Rozdział 7. Wojna na liście

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA! Ze względu na pewne problemy ze stroną, polecam odświeżenie jej z wejściem w każdy kolejny rozdział, gdyż dopiero wtedy wyświetli się całość!!  


Hermiona długo w nocy nie mogła zasnąć. Myślała nad pocałunkiem, którym obdarzył ją blondyn. Jeżeli te muśnięcie warg można nazwać pocałunkiem. Na początku była wściekła. Chciała pójść do tego pewnego siebie dupka, nawyzywać go, że sobie za dużo pozwala a następnie przyłożyć z pięści w tę jego wypindrzoną buźkę. Niby był to nic nie znaczący pocałunek, który ledwo można było odczuć, ale w niej wywołał ogromną gamę emocji. Ślizgon bardzo łatwo potrafił ją wprowadzać w stan takiego otępienia. Była jednak pewna, że zrobił to dla zabawy. Ona jednak nie pozwoli na to, aby ktokolwiek się nią bawił. A szczególnie Malfoy. Jeżeli myślał, że ten pocałunek mógłby się jej spodobać, to się mylił. Nigdy nie da mu tej satysfakcji.

-Cholerny dupek! Myśli, że wszystko mu wolno?! Jeżeli tak, to się myli! Przecież nawet mu się nie podobam! Nienawidzi mnie!

To dlaczego cię pocałował? -szepnął głośnik w jej głowie.

-Dlatego, że chciał mi zrobić na złość i zabawić się mną!

Na pewno? A może jednak podobasz mu się?

Roześmiała się histerycznie na samą tę absurdalną myśl.

-Nie rozśmieszaj mnie, tutaj chodzi o Dracona Malfoya.

A może on...podoba się tobie?

-Tak! Znaczy NIE! Jest przystojny, ale tylko tyle można o nim powiedzieć. Poza tym to dupek, denerwuje mnie, ciągle wyzywa, ma piękne oczy no i...HERMIONO STOP.

Głosik w jej głowie cicho się zaśmiał i zamilkł.

*

W tym samym czasie, podobne myśli dręczyły też Dracona. Na początku chciał ją pocałować dla żartów. Był taki przyzwyczajony do bawienia się dziewczynami. Chciał zobaczyć jak zareaguje, jak zaczyna krzyczeć, wyzywać go i obrażać. Szczególnie po jego ostatnim pytaniu, którym wiedział, że ją zbił z pantałyku. Lecz poszło to w zupełnie inną stronę niż się tego spodziewał. Gdy tylko dotknął jej ust, jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz, dlatego bardzo szybko odsunął się od jej warg i uciekł do swojego dormitorium. Zadziałało to na niego zbyt entuzjastycznie. Nigdy nie czuł czegoś takiego. Czuł się jakby smakował zakazany owoc. Granger na pewno takim była. Przyjemne mrowienie czuł do teraz na swoich wargach.

-Dlaczego to do cholery zrobiłem?!

Bo Ci się podoba! A raczej podobał ten pocałunek!

-NIE PRAWDA.

Prawda.

-ZAMKNIJ SIĘ GŁUPIE SUMIENIE!

Nie mogę. Muszę Ci uświadomić, że mimo to iż jest szlamą, zwróciła na siebie Twoją uwagę. To niezwykłe, nie uważasz?

-Ona NIE ZWRÓCIŁA MOJEJ UWAGI. To jest GRANGER. Jest SZLAMĄ. Mam gdzieś ją, ciebie i ten beznadziejny pocałunek.

Chłopak już nie usłyszał tej nocy więcej cichego głosu w swojej głowie.

~~*~~

Gryfonka wstała rano w wyśmienitym humorze. Ubrała się, umalowała i wyszła z dormitorium. Od dawna nie czuła się tak szczęśliwa. Czuła, że dzisiaj będzie miał miejsce wyjątkowo dobry dzień. Postanowiła nie przejmować się błahostkami, nie dawać się wyprowadzać z równowagi ani z nikim kłócić. Chciała być ponownie wesołą, bez wszelakich problemów innych niż odrobienie pracy domowej Hermioną Granger. Tak naprawdę nigdy tak nie było. Przecież przyjaźniła się z Harrym Potterem. Z nim nie dało się nie mieć problemów.

Dzisiaj nikt mi nie zepsuje dobrego humoru. –uśmiechnięta ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie.

Po drodze witała się ze znajomymi szerokim uśmiechem. Dzięki swojemu optymizmowi zarażała wszystkich napotkanych kolegów dobrym humorem i pozytywnym nastawieniem. Nie było czasu na marudzenie i markotne podejście do wszystkiego. Ach, jak bardzo się myliła...

-Dzień dobry. –przywitała się wesoło siadając obok Harry'ego i Rona.

Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni. Już od bardzo długiego czasu nie widzieli takiej radości na twarzy przyjaciółki. Spojrzeli na siebie z lekko uniesionymi brwiami w geście zdziwienia.

-Hej, Hermiono. Coś ty taka wesoła dzisiaj? Coś się stało?- Zapytał ostrożnie ciemnowłosy. -Chyba na dzisiaj nie był zapowiedziany żaden test, co?

Gryfonka roześmiała się.

-Nie, głuptasie. Po prostu świat jest piękny, nie ma czasu aby marnować go na zły humor. –powiedziała i pocałowała obu w policzki. Ron zarumienił się natychmiastowo dotykając lekko tego miejsca, a Harry uśmiechnął się szeroko.

-Taka Hermionka to może być codziennie.

Dziewczyna roześmiała się perliście.

-Jedzmy szybko i chodźmy na błonia. Odwiedzimy Hagrida przed lekcją! Dawno się z nim nie widzieliśmy.

Trójka przyjaciół spałaszowała szybko śniadanie i w akompaniamencie wesołych śmiechów ruszyła do wyjścia ze szkoły. W wejściu do Wielkiej Sali minęli Dracona Malfoya, który uśmiechnął się kpiąco, gdy tylko ich zobaczył.

-Co się tak szczerzycie jak idioci? Weasley nie zżarł całego stołu Gryffindoru?

Hermiona zarumieniła się lekko na jego widok. Przypomniał jej się wczorajszy krótki pocałunek, którym ją obdarzył. Zacisnęła lekko pięści patrząc na niego buntowniczo, ale przypomniała sobie, że dzisiejszego dnia nikt jej nie miał zepsuć humoru. Malfoy wyglądał tak, jakby wczorajszej sytuacji w ogólne nie było. Nawet na nią nie spojrzał. Gryfonka szybko przybrała na twarz wesoły uśmiech i wzięła przyjaciół pod ramiona.

-Cieszyliśmy się, że cię nie widzimy, Malfoy. Niestety, jak na złość pojawiłeś się. Szkoda. A co do Rona.. nie, nie zjadł. Jak chcesz, możesz podejść i wziąć coś dla siebie. –powiedziała to tak przesłodzonym głosem, że Draco oraz jej przyjaciele spojrzeli na nią niedowierzająco.

Hermiona posyłając mu jeszcze szeroki uśmiech, wyciągnęła chłopaków z zamku zaczynając się śmiać. Draco spojrzał za nimi ze zdezorientowaną miną. To było trochę... dziwne. Pokręcił z niedowierzaniem głową i usiadł przy stole Slytherinu obok Zabiniego.

-Co tam, stary? –przywitał się.

-Nic nowego. A ty co taki jakiś jesteś dzisiaj markotny?

-W moim życiu dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, Blaise. –stwierdził nakładając sobie jajecznicę.

-To znaczy jakie? –zapytał zaskoczony mulat.

-Szkoda gadać. Potrzebuję jakiejś odskoczni, bo niedługo zwariuję.

-Mieszkanie blisko Granger wykańcza, co? –uśmiechnął się ironicznie.

-Żebyś wiedział. Zabini, potrzebuję się napić. Zróbmy sobie jakiś typowo męski wieczór. Ty, ja i nasza ukochana Ognista.

-Myślałem, że nigdy nie zaproponujesz. –wyszczerzył się Blaise. –O dwudziestej u ciebie?

-Zgoda. Jest tam tylko Granger, ale i tak będzie siedzieć u siebie, więc nie będzie nam przeszkadzać. Chyba, że się zdenerwuje, że znowu pijemy. Wiesz jaka potrafi być Granger. Prefekt idealny. W każdym razie przynieś dużo alkoholu, Zab. Przyda mi się.

-Mówisz, masz.

~~*~~

Trójka Gryfonów zapukała do chatki gajowego. Usłyszeli ciężkie kroki i w drzwiach stanęła włochata głowa Hagrida.

-O wy łobuziaki! W końcu sobie o mnie przypomnieliście!

Półolbrzym wpuścił ich do środka i postawił na stole cztery kubki oraz własnej roboty niejadalne ciasteczka. Ron mimo tego, że nie był głodny, szybko sięgnął po jedno, ale po chwili tego pożałował zapominając o kulinarnych umiejętnościach Hagrida. Odłożył je szybko na talerz rozmasowując sobie szczękę. Hermiona i Harry zachichotali.

-No! Opowiadajcie! Jak tam pirszy miesiąc szkoły? Jak nowi nauczyciele? Dużo już macie pozadawane?

Historie przyjaciół trwały przez dłuższy czas. Każde z nich miało dużo do opowiedzenia i pomarudzenia. Snape oczywiście był ich stałym tematem, który potrafili z każdej strony omówić. Również nowy nauczyciel Obrony nie za bardzo przypadł im do gustu. Chłopaki poskarżyli się na ilość zadań domowych, na co Hermiona stwierdziła: „Ale to przecież dobrze! Musimy ćwiczyć! W tym roku przecież czekają nas Owutemy!". Chłopcy nie przyjęli tego z entuzjazmem, tylko posłali Hagridowi znaczące spojrzenie.

Hermiona również miała się czym pochwalić. Z radością opowiedziała Hagridowi o wszystkich obowiązkach i przywilejach jakie posiadała będąc Prefektem Naczelnym. Wspomniała też, że musi dzielić Pokój Wspólny z Malfoyem i to była chyba najgorsza z tych wszystkich luksusowych opcji. Mimo współczucia chłopaków i Hagrida, zdawała sobie sprawę, że nie jest tak źle. Blondyn nie przeszkadzał jej zbytnio, tak naprawdę prawie wcale się nie widywali. Powoli przyzwyczajała się do jego obecności.

Po dwóch godzinach wyszli z chatki gajowego i ruszyli przez błonia na lekcje. Szybko minął im czas w obecności półolbrzyma. Na Obronie Przed Czarną Magią ćwiczyli zaklęcie eksplodujące. Dla członków GD nie było to problemem, gdyż dwa lata temu nauczyli się go perfekcyjnie na swoich spotkaniach. Dzięki temu, większość uczniów zdobyła pozytywne punkty dla swoich domów. Poza tym, w klasie było tak głośno, że na dzisiejszej lekcji każdy mógł rozmawiać ze sobą swobodnie bez strachu, że zostaną przyłapani przez nauczyciela.

W przerwie na następną lekcję, Hermiona postanowiła odpytać Harry'ego. Czasami się zastanawiała jak to jest, że właśnie on miał pokonać Lorda Voldemorta, skoro miał problem z jednym z prostszych zaklęć.

-Och, Harry. Czy ty nigdy się nie nauczyć rozróżniać glandula od glandulaa? To naprawdę nie jest takie trudne! To podwójne „a" na końcu wymawiasz z takim lekkim akcentem i machasz trochę wyżej różdżką!

Harry spojrzał na przyjaciółkę jak na wariatkę, a Ron tylko podniósł wysoko brwi. Oboje nie rozumieli toku myślenia brązowookiej. Zawsze ich zaskakiwało to, że wszystko jej się tak łatwo udawało.

-Nie mamy twojego mózgu, Hermiono. Ty jesteś po prostu bezbłędna, a my... Nie oszukujmy się, jesteśmy od ciebie gorsi w te klocki. -stwierdził Ron, na co Hermiona lekko się zarumieniła.

-Ooo nie, moje samosprawdzające pióro znowu to zrobiło! Pozmieniało mi wszystko co napisałem. –jęknął rudzielec.

-Dobra, pokaż to. –westchnęła. -Sprawdzę i poprawię ci ten esej.

-Dzięki, Hermiono. Normalnie kocham cię.

Hermiona zaśmiała się i zarumieniła lekko na policzkach. Musiała przyznać, że wyznanie przyjaciela trochę ją zawstydziło.

-Tak, tak. Jak ci sprawdzę zadanie domowe to nagle miłość. –wytknęła mu język.

-Ooo, znowu nazywasz się Roonil Wazlib? –zaśmiał się Harry, zaglądając przez ramię przyjaciółki.

-Mógłbyś zrezygnować z tego pióra, Ron. Same błędy. –westchnęła.

-A mówiłem ci Hermiono, że jesteś najwspanialszą i najcudowniejszą dziewczyną jaką znam?

-Tylko sto dwadzieścia trzy razy. –zaśmiała się.

Usłyszeli za sobą głośne prychnięcie. Całą trójką jak na zawołanie odwrócili się i zobaczyli Dracona Malfoya z uwieszoną jego ramienia Pansy Parkinson. Ślizgon patrzył na nich z wyższością i przyklejonym drwiącym uśmiechem.

-Czegoś potrzebujesz, DRACUSIU? –zapytała chłodno ze sztucznym uśmiechem Hermiona. Nie zamierzała dać się sprowokować, bo to najwyraźniej próbował zrobić Malfoy. Spojrzała także na dziewczynę o twarzy mopsa z pogardą. Harry i Ron ryknęli śmiechem.

-Od ciebie nic, szlamo. I nie radzę ci do mnie tak mówić, bo jeszcze mnie popamiętasz. A wy, Głupottery nie suszcie tak zębów. Weasley, trzeba cię zawrócić do podstawówki uczyć pisać własne imię?

Ron cały czerwony zerwał się z miejsca.

-Przegiąłeś, Malfoy. DUCKLIFFORS!

-TARANTALLEGRA! –rzucił w tym samym czasie Draco.

Zaklęcia się tak zmieszały, że Draco wyrósł kaczy dziób i jedna płetwa, a Ron wywijał szybko nogami i machał żółtymi, kaczymi skrzydełkami.

-MALFOY, WEASLEY, SZLABAN I ODEJMUJĘ WASZYM DOMOM PO PIĘTNAŚCIE PUNKTÓW ZA BÓJKĘ! –krzyknęła zdenerwowana Hermiona. Jako Prefekt Naczelny nie zamierzała im tego puścić płazem.

Chłopcy spojrzeli na nią zaskoczeni. Ona tylko patrzyła na nich groźnie. Nic jej nie obchodziło, że dotyczyło to też jej przyjaciela. To on zaczął bójkę, mimo, że Malfoy go sprowokował. Zamierzała być sprawiedliwa.

-Skoro pani, panno Granger już zajęła się tymi dwoma tutaj. –podeszła do nich profesor Sprout patrząc z naganą. –to mi zostaje wysłanie państwa do Skrzydła Szpitalnego. Za dwadzieścia minut widzę was z powrotem.

*

Chłopcy wrócili po piętnastu minutach i usiedli na swoje miejsca milczący i markotni. W drodze widocznie zdążyli się jeszcze pobić, gdyż Ron miał rozcięty łuk brwiowy, a Draco opuchniętą wargę. Posyłali sobie co rusz groźne spojrzenia.

-Hermiono..-zaczął ostrożnie Ron. –nie mówiłaś poważnie z tym szlabanem, prawda?

-Bardzo poważnie. Dzisiaj wieczorem. O dwudziestej pod biblioteką.

Ron zmarkotniał i obrócił się z niezadowoloną miną w stronę nauczycielki. Spodziewał się, że udobruchanie Hermiony nie pójdzie tak łatwo. Gryfonka potrafiła być bardzo uparta, dodatkowo, że chodziło tutaj o naruszenie regulaminu szkolnego.

~~*~~

-Heermioonoo, proszę cię, odpuść z tym szlabanem. Naprawdę muszę na niego iść? Mam masę nauki! Kiedy to wszystko zrobię? –próbował ją podejść, wiedząc, że może odpuścić jeżeli chodziło o naukę.

-Trzeba było się bić? Nie. Jak odbębnisz swoje przynajmniej się nauczysz, że nie warto strzelać zaklęciami gdzie popadnie.

-Ale tutaj chodzi o Malfoya! Wiesz dobrze jaki on jest! Sprowokował mnie!

-Nie interesuje mnie to. Powinieneś nauczyć się panować nad emocjami, skoro wiesz jaki jest.

Rudzielec spojrzał na nią smutnymi oczkami układając usta w błagalnej minie.

-Ron, po raz milion pięćsetny mówię ci NIE.

Dziewczyna wstała i wzięła swoje książki.

-Gdzie idziesz? –zapytał ją Harry.

-Muszę się trochę przewietrzyć. Ron, widzimy się później.

Skierowała swoje kroki na błonia, pod jej ulubiony dąb nad jeziorem. Rozsiadła się wygodnie i zaczęła pisać list do rodziców. Tęskniła za nimi. Brakowało jej mamy, której mogła o wszystkim powiedzieć. Zwierzyć się jak jej życie, zaczyna ulegać ogromnej zmianie. Była tak skupiona na pisaniu, że nie zauważyła jak obok niej ktoś siada.

-Granger, kontaktujesz chociaż?

Hermiona spojrzała zaskoczona na swojego towarzysza. Nawet nie zorientowała się jak długo tutaj siedzi.

-Malfoy? Czego chcesz?

-Przyszedłem cię błagać, żebyś się nie wygłupiała z żadnym szlabanem.

-Ale ja się nie wygłupiam. Nie ma mowy żebym wam odpuściła. Może to was nauczy pokory.

Malfoy wywrócił oczami. On i Weasley nigdy nie będą przyjaciółmi. Walka z nim i wyzwiska to jedno z jego ulubionych zajęć.

-Nie każ mi cię błagać na kolanach, bo tego nie zrobię. –ostrzegł.

-A szkoda, to mógłby być zabawny widok. –wróciła do pisania listu próbując go zignorować.

-Doceń to, że JA o coś proszę. –warknął.

-Ależ doceniam i gratuluję. –mruknęła nie patrząc na niego. –To musi być twój pierwszy raz, co? Czuję się zaszczycona. –powiedziała sarkastycznie.

Chłopak wiedział, że za dużo tak nie zdziała. Ta dziewczyna była strasznie uparta, a do tego nie było żadnego powodu, aby zrezygnowała z tego szlabanu bo on ją o to prosi.

-Czegoś jeszcze chcesz? –zapytała chłodno. –Jeżeli nie, możesz sobie iść.

Blondyn przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego, ale nie odpuścił. Nie zamierzał odpuszczać.

-Granger, błagam cię. Mam dzisiaj męski wieczór!

-Chyba twój męski wieczór musi przenieść się na jutro. A tymczasem spędzisz go z Ronem i ze mną. O dwudziestej pod biblioteką, nie spóźnij się. –Blondyn spojrzał na nią błagalnie. Nigdy nie widziała u niego takiej miny. I na pewno nie ujrzy jej szybko ponownie. Jego oczy wyglądały podobnie jak oczy kota ze „Shreka". -Serio uważasz, że po tym jak nazwałeś mnie szlamą PONOWNIE, tak po prostu ci wybaczę i zgodzę się na przesunięcie szlabanu albo odwołanie go? Mówiłam ci, że jesteś zbyt pewny siebie. A i ten kot był jednak bardziej przekonujący.

Malfoy spojrzał na nią jak na wariatkę.

-Dobrze się czujesz, Granger? Jaki kot?

Westchnęła. Przecież Malfoy nie mógł znać mugolskich bajek.

-Taki z mugolskiej bajki. Nie ważne, i tak nie zrozumiesz. Po prostu robił podobną minę do twojej.

Draco nadal patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem, a Gryfonka wstała stwierdzając, że Malfoy i tak się nie odczepi, więc to ona musiała sobie pójść. Otrzepała szatę z liści i odwróciła się od niego z zamiarem opuszczenia go. Zrobiła zaledwie krok, gdy poczuła jak łapie ją za nadgarstek i przyciąga do siebie. Teraz stała przed Draconem Malfoyem, który w mocnych uściskach trzymał wysoko jej nadgarstki. Zrobiła zdenerwowaną minę próbując się wyszarpnąć, ale nie pomogło. Miał więcej siły od niej. Spojrzała zacięcie w jego szare oczy, które błyszczały teraz kpiąco. Odepchnął ją od siebie tak, aby plecami dotykała drzewa. Pochylił się nad nią nie puszczając jej nadgarstków.

-A czy tamten kot potrafi tak? –jego twarz zaczęła się znacznie zbliżać do jej twarzy. Czuła już jego ciepły oddech na swoich policzkach. Kolana zaczęły jej mięknąć, a oddech zrobił się płytki. Dlaczego nie robiła żadnego ruchu? Czy właśnie pozwalała na to, aby Malfoy mógł ją znowu pocałować? Ze zdenerwowania i zaskoczenia zdążyła tylko wyszeptać:

-N-nie wiem...

Był z siebie zadowolony. Granger była tak zdezorientowana i zaskoczona, że nie była nawet zdolna do żadnego ruchu. Teraz musiał tylko jej powiedzieć, że musi odwołać ten szlaban. Czy nie dlatego właśnie tkwił w takiej pozycji? Jednak była sprytniejsza niż mu się wydawało. Nawet się nie zorientował kiedy puścił jedną z jej rąk, a ona szybko wzięła w nią garść liści, które rzuciła prosto w jego twarz z perfidnym uśmiechem. Czyżby jego urok nie działał na nią tak bardzo jak na inne dziewczyny?

-A masz! –rzuciła go następnymi garściami liści, gdy Malfoy jak oparzony odsunął się od niej. Strzepał ze spokojem z platynowych włosów parę listków i spojrzał na nią z diabelskim uśmiechem. Hermiona wzdrygnęła się, głośno przełykając ślinę.

-O niee, Granger. Wywołałaś wojnę.

Gryfonka pisnęła i rzuciła się do ucieczki. Niestety, była zbyt wolna. Chłopak bardzo szybko ją dogonił i przewrócił na ziemię. Czuła się taka bezbronna. Ślizgon nie dość, że był zdecydowanie szybszy to do tego silniejszy. Nie przejmowała się tym jednak, tylko walczyła zacięcie. Zaczęli rzucać w siebie całymi stertami liści, gonić się, wrzucać liście za koszulkę i śmiać się jak małe dzieci. Nawet się nie zorientowali kiedy zaczęli się tak zachowywać. Hermiona piszczała i śmiała się, gdy co chwilę lądowała na ziemi. Ostatecznie każde miało pełno liści w miejscach, w których nie powinno być ani jednego. Zmęczeni stanęli w dużej odległości od siebie ciężko dysząc.

Gryfonka przymknęła powieki próbując złapać oddech, lecz to był błąd. Draco szybko pokonał odległość do niej ponownie przewracając ją na ziemię. Próbowała się bronić rzucając wszystkim co miała pod ręką, ale blondyn nie robiąc sobie nic z tego usiadł na niej okrakiem i ponownie złapał za nadgarstki przygważdżając za głową do ziemi.

-I co teraz, cwaniaro?

-Puszczaj, Malfoy. –powiedziała, ze złością.

-Nie tak prędko... A co z tego będę miał?

Hermiona zirytowała się.

-Czy ty zawsze musisz mieć coś w zamian?

-Oczywiście, maleńka. Nic w życiu nie jest za darmo. Jeszcze się tego nie nauczyłaś?

Wyjął parę listków z jej włosów, które wczepiły się podczas ich wojny. Hermiona zadrżała pod dotykiem jego palców. Zauważywszy jej reakcję, z błyskiem w oczach zaczął powoli odgarniać kilka zbłąkanych kosmyków z jej twarzy, delikatnie muskając opuszkami jej policzki. Czuła jakby miejsca w których ją dotykał zaczynały ją piec. Ponownie czuła jak się w nim zatraca. Nie chciała jednak pokazać swojej słabości.

-Jeżeli chodzi ci o odwołanie szlabanu, to nie ma mowy. –powiedziała spokojnie. –Poleżę tak sobie.

Blondyn uśmiechnął się drwiąco.

-Hmm... Skoro nie chcesz odwołać szlabanu, to może wybiorę coś w zamian?

Zaczął udawać, że się namyśla. Po chwili spojrzał w jej czekoladowe oczy z błyskiem i zaczął się do niej przybliżać. Jej serce przyspieszyło niebezpiecznie. Ponownie dzisiejszego dnia znajdował się tak blisko jej twarzy. Wciągnęła powietrze czując już jego zapach. Wstrzymała oddech. Po paru sekundach, które dla nich ciągnęły się wieczność, Draco złączył swoje usta z ustami dziewczyny. Hermiona momentalnie zapomniała o wstydzie, oraz o tym, że właśnie całuje się ze swoim największym wrogiem na środku błoni, gdzie każdy mógł ich zobaczyć. Poczuła jakby coś elektryzującego przechodziło przez całej jej ciało. Wyrwała swoje ręce i wplotła w blond włosy Dracona przyciągając go bliżej siebie. Chłopak z lekkim zaskoczeniem czując, że dziewczyna oddaje pocałunki zaczął ją całować jeszcze zachłanniej. Próbował się od niej oderwać, ale gdy poczuł, że go do siebie przyciąga nie potrafił się powstrzymać. Pocałunek był łagodny, subtelny. Chciał więcej, chociaż nie mógł. Jej ciało zaczęło się niebezpiecznie spinać. Powrócił do niej rozsądek. Odepchnęła go od siebie zarumieniona i zdenerwowana. Draco nie panował nad swoimi emocjami i zrobił niezadowoloną minę.

-No, no, Granger. Mimo, że chłopaka miałaś tylko jednego, to całujesz całkiem nieźle.

Hermiona wyglądała jakby zaraz miała sobie włosy z głowy powyrywać. Była wściekła.

-Tak nie powinno być! –krzyknęła.

Zepchnęła go od siebie i rzucając znienawidzone spojrzenie uciekła do zamku. Podczas biegu czuła na policzkach gromadzące się w szybkim tempie łzy. Nie panowała nad tym. Nie panowała nad uczuciem, które coraz bardziej zaczęło ją pochłaniać. Czym ono było? Nie miała pojęcia. W żadnym wypadku nie nazwałaby tego miłością. Nie była zakochana w Malfoyu, więc dlaczego tak bardzo działał na nią jego dotyk? Przed chwilą oddała nawet pocałunek! I do tego jej się podobało... Całował tak delikatnie, namiętnie. Nie. Nie mogła tak myśleć o pocałunku ze swoim wrogiem.

-Co ty robisz, Hermiono? –szepnęła. –Po prostu gratuluję ci! Nie dość, że całowałaś się z Draconem Malfoyem, to jeszcze ci się to podobało?!

Zarumieniła się znacznie, gdy powróciła myślami do pocałunku sprzed chwili. Do jego miękkich warg, delikatnego dotyku. Pokręciła głową i pozwoliła, aby ogarnęła ją złość. Złość na Ślizgona, który aktualnie mieszał w jej ustatkowanym życiu. Dlaczego ją całuje skoro jej nienawidzi?! Od zawsze była dla niego tylko szlamą. Nie zamierzała być również zabawką. Zapewne ma w tym swój cel. Może zakład? Może chce komuś udowodnić, że potrafi zdobyć nawet ją? W każdym razie ona na pewno mu tego nie ułatwi.

-Przecież nie możesz się zakochać w takim dupku! Hermiono, opanuj się! –skrzyczała siebie. Była pewna, że nie poczuje nic do takiej osoby jaką był Draco Malfoy. Tylko czy aby to wszystko nie zaczynało się już powoli dziać? -Nie pozwolę, aby znowu doszło do jakiegoś pocałunku. Nie pozwolę, aby komplikował wszystko jeszcze bardziej. -powiedziała z przekonaniem i ruszyła w stronę zamku.

Obydwoje nie zdawali sobie sprawy, że całą sytuację, która działa się przed chwilą obserwowały dwie, zadowolone pary oczu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro