Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chelsea

– Kochanie, jak dobrze cię widzieć!

Stojąca w progu domu matka uśmiechnęła się szeroko. Jak zwykle prezentowała się nienagannie – z misternie ułożonego koka nie wystawał nawet pojedynczy włosek, perfekcyjny makijaż podkreślał urodę i tuszował prawdziwy wiek Celeste Ainsworth, a wygładzone czoło i lekko powiększone usta wyraźnie wskazywały na ingerencję chirurga plastycznego. Nie miałam bladego pojęcia, dlaczego w wieku niespełna pięćdziesięciu lat zdecydowała się na taki krok, jednak nie mieszałam się w decyzje, które podejmowała odnośnie do własnego ciała. Może postąpiła tak dlatego, że ojciec nadal wpatrywał się w nią, jakby była jedyną kobietą na świecie, a ona panicznie się obawiała, że wkrótce mu minie i znajdzie sobie młodszą, ładniejszą kochankę. Co było nierealne, bo każdy, kto tylko znał Alexandra Ainswortha, dobrze wiedział, że prędzej dałby się rozjechać wypasionym bentleyem stojącym w jego garażu, niż zdradził miłość swojego życia.

– Ciebie też, mamo. – Wspięłam się po marmurowych schodach, aż stanęłam na wprost rodzicielki. – Pięknie wyglądasz – pochwaliłam ją, pochylając się, aż moje usta spoczęły na pokrytym różem policzku. Jednocześnie owionął mnie lekko kwiatowy zapach najnowszej serii perfum, których produkcją zajmowała się firma zarządzana przez Celeste i Alexandra.

– Ty również, Chelsea. – Mama już wcześniej zlustrowała mnie uważnym wzrokiem, co było nieodłączną częścią każdego naszego spotkania. Zdążyłam się przyzwyczaić, więc kompletnie mi to nie przeszkadzało. – Widzę, że założyłaś sukienkę, którą ci kupiłam – rzekła z uznaniem.

– Stwierdziłam, że na dzisiaj idealnie pasuje – mruknęłam i pozwoliłam wprowadzić się do środka.

W domu panował przyjemny chłód, było czuć ogromną różnicę między temperaturą na zewnątrz i wewnątrz. Kroczyłam w stronę salonu, gdzie zawsze przed obiadem mama robiła nam drinki i przez chwilę plotkowałyśmy. Z odrobiną niepasującej do mnie melancholii stwierdziłam, że dom, w którym spędziłam większość swojego dotychczasowego życia, wciąż pachniał tak samo. Inspirowany stylem śródziemnomorskim oferował niezrównany kunszt, prywatność i wyjątkowe udogodnienia. Zapierające dech w piersi widoki wychodziły na góry Topa Topa i na ocean. Plan piętra zapewniał niestandardową kuchnię, która otwierała się na kącik śniadaniowy i wspaniały pokój z przestrzenią multimedialną.

Każda z czterech sypialni posiadała własną łazienkę, łóżko królewskich rozmiarów, wyjście na niewielki balkon i kominek z zawieszonym nad nim telewizorem. W całym domu rządziły białe lub kremowe kolory na ścianach oraz architektonicznie zaprojektowane sufity. Szafka na wino chowała różne roczniki najlepszych trunków, wśród których znajdowały się butelki nawet za dziesiątki tysięcy dolarów, podarowane jako prezent na różnorakie okazje.

Rozległa, jednoakrowa działka obejmowała ogrodzone wejście, garaż na trzy auta i duży podjazd. Ogród oraz całe otoczenie dookoła domu zostało zaprojektowane przez firmę lata temu – na przestrzeni czasu następowały różne zmiany, głównie dzięki inicjatywie mojej mamy. To samo dotyczyło wnętrza – od momentu zakupu posiadłości przez moich rodziców reorganizacji nastąpiło tyle, że nie policzyłabym ich na palcach swoich dłoni.

– Gdzie tata i Lee? – zapytałam kierowana ciekawością, gdy nie zauważyłam ani nie usłyszałam w pobliżu żadnego z nich. Przed domem stało zaparkowane gmc młodszego z braci Ainsworth, stąd wiedziałam, że szwagier mamy także został zaproszony na dzisiejszy obiad.

– Twój ojciec wymyślił, że właśnie teraz posadzą dwa nowe drzewka, które ostatnio kupił.

– Drzewka? – Uniosłam brwi, zastanawiając się, czy faktycznie dobrze usłyszałam. – Przecież zawsze zajmowała się tym firma.

– Lee wyśmiał Alexa, że nie potrafi pobrudzić sobie rąk, a znasz ojca, jeśli chodzi o jego dumę – wyjaśniła mama z uśmiechem na ustach.

– Muszę to zobaczyć! – Poderwałam się z kanapy, odstawiłam drinka i ruszyłam prosto do wyjścia na taras.

– Zawołaj ich do domu, jeśli już skończyli. Poproszę Lucille, żeby zaraz podała posiłek – zawołała za mną Celeste. Nie kłopotałam się z odpowiedzią, tylko poszłam prosto przed siebie.

Nie widziałam Lee, odkąd opuściłam jego dom po niezbyt przyjemnej rozmowie na temat mojego sposobu prowadzenia się i tego, że wychodzę z nieznajomymi w stanie głębokiej nietrzeźwości. Ani ja nie dążyłam do ponownej konfrontacji, ani on, co mnie cieszyło. Nie potrzebowałam jego kazań, byłam już dużą dziewczynką i doskonale wiedziałam, co mi groziło. Jeśli nie stało się nic złego, a przecież nie stało, nie warto było strzępić sobie języka.

Palące skórę słońce padło na mnie, ledwie wychyliłam twarz na zewnątrz. Z odległości kilkudziesięciu jardów dostrzegłam sylwetkę Lee, który wykopywał dołek w ziemi. Nigdzie nie zauważyłam ojca – najwidoczniej zadanie go przerosło, a przynajmniej tak przypuszczałam. Niemal natychmiast porzuciłam myśli o drugim z moich rodziców, gdyż widok brata taty bez koszulki, w nisko zawieszonych na biodrach spodniach, dogłębnie mną wstrząsnął. Jego plecy pokrywał pot, czoło także od niego lśniło, a ramiona napinały się przy każdym ruchu. Ślina napłynęła mi do ust, nie potrafiłam poruszyć się ani powiedzieć choćby jednego słowa – kompletnie nie spodziewałam się po sobie takiej reakcji.

W pewnym momencie młodszy z braci Ainsworth obrócił się i popatrzył prosto na mnie. Poczułam się, jakbym została przyłapana na gorącym uczynku – gorąc oblał całe moje ciało, oddech spłycił, a w brzuchu rozszalały się motyle. Stałam jak kretynka, krzyżując spojrzenie ze wzrokiem Lee, który zmrużył oczy, lecz tkwił w miejscu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, za to na mojej z pewnością odbijała się cała gama. Co dziwniejsze, wcześniej nic podobnego mi się nie przytrafiło – zawsze kontrolowałam sytuację i nigdy się nie zawstydzałam. Może dzisiejsze słońce mi zaszkodziło, bo nie widziałam innego wytłumaczenia.

– Przyszłaś mi pomóc czy się na mnie pogapić? – Lee przerwał milczenie. Nie wyglądał na zakłopotanego tym, że stał półnagi i przyłapał mnie na obserwowaniu.

– Jesteś bezczelny – skwitowałam, odzyskując pewność siebie, po czym powoli zeszłam po schodkach. Starałam się nie patrzeć na błyszczącą klatkę piersiową mężczyzny, a w jego oczy, w których czaiło się rozbawienie. – Znam o wiele przyjemniejsze widoki – odcięłam się, grając kompletnie niewzruszoną. Wolałam udawać, że nic się nie stało, niż przyznać, że przed chwilą coś we mnie drgnęło.

– Doprawdy? – Ainsworth odrzucił łopatę i zaczął podążać w moim kierunku, a jego tęczówki ciemniały z każdą sekundą. – Wydawało mi się, że pożerałaś mnie wzrokiem – ciągnął niezrażony i prawdopodobnie cholernie świadomy tego, że kłamałam.

– Słońce ci zaszkodziło – burknęłam. Nie zamierzałam przyznać mu racji, wolałabym, żeby piekło mnie pochłonęło. – Powinieneś zejść do cienia, bo jeszcze dostaniesz udaru – dodałam ze sztuczną troską, na co Lee wybuchnął głębokim śmiechem. Odchylił głowę, a ja zawiesiłam wzrok na jego jabłku Adama. I znów oblało mnie nieznośne gorąco, potęgowane padającymi na mnie promieniami.

– Naprawdę? – Lee nie odpuszczał. – Wyczuwam kłamstwo. Przysiągłbym, że spoglądałaś tak, bo ci się podobam – drażnił się.

– Masz czterdzieści jeden lat – fuknęłam z zaciśniętymi zębami. – Poza tym najwyraźniej zapomniałeś, że jesteś moim wujkiem.

– Przyszywanym. Tak łatwo cię podejść, młoda. – Złośliwy uśmiech rozciągnął wydatne usta mężczyzny, który usiłował wpędzić mnie w większe zakłopotanie. – Doskonale pamiętam, kim dla ciebie jestem, a myśl, że moglibyśmy razem... – Otrząsnął się, jakby samo wyobrażenie nas okazało się dla niego czymś koszmarnym. – Koniec tematu, bo przechodzi mi apetyt, a nie chciałbym rezygnować z popisowego obiadu przygotowanego przez Lucille. Żartowałem. Wyluzuj, dzieciaku.

– Nie jestem dzieciakiem! – zaprzeczyłam dla zasady. Brat ojczyma tylko wzruszył ramionami w odpowiedzi. – I dobrze wiem, że żartowałeś – skłamałam gładko. – Gdzie Alexander? – Rozejrzałam się, nadal nie widząc nigdzie męża mojej matki.

– Poszedł po nawóz do garażu i najwyraźniej zaginął. Ewentualnie pojechał po niego do miasta, bo pewnie wcale go nie miał – parsknął mój towarzysz. – Co u ciebie słychać?

– Wszystko dobrze – odpowiedziałam krótko. Zastanawiałam się, czy Lee poruszy temat tamtej imprezy i poranku, kiedy obudziłam się u niego, lecz on milczał w tej sprawie albo czekał, aż ja zacznę mówić. – A co u ciebie? – odbiłam piłeczkę.

– Również dobrze.

– Chelsea, Lee, chodźcie do domu. – W tarasowych drzwiach stanęła Celeste. – Obiad zaraz pojawi się na stole – oznajmiła.

– Już idziemy, mamo – rzuciłam, Lee przytaknął skinieniem głowy.

– Ogarnę się szybko i zaraz do was dołączę – zapowiedział, po czym wyminął mnie i zniknął w głębi domu.

Pozwoliłam sobie na pełen ulgi oddech, by zaraz odwrócić się na pięcie i podążyć śladem wujka. Tak naprawdę nie był moim wujkiem – nie łączyło nas pokrewieństwo, ponieważ Alexander nie był moim prawdziwym ojcem. Miałam trzy lata, gdy mój tata, William Fox, zmarł. Półtorej roku później mama poznała Alexandra Ainswortha. Dość szybko zakochali się w sobie, po roku Alex oświadczył się Celeste. Po ich ślubie zostałam przez niego adoptowana, a Lee wszedł w skład naszej rodziny i tak został moim wujkiem.

– Cześć, kochanie. – Tata objął mnie, ledwie weszłam do jadalni, gdzie na stole czekał półmisek z ostrygami Rockefeller, dwie sałatki i inne pyszności. Starałam się dbać o linię; bardzo zależało mi na moim wyglądzie, ale temu daniu nie potrafiłam się oprzeć. Wiedziałam, że nazajutrz czeka mnie intensywny trening na siłowni.

– Cześć. – Cmoknęłam go w gładki policzek, a Alex odsunął dla mnie krzesło. – Podobno wziąłeś się z Lee za sadzenie drzewek – nawiązałam do sytuacji na zewnątrz.

– Znasz mojego brata, nie odpuści – roześmiał się tata i zajął miejsce u szczytu stołu. Mama zasiadała na drugim końcu, natomiast krzesło dla Lee znajdowało się na wprost mnie.

– Ciągle siedzisz przyklejony do swojego fotela za biurkiem, więc chciałem sprawdzić, czy wciąż potrafisz zrobić coś własnymi rękami oprócz stukania w klawiaturę – oznajmił głośno jego brat. Kiedy na niego zerknęłam, miał już na sobie koszulę na krótki rękaw, co przyuważyłam z odrobiną żalu.

– Ktoś musi wypełniać swoje obowiązki – skomentował Alexander. – Lee, częstuj się – zachęcił. – Ty także – zwrócił się do mnie. – Rzadko do nas teraz zaglądasz – rzucił mimochodem. Nie umknął mi fakt, że razem z Celeste wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Jesteście zapracowani, dlatego nie chcę wam przeszkadzać – wymigałam się, nie mówiąc do końca prawdy. – Dzisiaj przyjechałam, więc cieszmy się tym dniem, dobrze?

– Co tak absorbuje twoją uwagę? – zapytał niewinnym tonem Lee. Pod wpływem jego przenikliwego wzroku prawie zaczęłam wiercić się na krześle; w ostatnim momencie powstrzymałam ten odruch.

– Mam kilka spraw na głowie – odpowiedziałam wymijająco nieco ostrzejszym głosem. – Chyba nie żądasz ode mnie, że zacznę ci się spowiadać?

– Ależ skąd – odparł kompletnie niewzruszony, gdy nabierał jedzenie na talerz. – Pytam z ciekawości, no chyba że to jakaś tajemnica. – Mrugnął do mnie. – Wyglądasz dzisiaj na zestresowaną – zauważył. Jego słowa spowodowały, że rodzice skupili na mnie uwagę.

– Kochanie? – Mama czekała na wyjaśnienia. Miałam ochotę kopnąć Lee pod stołem za jego niewyparzony język.

– Nic się nie dzieje, przyrzekam. – Posłałam rodzicielce uspokajający uśmiech. – Naprawdę. Lee opowiada bzdury, za długo przebywał na zewnątrz. Nie mam żadnych problemów, słowo skauta – dodałam odrobinę żartobliwie.

– Cieszymy się – wtrącił się Alexander. – W zasadzie chcieliśmy dzisiaj z tobą o czymś porozmawiać – podjął po chwili, mama zaś kiwnęła głową.

– O czym? – Odłożyłam sztućce, bo od razu poczułam narastający we mnie niepokój. W gardle uformowała się gula, więc nie było mowy, żebym cokolwiek przełknęła.

– O tym, żebyś zaczęła pracować w naszej firmie. – Tata zrzucił „bombę", po której zapadła cisza. Słychać było tylko nasze oddechy i nic więcej.

Zacisnęłam zęby, by od razu nie krzyknąć, chociaż miałam na to koszmarną ochotę. Od czasu do czasu powracał temat mojej pracy w rodzinnym biznesie. Najpierw były to delikatne sugestie, ale coraz częściej kierowano w moim kierunku uwagi, abym wdrażała się w coś, co prędzej czy później przejdzie w moje ręce.

Odetchnęłam głęboko. Spojrzenia wszystkich uczestników obiadu skierowały się w moją stronę, lecz spokój nie nadchodził. Nie lubiłam być do czegokolwiek przymuszana, a w tym momencie właśnie tak to odbierałam. Miły dzień odchodził w zapomnienie.

– Przecież wcześniej mówiłam, że nie jestem na to gotowa. Mieliście nie naciskać. – Z trudem powstrzymałam warknięcie. Po minach rozmówców zauważyłam, że mój ostrzejszy ton nie przeszedł niezauważony.

– Kochanie, nie naciskamy – zaprzeczył tata. Z oblicza mamy zniknął uśmiech zastąpiony neutralnym wyrazem twarzy. Udawała, o czym dobrze wiedziałam. – Sądziliśmy, że chciałabyś poznać firmę, w której...

– Alexandrze, dajmy temu spokój – poprosiła Celeste. – Jedzenie stygnie.

Atmosfera, jaka zapanowała w jadalni, skutecznie zniechęciła mnie do konsumpcji. Najchętniej zniknęłabym od razu, jednak zdecydowałam się zostać do końca. Postanowiłam przetrwać to popołudnie, które zamieniło się w totalne nieporozumienie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro