Rozdział 47. Pożegnanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry zmierzał w stronę Zakazanego Lasu. Wiedział, że musi to zrobić, inaczej wszystkie mu bliskie osoby nadal będą ginąć. Czuł się winny temu wszystkiemu. Poświęcali za niego własne życia. Walczyli o dobro, lecz wydawałoby się, że on nie zrobił nic. Zniszczył parę horkruksów, lecz ich właściciel wciąż był kilka kroków przed nim. Właśnie teraz miał iść na spotkanie z nim. Na starcie ze śmiercią. Wiedział, że nie przeżyje. Nie miał do tego prawa. Jedyne co twardo trzymało go przy decyzji było ujrzenie po raz ostatni ukochanej. Jessica na pewno tam była i na niego czekała. Czuł jej strach, rozpacz. Jej widok miał dać mu siły, aby umrzeć tak jak było mu pisane. Stanie ze śmiercią jak równy z równym.

Jego oddech zaczął robić się płytszy. Zacisnął mocno pięści, próbując sobie dodać odwagi. Robił to dla bliskich oraz dla wszystkich ludzi. Czym było jego życie przy życiu miliardów innych? Był tak zamyślony i skupiony, że nie usłyszał jak ktoś podbiega do niego i łapie od tyłu w pasie mocno się wtulając w jego plecy. Po znajomym zapachu rozpoznał Jessicę.

-Harry! Dlaczego tam idziesz?! –wyszeptała cicho.

Zacisnął usta, walcząc sam ze sobą. Teraz najbardziej chciałby chwycić jej dłoń i teleportować się z nią jak najdalej. Nie mógł jednak tego zrobić. Odwrócił się w jej stronę i spojrzał w oczy.

-Muszę. Już dość ludzi zginęło przeze mnie. Nie mogę pozwolić, aby ginęło jeszcze więcej. Jestem za nich odpowiedzialny, Jess.

Złotowłosa skinęła głową, a po jej policzku pociekła samotna łza, którą Harry starł delikatnym pocałunkiem.

-Nie chcę tego, Harry. Nie chcę abyś tam poszedł. Wtedy... Ty...

-Ja też tego nie chcę. Bądź silna, dobrze? Nie mam zamiaru się nawet bronić. Będę mu poddany. Chcę wtedy patrzeć na ciebie. Chcę, byś była moim ostatnim wspomnieniem. Tym najpiękniejszym.

Jessica czuła jak po jej policzkach leciało coraz więcej łez. Nie potrafiła sobie z tym poradzić. Wiedziała, że musi być silna. Jej chłopakiem był Harry Potter.

-Nie możesz płakać.-powiedział łagodnie cały czas wycierając opuszkami palców słone kropelki.- Twój ojciec nie może się dowiedzieć o nas, bo ty również zginiesz. To ty musisz mnie do niego zaprowadzić. Pokazać mu, że jesteś silna.

Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem. Miała go zaprowadzić na pewną śmierć?! Postawić przed ojcem i czekać aż padnie martwy u jego stóp?! Nie mogła tego zrobić.

-Nie.. ja nie mogę.. –zaczęła z drżącym głosem.

-Musisz, Jess. –pogładził ją po policzku i zaśmiał się. –To takie nierealne. Zakochałem się w córce mojego wroga.

Jessice zadrgały usta, lecz nie pozwoliła wypłynąć kolejnym łzom. Przecież postanowiła już dawno po której stronie stoi. Chciała pomóc Harry'emu. Teraz on od niej czegoś oczekuje. Czegoś okrutnego, ale musi się na to zgodzić. Taka była jego wola.

-Harry.. musisz jeszcze wiedzieć.. Hermiona i Draco poszli zniszczyć diadem. Odkryliśmy gdzie może się znajdować.

-To świetnie. –uśmiechnął się. -To została wam jeszcze Nagini i wtedy musicie go zabić. Dacie radę. Będzie osłabiony, więc wspólnymi siłami sobie poradzicie. Będę wciąż z wami obecny, do końca.

-Dlaczego się tak poddajesz?! –wykrzyknęła i uderzyła go lekko w tors.-Miałeś to dokończyć! Jesteś Wybrańcem!

-Widocznie jestem nim tylko dlatego, że muszę zginąć. Bez waszej pomocy nie doszedłbym aż tutaj. Nie mamy już czasu, Jess. Weź różdżkę i prowadź mnie tak, jakbyś to ty mnie tutaj przyprowadziła. Bądź silna i nie poddawaj się. Wiem, że potrafisz. W końcu twój ojciec to potężny czarodziej.

Jessica przełknęła ślinę walcząc sama ze sobą. Drżącą różdżką wyczarowała na jego rękach więzy, a następnie przyłożyła ją do szyi chłopaka.

-Kocham cię.. –wyszeptała wprost do jego ucha, po czym pocałowała go czule. To miał być ich ostatni pocałunek. Ruszyli przed siebie. Wyszli na polankę, gdzie czekał na nich Voldemort z kilkorgiem swoich śmierciożerców. Wszyscy obserwowali ich z podłymi uśmiechami i szyderstwami.

-Ojcze! –powiedziała głośno pewnym siebie głosem. –Mam Pottera!

-Doskonale, Jessico! Tak jak przystało na córkę Czarnego Pana! Możesz już go puścić. Teraz należy do mnie.

Dziewczyna posłusznie puściła chłopaka przecinając jego liny i podeszła do ojca nie spuszczając wzroku z Harry'ego. Była strasznie nerwowa. Bała się, że zaraz wskoczy między ojca a ukochanego, aby uratować jego życie. Harry by jej tego nigdy nie wybaczył.

-Harry, Harry, Harry... zostałeś tu przyprowadzony przez dziewczynę, której zaufałeś. To smutne, prawda? Jaka ta miłość może być ślepa i zdradliwa. –wysyczał z pogardą Voldemort.

-Trochę tak, bo ją pokochałem. I mimo, że jest twoją córką nadal będę ją kochał. –powiedział twardo, na co Jessice popłynęło z oczu parę łez. Miała być silna! Jej ojciec natomiast roześmiał się głośno.

-Miłość! To nic nie warte uczucie! Zaślepiła cię! Zniszczyła! To właśnie ona doprowadziła do twojej śmierci!

-Może i tak! Ale dla mnie jest najważniejsza. Ty nigdy tego nie zrozumiesz.

-Masz rację. Dlatego, że to słabe uczucie. Inaczej nie stał byś teraz przede mną, Harry Potterze. Zginiesz z mojej ręki tak, jak było to przewidziane. Czy nie mówiłem ci, Harry, że to ja zwyciężę?

-Zabijesz mnie. Ale to nie znaczy, że wygrasz tą bitwę. W Hogwarcie wciąż są ludzie, którzy będą chcieli cię zniszczyć. Nie wygrasz z nimi. Nie wygrasz z miłością.

Stanął w miejscu czekając na uderzenie. Teraz był już gotowy. Nie bał się. Spełniał swoje przeznaczenie. Spojrzał na ukochaną z miłością. Była przerażona, ale silna.

-Czekałem dość długo, aby w końcu to zakończyć... Avada Kedavra!

Błysnęło zielone światło, które po chwili ugodziło go w pierś. Ostatnie co usłyszał, to był krzyk Jessiki.

I nastała pustka.

Nie czuł nic.

Aż po chwili zauważył światełko. Czy to było to światełko, które miało go zaprowadzić dalej?

-Witaj, Harry.

Rozejrzał się szybko szukając źródła głosu. Próbując przyzwyczaić oczy do oślepiającego blasku zauważył Dumbledore'a, swoich rodziców i wszystkich bliskich, którzy pożegnali się z życiem. Najbardziej zaskoczył go widok Ginny i Blaise'a. Podszedł do nich wolno, nie wierząc w to co widzi.

-Czy wy..

-Tak, Harry. Umarliśmy. –powiedział duch Ginny z łagodnym uśmiechem.

-Nie.. To nie może być prawda, wy nie mogliście...

-Potter, nie tragizuj. Teraz też będziemy szczęśliwi. –odpowiedział Zabini –Tylko szkoda, że bez was.

-Zostawiliśmy dla was list. Obawialiśmy się, że możemy nie przeżyć. Nie żałujemy tego, naprawdę. Byliśmy na to gotowi. –powiedziała cicho Ginny.

-Ale wasze dziecko.. –zaczął Potter.

Po policzkach rudej przyjaciółki popłynęły łzy. Złapała się mimowolnie za swój brzuch.

-Tak.. To najbardziej bolesne z tego wszystkiego. Kochamy je mimo wszystko. Mimo iż nie mogliśmy go wychować. Was też kochamy. Nie zapomnijcie o tym.

-Czy... ja też umarłem?

-To zależy od ciebie, synku. –odezwała się jego matka. W końcu oderwał swój wzrok od przyjaciół i spojrzał na nią. W jego oczach lśniły łzy. W końcu mógł ją zobaczyć. Żałował tylko, że nie mógł jej przytulić.

-Mam wybór?

-Oczywiście. Zawsze istnieje wybór. Możesz wrócić i zakończyć to co zacząłeś. Pomóc przyjaciołom, wieść piękne życie.

-Ale mogę zostać z wami?

-Możesz, jeśli tylko tego chcesz. Jednak wrócisz tutaj wtedy, kiedy nadejdzie twój czas. Nie opuszczasz nas na zawsze.

-Tak bardzo was mi brakuje. –wyszeptał.

-Nam ciebie też, ale wiemy, że się spotkamy. Będziemy znowu rodziną, synku.

-Czy... czy mam dość siły, aby dać mu radę?

-Tak, masz całe pokłady siły, lecz nie jesteś sam. Masz przyjaciół, którzy nie opuszczą cię w żadnej chwili.

-Jak to się stało, że przeżyłem? –zadał pytanie, które go nurtowało od samego początku, gdy dowiedział się, że ma wybór.

-Och, to cząstka Voldemorta, która żyła w tobie zginęła. Swoją nadal masz całą. Wzmocniła to wszystko twoja krew, którą użył na cmentarzu do odrodzenia siebie. Łączy was wspólna więź nie tylko poprzez myśli. Harry, kończy się twój czas. Jaka jest twoja decyzja?

Gryfon spojrzał po wszystkich z bólem w oczach. Tak dużo by dał, żeby mogli być razem z nim.

-Przepraszam, że przeze mnie tu trafiliście..

-Potter, nie wygaduj głupot, tylko spieprzaj stąd! I powiedz Draco i Hermionie, że nie mają się obwiniać za naszą śmierć! Przekaż, że wszystkich ich kochamy!

Harry uśmiechnął się do nich przez łzy. Podjął jednak decyzję. Miał jeszcze wiele spraw do ułożenia. Czekali na niego.

-Wracam!

Otworzył oczy. Leżał na trawie w Zakazanym Lesie. Musiała minąć zaledwie chwila. Usłyszał radość śmierciożerców oraz Voldemorta. Postanowił się nie ruszać. W tej chwili nie miał szans na ucieczkę.

-Mówiłem, że był słaby! Jestem niezwyciężony!

Usłyszał także płacz Jessiki. Tak bardzo chciałby jej w tej chwili powiedzieć, że żyje, że wszystko będzie dobrze. Przytulić i poprosić, aby już nie płakała. Powiedzieć, że teraz już zawsze będą razem i nic ich nie rozdzieli. Wrócił tutaj dla niej.

-Nie płacz, córko! On nie był ciebie godzien! Teraz będziemy niepokonani! Wspólnie będziemy rządzić światem! Crucio!

Harry był na to gotowy. Wiedział, że będą go torturować. Przecież nie odpuszczą mu nawet po śmierci. Nie interesowało ich, że nie krzyknie, po prostu chcieli mieć to poczucie, że był słaby, że to oni zwyciężyli.

-Nie żyje! –potwierdzili uradowani śmierciożercy, kłaniający się przed swoim panem.

-Hagridzie! -zawołał zadowolony Voldemort. Śmierciożercy wyciągnęli z lasu Hagrida. Półolbrzym patrzył z niedowierzaniem na leżącego Harry'ego. Jego cała siła natychmiast wyparowała. -Poniesiesz Harry'ego. Niech cały Hogwart wie, że był słaby i zginął z mojej ręki!

Hagrid ze łzami w oczach wziął na ręce jak mu się zdawało, martwego przyjaciela.

-Harry! Mój Harry..

Brunet nie mógł pokazać, że żyje choć bardzo pragnął to zrobić. Nie mógł już znieść płaczu ukochanej, która szła obok niego. Była zaledwie metr od niego. Tak blisko. Na wyciągnięcie ręki.

-Hogwarcie! –usłyszał głos Voldemorta, roznoszący się po błoniach. -Wyjdźcie przed zamek! Zobaczcie jak wasz ukochany bohater skończył! Jest martwy! Nie ochronił was, a wręcz doprowadził do niepotrzebnych śmierci! Taki właśnie był Harry Potter! Zakłamany! Tchórzliwy!

Gdy zbliżali się do zamku, Harry zobaczył, jak wszyscy zaczynają wychodzić i z niedowierzaniem patrzeć na nich. Zobaczył Hermionę i Draco trzymających się za ręce, całą rodzinę Weasley, ale bez Freda. Co się stało z Fredem? Rozpoznał także paru członków Zakonu Feniksa. Jednak wydawało się ich znacznie mniej. W tłumie stali poranieni nauczyciele i uczniowie. Ich rodziny. W powietrzu unosił się zapach krwi.

~~*~~

Hermiona z kamienną miną patrzyła, jak Voldemort każe położyć sobie pod nogami ciało martwego Harry'ego. Nie mogła w to uwierzyć. Harry nie mógł umrzeć. To wszystko było tylko chorym snem! Spojrzała na Jessicę. Ślizgonka wyglądała na bliską załamania. Płakała.

-WIDZICIE?! WASZ BOHATER! NIE ŻYJE!

-To niemożliwe! –wokoło nich rozległy się niedowierzające krzyki.

Hermiona rozpłakała się i wtuliła w stojącego obok Malfoya. Chłopak objął ją delikatnie, patrząc z nienawiścią na swojego byłego pana. Czuł jak piecze go Mroczny Znak. Voldemort czuł euforię, wzywał wszystkich do siebie. Spojrzał prosto na niego.

-Widzę Draco, że zmieniłeś stronę. To bardzo źle. Zaraz tego pożałujesz! Chociaż... Dam ci jeszcze ostatnią szansę! Poznaj smak mojej łaski! Dam wszystkim szansę! Każdemu, kto chce zmienić jakąś stronę! -spojrzał na swoich śmierciożerców. -A ode mnie? Ktoś chce odejść, moi dzielni śmierciożercy?

Nikt się nie ruszył. Tak samo od strony Hogwartu.

-Zawładnę teraz tym zamkiem! Skończy się, to wszystko! Będzie królował Slytherin! Nie będzie trzeba wkładać tej śmiesznej czapki na głowę. –podniósł leżącą Tiarę Przydziału i rzucił ją Jessice.

Dziewczyna spojrzała na stary, zniszczony kapelusz ze łzami w oczach. Czuła się jakby teraz już nic nie było ważne. Straciła go. Czy był sens dalej żyć?

Powinnam być Gryfonką. Jeszcze na to nie jest za późno. Harry nie żyje, ale ja go pomszczę!

Poczuła coś twardego w tiarze. Włożyła do niej rękę i poczuła rękojeść miecza. Otworzyła szeroko oczy zaskoczona. Czy to...

Niemożliwe, przecież Hermiona...

Spojrzała na przyjaciół. Nie patrzyli na nią. Byli zajęci jej ojcem oraz Harrym. Postanowiła. Ruszyła przed siebie powolnym krokiem.

-Jessica, co ty robisz? –zapytał ostro Czarny Pan.

-Ja chcę zmienić stronę. –powiedziała głośno i odważnie patrząc w jego oczy.

-Co?!

-W sumie to nie muszę jej zmieniać, bo już od długiego czasu jestem po tej właściwej!

Harry'emu zamarło serce. Hermiona i Draco patrzyli na nią z podziwem i przestrachem. Była odważna. Sprzeciwiała się ojcu. Poświęcała życie.

-Zdradziłaś mnie?!

-Tak. –odparła twardo.

Voldemort patrzył na nią z niepohamowanym szokiem oraz wściekłością. Wszyscy byli ciekawi co zrobi w tym momencie. Przecież był znany z tego, że nie potrafił kochać. Więc co zrobi z własną córką?

-I pomogę w zniszczeniu ciebie. –wyciągnęła miecz z Tiary Przydziału.

Hermiona spojrzała na nią oniemiała. Przecież przed chwilą miała go w torebce! Spojrzała do niej, lecz miecza nie było.

-Co chcesz zrobić?! –zapytał ze strachem Czarny Pan.

-Patrz, a się dowiesz!

Zaczęła biec w jego stronę z głośnym okrzykiem. Voldemort wyciągnął różdżkę gotów do obrony, ale ominęła go atakując Nagini. Nie tego się spodziewał. Głowa węża wystrzeliła w powietrze. Nastąpił ogromny wybuch, który odrzucił wszystkich będących w pobliżu. Upadła niedaleko Harry'ego.

-NIE! –ryknął jej ojciec i spojrzał na nią z wściekłością.

Harry postanowił w tym momencie pokazać, że żyje. W momencie gdy Voldemort rzucił zaklęcie torturujące, udało mu się doskoczyć do niej i przeturlać się za pobliski kamień, osłaniając ich. Spojrzała na niego oniemiała. Po prostu nie potrafiła w to uwierzyć. Nie tylko ona. Nikt właściwie nie zarejestrował tego co się stało. Po chwili jednak wybuchła wrzawa radosnych okrzyków.

-Harry? –zapytała cicho. –Ty żyjesz?

-Jak widać. –uśmiechnął się. –Ale musimy stąd spadać, bo drugi raz nie przeżyję!

Schowali się za filar i wbiegli do zamku. Teraz trzymał mocno jej dłoń i nie chciał już puścić. Naprawdę mu zaimponowała. Czuł się dumny i szczęśliwy.

-Byłaś wspaniała! –pochwalił ją.

-Ale.. jak..

-Później ci wyjaśnię!

W zamku ponownie rozpoczęła się walka. Ludzie odzyskali siły i nadzieje. Wbiegli do Wielkiej Sali ,a po chwili dołączyli do nich Draco z Hermioną. Dziewczyna rzuciła się Harry'emu na szyję.

-Harry, jak to możliwe?!

-Później wam wyjaśnię! Teraz trzeba to zakończyć!

Do Sali wkroczył Lord Voldemort z całą zgrają śmierciożerców. Patrzył szkarłatnymi oczami w kierunku Harry'ego i jego przyjaciół.

-Potter! Jak dałeś radę przeżyć!?

-Miłość jednak daje ci szansę na przeżycie!

-To jest niemożliwe!

-A jednak! Miłość dała mi znowu moja matka, ale także inni mi bliscy! Wszyscy, którzy tutaj walczą, a nawet ty dałeś mi szansę na przeżycie! Dzięki mojej krwi w tobie przeżyłem!

Voldemort wyglądał jakby miał zaraz zabić wszystkich stojących obok niego. Nie panował nad sobą.

-Ale teraz zmierzymy się już razem! Tylko ty i ja! Horkruksy są zniszczone, więc zależy tylko od tego kto posiada w sobie potężniejszą magiczną moc! Tak Riddle, jesteśmy już tylko my.

Stanęli naprzeciwko siebie celując w siebie różdżkami. Powoli okrążali się.

-Twoja córka cię zdradziła. Cały czas była po mojej stronie, wiedziała wszystko o mnie. I tak, jak już cię nie będzie zaopiekuję się Jessicą.

-Zginiesz, Potter. –jego głos nie był już tak pewny. –Nie zabiję mojej córki, nawet jeżeli zginiesz. Powróci do mnie, gdy ciebie nie będzie.

-To oznacza, że kochasz. Bo nie chcesz jej zniszczyć!

Voldemort spojrzał na dziewczynę. W jego oczach zabłysło coś na kształt bólu.

-Nie mam innego wyjścia, Jessico. Avada Kedavra! –zielone światło ponownie poleciało w stronę Harry'ego.

-Expelliarmus!

Ich zaklęcia ponownie się połączyły. Nastąpił moment, gdy byli zdani tylko na siebie i swoje moce. Tym razem jednak było inaczej. Lord Voldemort był osłabiony. Gdy wszystkie jego cząstki zostały zniszczone, on sam też zaczął tracić siłę. Zaklęcie Harry'ego zacząło pokonywać śmiertelne zaklęcie Toma Riddle'a. Zaczął zwyciężać. Czarny Pan wiedział, że to koniec. Spojrzał na swoją córkę po raz ostatni. Czy kochał? Tego nie wiadomo. Był przesiąknięty złem i nienawiścią. Lord Voldemort poległ.

W całej Wielkiej Sali rozległo się zamieszanie. Śmierciożercy widząc klęskę swojego mistrza zaczęli uciekać. Nikt w tej chwili się nimi nie przejmował. Zwyciężyli. Cała Wielka Sala zabrzmiała wiwatami i ogólną radością. Hermiona, Draco i Jessica rzucili się w ramiona Pottera, ale po chwili już każdy przyłączał się do zbiorowego uścisku.

-NIECH ŻYJE HARRY POTTER!

Jessica jednak na chwilę się odłączyła i podeszła do ciała swojego ojca. Łzy poleciały po jej policzkach, gdy uklękła obok niego. Poczuła na ramieniu rękę swojego chłopaka.

-On.. mnie kochał.. prawda? –zapytała cicho.

-Tak, kochał cię. Ale niestety tylko ciebie. Wybacz mi, że musiałem to zrobić.

-Harry, wybrałam cię. Wiedziałam, że tak się to stanie. Cieszę się, że już po wszystkim.

Dołączyli do nich Hermiona z Draconem. Gryfonka uklękła obok niej i uściskała.

-Jak się czujesz, Jess? –zapytała z troską.

-Wspaniale. Zło pokonane, no nie?

Przyjaciele nie uśmiechnęli się. Wiedzieli, że boli ją strata ojca. Mimo, że musiała się zdarzyć, że był okropnym człowiekiem... Rozumieli jej sytuację. Czasami miłość nie wybiera. Hermiona z Harrym odeszli od nich, aby pomóc przyjaciołom.

-Mój ojciec też zginął.. –powiedział cicho Draco, gdy zostali sami.

-Co? Kiedy? –spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.

-Gdy byliśmy szukać diademu. Zabiło go widomo twojego ojca. Sam do tego dopuścił. Dobrowolnie oddał mu różdżkę.

Dziewczyna spojrzała na niego współczująco. Rozejrzeli się po Wielkiej Sali. Członkowie Zakonu Feniksa zaczęli w końcu robić coś z uciekającymi śmierciożercami. Większość osób też opatrywała rany, przenosiła rannych oraz nieżyjących. Teraz mogli pożegnać się z przyjaciółmi i rodziną. Wojna przynosi okrutne owoce.

-Tyle rannych.. –westchnęła ze smutkiem.

-I na tym się skończyło. Więcej nie będzie. –pocieszył ją Draco.

Jessica spojrzała w kierunku Harry'ego i Hermiony. Jej ciało całe się zatrzęsło, gdy zobaczyła kogo niosą. Draco pobladł i złapał ją za rękę ściskając lekko.

-Chodź, musimy iść.

Ginny i Blaise wyglądali jakby tylko zasnęli, a za chwilę mieli się obudzić. Na twarzach byli tacy spokojni. Cała czwórka nie mogła się jednak z tym pogodzić, że ich już nie było. Nie potrafili sobie wyobrazić dalszego życia bez nich.

-Przypomniało mi się coś! –krzyknął Harry.

-Co takiego? –zapytali zaskoczeni.

-Zostawili dla nas list. –powiedział drżącym głosem.

-Skąd wiesz? –zapytała Hermiona.

-Spotkałem ich... W.. sumie sam nawet nie wiem gdzie. To był chyba... inny świat.

Hermiona spojrzała na niego ze zrozumieniem. Wyglądała jakby za chwilę miała się rozpłakać, lecz była silna. Musiała być.

-Potem je przeczytamy na spokojnie, dobrze?

Wszyscy pokiwali głowami.

-Harry Potter? –podszedł do nich Kingsley. –Chciałbym ci pogratulować. I dziękuję w imieniu nas wszystkich. –wskazał ręką za siebie.

Harry spojrzał na ludzi, którzy byli obecni. Patrzyli na niego z uwielbieniem, wdzięcznością, radością. Był im wdzięczny. Byli z nim do końca.

-Słuchajcie! Dzięki wam nie udałoby mi się zwyciężyć! Każdy z was miał w tym ogromny udział! To ja wam dziękuję!

-A ty jak zwykle skromny, Potter. –uśmiechnął się do niego Draco.

Pod wieczór wszystko zaczęło się uspakajać. Ludzie zaczęli być przenoszeni na błonia, a wszyscy usiedli przy czterech stołach w Wielkiej Sali. Już nie było ważne gdzie kto siedzi. Zniknęły podziały. Każdy był dla siebie sprzymierzeńcem, przyjacielem. Draco i Jessica siedzieli przy stole Gryffindoru objęci ze swoimi ukochanymi. Kiedyś Draco Malfoy nigdy by nie usiadł przy tym stole. Nie przyjaźniłby się z Harrym Potterem, a jego ukochaną nie byłaby Hermiona Granger -mugolaczka. Dopiero teraz doszło do niego jak wiele się w jego życiu zmieniło. Stał po stronie dobra, dzięki niej. Zdobył przyjaciół, miłość. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy.

Wszyscy uczniowie i nie tylko zwrócili głowy w kierunku stołu nauczycielskiego, gdy dyrektorka wstała.

-Drodzy przyjaciele! –powiedziała z nieukrywaną radością. –Dziękuję wam za bitwę, którą stoczyliśmy w obronie szkoły i naszego magicznego świata! Gratulacje dla Harry'ego Pottera, Hermiony Granger, Jessiki Riddle oraz Dracona Malfoya, bo to głównie oni zasługują na nasz szacunek! Gdyby nie oni, nie udałoby się nam!

Wszyscy zawstydzeni spojrzeli po obecnych, którzy wstali i zaczęli im bić brawo.

-Ale dziękuję również wam, przyjaciele! Wszyscy jesteśmy bohaterami! Mam jeszcze do was pytanie uczniowie, a także nauczyciele! Czy chcecie, aby Hogwart funkcjonował do końca roku tak jak zawsze, czy chcecie wrócić do swoich domów?

-HOGWART! –wykrzyknęły zgodnie wszystkie głowy obecne w Wielkiej Sali.

-Dobrze! W takim razie musimy wspólnie odbudować szkołę! Uratować nasz dom!

Rozległy się śmiechy i głośne piski radości. Z ludzi nie wyparowała nadzieja. Nie wyparowała także radość oraz siła. Nadal ją w sobie posiadali. Chcieli walczyć o to co ich.

-Chodźmy do naszego Pokoju Wspólnego. –zaproponował zmęczony Draco.

Nikt się nie sprzeciwiał, że bohaterzy odchodzą. Zasługiwali na to.

-Zaraz wrócę. –powiedział jeszcze Harry. –Czekajcie na mnie u was.

Usiedli więc w trójkę na kanapach, które były z lekka podpalone. Pokój Wspólny jednak nie ucierpiał tragicznie. Siadając w końcu poczuli spokój, oraz jak całe napięcie z nich odpływa. Chcieli odpocząć, ale przed sobą mieli jeszcze parę ważnych spraw. Siedzieli w ciszy aż wrócił Harry z kopertą.

-To ten list? –zapytała Hermiona ze łzami w oczach.

-Tak. Hermiono, przeczytasz na głos?

-Ja.. oczywiście.

Wzięła drżącymi dłońmi kopertę i otworzyła ją. Wyjęła długi zwitek pergaminu.

„Przyjaciele!zaczęła czytać czując jak głos zaczyna jej drżeć.

Skoro czytacie nasze wypociny, to znaczy, że nie żyjemy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak dziwnie się to pisze. Zapewne czyta również.

Mamy nadzieję, że zginęliśmy jak bohaterowie i zapamiętacie nas w swoich sercach do końca. Nie dalibyśmy przecież zabić się bez powodu. Byliśmy zbyt zdeterminowani, mieliśmy swoje motywacje i priorytety. Dlatego wierzymy, że nie zawiedliśmy Was.

Chcielibyśmy Wam powiedzieć coś bardzo ważnego. Przede wszystkim to, że kochamy Was bardzo mocno i zawsze będziemy. Nie ważne co się wydarzy.

To... może ja zacznę?

-Cześć miśki, tu Blaise! Nie smućcie się, bo z takimi minami Wam nie do twarzy. Poważnie, widzę te łzy. Przestańcie! Uwierzcie mi, chciałbym tyle tutaj napisać, ale nie ma czasu. Żałuję, że nie robiłem tego na bieżąco, lecz uważam, że ten rok to było za mało, aby wyrazić wszystko co czuję.

Draco, zacznę od Ciebie. Zawsze byłeś i będziesz moim najlepszym przyjacielem. Czasami się spinaliśmy, ale to nie moja wina, że czasami zachowujesz się jak idiota. Zapamiętaj mnie nie takim jak mnie widziałeś martwego, (kurczę! Serio to dziwnie brzmi!) tylko tego uśmiechniętego, gdy coś wymyśliliśmy głupiego, upiliśmy się, świetnie bawiliśmy i byliśmy dla siebie podporą! Takie ckliwe słówka do mnie nie pasują, ale sam przyznaj. Wzruszyłeś się. Ty- nieczuły, egoistyczny dupek. A nie mówiłem Ci, że lecisz na Granger? Ale Ty jak zawsze mnie nie słuchałeś! Stary, szanuj ją. Chciałbym żyć, żeby upić się na Waszym weselu, oraz zobaczyć słodkie bobasy (oczywiście słodycz po Hermionie, bo Ty to nie masz czym się popisać.) Nie zapomnij o mnie, dobra?

Hermionko, cieszę się, że jesteś z tym kretynem. Zobaczyłaś w nim coś, czego nikt inny by nie zobaczył. Mam nadzieję, że będziesz go pilnowała i miała na oku. Jesteś cudowną osobą i bardzo się cieszę, że Cię poznałem. Dzięki Tobie poznałem Ginny, a teraz również miałbym przecudowne dziecko. To tak boli... Stracić kogoś bliskiego. Proszę, nie dopuść do tego, abyś też coś takiego przeżyła. Nie zasługujesz na to. Obiecuję, że zajmę się Ginny. Nie musisz się martwić.

Potter, mam nadzieję, że pokonałeś Voldemorta. Bo jak nie, to masz przesrane. Nie po to umieraliśmy. (Nie no żartuję, nie bierz tego do siebie. Kocham cię. –zawiało gejozą.) Nie trzymamy się ze sobą zbyt długo, ale stałeś się dla mnie bratem. Ty, który z początku byłeś wrogiem stałeś się przyjacielem.. Nie jesteś wcale taki zły jak myślałem. Mam nadzieję, że wymażesz z pamięci te wszystkie nieporozumienia między nami.

Jessica... Wiem, że nasze kontakty ze sobą z początku nie były zbyt ciepłe. Nie ufałem Ci, mogłem być okropny. Przepraszam Cię za to. Nigdy tego nie zrobiłem. Potem zaczęło się zmieniać. Byłaś po naszej stronie i o tym wiedziałem, ale cały czas miałem Ci za złe to, że jesteś jego córką. Teraz naprawdę pragnę przeprosić. Wybacz mi, proszę.

Słuchajcie, nie obwiniajcie się nigdy za naszą śmierć, że mogliście jej zapobiec, albo coś takiego! Wszystko co zadecydowaliśmy było z przemyśleniem. Będę tęsknił za Wami, ale to jeszcze nie koniec. Spotkamy się, a wtedy upijemy jak na naszym babsko-męskim wieczorze!

No, teraz oddaję pióro mojej słodkiej Ginny.

Nie wierzę! Blaise Zabini napisał coś takiego! I jak ja mam to niby przebić? *uśmiecha się słodko*

Hermiono, stawiam, że to Ty czytasz głośno ten list! Słuchaj mnie, kochana! Wiem, że będziesz za mną bardzo tęsknić, a ja za Tobą! Chciałam, żebyś była ze mną w chwilach szczęścia i w chwilach smutku! Na ślubie, na chrzcinach... Wszędzie! A ja chciałam być na Twoich. Jesteśmy przyjaciółkami od tak długiego czasu.. Zawsze mnie wspierałaś, wiedziałaś co zrobić, wysłuchiwałaś mojego gadania i pomysłów.. Nigdy się nie odwróciłaś. Dziękuję Ci za to wszystko... Nasze dziecko pokochałoby Cię tak mocno jak ja! Bądź szczęśliwa. Nigdy nie smuć się z tego powodu, że mnie nie ma. Zawsze jestem przy Tobie.

Jess, dla mnie stałaś się drugą siostrą w tak krótkim czasie. W tylu rzeczach byłyśmy do siebie podobne, że ucieszyłam się, gdy do nas dołączyłaś! Wiedziałam, że mogę mieć w Tobie wsparcie. Miałaś ciężką przeszłość za sobą, lecz to już koniec. Wiem, że przez jakiś czas będziesz czuła ból, ale masz przy sobie Harry'ego i wspaniałych przyjaciół. Oni są najwspanialsi na świecie, więc dbaj mi o nich. Nie pozwól, aby stała im się krzywda.

Harry! Byłeś dla mnie pierwszą miłością. Nasz związek nie wypalił, a mimo to zostałeś dla mnie bratem i przyjacielem. Jessica może być szczęśliwa tylko z taką osobą jak Ty! Wierzę w to, że pokonałeś Voldemorta, teraz jesteś sławnym czarodziejem i uwielbianym przez wszystkich! Tak dużo przeszedłeś... (Blaise każe przekazać, że chce być wypisany na jakimś pucharze za zasługi w czarodziejskim świecie!) Ale wracając do tematu: Dużo przeszedłeś i był to ciężki okres czasu dla Ciebie, ale wiesz kto przy Tobie był przez cały czas. Nie zmieniaj się, bo jesteś wspaniałą osobą! Zawsze trzymaj się tamtej dziwnej, patologicznej bandy, bo Oni będą zawsze.

Draco, znamy się krótko, ale wiem, że będziesz wspaniałą osobą dla mojej Hermionki. Dbaj o nią, a ja zadbam o Blaise'a. Nie martw się o niego. Będę zawsze blisko niego, a jak zobaczę tam z góry, że ona płacze przez Ciebie, to będę Cię nawiedzała do końca życia! Nie żartuję. Znajdę na to sposób. Mieszałeś w jej głowie od początku, to zamieszaj do końca.

Przekażcie też mojemu bratu Ronowi, że mimo, że zachowywał się jak dupek, to go kocham. I zawsze będę. Tylko niech znajdzie sobie normalną dziewczynę i da Ci spokój Hermiono! Był kochanym bratem, mogłam na niego liczyć.

Proszę, powiedzcie moim rodzicom, że ich córka za nimi tęskni i kocha ponad wszystko! Powiedzcie, że byli najlepszymi rodzicami pod słońcem, a moje rodzeństwo najlepszym rodzeństwem. Spotkamy się jeszcze więc pamiętajcie, żadnych smutków. Będziemy Was obserwowali, a chyba nie chcecie się przy następnym spotkaniu tłumaczyć?

Pogratulujcie też wszystkim od nas! Jesteście najlepsi! ZA HOGWART!

Kochamy,

Blaise i Ginny Zabini (A co tam, mogę się już tak podpisać, nie?)

Hermiona rozpłakała się. Nie potrafiła tego wytrzymać. Ginny. Jej Ginny. Nigdy nie powie jej już tego w twarz. Nie będzie mówiła o głupotach. Nie zaśmieje się. Z kim będzie odbywała takie babskie wieczory jak z nią? Była niezastąpiona. Draco podszedł do niej, również ze łzami w oczach i przytulił. Wiedziała, że ma w nim wsparcie. W nim. Byłym wrogu, teraz ukochanym.

-Miałaś się nie smucić, przecież czytałaś! –powiedział ocierając jej łzy.

-Nie potrafię.. Oni..

-Oni na nas czekają. Uwierz mi, Granger. Zabini tak łatwo się nie podda. Jeszcze musi ze mną wypić.

Harry i Jessica również płakali, ale roześmiali się na stwierdzenie Malfoya. Teraz mieli jeszcze siebie. Będą razem do samego końca. A za jakiś czas, gdy przyjdzie już ten moment znowu połączą się w swoją przedziwną paczkę. Tak. Bo takiej jeszcze Hogwart nie widział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro