3 - Jason Whitney i kamienna śmierć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwunastoletni chłopiec stał samotnie na peronie w Hogsmeade. Pociąg już dawno wrócił do Londynu. Blondyn rozejrzał się, ale w panujących ciemnościach nie dostrzegł nikogo. Usiadł na ławeczce i czekał, wpatrując się w mrok.

Wyciągnął różdżkę i z radością i dumą trzymał ją w małej dłoni. Rozpierało go szczęście. Magiczny patyk wykonany był z klonu, rdzeniem był włos z ogona testrala. Jego matka nie była tym zachwycona jednak Jason czuł, że jest idealny, a dopisywany mu pech jest tylko bajką. A on nie wierzył w bajki. Interesowały go fakty, a te mówiły, że rdzeń ten jest znakomity dla podróżników. A on marzył o podróżach po całym świecie. I dostał właśnie taką różdżkę! Jakby o tym wiedziała. Trzynaście i trzy czwarte cala, giętka.

Z zamyślenia i euforii wyrwał go odgłos ciężkich kroków. Chłopiec wstał szybko i rozejrzał się. W blasku latarni pojawił się wielki mężczyzna z tak gęstą brodą, że zasłaniała mu prawie całą twarz. Uśmiechał się wesoło. Kiedy pierwsze wrażenie opadło zauważył drobniejszą postać, która z trudem dotrzymywała mu kroku.

- Ashley! - zawołał szczęśliwy, że jego siostra po niego przyszła. Blondynka uśmiechnęła się radośnie, a on do niej podbiegł i przytulił. - A kto to jest? - zapytał cichutko wskazując półolbrzyma.

- To nasz gajowy, Hagrid - odpowiedziała.

- A jakże! - zawołał tubalnym głosem. - A tera, chłopie, idziemy do łódek!

- Do czego? - spytał zdezorientowany.

- Do łódek. To taka tradycja Hogwartu. Pierwszoroczni uczniowie przypływają do szkoły łódkami.

- Och, rozumiem.

We troje poszli w kierunku jeziora, a przy brzegu przycumowane były dwa czółna. Do jednego wpakował się Hagrid, a do drugiego Ashley i pomogła Jasonowi wejść.

- Będziesz wiosłować? - Zaśmiała się na te słowa.

- Jay, to magiczne łódki. One same płyną - wyjaśniła mu i poczochrała włosy.

- Och, no tak, to ma sens.

Sunęli przez czarne jezioro aż dotarli do przeciwległego brzegu. Wysiedli i ruszyli do wejścia. Tam opiekę nad rodzeństwem Whitney przejęła profesor McGonagall, a Hagrid wrócił do swojej chatki na skraju lasu.

Kobieta poprowadziła ich korytarzami aż do posągu gargulca i powiedziała:

- Muro lapis. - Wejście otworzyło się i weszli po schodach prosto do gabinetu Dippeta.

- Przyprowadziłam Jasona Whitney - oznajmiła nauczycielka, a Armando podniósł wzrok znad książki i pokiwał głową z zadowoleniem.

- Dobrze, dobrze. Chodź tu chłopcze, usiądź sobie tu na tym krzesełku. - Wskazał dziecku stołek stojący obok biurka. - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nałożę ci zaraz na głowę Tiarę Przydziału, a ona przydzieli cię do odpowiedniego domu na podstawie twoich cech chatakteru.

Dwunastolatek pokiwał głową, a wyświechtana tiara opadła mu na oczy.

- Hmm... Siostrę masz w domu odwagi, lojalności i braterstwa. Jesteś do niej bardzo podobny... Tak, wasze podobieństwo jest uderzające. Doskonale... GRYFFINDOR! - zawołała, Dippet ściągnął ją z czoła blondyna, a ten rzucił się siostrze na szyję.

Następnie McGonagall dała im znak, by ruszyli za nią, ale Ashley oznajmiła, że ma jedno pytanie do dyrektora. Kobieta wyszła z chłopcem z pomieszczenia, a dziewczyna usiadła na wskazanym przez mężczyznę krześle i spojrzała na niego niepewnie.

- Panie dyrektorze... Jest pewna sprawa. - Zachęcona uśmiechem kontynuowała: - Syriusz Black i ja chcielibyśmy sprawdzić czy można odczarować Lottę Famous, ale żeby to zrobi musimy zajrzeć do działu Ksiąg Zakazanych. I tak sobie pomyślałam, że może pan mógł by dać nam zgodę?

- Obawiam się, że nie, panno Whitney. Wie pani, co sądzi o tym Dumbledore. Jest nauczycielem obrony przed czarną magią...

- Ale to nie było czarnomagiczne zaklęcie!

- W takim razie dlaczego chcecie szukać antidotum tak jakby było?

- Syriusz mówił, że zostało odbite, ale przeckeż Sam Pan Wie Kto nie użyłby takich zwyczajnych zaklęć. Podejrzewamy, że mógł, to jakoś... Doprawić, że tak powiem - wydusiła z siebie.

- Czyli wszystko sprowadza się do tego, że to jednak było czarnomagiczne.

- No... Może trochę. Dlatego potrzebujemy tej zgody.

- Ufam ocenie sytuacji Albusa, panno Whitney. Moja decyzja jest wciąż taka sama. Panny Famous nie da się uratować. Podejrzewamy, że za jakiś czas po prostu się rozpadnie.

- W jakim sensie? - zapytała Ashley czując jak serce podchodzi jej do gardła.

- W takim, że za kilka tygodni, dwa czy trzy, kamień, w którym została zaklęta po prostu się pokruszy. Inaczej mówiąc, Lotta Famous zginie. - Zakończył mrocznie, a w jego oczach dlstrzegła ulgę, która pojawiła się przy ostatnim zdaniu.

- Będzie martwa? - zapytała zduszonym głosem.

- To właśnie powiedziałem. - Potwierdził, a następnie wskazał ręką drzwi. - Myślę, że powinna panna już iść do swojego domritorium.

Ashley wstała szybko i ruszyła do wyjścia. Wypadła zza gargulca prosto na profesor Puddy, która zachwiała się.

- Nieostrożną młodzież mamy w tych czasach. Szkoda, że tej Famous już nie ma... Była taka spokojna i zrównoważona...

Ale blondynka nie słuchała marudzenia nauczycielki. Ruszyła szybkim marszem do pokoju wspólnego Gryffindoru. Musiała spotkać Syriusza. Nie wiedziała jak zareaguje na tę informację, ale trzeva było działać szybko. Nie spodziewali się, że zaklęcie może działać w ten sposób. Jeśli to prawda, mają niecały miesiąc na odnalezienie antidotum, przygotowania go i użycia. Jeśli im się nie uda i tak bardziej jej nie zaszkodzą.

Interesowało ją od kiedy Dippet o tym wiedział. Zamierzał dobrowolnie, bez podjęcia możliwych kroków pozwolić na śmierć uczennicy? A może o to właśnie chodziło. On bał się Lotty. Uważał jej wiedzę za złą i niebezpieczną. Czy tak rzeczywiście było?

Przypomniała sobie to, co usłyszała w zeszłym roku. Jakie jest prawdopodobieństwo, że nauczyciele się o tym dowiedzieli? O Mrocznym Znaku. Śmierciożerstwie Lotty. Czyż nie zrezygnowała? Czyż nie walczyła z Voldemortem? Czyż nie uratowała Syriuszowi życia? I Remusowi jeszcze wcześniej. Ta informacja bardzo szybko rozeszła się po szkole, a Lupin był bardzo lubiany. Dlatego tak wielu poparło Blacka, kiedy ten się za nią wstawił. Siła uczniów sprawiła, że Famous została w Hogwarcie. Miała niesaniesamowite szczęście. Swoją drogą Dumbledore dużo tutaj pomógł.

I kolejna zastanawiająca sprawa. On jej nie lubił, a przynajmniej za nią nie przepadał. Unikał sytuacji, kiedy mogli by być niedaleko siebie. Jakby wyczuwał od niej aurę zła...

Blondynka wpadła do pokoju wspólnego i zobaczyła Blacka na kanapie w towarzystwie Remusa. Podbiegła w tamtym kierunku prawie łamiąc sobie kark na rozrzuconym peegaminie.

- Syriusz!

Chłopak odwrócił się i zauważył ją. Uniósł brwi w niemym pytaniu.

- Mamy dwa lub trzy tygodnie. Nie więcej - wydusiła z siebie, dysząc jeszcze po szybkiej wędrówce do wieży.

- Ale na co? - spytał zdezorientowany.

- Na odczarowanie Famous. Potem po prostu się rozpadnie. Puf! Nie ma. Będzie martwa. - Wyrzucała z siebie zdania z prędkością karabinu maszynowego.

- Co!? - zawołał wstrząśnięty.

- Musimy szybko wykombinować tę zgodę...

- Albo pójść do biblioteki w nocy...

- Żartujesz sobie! - krzyknęła. - Jak chcesz, to proszę bardzo, ale ja nie przyłożę do tego ręki!

- Dobra, dobra rozumiem. Swoją drogą, ten blondynek, co go przyprowadziła McGonagall, to twój brat?

- Tak, to Jason - odpowiedziała z ulgą, że tenat nielegalnych wypadów został skończony.

- Na pewno się cieszysz, że też jest w Gryffindorze, prawda? - Dołączył do rozmowy Remus.

- Oh, tak. Chociaż mama pewnie, by wolała, żeby był w Ravenclowie. No dobra, ja idę spać. Pomyśl o tej zgodzie, Syriuszu. Od tego zależy życie Famous.

A oto kolejne dwa rozdziały dla was. Jak wam się podoba wątek z bratem Ashley? Myślicie, że jej intencje à propos Lotty są szczere?
Lighteagle

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro