Rozdział 42. Co robimy w Walentynki? Cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA! Ze względu na pewne problemy ze stroną, polecam odświeżenie jej wraz z wejściem w każdy kolejny rozdział, gdyż dopiero wtedy wyświetli się całość!!    

-Panie Potter! Panno Granger! Panie Malfoy! Co się stało?! –krzyczała pani Pomfrey przerażona ich stanem, gdy tylko stanęli w drzwiach Skrzydła Szpitalnego.

Trójka uczniów faktycznie nie wyglądała zbyt widowiskowo. Harry'emu odchodziły delikatnie płaty skóry w niektórych miejscach, a resztę ciała pokrywały bąble mniejsze lub większe, Hermiona podobnie jak Harry pokryta była bąblami, choć nie w takiej ilości. Draco natomiast wyglądał najlepiej, choć też się nie obeszło bez oparzeń i kilku bąbli. Ślizgonowi najbardziej się oberwało, gdy postanowił ratować Pottera. Do teraz nie mógł uwierzyć, że on Draco Malfoy rzucił się nie zważając na własną krzywdę, by uratować Harry'ego Pottera. Gdyby to powiedział na głos w Wielkiej Sali chyba wszyscy by wybuchli śmiechem. Tak, to przecież absurd.

Tatuś byłby dumny... -mimo wszystko uśmiechnął się drwiąco.

-Niestety, pani Pomfrey, ale nie możemy powiedzieć. Wiemy tylko tyle, że to są oparzenia spowodowane zaklęciem powielająco-parzącym. –powiedział Harry z bólem.

Kobieta wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć, ale szybko się opanowała.

-Szybko! Kłaść mi się tutaj na łóżka! Powoli, żeby nie popękały, panie Malfoy!

Cała trójka położyła się na szpitalnych łóżkach i już po chwili poczuli przyjemne ochłodzenie rozchodzące się po ich ciałach wraz ze śmierdzącą, zieloną substancją.

-Nie mogę przecież tak cuchnąć! –przestraszył się Draco patrząc na pielęgniarkę z przerażeniem.

-W sumie to nic nowego, nie? –wyszczerzył się Harry, na co Draco zgromił go wzrokiem.

-Może dla ciebie. –warknął. –Mogłem cię tam zostawić, przynajmniej teraz bym tutaj nie zdychał.

Potter zaśmiał się wrednie. Hermiona zaś przewróciła oczami typu: „faceci..". Cieszyła się, że byli w domu. Mieli ogromne szczęście. W Gringotcie wszystko się skomplikowało i oczywiście poszło nie po ich myśli. Nie mogli tego przewidzieć. Na całe szczęście horkruks również został unicestwiony.

Nagle drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z trzaskiem i wpadła Jessica. Spojrzała na nich ze strachem i wyjąkała:

-Ginny i Blaise... już idą. Ginn nie może biegać w takim.. stanie.

Złotowłosa potrzebowała chwilę czasu, aby złapać oddech.

-Widzieliśmy..was... przez okno! –wydyszała.

-Spokojnie, Jess. Uspokój się. Wdech, wydech. –powiedział łagodnie Harry.

Po dosłownie chwili do Skrzydła wparowali Ginny z Blaisem.

-Co tam się wydarzyło? –zapytała z jękiem ruda, widząc w jakim są stanie jej przyjaciele. Nie ukrywała, że ich wygląd ją przeraził.

-Wpadliście parę minut za późno, wiewiórko. –odezwał się z ironią Draco. –Było o wiele gorzej.

Dziewczyny znacznie zbladły patrząc na nich z bólem w oczach.

-Jess..nie.. nie dotykaj.. –wyjęczał Harry, gdy ona automatycznie dotknęła jego twarzy. Odskoczyła od niego, posyłając mu przepraszające spojrzenie.

-Wybacz, Harry! Ja nie chciałam!

-Nie ma sprawy.. –uśmiechnął się blado widząc jej minę. –To wszystko zniknie bardzo szybko. Pani Pomfrey już o to zadba.

-Wyglądasz jakby cię tam ze skóry obdzierali!

-W sumie jakaś prawda w tym jest...

Złotowłosa zakryła dłońmi usta. Nie to chciała usłyszeć.

-Opowiadajcie co tam się działo. –odezwał się w końcu Zabini. –Przecież wszystko było zaplanowane, nic nie mogło...

-Później. –syknął Draco i zerknął znacząco na drzwi gabinetu pielęgniarki. –Nie wiesz, Zabini, że w TAKICH miejscach nie mówi się o TAKICH sprawach?

Jak na zawołanie ze wskazanych drzwi, wyszła pani Pomfrey z tacką buteleczek.

-Proszę, musicie jeszcze to wypić i będziecie jutro rano jak nowi.

-Świetnie. To łykniemy to coś i możemy wyjść? –zapytał z nadzieją Draco.

-Nie ma mowy, panie Malfoy! Musicie dzisiaj zostać tutaj na noc! Jeżeli rano nie zauważę już poparzeń to was wypuszczę. Ale póki co, musicie zostać, BEZ DYSKUSJI! –podniosła ton, gdy tylko zobaczyła, że Ślizgon ma coś jeszcze do powiedzenia.

Wszyscy zrobili zawiedzione miny, ale stwierdzili, że nie ma sensu się kłócić, bo i tak nic nie wskórają. Wypili zgodnie buteleczki obrzydliwie smakujących płynów, ledwo nie wypluwając ich zawartości.

-Pani Weasley, Riddle oraz panie Zabini, proszę natychmiast wyjść! Chorzy muszą odpocząć!

Przyjaciele mruknęli coś pod nosem, ale posłusznie wyszli, żegnając się uprzednio. Harry, Draco i Hermiona zostali znowu sami. Z jednej strony cieszył ich ten fakt. Naprawdę nie czuli się zbyt dobrze, choć eliksiry bardzo im pomogły.

-Kto by pomyślał, że Zabini zrobi się taki potulny. –spojrzał na zamknięte drzwi Malfoy.

-Nie ma innego wyjścia, skoro jest z Ginny. –westchnął Harry.

-Ty coś o tym wiesz co, Potter? –Draco uśmiechnął się drwiąco. Nawet poparzenia skóry nie zmienią tego.

-Możliwe. Ale ty, Malfoy chyba nie masz lepiej? –Harry odwzajemnił wrednie uśmiech.

Draco chciał już coś powiedzieć, ale nie dane było mu dokończyć.

-SPAĆ! –zagrzmiał głos pielęgniarki przy ich łóżkach.

Hermiona zamknęła oczy, próbując znaleźć pozycję, która będzie wygodna a zarazem nie przebije żadnego bąbla. Spanie na twardym łóżku w Skrzydle Szpitalnym wcale jej nie odpowiadało. Próbowała zapaść w sen, ale poczuła, że materac jej łóżka ugina się pod ciężarem.

-Dobranoc, kochanie. –pocałował ją blondyn delikatnie tak, aby nie zrobić jej krzywdy.

-Nie chcę spać sama.. –wyszeptała. Oddałaby teraz wszystko, żeby móc się w niego wtulić –Wszystko mnie boli.

-Ja też nie chcę, ale jak jutro już wyjdziemy, to będziemy do końca życia spać razem. I wiem, że cię boli, gdybym mógł to zabrałbym cały ten ból. Byłaś bardzo dzielna. –pocałował ją jeszcze w głowę i wrócił do siebie na łóżko. Nie czuł się sobą, choć musiał przyznać, że nie przeszkadzało mu to szczególnie. Kiedyś czułby się totalnie jak frajer, ale teraz... dla niej mógł być nawet frajerem, skoro widział, że się jej to podoba. Przyzwyczaił się do tego, że Granger zmieniała jego życie. Jeszcze zabrakło tylko tego, żeby zrobił się zbyt miły dla Weasleya. Prychnął na samą tą niemożliwą myśl.

~~*~~

Dwójkę Gryfonów i Ślizgona obudził z rana krzyk dyrektorki. Nie był to krzyk taki, jaki czasem stosuje na swoich lekcjach. Kobieta po prostu wpadła w furię i ciskała z oczu błyskawicami. Dawno nie widzieli na jej twarzy takiej wściekłości. Musieli przyznać, że... trochę się jej bali.

-Mówiliście, że nic się nie stanie! A wracacie ledwo żywi!

-Pani dyrektor, nic takiego nie mówiliśmy! –bronił się Harry. –Powiedzieliśmy, że nie mamy nawet pewności czy wrócimy!

-Nie denerwuj mnie, Potter! Nie będziecie ginąć na mojej warcie!

-Ale pani profesor, my żyjemy...

Kobieta nie dała mu nawet dokończyć zdania.

-Jeszcze! Jak zaraz dobiorę wam się do skóry...

Draco zrobił przerażoną minę i wzdrygnął się.

-Nie! Dopiero ozdrowiała!

Dyrektorka spojrzała na nich srogim spojrzeniem. Jej usta zadrgały niebezpiecznie.

-Na wasze szczęście! Inaczej bym zrobiła z nią coś o wiele gorszego!

Spojrzeli na nią z przestrachem, czekając na dalszą reprymendę. Zauważyli w jej oczach coś na kształt triumfu, ale już więcej nie krzyknęła, a jej twarz znowu stała się maską opanowania.

-Poppy, kiedy mogą wyjść? –zwróciła się do pielęgniarki.

-Za chwilę. Dam im tylko eliksir pieprzowy i mogą sobie iść.

-Może powiecie mi co się stało? –znów zwróciła się do nich.

-Dobrze pani wie, że nie możemy. –powiedział dobitnie Harry.

-Potter, wiesz, że nikomu o tym nie powiem. Możesz zaufać mi tak, jak ufałeś profesorowi Dumbledorowi.

-Tu nie chodzi o zaufanie, pani profesor! Gdy Voldemort panią dopadnie i będzie torturował?! Spróbuje dostać się do pani umysłu dzięki leglimencji tylko dlatego, że pani o wszystkim wie?! Chcę uniknąć takich sytuacji. Nie chcę pani, ani nikogo innego w to wszystko wciągać. Nie możemy ryzykować. Już i tak za dużo osób jest w to wszystko wplątane.

Kobieta popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę groźnym spojrzeniem, po czym odetchnęła i powiedziała już spokojniej. Chyba domyśliła się, że nie zmieni zdania.

-No dobrze, wierzę ci, Potter. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i powodzenia.

-Dziękujemy. –odrzekła cała trójka.

Pani Pomfrey potrzebowała chwili, aby się otrząsnąć po wymianie zdań, która miała miejsce przed chwilą.

-Proszę to wypić. –podała im dymiący eliksir.

Wszyscy skrzywili się zgodnie.

-Trzeba było się nie pakować w kłopoty! A teraz możecie iść! –fuknęła na nich ze złością. –Następnym razem uważajcie, bo wiecznie was wyciągać z tarapatów nie będę!

Cała trójka podniosła się z łóżek i wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Dzięki magicznym dłoniom pani Pomfrey zniknęły wszelkie ślady ich wczorajszej podróży. Z radością rozciągali się wiedząc, że tym razem nic ich nie zaboli. Gdyby Hogwart nie miał kogoś takiego jak ta złota kobieta, to w tym momencie nie wiedzieli czy jeszcze by żyli.

-Musimy to wszystko omówić. –szepnął do nich Potter.

-Zwołaj resztę i spotkajmy się u nas. –zaproponowała Hermiona.

-Dobra. Za niedługo będziemy.

Zostawił dwójkę prefektów samych.

-Draco, chciałam ci powiedzieć, że byłeś cudowny. Gdyby nie ty, to byśmy tego nie przeżyli. I dziękuję ci, że uratowałeś Harry'ego. –pochwaliła chłopaka i namiętnie pocałowała. Draco musiał przyznać, że jej pocałunek był wystarczającą nagrodą.

-Ja za to nie wierzę, że to zrobiłem. Chyba zacząłem go lubić. –uśmiechnął się drwiąco.- Zdziwiłem się tylko, że mogłem podnieść ten miecz. Przecież tylko Gryfoni mogą go podnieść.

-Tak, mnie też to zaskoczyło. Muszę poczytać o tym mieczu, może gdzieś pisze o jakichś wyjątkach.

Draco roześmiał się, a Hermiona spojrzała na niego pytająco.

-Może powinienem być Gryfonem i przystąpić jeszcze raz do Ceremonii Przydziału?

-Tak, tak, na pewno. –zawtórowała mu śmiechem. –Byłbyś idealnym Gryfonem.

Weszli do swojego Pokoju Wspólnego. Nie było ich jeden dzień, ale wręcz marzyli o tym żeby rzucić się na łóżko i wyspać. Mieli rację. Następne dni miały być coraz cięższe. Teraz mógł być to jedyny moment, kiedy mieli odpocząć. I to też nie za długo, bo zaraz mieli się u nich pojawić ich przyjaciele.

-Ach, na reszcie w domu! –wyciągnęła ręce Hermiona rozciągając się.

-Nie przesadzaj, nie było nas tylko chwilę. Raczej powinnaś powiedzieć: Ach na reszcie sami!

Przyciągnął ją do siebie i głęboko pocałował. Przez chwilę w banku Gringotta bał się, że może ją stracić. Że to widmo, które wyszło z horkruksa ją zniszczy, albo, że po prostu nie uda im się wyjść stamtąd cali. Na całe szczęście walczyli. Musieli walczyć. Nie pogodziłby się z myślą, że miałoby jej nie być. Chciał mieć ją przy sobie już na zawsze. Może nie da jej tego, co oczekuje, ale będzie się starał.

-O wiele ładniej wyglądasz jak nie jesteś moją ciotką. –pogłaskał ją po policzku z drwiącym uśmiechem, na co Hermiona roześmiała się perliście. Po chwili ponownie zasmakował jej ust, wkładając pod koszulkę dłoń.

-Draco! Oni zaraz tu będą! Nie chcę powtórki z ostatniego. –powiedziała ostro i odsunęła się od niego.

-To chodźmy do sypialni i się tam zamknijmy. –stwierdził z łobuzerskim uśmiechem.

-Nie ma mowy, mieliśmy mieć spotkanie! Wiesz dobrze, że to nie może czekać.

Spojrzała na niego wymownie, ale Dracona to nie przekonywało. Naprawdę w tym momencie chciał mieć ją tylko dla siebie.

-A ja mogę? –zapytał z przekąsem, ale widząc jej minę odpuścił. –To może tylko całusa?

Zrobił tak nieszczęśliwą minę, że aż jej się zrobiło przykro.

-Jaki ty jesteś uparty, Malfoy. Zgoda ale tylko jednego. –Pocałowała go zachłannie, ale krótko. To wystarczyło, bo już po chwili do salonu weszli ich przyjaciele.

-No typowe. Zostawić ich na chwilę samych, a zaczną pływać w ślinie.

-Odwal się, Zabini. –warknął rozeźlony Draco.

Chłopak zaśmiał się, ale zirytowana Ginny im przerwała.

-Możecie przestać?! Chciałabym usłyszeć co się wczoraj stało, że wyglądaliście tak jak wyglądaliście. Opowiadajcie w końcu! Wiecie jak się o was martwiliśmy?!

Chłopaki uspokoili się nieco, a Harry zaczął opowiadać wczorajsze wydarzenia starając się nic nie pominąć. W końcu ktoś może coś wyłapać, co się przyda do następnej misji. Wszyscy słuchali więc w skupieniu z lekko otwartym oczami i przerażonymi minami. W trakcie historii Harry zamienił się z Hermioną i Malfoyem, którzy widzieli więcej od niego. Gdy doszli do momentu podniesienia przez Ślizgona miecza Gryffindora wybuchła fala podziwu i zaskoczenia.

-Jak żeś podniósł ten mieczyk, Smoku? Może w tobie są jakieś ukryte cechy Gryfona, co?

Draco wyczuł w głosie przyjaciela ironię, więc spojrzał na niego morderczo, ale nie odgryzając się zastanowił się głęboko.

-Szczerze to sam nie wiem, jak udało mi się go wziąć do ręki. Pomyślałem tylko to, że chcę chronić Hermionę i wydostać nas z tego cholernego pomieszczenia. Wiedziałem, że muszę zniszczyć tą kiczowatą czarkę i wtedy dał mi się po prostu dotknąć.

Hermiona popatrzyła na niego z czułością. Więc to miłość do niej pozwoliła mu na dotknięcie miecza i uratowanie ich. Nie wątpiła w niego, ale musiała przyznać, że naprawdę jej zaimponował. Żeby mógł dotknąć ten miecz, musiał posiadać w sobie naprawdę ogromne pokłady uczuć do niej. Złapała jego dłoń, a on odwzajemnił uścisk z lekkim uśmiechem. Wiedziała, że nie lubił mówić o swoich uczuciach, a do tego przy takiej ilości obecnych osób.

-Harry, cieszę się, że wam się udało przeżyć, zniszczyć tego horkruksa i uciec, ale... ojciec już na pewno wie po co byliście w Banku Gringotta. To była niebezpieczna misja, dobrze zaplanowana, a wyszło tak jak wyszło. Teraz już nie będzie tak łatwo. –powiedziała cicho Jessica. Harry spojrzał na nią z zastanowieniem.

-Możliwe, że nie wie. Horkruksy nie przenoszą informacji do niego, choć pewnie czuje, że coś się dzieje, że słabnie.

-Nie mówię o horkruksach, a o Śmierciożercach. Wszystko mu powiedzą.

-Mam nadzieję, że nie. Będą się bali jego gniewu, że mieli pilnować tego co im kazał, a dali się podejść trójce nastolatków. Boję się tylko tego, Jess, że twój ojciec będzie się zastanawiał skąd mieliśmy włosy Bellatriks i Yaxleya..

Ślizgonka zbladła lekko. O tym nie pomyślała wcześniej. I co teraz? Nie chciała, aby ojciec odkrył w ten sposób jej zdradę. Wiedziała, że kiedyś się dowie, ale nie miało to wyglądać tak.

-Twój ojciec nic ci nie zarzuci, Jess. Bądź spokojna. –Hermiona chwyciła pocieszająco jej rękę.

-To co nam jeszcze zostało? –zapytała Ginny.

-Wąż i diadem. –odpowiedziała jej szybko brązowooka. –Co może być siódmym i czy w ogóle istnieje nie mamy pojęcia.

-Diadem to wiem, że jest gdzieś w szkole, ale muszę pomyśleć gdzie.. –zastanowiła się Jessica. –Jakieś ważne dla mojego ojca miejsce... Może salon Slytherinu?

-Raczej wątpię. Nie zostawiłby tak ważnej rzeczy na oczach wszystkich uczniów domu Slytherina. Uważam, że raczej gdzieś go ukrył. Ale może być wszędzie. Hogwart jest ogromny.

-Tak, ale tak czy siak, musimy go znaleźć. Więc czemu nie sprawdzić tam, gdzie nam wpadnie jakiś pomysł?

-Masz rację, Jess. Rozdzielimy się i będziemy go szukać.

Wszyscy westchnęli. Harry wstał.

-Malfoy, chciałbym ci podziękować.

Zaskoczone spojrzenie całej paczki uczniów zwróciło się na Harry'ego. Sam Draco Malfoy spojrzał na niego tak, jakby właśnie Harry Potter oświadczył, że mu dziękuje. No ale zaraz... przecież właśnie to zrobił.

-Uratowałeś życie Hermiony i moje. Zniszczyłeś horkruksa, udowodniłeś, że jesteś z nami i jesteś nam wierny. Przepraszam, że cię źle oceniłem i dziękuję ci. Wybaczyłem ci już dawno, teraz po prostu już wiem, że mogę ci zaufać.

Harry wyciągnął do niego rękę, a Draco ją uścisnął.

-Spoko, stary.

Wszyscy się uśmiechnęli. Natomiast Potter i Malfoy wiedzieli, że nie było to tylko podziękowanie za uratowanie życia. To było wybaczenie wszystkich lat, zapowiadające na bardzo trwałą i prawdziwą przyjaźń. Tylko czy los będzie dla nich łaskawy?

~~*~~

-Dziewczyny, rozchmurzamy się! Już jutro walentynki! –krzyknęła Ginny wpadając do sypialni Hermiony, gdzie ona wraz z Jessicą leżały na jej łóżku i uczyły się do egzaminów z niezadowolonymi minami.

-Serio? Myślę, że ten dzień będzie tak samo obchodzony jak od dwóch tygodni.. –mruknęła Jessica ze złością.

-To znaczy jak? –zapytała zdziwiona ruda. Nie miała pojęcia o co chodzi jej przyjaciółkom.

-Tak, że nasi MĘŻCZYŹNI nie wiedzą, że istniejemy. –westchnęła Hermiona. –Nie wierzę, że to mówię, ale Draco siedzi cały czas z Harrym. Rozumiesz, Ginn? Malfoy i Potter razem! Siedzą i myślą jak zniszczyć horkruksy i takie tam..

-Dokładnie-potwierdziła Ślizgonka. -Harry jest tak zajęty pogonią za moim ojcem i rozpracowywaniem planów na znalezienie horkruksa, że chyba już nie wie jak wyglądam..

Ginny zrobiła zaskoczoną minę.

-Dziwne. Blaise siedzi większość dnia ze mną...

-Bo ty jesteś w ciąży i musi się tobą zająć. Dobre! Może też zajdę w ciążę? –zapytała Jessica z ironią.

-Jesteś w związku z Harrym Potterem. Obawiam się, że nawet to go nie ruszy. –stwierdziła brązowooka z kolejnym westchnięciem.

-A Malfoya by ruszyło? Może dla ciebie jest jakaś nadzieja?

-Nie. Myślę, że w tym momencie by nie ruszyło. On nawet by nie przyjął do wiadomości czegoś takiego, bo by tego nie usłyszał. Jak do niego mówię, to jak do ściany.

Ponowne westchnięcie.

-Na pewno coś wymyślą! Przecież nie może być tak źle. –przekonywała je Ginny. Najbardziej była zaskoczona postawą Hermiony. Gryfonka nigdy nie przepadała za tym świętem, tylko rok temu z nadzieją czekała aż jakiś kupidyn przyniesie jej kartkę walentynkową od Rona. Niestety jej brat był na to zbyt głupi. Czyżby związek z Malfoyem tak bardzo zmienił światopogląd Hermiony?

-Nie ważne, zobaczy się. A wy co robicie na Walentego? –zapytała od niechcenia Hermiona.

-Och, Blaise poprosił McGonagall, żebyśmy mogli wyjechać! Myślałam, że się nie zgodzi. Po waszej ostatniej wyprawie to było dosyć ryzykowne, ale dała nam zgodę.

-Gdzie wyjeżdżacie? –obie spojrzały na nią zaskoczone.

-Do Francji! Cudownie, prawda?

-Jak romantycznie.. –powiedziały ze zbolałymi minami pełnymi zazdrości.

-Blaise przynajmniej się o ciebie stara. Pamięta też o takim głupim święcie jak Walentynki.

-Jesteście po prostu niemożliwe. Uwierzcie wy we swoich ukochanych. –powiedziała z przekąsem.

-Ginny, ja chodzę z Draconem Malfoyem, czy on ci wygląda na romantyka?

-A ja chodzę z Harrym Potterem. Twoim byłym. Czy widziałaś u niego w momencie gdy robił coś tak ważnego jak ściganie czarnoksiężników, przebłyski zainteresowania twoją osobą?

Ginny nie odpowiedziała żadnej z nich tylko spojrzała na nie prosząco. Hermiona zignorowała to spojrzenie i zwróciła się do Jessiki.

-Myślisz, że nasi coś wymyślą?

-Wątpię.

-No ja tak samo. Sprawa zamknięta, Ginny.

~~*~~

-Cześć, kochanie! –na kolana Harry'ego wskoczyła Jessica.

-Cześć, Jess. –pocałował ją szybko w policzek i powrócił do studiowania mapy huncwotów. Złotowłosa postanowiła się jednak nie zniechęcać.

-Wiesz jaki dzisiaj dzień? –zapytała głaszcząc go po włosach.

-Trzynastego lutego?

Jessice zaświeciły się oczy.

-Zgadza się. A jutro?

-Czternastego. Jess, mogę wiedzieć o co chodzi? Przepraszam cię, ale jestem trochę zajęty. Porozmawiamy wieczorem?

-O nic, już nie ważne. –westchnęła. -Jasne, napisz do mnie, jak będę miała gdzieś przyjść. Będę u siebie albo u Hermiony.

-Kochanie, nie bądź zła. Naprawdę przepraszam. Wiesz, że muszę to zrobić, żeby było dobrze. Poszukam cię wieczorem, obiecuję.

-No dobrze... –wstała i zawiedziona ruszyła do pokoju Hermiony.

~~*~~

-Draco! –Hermiona uwiesiła się szyi swojego chłopaka.

-Co jest, maleńka? –pocałował ją gorąco.

Mimo iż była na niego zła za ostatnie dwa tygodnie, to od jego pocałunku zakręciło jej się w głowie. Uwielbiała to, jak na nią działał.

-Wiesz jak się długo nie widzieliśmy? –zapytała z wyrzutem.

-Przepraszam, ale wiesz dobrze, że pomagam Potterowi... Tak wiem, że to dziwnie brzmi. Po prostu chcę się przyczynić do tego wszystkiego. Wtedy już do końca życia będę żył po swojemu, tak jak ja chcę, a nie mój ojciec. Będę żył z ludźmi których kocham i pokieruję moim życiem tak, jak mam ochotę. Razem z tobą. –uśmiechnął się łobuzersko. Chyba sam do końca nie zdawał sobie sprawy z tego co właśnie powiedział. Naprawdę zaczynał robić się miękki.

-Tak, to bardzo miłe i cieszę się z tego, że tak o tym wszystkim myślisz, ale mógłbyś chociaż chwilę dla mnie poświęcić! Jesteś już prawie jak Harry!

-Ej, Granger, nie obrażaj mnie. –powiedział groźnie na nią patrząc, by po chwili znów się uśmiechnąć.-Poświęcę nawet milion chwil. Obiecuję, że cały przyszły tydzień jest dla ciebie.

-Od jutra? –zapytała z nadzieją.

-Od poniedziałku. Jutro mamy zrobić plan, kto gdzie będzie węszył za tą śmieszną koronką. Riddle ma trochę pomysłów, ale tam gdzie sprawdzaliśmy nic nie ma.

Hermiona kiwnęła ponuro głową, zasmuciła się i wyszła. Ona również poniosła klęskę.

~~*~~

W pokoju Prefekta Naczelnego Gryffindoru odbywały się właśnie lamenty dwóch przyjaciółek. Tylko Ginny przysłuchiwała im się ze zniecierpliwioną miną. Nie poznawała ich i miała dosyć ich zachowania.

-Oni nic się z nami nie liczą! –krzyknęła Hermiona. –Głupie horkruksy.

-Dokładnie! Wolą chronić świat niż spędzić z nami dzień zakochanych! –zawtórowała jej Jess.

-Czy wy siebie słyszycie? –zapytała ze śmiechem Weasleyówna.

-O co ci chodzi, Ginn? –wycelowały równocześnie pytanie w jej stronę.

-Właśnie cierpicie z tego powodu, że wasi chłopcy wolą ratować świat, aby móc później na nim żyć z wami, tylko dlatego, że nie chcecie spędzić samotnie walentynek.

Dziewczyny zrobiły groźną minę.

-Ginny, oni mogą sobie zrobić jeden głupi dzień wolne. Jeżeli nas nie zaproszą, to same spędzimy to święto!

-Dokładnie! Otworzymy pełno butelek wina i zrobimy babski wieczór!

Ginny przewróciła oczami wydając z siebie głośne westchnięcie. Czuła, że traci wiarę w ludzkość.

-Zapowiada wam się ciekawy dzień widzę..

-Dokładnie tak! Wtedy to ty nam będziesz zazdrościła!

-Na pewno...

Ginny Weasley jednak wcale nie wyglądała na przekonaną. Wręcz przeciwnie, bała się, że ten dzień skończy się katastrofą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro