Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Oczami Nyi~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Dosyć. Dosyć wszystkiego. Dosyć smutku. Dosyć nerwów. Dosyć cierpienia. Dosyć niesprawiedliwości.
   Paralelne myśli ciągle kotłowały się w mojej głowie, powtarzając się i przekształcając w miarę tego, jak się uspokajałam. Trzeci trymestr ciąży nie jest zbyt dobrym czasem na takie nerwy, jakich mimowolnie doświadczałam ostatnimi dniami. Siedząc w pokoju Cole'a na łóżku tuż obok Lilianne, jedną ręką wspierałam się za plecami, a drugą głaskałam mój (już całkiem spory) brzuszek. Reszta ekipy wyruszyła do centrum Ninjago City. Chcą załatwić sobie rozmowę z władzami miasta i, choćby drogą sądową, uwolnienie Mistrza Ziemi.
    - A co, jak im się nie uda? - spytała Lilianne, łapiąc poduszkę i mocno ją przytulając. Wcześniej źle się poczuła, dlatego nie pojechała z resztą, a ja zostałam, by się nią opiekować.
   - To ninja, a oni nigdy się nie poddają - odpowiedziałam bez zastanowienia. To pytanie było dla mnie zbyt proste, a zarazem zbyt skomplikowane, by wymyślić inną odpowiedź.
   - Martwię się strasznie. Mógł chociaż jeden z nami zostać, tak w razie czego - zauważyła syrena, poprawiając kosmyk blond włosów, który zsunął jej się na twarz. Nasze położenie rzeczywiście nie było zbyt przemyślane. W budynku jesteśmy bezpieczne, ale chodzi raczej o spełnianie naszych potrzeb. Lily nie może nawet wstać, bo przecież ma ogon zamiast nóg, a ja tymczasem, nie mogłabym pomóc jej się gdzieś przedostać. Nie było szans, żebym ją gdziekolwiek przeniosła. Nie mogę także biegać, nawet w sytuacji wyjątkowej, bo mogłoby się to źle skończyć.
   - Możemy zadzwonić po dziewczyny. Pójdę po telefon - odparłam po namyśle. - Pomożesz mi wstać?
   - Jasne - Lilianne przysunęła się do mnie, strącając z łóżka poduszki. - Zaraz to podniosę - powiedziała i wsparła się o materac, pomagając mi się podnieść. Powoli przeszłam do pokoju mojego i Jaya. Szybko znalazłam to, czego szukałam. Kiedy już zbierałam się, żeby wracać do Lily, ta wydała z siebie okrzyk przerażenia. Najszybciej, jak mogłam, poszłam spowrotem do pomieszczenia, w którym przebywała. Gdy stanęłam w progu, zobaczyłam ją płaczącą na podłodze. Bez wahania spytałam:
   - Co się stało? Dlaczego płaczesz?
   Odpowiedzenie mi na te pytania zdawało się sprawiać jej wielką trudność. W dłoniach trzymała malutkie, otwarte pudełeczko. Wewnątrz był pierścionek.
   - Schował to pod poduszkę. Teraz spadły. Chciałam je ułożyć i...  Sama widzisz. Chciał mi się oświadczyć - powiedziała i zapłakała. - Co za kretyn... Jak mógł odejść bez powiedzenia mi tego? Jak mógł... - położyła dłoń na ustach i przymknęła oczy. To było straszne. Znacznie gorsze, niż sam fakt, że Cole zniknął bez pożegnania.
   - To ja zadzwonię... Nie wiem, jak mogę ci pomóc - przyznałam ze smutkiem.
   - Urządzimy sobie babski wieczór, dobra? Niech kupią coś słodkiego i wezmą ze sobą piżamy. Potrzebuję waszego wsparcia - poprosiła. Wręcz wymuszała w sobie ochotę na rozmowę z kimkolwiek, równocześnie usiłując nie odciąć się od całego świata przez własną rozpacz.
   - Świetny pomysł - stwierdziłam, wybierając pierwszy numer.
   Ostatecznie na przyjazd zgodziły się Skylor i P.I.X.A.L.

~Oczami P.I.X.A.L.~
*By Gwiazdeczka & Czesieł*

   Gdy odebrałam telefon od Nyi, wiedziałam, że tu nie chodzi tylko o babski wieczór, a o potrzebę wsparcia. Zdawałam sobie sprawę z tego, z jakim problemem ostatnimi dniami męczyło się Ninjago, a jak mocno dotknął on moich przyjaciół. Za zgodą Borga przerwałam moją pracę, spakowałam, co potrzebne i pojechałam do ich domu, wstępując po drodze do marketu i kupując nieco niezdrowego jedzenia.
   Drzwi otworzyła mi Skylor. Dobrze, że ją też zaprosiły:
   - Nie wiem, czy wiesz, ale wszyscy poza Lily i Nyą są właśnie w centrum, by wybłagać uwolnienie Cole'a. Wejdź, wszystko ci opowiemy - powiedziała na wstępie.
   - Wiem o tym, Zane kontaktował się ze mną, żebym się nie martwiła, że nie odbiera telefonu - odparłam, wchodząc do środka. Mistrzyni Bursztynu zaśmiała się, prowadząc mnie do pokoju Cole'a:
   - Kai nie był na tyle wspaniałomyślny. Nawet nie powiedział, że nie przyjdzie dzisiaj do pracy. Ma szczęście, że go kocham i mam wielu pracowników rezerwowych. Rzecz jasna, nie mam mu tego za złe. Wiem, jak to wszystko przeżywa.
   - Hej, hej, wchodźcie - zaprosiła nas Nya, kiedy stałyśmy już w progu wspólnej sypialni syreny i ducha.
   - Hej, jak tam? - spytałam bardziej dla zwyczaju, niż dlatego, że chciałam wiedzieć.
   - Jakoś żyję, liczę na chłopaków i Misako - odpowiedziała Lilianne, poklepując łóżko obok siebie, na znak tego, że mamy tam usiąść - Poza tym trochę źle się czuję, ale to tylko te nerwy, nie martwcie się.
   Westchnęłam cicho i przysiadłam się do dziewczyn.
   - To co robimy? - zapytała dziewczyna Kaia.
   - Możemy obejrzeć jakiś film - zaproponowała Nya. - Przebierzemy się w piżamy i możemy włączać.
   Wszystkie zgodnie pokiwałyśmy głowami i po kwadransie byłyśmy już gotowe. Wspólne łóżko Cole'a i Lilianne było wystarczająco duże, by każda z nas jakoś się na nim ułożyła. Lily, Nya i Skylor położyły się na poduszkach, a ja znalazłam sobie wygodne miejsce w nogach. Chwyciłam za pilota, a ze ściany naprzeciwko nas wysunął się duży telewizor. Otworzyłyśmy chipsy i wsypałyśmy je do miski, włączając film, na który jakimś cudem zgodziłyśmy się wszystkie. Zgasiłyśmy światło ku stworzeniu efektu kinowego i zaczęłyśmy oglądać.
    Nagle, gdy jadłyśmy już którąś z kolei paczkę przekąsek, Lilianne poprosiła mnie o zapalenie światła. Zrobiłam to bez zastanowienia, by sprawdzić, skąd ta prośba. Dziewczyny zatrzymały odtwarzanie na telewizorze. Wtedy odezwała się dziewczyna Cole'a:
   - Może to dosyć nagłe, ale muszę niezwłocznie udać się do domu - oznajmiła - Do oceanu. Pomóżcie, proszę.
   - Znaczy... Nie ma sprawy, ale o co chodzi? - zapytała Skylor. Wtedy wszystkie spojrzałyśmy na blady ogon Lily. Na naszych oczach zaczął znowu przybierać swój dawny, ciemny kolor. Łuski ponownie były fioletowo - granatowe i pięknie lśniły.
   - To hormony - wyjaśniła Lilianne z rumieńcami na twarzy. - Zapewne nie widać tego po mnie, ale czuję, że dzisiaj będę składać ikrę.
   - Czyli... O, losie! Kiedy wy to... - zaczęła Nya, ale po chwili się powstrzymała. - Dalej, dalej, dziewczyny! Wiecie, co robić.
   Skylor i ja natychmiastowo wstałyśmy z łóżka i podniosłyśmy syrenkę, wynosząc ją na naszych rękach na dwór. Nya szła powoli tuż za nami, zapalając po drodze światło na korytarzu i zewnętrzne oświetlenie bazy. Wyszłyśmy od razu na plażę, a do wody zostało tylko około trzydziestu metrów. Powoli stawiałyśmy krok za krokiem w chłodnym o tej porze piasku.
   Gdy dotarłyśmy do wody po kolana, delikatnie włożyłyśmy do niej Lilianne. Kiedy ta miała odpływać, przypomniało mi się o czymś, co miałam jej wręczyć:
   - Lily, Borg zrobił to dla ciebie - powiedziałam, podając jej urządzenie wielkości karty do gry. - To taki jakby podwodny telefon. Znaczy... Bardziej wodoodporny komunikator, będący w stanie wytrzymać ciśnienie do głębokości nawet pięciu tysięcy metrów pod poziomem morza. Nie musisz też się martwić o stratę zasięgu. Wszystko jest dostosowane do twoich potrzeb.
   Syrena nieśmiało chwyciła za nowootrzymany sprzęt i przyjrzała mu się uważnie:
   - Dziękuję - mruknęła cicho, chowając prezent od Cyrusa do kieszeni w szatce. Zaczęła odpływać, ale po chwili zawróciła i dodała - A jakby ktoś pytał, to płynę do domu na leczenie, nie złożyć ikrę. Wszyscy wiedzą, że źle się czułam. Przekażcie im, że wrócę, jak wydobrzeję.
   - Ale jeśli wrócisz z dziećmi... - zaczęła Nya, ale Lily natychmiast jej przerwała:
   - Wtedy im wyjaśnię. Nie chcę po prostu, żeby dowiadywali się o tym pod moją nieobecność.
   Mistrzyni Wody skinęła głową na znak zrozumienia:
   - Niech będzie. Tylko dzwoń do nas na bieżąco. Masz wodoodporny telefon, więc się od tego nie wymigasz. Zresztą, jak widać, obie teraz spodziewamy się dzieci, musisz nam mówić wszystko ze szczegółami! - siostra Kaia martwiła się nieco o Lilianne i zdecydowanie dała jej o tym znać.
   - Nie ma sprawy, ale wy też dzwońcie. A najlepiej razem, chcę rozmawiać z wami wszystkimi... Teraz szczególnie was potrzebuję. Fakt, że Cole nie wie, co się teraz ze mną dzieje, tak strasznie boli... - to mówiąc, syrena otarła pojedyncze łzy z policzków, ale prędko się uspokoiła. - To cześć, zdzwonimy się później - rzuciła, odpychając się od dna w stronę głębszych wód. Zanurzając się, machnęła płetwą jak delfin, uderzając mocno w taflę wody i pryskając na nas.
   - Cześć - odpowiedziałyśmy równo i zasłoniłyśmy się przed lecącymi w naszą stronę kroplami cieczy. Skylor i Nya zachichotały cicho. Ja tylko patrzyłam w ciemną toń. Po chwili wróciłyśmy do domu i już bez Lily kontynuowałyśmy oglądanie filmu.



Wreszcie koniec! Chwała wszelkim bóstwom świata! Pisanie tego rozdziału sprawiało olbrzymie problemy. Mamy nadzieję, że wam, czytelnikom, którzy dotarli aż do tego rozdziału już trzeciej części Zakazanej Miłości, przynajmniej czytanie szło gładko i było przyjemne. Jak zwykle pozdrawiamy was serdecznie, nasze kochane Gwiazdeły, i informujemy, że to jeszcze nie jest nawet połowa opowieści. Obyście wy dotrwali do końca, a nam dopisywała wena. Dziękujemy, że z nami jesteście, chwała wam!

Hm, może nie ma na to zbyt wielkich szans, ale mamy aktualnie 187 followersów. Dacie radę dobić do magicznych 200 do końca tego roku? Spróbujmy! Przyjmujecie wyzwanie? :3

Nie zapomnijcie o komentarzach ❤ Strasznie za nimi tęsknimy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro