się ruszyć. Niewykluczone nawet, że przez najbliższe dni będzie się pojawiać nawrót po jeden rozdział każdego dzionka...

Ktokolwiek tu jeszcze jest i czyta te nasze nędzne wypociny, naprawdę z całych serduszek przepraszamy za tak długą nieobecność.

A, i teraz najważniejsza sprawa. Nieprzypadkowo dzisiejszy dzień jest wybrany jako ten przełomowy. Gwiazdeczka ma dziś swoje szesnaste urodziny! Ja, Czesieł, czułem się więc w obowiązku, by poruszyć tutaj ten temat. Jeśli więc macie choć chwilkę czasu, może poświęćcie ją by nasmarować jakieś życzenia w komentarzach? W końcu Sweet Sixteen ma się tylko raz w życiu ;*

Ja osobiście życzę naszemu ukochanemu kanibalowi:
- zdrówka
- szczęścia
- genialnych ocen
- dużo wolnego czasu
- więcej mnie XDDD
- dużo mięsa
- spełnienia marzeń
I w sumie padam już z nóg, więc tak to podsumuję - życzę wszystkiego, co najlepsze ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro