Rozdział 4: Bitwa o Hogwart

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł dzień, którego wszyscy się obawiali. Bitwa o Hogwart wisiała w powietrzu, a ciemne chmury gromadziły się nad zamkiem, zwiastując zbliżające się zniszczenie. Noc przed bitwą była chłodna i pełna napięcia. Hogwart przygotowywał się na najgorsze – uczniowie byli ewakuowani, a mury zamku wzmocnione zaklęciami ochronnymi.

Emily spędziła dzień, pracując nad wzmocnieniem starożytnych run, które miały chronić zamek. Była wyczerpana, ale wiedziała, że nie mogła sobie pozwolić na odpoczynek. Kiedy słońce zniknęło za horyzontem, udała się na Wieżę Astronomiczną, miejsce, które stało się ich schronieniem, gdy świat wydawał się upadać.

Severus czekał tam na nią, jak zawsze, opierając się o balustradę. Jego twarz była ściągnięta zmartwieniem, a w oczach kryła się determinacja, jakiej Emily nie widziała nigdy wcześniej.

— Jutro wszystko się zmieni — powiedział bez wstępu, gdy tylko Emily się zbliżyła.

— Wiem — odpowiedziała, stając obok niego i patrząc na ciemne niebo, na którym ledwo widoczne były gwiazdy.

Przez chwilę stali w ciszy, pozwalając, by chłodny wiatr rozwiewał ich włosy i chłodził ich twarze. Była to cisza pełna niewypowiedzianych słów i emocji, których żadne z nich nie potrafiło wyrazić.

— Emily... — zaczął Severus, ale urwał, jakby nie wiedział, jak dokończyć myśl.

Odwróciła się do niego, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Był to gest, który miał przynieść pocieszenie, ale jednocześnie przypominał jej, jak bardzo byli sobie bliscy, mimo że dzieliły ich tajemnice i niebezpieczeństwo.

— Cokolwiek się stanie, chcę, żebyś wiedziała... że to, co do ciebie czuję, jest prawdziwe. Ale musimy być ostrożni. Jutro wszystko się zmieni, i nie wiem, czy będziemy mogli wrócić do tego, co było — powiedział, a jego głos drżał nieznacznie.

Emily poczuła, jak serce ściska jej się w piersi. Była gotowa na bitwę, ale nie była gotowa na to, by stracić Severusa. Ich związek, choć pełen ryzyka, był tym, co trzymało ją przy zdrowych zmysłach w tych mrocznych czasach.

— Severusie, cokolwiek się stanie, przejdziemy przez to razem. Obiecaj mi, że wrócimy do tego miejsca, niezależnie od tego, jak potoczą się wydarzenia. Tutaj, na Wieży Astronomicznej. To będzie nasza przystań — powiedziała z determinacją, patrząc mu prosto w oczy.

Severus kiwnął głową, a w jego oczach pojawiła się iskra nadziei. Wiedział, że jutrzejszy dzień będzie decydujący, ale był gotów stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu, by móc wrócić do Emily.

— Obiecuję — odpowiedział cicho.

Ich dłonie złączyły się, a świat wokół nich na moment przestał istnieć. W tej chwili, w blasku księżyca, ich miłość była czymś więcej niż tylko ukrytym uczuciem – była obietnicą, że nawet w najciemniejszych chwilach można znaleźć światło.

Noc, która miała poprzedzić bitwę, była jak cisza przed burzą – pełna napięcia, nasycona emocjami, które ledwo dało się utrzymać na wodzy. Emily i Severus stali obok siebie na Wieży Astronomicznej, a każdy podmuch wiatru zdawał się przynosić z sobą przedsmak tego, co miało nadejść.

Severus, choć na pozór opanowany, krył w sobie burzę myśli. Jego ręka zacisnęła się mocniej na dłoni Emily, jakby w ten sposób chciał zapewnić siebie, że jest realna, że to, co czuje, nie jest snem. W jego sercu tliło się przekonanie, że nadchodząca walka będzie największym sprawdzianem nie tylko dla niego, ale i dla ich miłości.

— Emily — odezwał się po raz kolejny, starając się ukryć drżenie w głosie. — Nie wiemy, co przyniesie jutro. Jeśli nie uda mi się... wrócić, jeśli coś się stanie...

Emily przerwała mu natychmiast, jej głos pełen determinacji.

— Nie mów tak. Wrócisz. Musisz wrócić.

Severus spuścił wzrok, wiedząc, że nie mógł dać jej takiej pewności, ale jej wiara była tym, czego teraz potrzebował. Wziął głęboki oddech, po czym delikatnie przyciągnął ją do siebie. Przytulili się, a ich ciała na chwilę stały się jednym, jakby w tej chwili mogli uciec od nadchodzącego koszmaru.

— Jeśli mnie nie będzie... — zaczął, ale Emily przycisnęła palec do jego ust, przerywając mu.

— Będziesz — powiedziała stanowczo. — Jesteś częścią mnie, Severusie. Nie pozwolę ci odejść.

Jej słowa brzmiały jak zaklęcie, jakby mogły zapewnić im ochronę przed wszystkim, co miało nadejść. Severus patrzył na nią przez chwilę, a potem skinął głową, akceptując jej wolę, nawet jeśli wiedział, że rzeczywistość może okazać się inna.

Chwilę później, w oddali rozległ się dźwięk rogu, sygnalizujący zbliżającą się bitwę. Emily poczuła, jak serce przyspiesza jej z każdym uderzeniem, ale nie było czasu na strach. Oboje wiedzieli, że ich miejsce jest na polu bitwy – razem, niezależnie od wszystkiego.

— Czas — powiedział Severus, odrywając się od Emily. W jego oczach pojawił się cień dawnych emocji, ale teraz musiał odłożyć je na bok, by skupić się na tym, co nieuniknione.

Emily skinęła głową, czując, jak zimny wiatr owiewa jej twarz. Przez chwilę patrzyli na siebie, a potem, nie mówiąc już nic, zeszli z Wieży Astronomicznej, schodząc do zamku, który już przygotowywał się na starcie.

Kiedy dotarli do Wielkiej Sali, chaos zdawał się narastać. Członkowie Zakonu Feniksa, nauczyciele i starsi uczniowie szykowali się do obrony. Każdy wiedział, co ma robić, każdy był na swoim miejscu. W tej chwili Hogwart był bardziej zjednoczony niż kiedykolwiek wcześniej.

Severus i Emily rozdzielili się w ciszy, nie potrzebując słów, by wiedzieć, co teraz nastąpi. On musiał odegrać swoją rolę, której Emily do końca nie rozumiała, ale akceptowała z całym zaufaniem, jakie do niego miała. Wiedziała, że Severus musi działać zgodnie z planem, którego szczegóły były przed nią ukryte.

Zanim zniknął w tłumie, Severus zatrzymał się i spojrzał na nią po raz ostatni. W jego oczach była mieszanka emocji – miłość, troska, ale też coś, co mogło być prośbą o wybaczenie. Potem odwrócił się i zniknął w tłumie, a Emily została sama, choć wiedziała, że tak naprawdę nie jest sama.

Przeszła przez salę, szukając swojego miejsca. Wiedziała, że jej zadaniem będzie obrona zamku, który przez lata stał się jej domem. W jej rękach leżało teraz bezpieczeństwo nie tylko jej, ale też tych, którzy na nią liczyli.

Bitwa wybuchła nagle, jak gwałtowna burza. Zaklęcia przecinały powietrze, mury Hogwartu drżały pod naporem ataków, a krzyki i odgłosy walki mieszały się w jednym, przerażającym wrzasku. Emily walczyła u boku innych, czerpiąc siłę z myśli o Severusie, który gdzieś tam również walczył, robiąc wszystko, by wypełnić swoją misję.

Czas zdawał się zlewać w jedno, a każdy cios, każde zaklęcie stawało się częścią brutalnego tańca, którego stawką było ich życie. Emily nie miała chwili na odpoczynek, ale nie czuła zmęczenia – jedynie determinację. Myśl o powrocie na Wieżę Astronomiczną, do miejsca, które obiecali sobie jako swoją przystań, była tym, co trzymało ją na nogach.

W pewnym momencie, pośród chaosu, Emily zobaczyła coś, co przyciągnęło jej uwagę. W oddali, na drugim końcu sali, zauważyła postać, którą poznałaby wszędzie. Severus, otoczony przez Śmierciożerców, walczył z determinacją, ale było jasne, że z każdą chwilą jego siły słabły.

Emily poczuła, jak jej serce przyspiesza. Nie myśląc, ruszyła w jego stronę, próbując przedrzeć się przez tłum. Walka wokół niej stawała się coraz bardziej intensywna, ale nic nie mogło jej powstrzymać. Musiała dotrzeć do Severusa, zanim będzie za późno.

Kiedy była już blisko, zauważyła, że Severus został otoczony, a jeden z Śmierciożerców podniósł różdżkę, gotów zadać decydujący cios. Emily krzyknęła, próbując rzucić zaklęcie, ale czas zdawał się zwalniać, a wszystko wokół niej zamieniało się w rozmazany obraz.

W ostatniej chwili Severus spojrzał w jej stronę, ich oczy spotkały się. W jego spojrzeniu była desperacja, ale też coś, co przypominało... determinację.

W momencie, gdy Śmierciożerca wypowiedział zaklęcie, Severus, wykorzystując ostatnie resztki swojej mocy, wykonał gwałtowny ruch różdżką, kierując zaklęcie w stronę wroga. Potężny błysk oślepił na chwilę Emily, a kiedy odzyskała wzrok, zobaczyła, jak Śmierciożerca pada na ziemię, trafiony przez własne zaklęcie.

Severus osunął się na kolana, wyraźnie wyczerpany. Emily natychmiast znalazła się przy nim, chwytając go za ramiona.

— Severusie! — krzyknęła, jej głos pełen ulgi, ale i przerażenia. — Żyjesz, dzięki Bogu!

Severus spojrzał na nią, a w jego oczach pojawił się delikatny uśmiech. Był blady i zmęczony, ale żył. Emily pomogła mu wstać, a on, mimo bólu, oparł się na niej, trzymając różdżkę w gotowości.

— Obiecałem ci — wyszeptał, starając się zachować siły. — Obiecałem, że wrócę.

Emily przytuliła go mocno, a ich serca biły w jednym rytmie, zjednoczone w tej chwili nadziei i miłości. Walka wokół nich trwała, ale teraz mieli nową energię, wiedząc, że razem mogą stawić czoła każdemu zagrożeniu.

— Musimy iść — powiedziała Emily, pomagając Severusowi i prowadząc go w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. — Znajdziemy bezpieczne miejsce, a potem wrócimy, by walczyć dalej.

Severus skinął głową, a jego oczy, choć zmęczone, błyszczały determinacją. Wiedzieli, że bitwa jeszcze się nie skończyła, ale byli gotowi na wszystko. Trzymając się blisko siebie, skierowali się w stronę Wieży Astronomicznej, gdzie zaczęli swoją wspólną noc i gdzie, mimo chaosu, nadal mieli nadzieję na przyszłość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro